

Wielu Norwegów przez cały czas jest zdecydowanie przeciwnych członkostwu w UE. Bogaty w ropę kraj obawia się, iż stanie się płatnikiem netto. Teraz jednak debata rozgorzała na nowo — i staje się kluczową kwestią wyborczą. Aby przekonać sceptyków, musiałby się jednak spełnić pewien scenariusz.
„Norwegia musi przystąpić do UE”
Norwescy politycy od lat unikają tematu członkostwa w UE. Referendum w sprawie członkostwa nie powiodło się już dwukrotnie, ostatnio w listopadzie 1994 r., i mało kto chciał choćby rozważać trzecią próbę. Aż do teraz.
Odkąd Donald Trump powrócił do Białego Domu, a jego agresywna polityka zagraniczna nie ominęła choćby najbliższych partnerów, w Norwegii pojawia się coraz więcej głosów nawołujących do wznowienia debaty na temat członkostwa w UE. Na kilka miesięcy przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi kwestia ta trafiła również na arenę polityczną — i może stać się głównym pytaniem w kampanii wyborczej.
„Jeśli świat zmienił się tak dramatycznie w tak krótkim czasie, norwescy politycy muszą podjąć odpowiednie działania. Norwegia musi przystąpić do UE”, komentuje dziennik „Verdens Gang”. Pozostanie poza najsilniejszą demokratyczną wspólnotą to „hazard”. Podobne apele, ale także zdecydowane głosy sprzeciwu, można w tej chwili znaleźć we wszystkich głównych mediach w kraju.
— UE od dawna nie trafiała na pierwsze strony norweskich gazet tak często — mówi Carine Germond, profesor studiów europejskich na Norweskim Uniwersytecie Nauki i Technologii w Trondheim. — Dużym bodźcem jest Trump. Zwłaszcza od czasu wojny celnej ponownie rozgorzała debata na temat członkostwa w UE — dodaje.
Norwegia początkowo otrzymała niższe cła niż UE w ramach rundy taryfowej Trumpa, ale jest również silnie dotknięta wpływem na rynek UE ze względu na bliskie powiązania gospodarcze. Jako członek Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG) i strefy Schengen, kraj ten ma bezpośredni dostęp do jednolitego rynku; ponad dwie trzecie norweskiego eksportu trafia do UE.
Amerykańskie cła wywierają presję na Oslo
W zamian kraj musi przyjąć wiele regulacji z Brukseli. Ponad 90 proc. przepisów UE ma w tej chwili zastosowanie również w Norwegii — cła importowe są jednym z niewielu wyjątków, które mają przede wszystkim na celu ochronę krajowego rolnictwa. Oslo nie ma formalnego wpływu na negocjacje i przyjmowanie tych przepisów.
Może to być potencjalnie zgubą kraju w sytuacjach takich jak konflikt celny: Norwegia musi mieć nadzieję, iż UE uwzględni również norweskie interesy w ewentualnych środkach zaradczych. W związku z tym premier Jonas Gahr Store udał się w pośpiechu do Brukseli niedługo po ogłoszeniu karnych ceł, aby spotkać się z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen w celu omówienia wspólnej odpowiedzi.
Zwolennicy przystąpienia Norwegii do UE argumentują, iż miałaby ona miejsce przy stole negocjacyjnym i nie byłaby zależna od dobrej woli Brukseli. Z drugiej strony, sceptycy twierdzą, iż rezygnacja z suwerenności narodowej może zaszkodzić krajowej gospodarce. Bogaty w surowce kraj posiada państwowy fundusz majątkowy wart miliardy — i obawia się, iż w przypadku przystąpienia stałby się płatnikiem netto.
Kwestia korzyści gospodarczych wynikających z członkostwa w UE jest dobrze znanym dylematem, który od dziesięcioleci dzieli Norwegię na dwa obozy. Jednak odkąd Trump objął urząd, do kwestii gospodarczych dołączył drugi, potencjalnie decydujący wymiar: bezpieczeństwo narodowe.
Utrzymujące się zainteresowanie prezydenta USA Grenlandią, która należy do Danii, oraz werbalne ataki na partnerów z NATO podnoszą również w Norwegii kwestię tego, w jakim stopniu można przez cały czas polegać na partnerstwie transatlantyckim — i czy zdolności obronne Norwegii nie byłyby lepiej pozycjonowane jako członek UE.