ПАДЕНИЕ ЦЕН НА НЕФТЬ УДАРИТ РОССИЮ

gf24.pl 3 дни назад

Oskarżany wiecznie o sprzyjanie Rosji Donald Trump robi zdecydowanie więcej niż jego poprzednik, aby Kreml rzeczywiście odczuł skutki nałożonych sankcji.

Praktykowana w świecie zachodnim od wielu lat taktyka walki politycznej nakazuje oskarżać przeciwnika o tajne związki z Władimirem Putinem i sprzyjanie Rosji. W Europie nierzadko stosują ją dokładnie ci politycy, którzy przez wiele lat utrzymywali z Federacją Rosyjską przyjacielskie relacje i przekonywali, iż nie stanowi ona dla nikogo żadnego zagrożenia.

Polowanie na sojuszników Kremla

Ofiarą tego zabiegu już w czasie swojej pierwszej kadencji stał się Donald Trump, ale po jego powrocie na urząd starania, aby uczynić z niego wręcz sojusznika Kremla, wzmogły się jeszcze bardziej. We wrogich mu mediach niemal każda podejmowana przez Biały Dom decyzja zyskuje interpretację działania rzekomo motywowanego dobrem wschodniego imperium, choćby jeżeli w oczywisty sposób jest zupełnie inaczej.

Z całą pewnością na nieprzychylne zarzuty naraził się sam Trump, w którego otoczeniu znajduje się grupka polityków przejawiających zadziwiająco optymistyczne stanowisko względem Rosji. Do jego ubiegłorocznego zwycięstwa wyborczego nie doszłoby także prawdopodobnie bez wykorzystania retoryki uderzającej ściśle w Ukrainę i zdejmującej odpowiedzialność za agresję z Federacji Rosyjskiej. Sam Trump nie pozostawiał jednak nigdy złudzeń co do tego, jak należy traktową państwo Putina.

Kolejną okazję do tego, aby bezpodstawnie zaatakować amerykańskiego prezydenta, stworzyła rozpętana przez niego wojna celna. Nadgorliwi komentatorzy błyskawicznie odnotowali fakt, iż Stany Zjednoczone nałożyły cła na choćby niewielkie państwa, oszczędzając jednak Rosję. Osobom tym zabrakło niestety uczciwości, aby wspomnieć, iż przecież Federacja Rosyjska już od miesięcy jest dotknięta amerykańskimi sankcjami dużo silniejszymi niż jakiekolwiek cła. Rosyjski eksport do Stanów Zjednoczonych pozostaje na niskim poziomie: przez lata jego wartość nie przekraczała 10 mld dol., a w ciągu ostatnich dwóch lat spadła poniżej 5 mld dol. Rosja sprzedaje dziś do USA mniej towarów niż choćby małe europejskie państwa.

Cłami w ropę

Powszechnie znanym faktem jest to, iż finanse rosyjskiego państwa zależą najmocniej od sprzedaży ropy i gazu. W czasach prezydentury Bidena amerykańskie państwo miało do dyspozycji wszelkie możliwe instrumenty, aby przymusić Kreml do ustępstwa – wystarczyło jedynie zbić ceny ropy zdecydowanie poniżej 50 dol za baryłkę. Aby tak się mogło stać, należało wywrzeć odpowiedni nacisk na kraje OPEC, zwiększyć wydobycie w samych Stanach Zjednoczonych (największym producencie świata), ograniczyć działalność tzw. floty widmo sprzedającej surowiec z pominięciem sankcji lub wywołać wojnę handlową.

W sposób całkowicie niezamierzony polityka Donalda Trumpa doprowadziła bowiem do spadków cen ropy na światowych rynkach. Trwające od kilku tygodni poruszenie wywołało spadki na światowych giełdach, poprawę notowań amerykańskich obligacji czy też duże spadki wartości walut rynków wschodzących. Rykoszetem uderzona została także cena ropy naftowej, ponieważ niepewność związana z celną zawieruchą zachwiała spodziewanym popytem na surowcach.

Wszystko to przyczyniło się do tego, iż Federacja Rosyjska znalazła się w ostatnim czasie pod jeszcze większą presją ekonomiczną. Trwająca od ponad trzech lat wojna odciska na budżecie trwałe piętno, zmuszając do rekordowych wydatków na cele militarne (stanowiących choćby 30 proc. całego budżetu), ale rosyjski rząd nauczył się radzić sobie z większością przeciwności. Wojna celna Trumpa zburzyła tę „małą stabilizację”, uderzając jednocześnie w walutę, surowce i giełdę. Wszystko to może się okazać zaledwie przejściowym zamieszaniem, ale też trudno sobie dziś wyobrazić całkowicie neutralne dla światowej gospodarki zakończenie obecnej wojny handlowej.

