W ramach kampanii wyborczej TVP prezentowała widzom serial „Reset”, w którym przekonywano jaką to zbrodnią było polsko-rosyjskie odprężenie i normalizacja naszych relacji.
Odnosi się wrażenie, iż polskim „elitom” politycznym bardziej odpowiada sytuacja obecna, bo mogą bez głosów sprzeciwu (wszak trwa wojna „barbarzyńskiej” Rosji z „demokratyczną” Ukrainą) dawać wyraz swojej pogardzie i nienawiści wobec Rosji. Wreszcie można mówić o historii polsko-rosyjskich relacji bez filtru racjonalności.
Historycy w Polsce zostali zaprzęgnięci do wojny z Rosją, a ci, którzy nie chcieli tego zrobić, wegetują na marginesie (w najlepszym przypadku) albo są napiętnowani jako podejrzani o sympatie do Imperium Zła. Termin ten został „odgrzany” nie przez kogo innego, tylko do niedawna nadwornego interpretatora historii Rosji – prof. Andrzeja Nowaka (vide jego książka pt. „Klęska Imperium Zła. Rok 1920”). Okazją była rocznica Bitwy Warszawskiej w 2020 roku. Potem opublikował następną książkę pt. „Powrót Imperium Zła. Ideologie współczesnej Rosji. Ich twórcy i krytycy (1913-2023)”, i wreszcie zwieńczenie tego cyklu: „Polska i Rosja. Sąsiedztwo wolności i despotyzmu X–XXI w.”, (Wydawnictwo Biały Kruk, Kraków 2022). Twórczość prof. Nowaka jest połączeniem jego prawdziwych i obiektywnych badań sprzed lat z propagandowym bełkotem obowiązującym w ramach realizacji w tzw. polityki historycznej.
Przykładem tego propagandowego i niemerytorycznego podejścia jest stosowanie przez Nowaka skrótów myślowych i terminów, które wprowadza do publicznego obiegu. Np. w wywiadzie dla „Frondy” sformułował tezę, o „odwiecznej walce Rosji z Zachodem”. Efektownie a raczej efekciarsko, tyle iż kłamliwie. Pozwoliłem sobie tak na to odpowiedzieć: „No to wyliczmy – wojna północna (1700-1721) – Rosja razem z Saksonią i Danią przeciwko Szwecji, wojna siedmioletnia (XVIII w.) – Rosja razem z Austrią i Saksonią przeciwko Prusom, wojny napoleońskie – Rosja razem z Anglią a potem praktycznie z całą Europą przeciwko hegemonii Napoleona, I wojna światowa – Rosja w ramach Ententy, razem z Francją i Anglią przeciwko Niemcom, II wojna światowa – ZSRR (Rosja) w koalicji z USA i W. Brytanią (i Polską) przeciwko Hitlerowi – tak, Panie Profesorze, wyglądała ta „odwieczna walka Rosji z Zachodem”.
Rosja jako „barbaria”
Poświęciłem sporo uwagi prof. Andrzejowi Nowakowi, bo jest to przypadek ilustrujący dobitnie to, co stało się z polskim środowiskiem naukowym, zajmującym się z Rosją i jej historią. Zamiast być inspiratorem wzajemnego dialogu i zrozumienia, zamiast traktować historię jako punkt wyjścia do dyskusji – polscy historycy przekształcili historię, na polecenie polityków, w brutalne pole bitwy, w której nie bierze się jeńców. Korzystając z pretekstu wojny na Ukrainie – polskie uczelnie zerwały wszelkie kontakty naukowe z rosyjskimi odpowiednikami, nie ma wymiany poglądów, konferencji, nie ma możliwości otrzymania nowych wydawnictw (z obu stron). Oficjalnie Rosji nie ma, jest za to jako substytut zwulgaryzowana „historia” Ukrainy z kuriozalnymi teoriami i szowinistycznymi zapędami, „kupowana” z dobrodziejstwem inwentarza przez polskie uczelnie.
