W NIEMIECKIEJ PAJĘCZEJ SIECI

niepoprawni.pl 1 год назад

Postanowiłem zadać sobie trud i policzyć działające w Polsce niemieckie instytucje. Po pierwsze zauważyłem, iż wszystkie one deklarują „wspieranie” Polski w różnych dziedzinach począwszy od kultury, oświaty, gospodarki, nauki po politykę. Przez te wszystkie lata od „kiczu pojednania” polsko-niemieckiego tak naprawdę te niemieckie i polsko-niemieckie instytucje działające w Polsce reprezentują i realizują niemieckie interesy, a ich bezczelność w szkodzeniu szeroko pojętej polskiej racji stanu z każdym rokiem nabiera na sile. Z moich wyliczeń wynika, iż ta oplatająca Polskę niemiecka pajęczyna liczy 36 instytucji z czego te najbardziej znane to takie przybudówki niemieckich partii politycznych finanswane z federalnego budżetu jak: Fundacja Konrada Adenauera, Fundacja im. Friedricha Eberta, Fundacja im. Friedricha Naumanna - Fundacja na Rzecz Wolności, Fundacja im. Heinricha Bölla, Fundacja im. Róży Luksemburg. Nie raz na łamach „Warszawskiej Gazety” opisywaliśmy skandale związane, z finansowym wsparciem udzielanym przez niemieckie fundacje różnym przedsięwzięciom organizowanym przez totalną opozycję, co w oczywisty sposób jest mieszaniem się w wewnętrzne sprawy Polski. Oczywiście na największe wsparcie zawsze może liczyć działająca w Polsce niemiecka partia Platforma Obywatelska z jej przewodniczącym Tuskiem, który został przez Berlin namaszczony na niemieckiego delegata ds. obalenia polskiego rządu.

Kiedyś w jednym z artykułów pisałem, iż uczciwość wymaga, aby opinia publiczna była informowana o tym skąd zapraszanym do mediów politykom, ekspertom i różnej maści komentatorom wyrastają nogi, bo przecież nie mogą być obiektywni ci, którzy otrzymują kasę od niemieckich instytucji działających w Polsce. Przykłady można mnożyć. Weźmy na warsztat nazywanego „mózgiem Nowej Lewicy” posła Macieja Gdulę związanego z Krytyką Polityczną.
W 2017 roku Gdula za pieniądze niemieckiej Fundacji im. Friedricha Eberta przeprowadził badania i napisał opracowanie pt.:Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta. Tak naprawdę przeprowadzony projekt miał dać odpowiedź na pytanie: jak pokonać PiS. Pisałem o tym w jednym z felietonów na naszych łamach przewidując błyskotliwą polityczną karierę Gduli. No i stało się. Dzisiaj ten syn komunistycznego aparatczyka i zaufanego Kiszczaka, towarzysza Andrzeja Gduli jest posłem Nowej Lewicy i „gadającą głową” rozchwytywaną przez wiodące media.

I jeszcze jeden przykład. Fundacja Współpracy Polsko Niemieckiej prowadzi program stypendialny dla dziennikarzy, który jak czytamy na stronie fundacji: „umożliwia dziennikarzom otrzymanie dofinansowania w wys. do 3.000 euro na pokrycie kosztów kwerendy do artykułu lub reportażu (prasowego, radiowego, telewizyjnego), fotoreportażu, bądź publikacji internetowej, a także książki – w Polsce, Niemczech lub w krajach sąsiednich”. Dla wybranych fundacja organizuje również warsztaty. Oto przykład. W 2012 roku, czyli już po inwazji Rosji na Gruzję i po zamachu smoleńskim w ramach takich warsztatów zatytułowanych „Inside Russia” 11 wybrańców, czyli dziennikarzy, reporterów i fotoreporterów z Polski i Niemiec wyjechało do Rosji, gdzie między innymi spotkali się z wpływowym posłem Jednej Rosji, Robertem Szlegelem. Jedna Rosja to najwieksza partia polityczna w Rosji wspierająca zbrodniarza Putina i stanowiąca jego polityczne zaplecze. Co interesujące człowiek Putina i były deputowany do rosyjskiej dumy Szlegel mieszka dzisiaj w Niemczech. Niestety, póki co nie udało mi się ustalić, którzy to dziennikarze z Polski skorzystali z tych warsztatów lub zainkasowali po 3000 tys. euro za napisane artykuły i reportaże.

Polska, co oczywiste, jest najmocniej w Europie opleciona pajęczyną przeróżnych niemieckich instytucji, ale podobną działalność prowadzą one i w innych krajach. Ostatnio pojawiła się nadzieja, iż za te niemieckie ekspozytury, ktoś się w końcu zabierze, bo doszło do bardzo interesującego i korzystnego z punktu widzenia interesów Polski precedensu. We Francji najwidoczniej ktoś doszedł do wniosku, iż już czas głośno powiedzieć niemieckim fundacjom DOŚĆ. Wpływowy francuski tygodnik L’Express napisał: „Niemcy robią wszystko, co w ich mocy, aby francuski przemysł nie mógł cieszyć się tanią energią, a tym samym zyskać znaczącej przewagi konkurencyjnej”. Cały artykuł odnosił się do opracowania francuskiej Szkoły Wojny Gospodarczej (École de Guerre Économique), w którym między innymi czytamy: „Niemcy, za pośrednictwem swoich fundacji, wpływają na stosunki gospodarcze u swoich partnerów zagranicznych, głównie: Francji. Organizacje te udowodniły, iż są agentami wpływu. Celem osłabienia francuskiego przemysłu i gospodarki w ogóle, a także dla zapewnienia własnej hegemonii na tym polu na poziomie europejskim, Niemcy destabilizowały francuski przemysł jądrowy poprzez blokowanie europejskich instytucji, wywieranie ciągłej presji na europejską politykę”. Warto zauważyć, iż chodzi tu dokładnie o te same niemieckie fundacje, które Niemcy zainstalowali w Polsce. Francuski raport wprost wymienia Fundację Heinricha Bölla i Fundację Róży Luxemburg.

