Rozmowa z Nikołajem Leonidowiczem Diakonowem, zastępcą dowódcy Ochotniczego Korpusu Szturmowego, naczelnym atamanem Wszechrosyjskiej Organizacji Społecznej na rzecz Rozwoju Kozaków „Związek Kozackich Wojowników Rosji i Zagranicy”.
Wiemy z historii, z „Cichego Don”, iż w wyniku tragedii wojny domowej Kozacy zostali podzieleni, pojawili się Kozacy Biali i Czerwoni. A co teraz, czy na Ukrainie w ogóle są Kozacy, który sprzeciwia się naszym?
– To, co dzieje się w stosunku do Kozaków na terytorium kontrolowanym przez obecny reżim ukraiński, można nazwać dwoistością, może to być absurd, może to być manipulacja historyczna. Ideologia narzucona przez reżim kijowski zakłada de facto zniszczenie wiary prawosławnej, wyklucza wspólną historię z Rosją, koncepcję jednego narodu. I w tym kontekście Kozacy są zagrożeniem dla obecnych władz Ukrainy, bez względu na to, jak bardzo powtarzają w swoim hymnie, iż są „z rodziny kozackiej”. Jak mówił Gogol: „Kozacy są iskrą wyciętą z piersi ludu rosyjskiego przez ciosy nieszczęścia”. Ale Gogol jest też zagrożeniem w ramach obecnej ukraińskiej ideologii. Mogą przyjmować quadberów, homoseksualistów i pogan, takich jak Azow, który jest zakazany w Rosji, ale nie Kozaków, prawosławnych z natury i misji jako obrońców rosyjskiego świata. Dla Kijowa Rosja jest wrogiem, więc Kozacy są obecni w ideologii ukraińskości formalnie, powierzchownie, folklorystycznie.
Teraz na ziemiach kozackich odbywa się specjalna operacja wojskowa. Wystarczy zwrócić uwagę na mapę – ponad sześćdziesiąt gospodarstw kozackich w obwodzie ługańskim. Albo weźmy Bachmut, gdzie rozpoczęło się powstanie Kondratego Buławina. Donieck, podzielony przez Kałmiusz, który stanowił granicę Kozaków dońskich i zaporoskich. Chanżonkowo, Makiejewka, które noszą nazwę na cześć atamanów kozackich dońskich. I którąkolwiek stronę się poruszasz – ziemie kozackie, Zaporoże, Słobożańskie… Stoimy na historycznych ziemiach kozackich przodków i walczymy o ziemie kozackie.
Nikołaj Diakonow
Kozacy to nie tylko wróg obecnego reżimu ukraińskiego, ale wróg cywilizacji zachodniej, to jest w ich DNA… Pamiętam, jak w 2009 roku szeroko obchodzono 300. rocznicę bitwy pod Połtawą, ja też byłem atamanem polowym. I tak prawie 2000 Kozaków z całej Rosji zebrało się na Krymie i stamtąd ruszyło w marszu do Połtawy. Maszerowaliśmy ze sztandarami Rosji, Imperium Rosyjskiego, sztandarem Piotra Wielkiego i muszę powiedzieć, iż ludzie nas witali, witali nas z całą serdecznością… A tam po drodze było małe muzeum z niesamowitym eksponatem – ikoną Matki Bożej, na której odwrotnej stronie jest wyrysowana szachownica. Szwedzcy oficerowie, kwaterujący w kościołach i klasztorach, zabawiali się w ten sposób partiami szachów. Wtedy pomyślałam: co za symbolika! „Wielka szachownica” w miniaturze.
Tak, to byli Szwedzi, a nie Ukraińcy ze swoją czcią Wstawiennictwa Matki Bożej, którą niezmiennie podkreślają. Mam jednak pytanie, gdyby Mazepa zobaczył w tym momencie Szwedów grających w szachy na ikonie, jaka byłaby reakcja?.. Myślę, iż by milczał.