Tak czy inaczej obowiązująca w tej chwili w Polsce narracja, zarówno ta publicystyczna i propagandowa, jak i niestety naukowa, obraca się wokół kilku sloganów: Rosja to barbaria, imperium kolonialne wysysające przez wieki krew z innych narodów, imperializm w czystej postaci dążący do panowania nad światem, zbrodnia i przemoc jest jej naturą, w dodatku już w wieku XX ma na koncie zbrodnie ludobójstwa (głód na Ukrainie, operacja polska itp.) i doprowadzanie do wybuchu II wojny światowej. W latach 1944 i 1945 Rosjanie (pomija się oczywiście wielonarodowość Armii Czerwonej) zajmowali się prawie wyłącznie mordami, gwałtami i kradzieżami (tu dyskretnie pomija się, iż głównie na Niemcach). Tylko w takiej atmosferze można dokonywać bez głosu sprzeciwu masowego niszczenia pomników upamiętniających poległych w 1945 roku żołnierzy Armii Czerwonej, a i bardzo często „przy okazji” także żołnierzy 1. i 2. Armii Wojska Polskiego. Doszło do tego, iż prezes IPN, Karol Nawrocki, broniąc „dorobku” tej instytucji, powiedział, iż przecież „zlikwidowaliśmy ostatnio 40 pomników posowieckich”. Rzeczywiście „wielkie” to osiągnięcie.
Zastanowiła mnie zawsze przez ostatnie lata wstrzemięźliwość strony rosyjskiej na te już nie zaczepki, ale systemową propagandę opluskiwania i napiętnowania. Jednak ten czas się już skończył. Rosja ustami swoich polityków, publicystów i twórców filmów dokumentalnych – postanowiła skończyć z białymi rękawiczkami i zaczęła walić niczym kijem bejsbolowym. Sygnał do ataku dał sam Władimir Putin oskarżając Polskę o antysemityzm oraz o współpracę z Niemcami hitlerowskimi. Chodziło m.in. o lansowane w Polsce w latach 30. hasło „Żydzi na Madagaskar”, co – według prezydenta Rosji – było niemal preludium holocaustu. Za tym poszły też inne zarzuty, w tym udział w rozbiorze Czechosłowacji we współpracy z Hitlerem (to akurat jest prawdą), plany wspólnego marszu z Niemcami na Rosję (to akurat jest nieprawdą) i wreszcie masowy udział Polaków w wojnie w szeregach Wehrmachtu (to częściowo prawda, ale w rosyjskiej narracji nie podaje się, iż byli to Polacy obywatele III Rzeszy przymusowo wcieleni do armii). Putin dał więc niejako sygnał do ataku, co zaowocowało całą masą publikacji, wypowiedzi i filmów dokumentalnych.
Szarża Miedwiediewa
Jeśli chodzi o wypowiedzi, to na uwagę zasługuje bardzo obszerny i świeżej daty esej Dmitrija Miedwiediewa, b. prezydenta i premiera, a w tej chwili Zastępcy Przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Przypomnę tylko, iż w latach tzw. resetu Miedwiediew był uznawany za liberała i wiązano z nim nadzieję na polsko-rosyjskie pojednanie. To on reprezentował Rosję na pogrzebie Lecha Kaczyńskiego w 2010 roku i to on wysłuchał w kościele mariackim w Krakowie apelu kard. Stanisław Dziwisza o zakończenie polsko-rosyjskich sporów, pretensji i niechęci. I oto teraz ten sam Miedwiediew pisze (lub firmuje napisany przez kogoś innego tekst) artykuł pt. „Polska: megalomania, kompleks niższości i fantomowe bóle upadłego imperium”, będący próbą całościowego spojrzenia na polsko-rosyjskie stosunki na przestrzeni dziejów. Tekst zaczyna się cytatem Winstona Churchilla, który powiedział: „Bez wojsk rosyjskich Polska zostałaby zniszczona lub sprowadzona do niewoli, a sam naród polski zostałby zmieciony z powierzchni ziemi”.