Może polskie władze w końcu nabiorą odwagi i tak jak Francuzi nazwą rzeczy po imieniu traktując te fundacje wprost jako wrogą agenturę niemieckich wpływów w Polsce? Ostra reakcja francuskich mediów powinna ośmielić nasze służby i rząd do bardziej odważnych działań zwłaszcza, iż planowane są u nas potężne inwestycje w energetykę jądrową. Niemiecka agentura wpływu działająca pod przykrywką przeróżnych fundacji i instytutów dysponuje potężnymi środkami finansowymi. Jak pisze francuski L’Express: „Ogólna dotacja przeznaczana przez Bundestag na wszystkie fundacje polityczne stale rosła. W 2000 roku było to 295 mln euro, w 2014 już ponad 466 mln euro, a w 2023: 690 mln euro". Czy jeszcze dziwią kogoś ataki na Turów i niemieckie pomruki na polskie plany budowy elektrowni jądrowych? Możemy zamieniając Francje na Polskę powtórzyć za L’Express: „Niemcy robią wszystko, co w ich mocy, aby polski przemysł nie mógł cieszyć się tanią energią, a tym samym zyskać znaczącej przewagi konkurencyjnej”. Francuzi mają jednak to szczęście, iż ich sędziowie nie współpracują z niemiecką agenturą wpływy tak jak sędziowska kasta w Polsce. To przecież sędzia Jarosław Łuczaj ku uciesze Niemiec wydal decyzję o wstrzymaniu inwestycji w Turowie. To polscy sędziowie jeżdżą do Berlina odbierać najróżniejsze nagrody przyznawane tak naprawdę za anarchizację polskiego państwa zgodnie z życzeniami Niemiec.

Ostatnie głosy dochodzące z Niemiec oraz dotyczące Polski skandaliczne wypowiedzi tamtejszych polityków świadczą o zamieszaniu i panice związanej z jesiennymi wyborami w Polsce. Niemcy najwyraźniej obawiają się, iż ich lokaj Tusk może nie wywiązać się z powierzonego mu przez Berlin zadania. Bez odsunięcia PiS-u od władzy nie uda się Niemcom na nowo nawiązać współpracy z Rosją. Nie uda się rownież powstrzymać wielu kluczowych inwestycji, takich jak rozbudowa portu kontenerowego w Świnoujściu, budowa elektrowni jądrowych, Centralnego Portu Komunikacyjnego czy programu rozbudowy polskiej armii. O tej niemieckiej panice może świadczyć również kolejna wymiana ambasadora Niemiec w Warszawie. Nazwisko następcy Thomasa Baggera nie pozostało znane, ale w chwili gdy piszę te słowa mówi się o osobie pełniącej w tej chwili funkcję ambasadora RFN w innym kraju. W każdym razie to nie jest normalne, iż po niespełna roku spędzonym w Warszawie Bagger został odwołany do Belina. Przed opuszczeniem Polski zdążył jednak udzielić wywiadu „Rzeczpospolitej”, która wykazała wielkie zrozumienie dla niemieckiego dyplomaty, któremu przyszło pracować w tej „wstrętnej pisowskiej
Polsce”. Bagger odpowiednio naprowadzany pytaniami stwierdził, że: „Widać wyraźny zamiar naszkicowania karykatury Niemiec i relacji polsko-niemieckich w polskiej debacie publicznej. Nie chcemy na to odpowiadać, bo to nie prowadzi do poprawy naszych relacji, ale jedynie eskalacji sporu”. Z kolei pytany o reparacje dla Polski odtworzył tę starą niemiecką bezczelną śpiewkę: „Stanowisko niemieckiego rządu jest jasne: sprawa reparacji jest prawnie zamknięta i to się nie zmieni”. To już kolejny potomek narodu ludobójców i grabieżców, który mówi nam: Polacy nic się nie stało, więc nasza postawa się nie zmieni.

Bagger ewidentnie rżnie głupa, ponieważ „zamiarem naszkicowania karykatury Niemiec” nazywa demaskowanie prawdy o wrogiej polityce swojego kraju wobec Polski. Na całe szczęście ta prawda coraz szerzej dociera do polskiego społeczeństwa. Bezczelne, pyszałkowate i aroganckie szwaby nie widzą niczego niestosownego w mieszaniu się wewnętrzne sprawy Polski. Oni traktują nas jak państwo skolonizowane i wprost dyktują, kto ma rządzić Polską. „Grupa Webera” jest bardzo liczna.

Artykuł opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”

Читать всю статью