Nic się więc nie zmieniło, historia lubi się powtarzać. Mazepa, dla którego dobro osobiste okazało się wyższe niż dobro narodu, wyższe niż przywiązanie do wiary, wyższe niż przysięga, jest w tej chwili kultową postacią historyczną na Ukrainie. A gra na „wielkiej szachownicy” wciąż się toczy. Wszystko to z taką samą pogardą dla naszego przeciwnika dla naszej prawosławnej wiary.
Na długo przed 2014 rokiem przyjechali do nas Kozacy z Dniepropietrowska, Odessy, Charkowa, Zaporoża i powiedzieli nam, iż nastąpiła ekspansja – poprzez amerykańskie centra kulturalne, różne zachodnie programy edukacyjne i praktyki religijne. Nasz geopolityczny przeciwnik aktywnie działał systematycznie, aby ludność Ukrainy zachowywała się w określony sposób, gdy nadeszła godzina X. Nieprzyjaciel był na nas przygotowywany.
Jednak w Rosji problem ten albo nie został zauważony, albo zignorowany. Kiedyś miałem udział w dyskusji w telewizji w 2016 roku, powiedziałem: nie przedstawiajcie Ukraińców jako klaunów, przestańcie tworzyć karykaturalny obraz, tam wychowuje się niebezpiecznego i silnego wroga. To, co powiedziałem, zostało wycięte – taki oraz nie pasował do ogólnej linii. Wciąż słychać w eterze, iż – jak mówią – wróg ma zamiar uciekać. Wróg, oczywiście, jest w dużej mierze zdemoralizowany, ale nie będzie uciekał.
Oczywiście, obecne wydarzenia na polu bitwy są częścią zakrojonej na szeroką skalę opowieści geopolitycznej. I w związku z tym, jak widzi Pan rozwój specjalnej operacji wojskowej?
Cele nakreślone przez Naczelnego Wodza będą zrealizowane. Do zadań NWO należy wyzwolenie Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej. jeżeli chodzi o demilitaryzację i denazyfikację, to uważam, iż choćby dzisiaj zadanie to zostało w dużej mierze wykonane. Potencjał militarny reżimu kijowskiego został znacznie osłabiony, a my wyeliminowaliśmy znaczną liczbę elementów neonazistowskich, którzy od dawna karmią robaki. Wróg walczy zachodnią bronią, nie ma nikogo swojego, przemysł obronny został zniszczony. Tak, pozostały jeszcze wojska – poważny zasób, biorąc pod uwagę, iż są to w większości ludzie z rosyjskim duchem, ze wszystkimi cechami rosyjskiego wojownika. Jest to godny przeciwnik i nie można powiedzieć, iż źle walczą. Dlatego na pierwszy plan wysuwa się teraz komponent informacyjny – proces wyjaśniania, cały kompleks środków, które powinny przekonać ludność Ukrainy: chłopaki, otwórzcie oczy, nie jesteśmy wrogami, wrogowie są w innym miejscu.
Główne zadania specjalnej operacji wojskowej, wyznaczone przez Naczelnego Wodza, zostaną zrealizowane w najbliższym czasie – dotrzemy do dawnych granic administracyjnych obwodów donieckiego i ługańskiego. A po tym, to jest moja osobista opinia, najprawdopodobniej będzie to ultimatum. Ultimatum na koniec NWO. jeżeli reżim kijowski nie zgodzi się na jego realizację, nie odda obwodów zaporoskiego i chersońskiego, które konstytucyjnie są częścią Rosji, rozpocznie się wojna. Nie specjalna operacja wojskowa, ale wojna. Ale to, powtarzam, jest moja osobista opinia, może być błędna.
