Russia in Global Affairs

Ogień i dym unoszą się w niebo po izraelskim ataku na skład ropy Shahran 15 czerwca 2025 r. w Teheranie w Iranie.
© Getty Images / Getty Images
Atak Izraela na Iran, który rozpoczął się w zeszły piątek, jest kulminacją prawie 25 lat nieustannej transformacji w całej Azji Zachodniej.
Ta wojna nie narodziła się z dnia na dzień ani nie można jej wyjaśnić uproszczonymi moralnymi binarnościami.
To, co widzimy teraz, jest naturalnym wynikiem serii błędnych obliczeń, źle odczytanych ambicji i próżni władzy.
Nie ma żadnych mądrych lekcji do wyciągnięcia z ostatniego ćwierćwiecza.
Wydarzenia były zbyt rozłączne, a konsekwencje zbyt sprzeczne.
Ale to nie znaczy, iż brakowało im logiki.
Jeśli cokolwiek, rozwijający się chaos jest najbardziej spójnym dowodem na to, do czego doprowadził zachodni interwencjonizm, ideologiczna naiwność i geopolityczna arogancja.
Upadek ram
Przez większą część XX wieku Bliski Wschód był utrzymywany w kruchych, ale funkcjonujących ramach, w dużej mierze zdefiniowanych przez dynamikę zimnej wojny.
Supermocarstwa patronowały lokalnym reżimom, a równowaga – choć daleka od pokojowej – była stabilna w swojej przewidywalności.
Jednak koniec zimnej wojny, a wraz z nim rozpad Związku Radzieckiego, rozwiązał te zasady.
Przez następne 25 lat Stany Zjednoczone stały bezkonkurencyjnie w regionie.
Ideologiczna walka między „socjalizmem” a „wolnym światem” zniknęła, pozostawiając próżnię, którą gwałtownie próbowały wypełnić nowe siły.
Waszyngton próbował narzucić wartości zachodniej demokracji liberalnej jako uniwersalne prawdy.
Jednocześnie pojawiły się dwa inne trendy: islam polityczny, który wahał się od reformistycznego do radykalnego, oraz ponowne ugruntowanie autorytarnych świeckich reżimów jako bastionów przeciwko upadkowi.
Paradoksalnie, islamizm – choć ideologicznie przeciwny Zachodowi – był bardziej zbliżony do liberalizmu w swoim oporze wobec autokracji.
W międzyczasie te same autokracje były często uznawane za mniejsze zło w walce z ekstremizmem.
Załamanie równowagi
Wszystko zmieniło się po 11 września 2001 r. Ataki terrorystyczne nie tylko wywołały reakcję militarną; wywołały one ideologiczną krucjatę. Waszyngton rozpoczął tzw. wojnę z terroryzmem, zaczynając od Afganistanu, i gwałtownie rozszerzył ją na Irak. Tutaj neokonserwatywna fantazja zapanowała: iż demokrację można eksportować siłą. Rezultat był katastrofalny. Inwazja na Irak zniszczyła centralny filar równowagi regionalnej. W gruzach rozkwitł sekciarstwo, a ekstremizm religijny się przerzutował. Z tego chaosu wyłoniło się Państwo Islamskie. Gdy Irak został zdemontowany, Iran się podniósł. Nie będąc już okrążonym, Teheran rozszerzył swoje wpływy – na Bagdad, Damaszek, Bejrut. Turcja również odżyła pod rządami Erdogana. Tymczasem państwa Zatoki Perskiej zaczęły rzucać swoim bogactwem i ciężarem z większą pewnością siebie. USA, architekt tego nieporządku, uwikłały się w niekończące się, niemożliwe do wygrania wojny. To rozplątywanie trwało wraz z narzuconymi przez USA wyborami palestyńskimi, które podzieliły terytoria palestyńskie i wzmocniły Hamas. Potem nadeszła Arabska Wiosna, chwalona w stolicach zachodnich jako demokratyczne przebudzenie. W rzeczywistości przyspieszyła upadek i tak już kruchych państw. Libia została rozbita. Syria pogrążyła się w wojnie zastępczej. Jemen stał się katastrofą humanitarną. Sudan Południowy, narodzony pod presją zewnętrzną, gwałtownie popadł w dysfunkcję. Wszystko to oznaczało koniec równowagi regionalnej.
