Лукашенко закручивает гайки. Именно так он хочет «выиграть» выборы. «Протест невозможен»

news.5v.pl 3 часы назад

Poprzednie wybory, w sierpniu 2020 r., zakończyły się najbardziej masowymi protestami we współczesnej historii kraju — i najbardziej masowymi represjami. W ciągu czterech i pół roku dziesiątki tysięcy Białorusinów zostało zatrzymanych, przesłuchanych, pobitych, ukaranych grzywną, skazanych, pozbawionych pracy, a setki tysięcy opuściło kraj. Aleksander Łukaszenko najwyraźniej przez cały czas nie otrząsnął się z traumy 2020 r. i robi wszystko, aby zapobiec powtórce.

Jak będzie wyglądać głosowanie?

Dzień głosowania zaplanowano na 26 stycznia. Stowarzyszenie byłych białoruskich stróżów prawa Belpol twierdzi, iż 97 proc. szefów komisji wyborczych już wcześniej brało udział w fałszerstwach. Belpol podkreśla, iż po raz pierwszy w nadchodzących wyborach nie będzie niezależnej obserwacji i demokratycznych kandydatów opozycji. Nie będzie również lokali wyborczych za granicą; Białorusini mieszkający poza krajem są zaproszeni do przyjazdu do ojczyzny w celu głosowania.

Zabronione jest robienie zdjęć lub nagrywanie wideo kart do głosowania: w wyborach w 2020 r. to właśnie liczne zdjęcia kart do głosowania stały się dowodem oszustwa.

Kto kandyduje?

Aleksander Łukaszenko, który rządzi od 1994 r., zostanie „ponownie wybrany” na siódmą kadencję z rzędu. W październiku powiedział, iż pójdzie do urn „jeśli zwolennicy powiedzą, iż jest to konieczne, a na pewno tak będzie”. Cztery dni później w Białorusi rozpoczął się flash mob „Nado”, którego uczestnicy rzekomo dobrowolnie przekonywali Łukaszenkę, iż powinien kandydować (choć nie było potrzeby go przekonywać: do tego czasu złożył już dokumenty do CKW). Łukaszenko twierdził, iż „nie było to coś zorganizowanego”, ale ostatecznie „Nado” stało się hasłem jego kampanii wyborczej.

Łukaszenko będzie miał czterech rywali. W niezależnych mediach określa się ich mianem „podbrzusza”: sam fakt, iż dopuszczono ich do startu, świadczy o tym, iż władze nie uważają ich za niebezpiecznych. Za najbardziej „opozycyjną” uważa się Hannę Kanapacką, byłą deputowaną, która w 2019 r. zaproponowała ustawę o gwarancjach bezpieczeństwa Łukaszenki, a w 2020 r. wzięła udział w wyborach prezydenckich, oficjalnie otrzymując trzecie miejsce i 1,68 proc. głosów. Kanapacka idzie do wyborów z obietnicą uwolnienia więźniów politycznych — choć nie nazywa ich więźniami politycznymi ani nie krytykuje Łukaszenki.

Inni kandydaci to:

  • Sierhiej Syrankow, pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Białorusi. Powiedział, iż idzie do wyborów „nie zamiast, ale razem z prezydentem”, zaproponował wszczęcie spraw karnych przeciwko przedstawicielom LGBTQ+ i przywrócenie pomników Stalina.
  • Aleh Hajdukiewicz, lider Partii Liberalno-Demokratycznej. Można go nazwać dziedzicznym „rywalem” Łukaszenki: jego ojciec trzykrotnie uczestniczył w kampaniach wyborczych. Hajdukiewicz uważa, iż „w wyborach powinni brać udział tylko patrioci”, aby „wrogowie spojrzeli na kandydatów na prezydenta i zdali sobie sprawę, iż w tym kraju nie ma nic do złapania”.
  • Aleksander Chiżniczak, szef Republikańskiej Partii Pracy i Sprawiedliwości. Najbardziej „niewidzialny” z kandydatów. Prawie nigdy nie wypowiada się publicznie, a jego partia ma mniej niż 200 subskrybentów na Telegramie (nie jest reprezentowana w innych sieciach społecznościowych).
Dalszy ciąg materiału pod wideo

Dwóch innych potencjalnych kandydatów wycofało się z wyścigu wyborczego, mówiąc, iż konieczne jest „ratowanie kraju” i „jesteśmy drużyną naszego prezydenta”.

Co na to opozycja?

Opozycja nazwała głosowanie „nie-wyborami” i wezwała ludzi do głosowania przeciwko wszystkim.

— W społeczeństwie, w którym represje nie ustały od czterech lat, jakikolwiek protest jest teraz niemożliwy, choćby pokojowy. Ale Białorusini mają prośbę o zrobienie czegoś w tym dniu. Jasne jest, iż nikt nie będzie liczył głosów, jasne jest, iż nie będzie uczciwych obserwatorów. Ale wiemy też, iż w Białorusi istnieje praktyka podwożenia ludzi do lokali wyborczych, aby pokazać masowe uczestnictwo i tak dalej. Dlatego prosimy tych, którzy docierają do lokali wyborczych w celu pseudogłosowania, aby głosowali przeciwko wszystkim — powiedziała liderka opozycji Swiatłana Cichanouska.

Po wyznaczeniu wyborów prezydenckich została ona zapytana, czy przejdzie przez jakiekolwiek procedury. Odpowiedziała, iż nie. — Nasza rewolucja polegała na wolnych i uczciwych wyborach. A ludzie dali mi mandat do momentu, w którym te wybory będą mogły zostać zorganizowane — dodała.