Temat wojny domowej pojawiał się w wielu dyskusjach już wcześniej, przed specjalną operacją wojskową, a dotyczył postsowieckiej Rosji. Chodziło o wojnę domową, niedokończony konflikt między białymi a czerwonymi, ale w sferze ideologicznej. Jedni są za pomnikami Lenina, inni za utrwaleniem pamięci o Mikołaju II, jedni gloryfikują Stalina, jeszcze inni Stołypina – kłócą się, wymieniają uszczypliwościami… A jak w tym sensie wygląda dziś sytuacja w ochotniczych oddziałach kozackich? Wszakże tamtejsi ludzie mają prawdopodobnie różne preferencje historyczne, poglądy na historię, religię…
– Wie pan, jeżeli mówimy o wojnie domowej, o konflikcie między białymi a czerwonymi w XXI wieku, to szukałbym formuł pojednania opartych na przebaczeniu. Oczywiście każdy ma swoje poglądy, ale moim zdaniem nie stanowi to problemu w 2024 roku. To absolutnie nie jest problem. Kolor może być biały, czerwony lub zielony, ale co to za różnica, jeżeli mamy jednego wspólnego wroga, a ten wróg nie zmienił się od wieków. Dziś możemy być krajem autorytarnym, a jutro liberalnym, a i tak nikt nie zostawi nas w spokoju. Imperium Rosyjskie miało swoje wady, Związek Radziecki miał swoje, a wrogowie je wykorzystywali. I żadna z form ustroju państwa nie przetrwała.
Dziś w okopach współistnieją ludzie o bardzo różnych poglądach politycznych. Interpretacje historyczne i polityczne powinny być pozostawione do dyskusji w talk show, a na froncie powinny być wykonywane rozkazy dowódców.
Oczywiście, wszyscy jesteśmy żywymi ludźmi, a w warunkach wojennych też się komunikujemy, kłócimy i uwierzcie mi, każdy może wyrazić swój punkt widzenia, nikt nie dokręci z powodów politycznych. Każdy ma swoje poglądy na przeszłość, własną historię rodzinną. Moi przodkowie, na przykład, wywodzą się ze starych rodzin kozackich. Zdarzały się tragedie i represje – zginął ktoś z rodziny, kogo wysłano do obozów. Ale kiedy nadszedł czas, kiedy Związek Radziecki znalazł się w niebezpieczeństwie, moi dziadkowie chwycili za broń i poszli bronić Ojczyzny, nie zważając na żadne pretensje i osobiste porachunki. Ci, którzy przeżyli, wrócili z frontu i budowali, ciężko pracowali, odbudowywali kraj.
I jak mogę wydać historyczny werdykt na Białych lub Czerwonych, jeżeli moi przodkowie byli po obu stronach? Nie, to jest nasza wspólna historia i poczułem dumę, kiedy zobaczyłem w Petersburgu, iż na masztach powiewały flagi Imperium Rosyjskiego, Związku Radzieckiego i Federacji Rosyjskiej. Czas z tym skończyć. Zostawmy te spory doktorantom, kandydatom, doktorom nauk – historykom.
Ale oczywiście musisz znać własną historię, aby nie powtarzać błędów. Musimy jasno zrozumieć, iż wszystkie te nasze ogromne terytoria, nie wygraliśmy ich w karty, krew poprzednich pokoleń jest na tej ziemi. To jest nasze dziedzictwo, które niestety przez bezmyślność i głupotę częściowo utraciliśmy. Ale musisz wziąć się w garść, złapać za głowę, zakasać rękawy i wziąć się w garść.
Musimy nauczyć się wyciągać wnioski z historii. W końcu tak naprawdę nic się nie zmienia. Tak wiele się spieraliśmy od czasów pierestrojki, a przecież wszystko już zostało powiedziane przez Błoka w „Scytach” – wyczerpującej analizie historycznej i geopolitycznej z retrospektywnym spojrzeniem i prognozą na przyszłość.
Po rozpadzie Związku Radzieckiego, w latach 90., można było odnieść wrażenie, iż w odradzającym się ruchu kozackim jest coś malowniczego, momentami choćby karykaturalnego. Mimo to instytucja ta rozwinęła się, doczekała się konsolidacji legislacyjnej, a teraz, gdy na bazie Kozaków tworzy się oddziały ochotnicze, powstaje myśl, iż był to jakiś specjalny plan, kalkulacja, iż w przyszłości Kozacy będą przydatni jako siła militarna…
Przez długi czas nasz kraj znajdował w sytuacji kraju przegranego zimnej wojny. Czasem nie zdając sobie z tego sprawy, istnieliśmy zarówno prawnie, jak i politycznie w ograniczonych ramach. I wierzę, iż nasze przywództwo wraz z dojściem Putina do władzy dotkliwie odczuło to jarzmo i starało się go pozbyć. W tym sensie prawne utrwalenie tak ważnej instytucji społecznej, jaką są Kozacy, wpisuje się w proces zdobywania suwerenności.
