Kanclerz Niemiec Friedrich Merz broni swojej polityki zawracania na granicy osób ubiegających się o azyl w Niemczech. W poniedziałek, 2 czerwca, sąd administracyjny w Berlinie uznał taki proceder w konkretnym przypadku za niezgodny z prawem.
Merz przyznał, iż decyzja sądu w Berlinie "zawęża pole manewru". – Ale pole manewru przez cały czas istnieje. Wiemy, iż przez cały czas możemy zawracać (migrantów) – powiedział.
Sprawę komentuje w środę (04.06.2025) niemiecka prasa.
"Niemcy nie mogą zrobić nic"
W dzienniku "Frankfurter Allgemeine Zeitung" czytamy: "Sąd wyjaśnił przynajmniej, iż nie ma ogólnego roszczenia do prawa wjazdu do Niemiec. Istnieje jednak prawo do procedury dublińskiej na granicy lub w jej pobliżu. To nie może jednak skutkować prawem do wieloletniego postępowania. Z tego powodu musimy przez cały czas poważnie traktować nadrzędny cel – w oparciu o znaczenie i cel niemieckiego i europejskiego prawa azylowego – aby uchodźcy nie składali najpierw wniosku w Niemczech. W rezultacie większość z nich przyjeżdża tutaj i zdecydowana większość zostaje. To wyzwanie musi być przez cały czas podejmowane; na poziomie europejskim poprzez porozumienia i wspólne działania, jeżeli to możliwe poprzez dostosowanie sytuacji prawnej do rzeczywistości, ale w razie potrzeby również poprzez działania krajowe, aby osiągnąć wspólny cel".
Gazeta "Neue Osnabruecker Zeitung" ocenia: "Jest to poważny dylemat: jeżeli prawo UE gwarantuje, iż Niemcy nie mogą zrobić nic, aby powstrzymać większość uchodźców przed wyborem ich jako kraju docelowego, sama UE traci akceptację wśród swoich obywateli. Konsekwencje tego można zaobserwować w wielu krajach UE, gdzie rośnie liczba partii nacjonalistycznych i antyeuropejskich. Nikt nie może chcieć takiego rozwoju sytuacji, jeżeli chce zachować europejską wspólnotę państw. Merz i Dobrindt (szef MSW – red.) muszą zatem rozważyć: czy szkodzą UE, stąpając po cienkim lodzie pod względem prawnym? Czy też szkodzą jej jeszcze bardziej, wycofując się teraz?".
Komentator "Nuernberger Nachrichten" pisze: "Niemiecki rząd musi trzymać się swojego celu, jakim jest ograniczenie nielegalnej migracji. Niedopuszczalne jest jednak to, iż długotrwały europejski spór o to, który kraj jest odpowiedzialny za jakich uchodźców, rozgrywa się kosztem ludzi szukających ochrony. Merz i Dobrindt nie będą w stanie uniknąć obrania niewygodnej w UE ścieżki reformy systemu dublińskiego, który w rzeczywistości jest niesprawiedliwy i niepraktyczny. Chadecy stoją teraz przed dylematem, bo złożyli bardzo daleko idące obietnice. Ton retoryki wyborczej był populistyczny. Jako rządzący muszą teraz realizować swoje plany zgodnie z zasadami praworządności. Cokolwiek innego jest niedopuszczalne. Niemcy nie mogą brać przykładu z Donalda Trumpa w USA i Viktora Orbána na Węgrzech, którzy mają w nosie rządy prawa".
W gazecie "Rheinpfalz" czytamy: "Każdy, kto ignoruje wyrok sądu, porzuca fundamenty rządów prawa. Fakt, iż Alexander Dobrindt chce kontynuować swoje działania po wyroku berlińskiego sądu administracyjnego, jest nie tylko politycznie nierozsądny – jest wysoce problematyczny. Dobrindt mógł zareagować lepiej. Zamiast przynajmniej werbalnie obiecać dostosowanie praktyki granicznej, wybiera konfrontację. To nie zadziała. Podważa to zaufanie do nowego rządu – przede wszystkim w kwestii polityki azylowej, w której obiecywano zmiany".