Dmitrij Miedwiediew i Bronisław Komorowski w Katyniu (2011)
A sam Miedwiediew zaczyna tak: „Wściekła polska rusofobia już dawno pogrzebała stosunki między naszymi państwami. Pisałem o tym nie raz. Ale aktywnego udziału Warszawy w utrzymywaniu za wszelką cenę umierającego reżimu kijowskiego na powierzchni nie da się wytłumaczyć jedynie zatwardziałą rusofobią. Jest ona zakorzeniona w umysłach polskich elit i polskiego społeczeństwa od dawna, jeżeli nie na zawsze. Wykorzystując konflikt ukraiński jako przykrywkę, Polska kontynuuje wielowiekową walkę o jedno z czołowych miejsc w Europie i system kolektywnego Zachodu. Jej celem jest zebranie konkretnych owoców agresywnej strategii geopolitycznej, choćby kosztem fatalnych konsekwencji dla sąsiadów Polski, a choćby dla niej samej”.
Potem jest cały katalog oskarżeń i utyskiwań na polską niewdzięczność. Jest oczywiście o mordach na żołnierzach armii bolszewickiej w 1920 roku (jako oskarżony występuje tu… gen. Władysław Sikorski, d-ca 5 Armii, przez Miedwiediewa zredukowanej do miana 5 Dywizji). Potem jest o „faszystowskiej” Polsce w okresie międzywojennym, przy czym dostaje się też Narodowej Demokracji, która przecież jako jedyna poważna siła w Polsce opowiadała się za dobrymi relacjami z Rosją (ZSRR). Ale dla autora to nie ma znaczenia, liczy się tylko to, iż ND była antysemicka. Pisze:
„Nastroje antysemickie w latach 20. i 30. były też charakterystyczne dla wielu przedstawicieli polskiej sceny politycznej. Związek Narodowo-Demokratyczny [chodzi o Związek Ludowo-Narodowy], Stronnictwo Narodowe i Obóz Wielkiej Polski często sięgały po hasła judeofobiczne i cieszyły się sporym poparciem wśród ludności. Hasła takie jak „Dwa narody nie będą nad Wisłą” i „Żydzi na Madagaskar!” były powszechne w międzywojennej Polsce. Wszystko to doprowadziło do emigracji dziesiątek tysięcy polskich Żydów, w tym przyszłych sławnych mężów stanu i polityków Izraela, Szimona Peresa, Icchaka Szamira i innych, głównie do Stanów Zjednoczonych i Ziemi Izraela”.
Ale to nic, bo potem: „Kwestia żydowska nie interesowała rządu emigracyjnego w Londynie i działającej w okupowanej Polsce podziemnej Armii Krajowej (AK). Polski antysemityzm był oczywiście brany pod uwagę przez nazistów przy tworzeniu systemu obozów koncentracyjnych na terenie tego państwa. Słusznie uważali, iż miejscowa ludność nie będzie poważnie protestować i próbować pomagać skazanym na śmierć”.
By nie być tendencyjnym, wspomnieć trzeba też o tym, iż autor pisze także o jasnych stronach naszych relacji. Dotyczy to końca lat 90. i początku 90. XX wieku: „Podczas wizyty w Moskwie w listopadzie 1989 r. pierwszy powojenny niekomunistyczny premier Polski, Tadeusz Mazowiecki, znana postać opozycyjnej Solidarności, powiedział: „Prawdziwą przyjaźń można budować tylko w oparciu o prawdę i uczciwy obraz historii. W historii jest wiele pięknych kart, ale są też ciemne strony. Jedną z pierwszych była wspólna walka z hitleryzmem podczas II wojny światowej. Kilkaset tysięcy żołnierzy radzieckich maszerujących na Berlin padło na ziemiach polskich. Nigdy tego nie zapomnimy, ani nie zapomnimy cierpień, jakich doświadczyły wasze narody. Wyraźnym wyrazem szacunku, z jakim ludzkość traktuje te cierpienia, były słowa papieża Jana Pawła II podczas pobytu w Auschwitz w 1979 r., kiedy wśród trzech pamiątkowych napisów zatrzymał się przed pamiątkowym napisem poświęconym narodowi rosyjskiemu. jeżeli zajmiemy się również trudnymi i bolesnymi kartami naszej wspólnej przeszłości, zrobimy to, ponieważ chcemy w końcu przezwyciężyć tę przeszłość”.