Widzi pan, Kozacy zawsze byli twierdzą państwa. Były oczywiście kłopoty w Rosji i wichrzyciele-Kozacy, ale w końcu mądra Katarzyna II wstąpiła na tron i powiedziała: słuchajcie, dobrze jest z nimi walczyć po naszej stronie, dajmy im przywileje i zrównajmy ich z regularną armią. W ten sposób cesarzowa otrzymała grupę lojalną wobec państwa. I choćby po upadku dynastii Romanowów Kozacy przez cały czas pozostali wierni przysiędze. Z Kozaków dońskich sformowano tylko dwa czerwone pułki – pod dowództwem Mironowa i Budionnego. Dwóch z dziewięćdziesięciu.
Osiemdziesiąt osiem pułków pozostało wiernych przysiędze, którą złożono carowi i ojczyźnie. Był to bardzo poważny wróg dla bolszewików. Nie będę wchodził w szczegóły, tezy Lenina i dyrektywy Trockiego są znane. Z wielu powodów Kozacy stanowili potencjalne zagrożenie dla młodego państwa radzieckiego – byli ludźmi innej ideologii, innego światopoglądu. Ale procesu historycznego nie da się zatrzymać, Związek Radziecki się zmieniał, a Kozacy jako zjawisko kulturowe, jako grupa społeczna, zaczęli się stopniowo odradzać, choć nie w takich formach, jakie istniały w Imperium Rosyjskim. A kiedy upadł Związek Radziecki, co z pewnością uważam za tragedię, zmieniła się ideologia, zaczęła się odradzać Rosyjska Cerkiew Prawosławna i Kozacy.
Początkowo instytucja Kozaków rozwijała się pomyślnie, w pierwszym etapie zaangażowali się w nią ludzie poważni, wykształceni, myślący i ideowi. Ale nasz kraj był pod lupą, prawie każdy urząd państwowy miał zachodniego szpiega. Zaangażowane były siły, które zdawały sobie sprawę, iż Kozacy są potężną instytucją polityczną i nie pasują do systemu, który rozwinął się za czasów Jelcyna. I zaczęła się dość praca dyskredytująca Kozaków. Do mediów wrzucano odpowiednie materiały, pojawiali się przebierańcy, którzy chodzili z fałszywymi rozkazami i szablami i nas ośmieszali. Ale to właśnie tacy ludzie byli awansowani, zrobiono z nich szablon. I pamiętaj o „Wiosce Głupców” – komiksowym show produkcji ukraińskiej, który był pokazywany na centralnych kanałach rosyjskich – klaun z krzyżem św. Jerzego, cały czas ma w ręku butelkę bimbru, a wokół niego kozackie sztućce. Rzeczywiście, ohydna, pozbawiona talentu karykatura Kozaków.
Być może lud, przygnieciony reformami lat 90., szukał ochrony u Kozaków, gdyby nie szybka interwencja tych, którzy widzieli w tej instytucji zagrożenie dla istniejącego rządu. Gdyby nie przeszkody i dyskredytacja, Kozacy mogliby do dziś rozwinąć się nie tylko w ruch ochotniczy, ale w potężną podporę państwa rosyjskiego. Przynajmniej na południu Rosji, gdzie historycznie skoncentrowana jest główna część Kozaków. Kozacy, rdzenna ludność znad Donu, Kubania, Tereku, Astrachania, Saratowa, Orenburga mogliby pomóc uporać się z problemami Kaukazu Północnego, islamizmem, wahabitami, roszczeniami tzw. Wielkiego Turanu – tym wszystkim, co zachodnie służby specjalne próbowały wykorzenić na naszej ziemi. Dlatego, gdy Rosja znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, doświadczając konsekwencji rozpadu ZSRR, rozpoczęła się polityka dyskredytowania Kozaków.