Wiele osób chciałoby widzieć w Trumpie wręcz wspólnika Władimira Putina, a tymczasem jego poczynania sprawiają, iż Stany Zjednoczone zyskują właśnie dodatkowe środki nacisku w ramach prowadzonych rozmów pokojowych. O prawdziwej sile amerykańskiego państwa świadczy to, iż pod rządami Trumpa możliwe było jednostronne wypowiedzenie wojny celnej dosłownie całemu światu. Ta sama siła może zostać z powodzeniem użyta także przeciwko rosyjskiemu państwu, jeżeli nie będzie zmierzało w negocjacjach ku zakończeniu wojny. Trump powiedział już kilkakrotnie wprost, iż jest w stanie obniżyć ceny ropy do poziomu, który będzie dla Kremla zabójczy i nie ma powodów, by nie wierzyć, iż tak właśnie uczyni w razie konieczności.

Pokój w trzy dni

Choć wciąż zbyt wcześnie, aby przesądzać, iż tak się właśnie stanie, wiele wskazuje na to, iż do podjęcia zdecydowanych kroków skłoni wreszcie Trumpa postawa Rosji, która na razie nie kwapi się do zawarcia pokoju. Trump obiecał swoim wyborcom, iż zakończy konflikt w trybie ekspresowym, ale zamiast zakończyć wojnę w trzy dni, nie potrafi wywiązać się ze swojego zobowiązania już niemal trzy miesiące. Nie jest tajemnicą to, iż szukając oszczędności i dążąc do ograniczenia inflacji, największy sukces osiągnąłby, właśnie wykreślając z federalnego budżetu wydatki na wojnę na Ukrainie.

W budżecie Federacji Rosyjskiej na obecny rok zaplanowano, iż cena ropy ural wyniesie ok. 69 dol. za baryłkę. w tej chwili wynosi ona poniżej 50 dol., co w samym tylko marcu przełożyło się spadek przychodów ze sprzedaży surowców aż o 17 proc. W przeszłości cena ropy spadała już do podobnego poziomu choćby w czasach pandemii czy też przed dwoma laty, ale tym razem na czele Stanów Zjednoczonych stoi przywódca, który jest wystarczająco konsekwentny w swoich działaniach, aby doprowadzić do jeszcze bardziej drastycznych spadków.

Nagły spadek światowych cen ropy o ok. 10 dol. nie mógł nie zostać nieodnotowany przez Kreml. Na początku tygodnia do sprawy odniosła się choćby szefowa rosyjskiego banku centralnego Elwira Nabiulina, która przyznała, iż sytuacja może budzić niepokój. Zarządczyni Banku Rosji stwierdziła przy tym wprost, iż z rosyjskiej perspektywy globalna wojna handlowa wywołana przez Donalda Trumpa stanowi spory kłopot ze względu na ograniczenia w światowej wymianie towarowej i związanym z tym spadkiem popytu na źródła energii.

Tej prostej zależności mainstreamowi komentatorzy na razie nie chcą zauważyć, w zamian forsując swoją narrację o rzekomo sprzyjającym Rosji Trumpie. W rzeczywistości wielką przysługę Władimirowi Putinowi wyrządzają w tej chwili w szczególności liderzy Unii Europejskiej, którzy dążą do jak największej antagonizacji relacji transatlantyckich w celu zbudowania europejskiego państwa federalnego. Na dodatek, jak przecież dobrze wiadomo, Niemcy, Francja i wiele innych państw, których elity tak zawzięcie krytykują Trumpa, tak naprawdę wciąż utrzymują z Rosją rozbudowane kontakty handlowe przy pomocy państw trzecich.

Jeszcze kilka lat temu oficjalna narracja państw zachodnich głosiła, iż najbardziej skuteczna walka z „rosyjską stacją benzynową” polega na realizacji polityki Zielonego Ładu, postulującego odejście od paliw kopalnych. Dziś wszelkiego rodzaju zielone polityki coraz szybciej bankrutują, a prawdziwą drogę do wygrania konfliktu ekonomicznego z Rosją wskazuje Trump, który ze swoim „drill, baby, drill” narzuca Kremlowi tempo, za którym ten nie będzie w stanie nadążyć.

Читать всю статью