Ale jest i taki fragment dotyczący Katynia: „Już w latach dziewięćdziesiątych Rosja przyznała się do odpowiedzialności władz za śmierć polskich oficerów w Katyniu. Swoją drogą, biorąc pod uwagę obrzydliwe zachowanie polskich elit i polskich władz, warto pomyśleć o tym, by nigdy nie wpuszczać ich przedstawicieli do tego smutnego miejsca. Nie zasługują na to”. Nie mniej radykalny jest jego końcowy wniosek: „Niestety, warszawscy władcy i panowie nie chcą wyciągać wniosków z własnej historii. Ale w niedalekiej przyszłości jest ona w stanie zemścić się na nich w pełni, demonstrując polskim elitom swoją złowrogą cykliczność. Czy w takim razie będziemy się martwić z powodu upadku polskiej państwowości? Bądźmy szczerzy. Odpowiedź może być tylko jedna: absolutnie nie!”.
Powrót do wykładni stalinowskiej
Lektura tego tekstu, jakby nie było ważnej osoby w rosyjskiej elicie władzy (choć ostatnimi czasy uznawanej za nadpobudliwą), jest przeżyciem traumatycznym. W wielu fragmentach ten tekst jest oburzający, tendencyjny i złośliwy. Jest niewątpliwie wyrazem oficjalnego stanowiska władz rosyjskich, o czym świadczy fakt opublikowania go na portalu „Rossijskoj Gaziety”. Mniej więcej w tym samym czasie na innym prorządowym portalu segodnya.ru opublikowano tekst pt. „We Włodzimierzu [nad Klaźmą] zdemontowano tablice poświęcone polskim rusofobom”. Chodzi m.in. o demontaż tablicy upamiętniającej Jana Stanisława Jankowskiego, Delegata Rządu na Kraj, który zmarł tutaj w 1953 roku. W tekście czytamy: „Jankowski został skazany na 8 lat więzienia podczas tzw. Procesu Szesnastu – procesu przywódców polskiego podziemia antysowieckiego i Armii Krajowej. Antysowietyzm AK był synonimem rusofobii. Bojownicy Armii Krajowej nie tylko walczyli z Armią Czerwoną i żołnierzami Wojska Polskiego, ale także dokonywali bandyckich napadów na ukraińskie i białoruskie wsie, jeżeli podejrzewali ich mieszkańców o sympatyzowanie z ZSRR”.
I dalej autorzy piszą: „Armia Krajowa weszła w sojusz sytuacyjny z OUN-UPA i hitlerowcami, atakowała sowieckie konwoje i patrole na tyłach, zabijając choćby żołnierki. NKWD po prostu nie mogło na to nie zareagować. W ten sposób szesnastu polskich katów trafiło za kratki. Spośród nich trzech zmarło, reszta wróciła później do Polski. Warszawa nazywa proces szesnastu zbrodnią ludobójstwa na narodzie polskim. Cóż to za ludobójstwo, jeżeli trzynastu z szesnastu zbrodniarzy przeżyło?”.
Zwróćmy uwagę, iż autorzy mylą powojenne podziemie z AK (AK rozwiązano 19 stycznia 1945), a także lansują tezę, zgodnie z którą AK w ogóle nie walczyła z Niemcami, tylko z Armią Czerwoną i ludnością białoruskich i ukraińskich wsi. Nie ma ani słowa o akcji „Burza”, w ramach której AK współdziałała z Armią Czerwoną w walkach o Wilno, Lwów, na Rzeszowszczyźnie i Lubelszczyźnie. Końcowy wniosek jest taki: „Czy Rosja potrzebuje tablic pamiątkowych ku czci tak nikczemnych ludzi? Oczywiście, iż nie! Nie do pomyślenia jest, aby w Polsce odsłonięto tablicę upamiętniającą żołnierzy radzieckich zabitych przez Armię Krajową. Dlaczego Rosja powinna zawieszać tablice ku czci bojowników AK?”.