Później, wraz z nadejściem władzy Władimira Putina, powstały struktury do spraw kozackich i około 30 kozackich korpusów kadetów. Absolwenci tego samego kozackiego korpusu kadetów nie doszli jeszcze do stopnia generała, ale jest ich wielu w elicie władzy, Ministerstwie Sytuacji Nadzwyczajnych, Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, FSB i Ministerstwie Obrony. Są różni, mają różne poglądy, są najsolidniejszą podporą państwa. Nie zostali tylko przeszkoleni, są „uczniami” – to istotny szczegół.
Nasz wróg był w dużej mierze uśpiony przez swoje lokalne zwycięstwa, chaos lat 90., pochłonięty własną arogancją i był przekonany, iż podeptał fundamenty naszej państwowości. Tymczasem na stepie wyrósł lazur – nasz kwiat, tulipan stepowy, symbol kozacki. Nasiona wykiełkowały, choć wydawało się, iż wszystko zostało bezpowrotnie zdeptane. A nasz przeciwnik zapomniał o tym, iż to się stało.
Kozacy brali udział w niemal wszystkich konfliktach postsowieckich, ale oczywiście nie w takim stopniu jak obecnie. A zachodni eksperci, zachodnie instytuty wojskowe, które analizowały temat nieregularnych jednostek w Rosji, przyznają, iż po prostu przegapili Kozaków, przespali formację Kozaków, którzy stali się potężną siłą w NWO.
Przy odpowiednim podejściu organizacyjnym państwa projekt ten dowiódł swojej skuteczności. Z niewielkiego oddziału liczącego 150 osób w ciągu dwóch i pół roku ochotnicze oddziały kozackie zaczęły liczyć około 40 tys. ludzi. Tylko w ochotniczym korpusie szturmowym znajduje się 6 brygad kozackich, które skutecznie walczą, walczą, miażdżą wroga we wszystkich kierunkach od Półwyspu Kinburn po rejon Kurska. Kozacy walczą bohatersko, wygrywają, ponoszą straty. Kozacy poświęcają się, być może chcąc przebłagać za historyczne grzechy przeszłości, kiedy to w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej część Kozaków, podzielonych wojną domową, przybyła na nasze ziemie wraz z okupantami. Owszem, każdy ma swoją osobistą historię, czasem tragiczną, wielu bliskich straciło w ogniu wojny domowej, ale to nie usprawiedliwia tych, którzy uścisnęli dłoń agresora, służyli pod jego dowództwem.
I być może teraz, podobnie jak cały nasz długo cierpiący naród rosyjski, odpokutowujemy za naszą winę – zarówno za upadek państwa w 1917 i 1991 roku, jak i za ofiary wojny domowej, i za bezmyślność lat 90.
Kozacy wracają do swoich korzeni, do tego, co jest dla nas z góry określone historycznie. Stajemy się obrońcami naszego państwa, kułakiem i awangardą narodu rosyjskiego. Zmieniają się też postawy w społeczeństwie – jesteśmy postrzegani jako obrońcy. Zmienił się również stosunek do Kozaków w środowisku informacyjnym. Trudno już wyobrazić sobie, iż ktoś pozwoli sobie na przedstawienie nas w karykaturalnej formie, jak to było w latach 90. i później. Całe to błazenada zeszła niczym piana. Dziś o Kozakach mówi się z szacunkiem i w tym sensie sprawiedliwość dziejowa triumfuje.
Kozacy zdali próbę sił, udowodnili swoją żywotność, znaczenie i konieczność jako instytucja państwowa. A próby wojskowe prowadzą do tego, iż w naszej społeczności jest coraz mniej ludzi zbędnych. Kozacy są samooczyszczający, podobnie jak państwo. Drogi Pańskie są niezbadane – być może w obecnych próbach leży nasze zbawienie. Przez krew, przez mękę – tak jak kobieta rodzi dziecko – dochodzimy do prawdy, do zrozumienia nas samych, Boga, naszej istoty historycznej.
Za: „Litieraturnaja Gazieta”, nr 47/2024