Chociaż nie jest to możliwe, Cichanouska i jej współpracownicy pracują nad projektem tzw. paszportu Nowej Białorusi. Wnioski o jego wydanie zaczną być przyjmowane w dniu wyborów, 26 stycznia. Jest to od dawna zapowiadany dokument, który mógłby ułatwić życie Białorusinom z wygasłymi paszportami — gdyby był uznawany przez inne kraje. Na razie jednak paszport Nowej Białorusi nie ma oficjalnego statusu, a jego wartość jest raczej symboliczna. Istnieją inne pytania dotyczące projektu — od kosztów po bezpieczeństwo.

A co z więźniami politycznymi?

W 2024 r., po raz pierwszy od wyborów w 2020 r., Łukaszenko zaczął uwalniać więźniów politycznych — jak uważają analitycy, próbując przyciągnąć uwagę Zachodu. Od czerwca ułaskawił 250 osób. Wśród nich nie było jednak najbardziej znanych więźniów politycznych, a niektórym z nich brakowało zaledwie kilku tygodni do zakończenia kary.

Sean Gallup / Getty Images

Aleksander Łukaszenko, listopad 2024 r.

Czy represje będą kontynuowane?

Po wyborach i protestach w 2020 r. represje nie ustały, a w 2024 r. przybrały jeszcze większy zasięg. Jak wyliczyli obrońcy praw człowieka z Wiosny, w 2024 r. w Białorusi skazano 1721 osób w sprawach karnych politycznych, a 5,8 tys. osób — w sprawach administracyjnych. W więzieniach przebywa ponad 1,2 tys. więźniów politycznych, w tym co najmniej 30 rodzin.

To nie wszystko: w 2024 r. białoruskie sądy wydały prawie 1,5 tys. decyzji o uznaniu materiałów za „ekstremistyczne”, co stanowi prawie 40 proc. wszystkich takich decyzji podjętych od 2008 r. Białorusini, którzy są prześladowani z powodu polityki, przez cały czas są bici i torturowani, odmawia się im opieki medycznej. Organy ścigania wywierają presję na tych, którzy wyjechali: grożą im za pośrednictwem posłańców, starają się o ich ekstradycję z innych państw, zastraszają krewnych w Białorusi i zatrzymują ich w przypadku powrotu do kraju.

A to jeszcze nie wszystko: śruby zostały jeszcze bardziej dokręcone przed wyborami (trudno sobie wyobrazić protesty w obecnej sytuacji, ale Łukaszenko twierdzi, iż wyciągnął wnioski z 2020 r. i zdał sobie sprawę, iż „władzy nie trzyma się wyciągniętymi rękami”). Jesienią gazeta „Nasza Niwa” donosiła, iż organy ścigania otrzymały rozkaz, aby „nikt nie pisnął”. Następnie w Białorusi miały miejsce „przedwyborcze” fale zatrzymań i przeszukań — i dotknęły one nie tylko tych, którzy byli już na celowniku po 2020 r. Na tym tle 60-letnia Swietłana Krutikawa, która była wielokrotnie karana z artykułów politycznych, popełniła samobójstwo z powodu presji milicji.

Jednocześnie 15 stycznia prokurator generalny Białorusi Andrej Szwed nieoczekiwanie oświadczył, iż siły bezpieczeństwa zidentyfikowały wszystkich „ekstremistów” w kraju; według niego zostali oni już skazani lub czekają na proces. Czy oznacza to koniec represji? Prawdopodobnie sam prokurator również tego nie wie.

Czy Łukaszenko na pewno „wygra”?

Nie ma powodu, by zakładać inaczej. Jego „zwycięstwo” jest przesądzone, pytanie tylko, ile procent głosów „wyciągnie” dla siebie — mówi analityk polityczny Aleksander Klaskowski.

Białoruski propagandysta Igor Tur napisał w listopadzie na Telegramie, iż Łukaszenko otrzyma ponad 90 proc. głosów. We wszystkich poprzednich wyborach jego wynik był bliski 80 proc. Tyle samo Łukaszenko uzyskał w wyborach w 1994 r. Uważa się, iż były to ostatnie wolne wybory prezydenckie we współczesnej historii Białorusi.

Jednak badanie białoruskich prorządowych socjologów, opublikowane 10 dni przed wyborami, mówi, iż 82,5 proc. Białorusinów jest rzekomo gotowych głosować na Łukaszenkę.

Co będzie dalej?

Felietonista portalu „Pozirk” Wiaczesław Korosten zakłada, iż po wyborach Łukaszenko będzie kontynuował próby „odwrócenia strony” i przywrócenia swojej legitymacji w oczach Zachodu — jeżeli nie na poziomie deklaratywnym (uznanie wyborów), to na poziomie faktycznym (powrót ambasadorów, handel).

Ale szanse na sukces są niewielkie: Łukaszenko jest zbyt zależny od Moskwy (według źródeł Meduzy „braterski uścisk” może niedługo stać się jeszcze mocniejszy) i za bardzo boi się powstrzymać represje. „Na swój sposób jest to racjonalne, ponieważ po 2020 r. Łukaszenko nie rozwiązał ani jednej sprzeczności między sobą a protestującymi. Nie zrobił ani jednego ustępstwa. Ani jednego kroku w ich stronę. Wręcz przeciwnie — odpowiedział przemocą i tylko zaostrzył antagonizm” — pisze Korosten.

Politolog Artem Szreibman uważa, iż Łukaszenko nie otrząsnął się psychicznie „z traumy spowodowanej przez 2020 r.”, a klimat w kraju nie stanie się bardziej swobodny pod jego rządami.

Читать всю статью