Hiena Europy
Na koniec tej sekwencji wspomnę jeszcze o filmach dokumentalnych. Pierwszy to „Pakt Ribbentrop-Mołotow” (2019), drugi „Świat na krawędzi wojny. Hiena Europy” (2022), oba zamieszczone na kanale „History Lab”. Oba mają po ok. 3 mln odsłon i są polemiką z polską narracją na temat genezy II wojny światowej. Za wybuch wojny odpowiada oczywiście Hitler, ale także Polska, która „była gotowa iść z Niemcami na Rosję” (za dowód służą wyrwane z kontekstu wypowiedzi niektórych polskich dyplomatów niskiej rangi). Jak wiadomo Polska nigdy nie rozpatrywała planu „pójścia z Niemcami na Rosję”, mimo kilku prób ze strony III Rzeszy. Według autorów tych filmów tylko polska megalomania i szlacheckie pojmowanie honoru sprawiło, iż do tego nie doszło. Bo gdyby Niemcy nie zażądali Gdańska i autostrady do Prus Wschodnich, to Polska chętnie by z nimi na wojnę poszła.
Taki jest wniosek płynący z tych filmów. I oczywiście jest też mocno podkreślona inna teza – Pakt Ribbentrop-Mołotow był słusznym i usprawiedliwionym posunięciem Moskwy. Warto wspomnieć jeszcze o firmowanym przez Rosyjskie Towarzystwo Wojenno-Historyczne filmie „Jak rozwijały się polsko-rosyjskie stosunki na przestrzeni wieków? Dialog mocarstw. Polski ślad” (2023), który przestawia wzajemne relacje do czasów napoleońskich. Ma do tej pory 3,8 mln odsłon. Jest na znakomitym poziomie technicznym (animacje, fabularyzowane sceny, przejrzystość, kartografia), ale jeżeli chodzi o komentarze historyków, nie są one, oględnie mówiąc, dla nas przychylne, choć trzeba stwierdzić, iż brak w nich aż takiej zajadłości i zjadliwości, jak w przypadku polskich produkcji tego typu. Znamienne, iż przy każdej okazji narrator nie omieszka podkreślić, iż polskie wojska, a to w latach 1610-1612, czy w roku 1812 – zajmowały się rabunkami i grabieżami ludności cywilnej i miały na koncie liczne zbrodnie. To taka odpowiedź na naszą twórczość w stylu, parafrazując tytuł pracy jednego z bydgoskich historyków, „palili, mordowali, gwałcili”.
Koniec dialogu
Tyle na temat obecnego „dyskursu” na temat najnowszej historii między Polską a Rosją. Jak doszło do tego, iż stoczyliśmy się jako dwa sąsiedzkie państwa do takiego poziomu? Myślę, iż w Polsce w wielu kręgach panuje zadowolenie z tego, co w tej chwili piszą i mówią o nas Rosjanie. Przecież to potwierdzenie wszystkich paranoicznych zarzutów i insynuacji pod ich adresem. Tacy ludzie w Polsce martwili się wtedy, kiedy było inaczej, kiedy strona polska i rosyjska prowadziły dialog, kiedy trwała wymiana naukowa, kiedy wspólnie wydawaliśmy zbiory dokumentów. Kiedy Władimir Putin składał wieniec pod Pomnikiem Polskiego Państwa Podziemnego, kiedy przyznawał, iż Katyń to potworna zbrodnia, której nie można zapomnieć, a Pakt Ribbentrop-Mołotow był błędem. Ilu ludzi w Polsce to pamięta? A przecież było to tak niedawno. W okresie tak potępianego „resetu” wydano w Polsce monumentalne wydawnictwo „Białe plamy, Czarne plamy. Sprawy trudne w relacjach polsko-rosyjskich (1918-2008)” (red. Adam D. Rotfeld i Anatolij W. Torkunow), PISM, Warszawa 2010, ss. 907), będące owocem pracy Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych. Kiedy czyta się to dzisiaj zdumiewać musi jedno – jak nisko upadliśmy, i to w przeciągu niecałych 15 lat.