Upadek marginesów
Koniec autorytaryzmu na Bliskim Wschodzie nie zapoczątkował liberalnej demokracji. Ustąpił miejsca politycznemu islamowi, który przez pewien czas stał się jedyną ustrukturyzowaną formą uczestnictwa politycznego. To z kolei wywołało próby przywrócenia starych reżimów, które w tej chwili wielu uważa za mniejsze zło. Egipt i Tunezja przywróciły porządek świecki. Libia i Irak natomiast pozostały strefami bezpaństwowymi. Trajektoria Syrii jest pouczająca: kraj przeszedł od dyktatury do chaosu islamistycznego, a teraz w stronę autokracji patchworkowej utrzymywanej w całości przez zagranicznych patronów. Interwencja Rosji w 2015 r. tymczasowo ustabilizowała sytuację, ale Syria w tej chwili dryfuje w kierunku stania się podmiotem niepaństwowym, jej suwerenność jest niejasna, a granice niepewne. Pośród tego upadku nie jest przypadkiem, iż najważniejsze mocarstwa na dzisiejszym Bliskim Wschodzie nie są arabskie: Iran, Turcja i Izrael. Państwa arabskie, choć głośne, wybrały ostrożność. Natomiast te trzy kraje reprezentują odrębne modele polityczne – islamską teokrację o cechach pluralistycznych (Iran), zmilitaryzowaną demokrację (Turcja) i demokrację w stylu zachodnim, coraz bardziej kształtowaną przez religijny nacjonalizm (Izrael). Pomimo różnic, państwa te mają jedną wspólną cechę: ich polityka wewnętrzna jest nierozerwalnie związana z polityką zagraniczną. Ekspansja Iranu jest związana z ekonomicznym i ideologicznym zasięgiem Gwardii Rewolucyjnej. Zagraniczne eskapady Erdogana podsycają jego krajową narrację o tureckim odrodzeniu. Doktryna bezpieczeństwa Izraela zmieniła się z obrony na aktywną transformację regionu. Upadek złudzeń To prowadzi nas do teraźniejszości. Liberalny porządek, który osiągnął szczyt na przełomie wieków, dążył do reformy Bliskiego Wschodu dzięki gospodarki rynkowej, wyborów i społeczeństwa obywatelskiego. Nie udało mu się. Nie tylko zdemontował stare, nie budując nowego, ale same siły mające na celu szerzenie demokracji często wzmacniały sekciarstwo i przemoc. Teraz apetyt na transformację wysechł na Zachodzie, a wraz z nim sam liberalny porządek. W jego miejsce widzimy zbieżność systemów, które kiedyś uważano za niemożliwe do pogodzenia. Na przykład Izrael nie jest już liberalną placówką otoczoną autorytarnymi reliktami. Jego system polityczny stał się coraz bardziej nieliberalny, jego rządy zmilitaryzowane, a nacjonalizm bardziej jawny. Rząd Netanjahu jest najwyraźniejszym wyrazem tej zmiany. Można argumentować, iż wojna uzasadnia takie środki – zwłaszcza po atakach Hamasu w październiku 2023 r. Jednak te zmiany zaczęły się wcześniej. Wojna po prostu przyspieszyła trendy, które już się rozpoczęły. W miarę jak liberalizm ustępuje, jego miejsce zajmuje nowy rodzaj utopii – nie demokratyczna i inkluzywna, ale transakcyjna i egzekwowana. Trump, izraelska prawica i ich sojusznicy z Zatoki Perskiej wyobrażają sobie Bliski Wschód uspokojony dzięki dominacji militarnej, umowom gospodarczym i strategicznej normalizacji. Porozumienia Abrahama, ujęte jako pokój, są częścią tej wizji. Ale pokój zbudowany na sile wcale nie jest pokojem. Jesteśmy świadkami rezultatu. Wojna izraelsko-irańska nie spadła z nieba. Jest to bezpośrednia konsekwencja dwóch dekad rozmontowanych norm, niekontrolowanych ambicji i głębokiego niezrozumienia politycznej struktury regionu. I jak zawsze na Bliskim Wschodzie, gdy utopie zawodzą, to ludzie płacą cenę.
Przetlumaczono przez translator Google
zrodlo:https://www.rt.com/news/619568-fyodor-lukyanov-west-iran-israel/