Jako przykład zacytuję tylko jeden fragment z tekstu Michaiła M. Narińskiego, wówczas kierownika Katedry Stosunków Międzynarodowych i Polityki Zagranicznej MGIMO MSZ Rosji. Tytuł: „Przyczyny II wojny światowej. Polska, Związek Sowiecki i kryzys systemu wersalskiego”. Oto co pisał o Pakcie Ribbentrop-Mołotow: „U podstaw kursu na zbliżenie radziecko-niemieckie, którego przejawem stało się właśnie zawarcie paktu o nieagresji z 23 sierpnia 1939 r., leżały błędne założenia kierownictwa stalinowskiego. W świetle najnowszych dokumentów bezpodstawna okazuje się teza, wpajana przez dziesięciolecia przez propagandę i historiografię radziecką, iż porozumienie zapewniło Związkowi Radzieckiemu oddech, pozwoliło odwlec początek wojny (…) Są podstawy, aby uważać, iż o ile radziecko-niemiecki pakt był właśnie taktycznym sukcesem Kremla, o tyle cały kurs na współpracę z Berlinem stał się strategicznym błędem Stalina. Pozwolił on Hitlerowi rozgromić Polskę i wytyczyć wspólną granicę ze Związkiem Radzieckim. Później Niemcy zyskały możliwość pokonania Francji, co pozbawiało ZSRR potencjalnego sojusznika w Europie. Taktyczna wygrana Stalina zmieniła się w jego strategiczną przegraną w czerwcu 1941 r. (…) Bezpodstawne okazały się też twierdzenia, iż w sierpniu 1939 r. Stalin uniknął wojny na dwa fronty – z Niemcami i Japonią. Realnego zagrożenia ze strony Rzeszy nazistowskiej dla ZSRR u tym czasie po prostu nic było (…) Wreszcie, nie można nie zauważyć, iż podpisany przez Mołotowa i Ribbentropa tajny protokół był sprzeczny z zasadami moralnymi i normami prawa międzynarodowego. Dwa państwa nie tylko podzieliły nienależące do nich terytoria na strefy wpływów, ale także postawiły pod znakiem zapytania samo istnienie niepodległej Polski, uznanego członka wspólnoty międzynarodowej. Bezspornie naruszono przy tym wiele porozumień radziecko-polskich, w tym pokojowy traktat ryski z 1921 r., dwustronne porozumienie o nieagresji z 1932 r. oraz protokół z 1934 r. Cynicznie stawiano na rozwiązania siłowe i lekceważono małe państwa”.
I na koniec konkluzja: „Jak już wspomniano, radziecko-niemiecki pakt o nieagresji był korzystny dla Hitlera. Jednak, naszym zdaniem, nie ma żadnych podstaw, by uważać, iż zawarcie tego paktu było krokiem decydującym o wybuchu II wojny światowej. Wiadomo, iż zasadniczą decyzję o dokonaniu napaści na Polskę nie później niż l września kierownictwo hitlerowskie podjęło jeszcze w kwietniu 1939 r., a zatem przed nawiązaniem kontaktów z ZSRR”.
Trudno nie zgodzić się z tą wyważoną i wnikliwą oceną. Dzisiaj jednak słyszymy w Rosji inne głosy, stojące w sprzeczności z tym, co mówili i pisali prominentni przedstawiciele nauki rosyjskiej. Zrobiliśmy wiele, by ich głos przestał się liczyć. Mimo marnych rokowań, nie możemy jednak zakładać, iż ta sytuacja się kiedyś nie zmieni. Historia dowodzi bowiem, iż takie beznadziejne sytuacje jak obecny stan polsko-rosyjskich relacji nie realizowane są wiecznie, choćby jeżeli na pozytywną zmianę trzeba czekać długo.
Jan Engelgard
Tekst ukazał się w najnowszym tomie esejów prof. Witolda Modzelewskiego pt. „Polska-Rosja. Historia dla dorosłych”.
Myśl Polska, nr 1-2 (1-7.01.2024)