Я обвиняю...!

pawelkasprzak.pl 3 месяцы назад

Nasza totalitarna gotowość

Powszechne, jak się zdaje, przeświadczenie, iż albo push-back, albo wpuszczamy wszystkich, jest fałszem. Propagandą. W rzeczywistości jest niemal dokładnie na odwrót. Nietrudną refleksję o tym dedykuję – bez wielkiej jednak nadziei – stojącym murem za Tuskiem i wobec tego także murem za polskim mundurem. Przeżywającym tragedię zabitego na granicy żołnierza (sam ją przeżywam, jest kolejną ofiarą granicy) chcę przypomnieć o kilkudziesięciu innych tragediach potwierdzonych śmierci na tej samej granicy i o znacznie większej liczbie śmierci niepotwierdzonych, statystycznie dziś ujmowanych jako wymuszone zaginięcia. O ile może być coś straszniejszego niż zamęczanie na śmierć niewinnych ludzi, to są tym dwie rzeczy: rzeczywista skala problemu pozwalająca na każde cywilizowane rozwiązania i powszechna, społeczna zgoda na najskrajniejsze, tępe w bezmyślnym okrucieństwie bezprawie.

Nic innego jak płot i push-backi powodują, iż granicę z Białorusią mamy dziurawą jak sito. Wyłączmy na chwilę podstawowe wartości i przyjrzyjmy się tej tragedii od strony praktycznych skutków. Wszyscy ludzie „zawróceni i odstawieni na granicę” (albo na bagna, trzeba jednak dodać koniecznie) – jeżeli tylko przeżyją ten koszmar i towarzyszące mu tortury – wracają i próbują ponownie. W zasadzie przecież żadnego innego wyjścia nie mają. Próbują do skutku. Na wszelkie sposoby. Być może także w różnym stopniu przemocowe – tego dobrze nie wiemy, mamy mało potwierdzonych danych, a tylko mnóstwo PR-owych wrzasków. Jakie by to nie były sposoby, dobrze ponad tysiąc z tych osób dociera do Niemiec każdego miesiąca, jak to czasem czytamy w raportach stamtąd. Ta liczba jest prawdopodobnie wielokrotnie większa, jeżeli uwzględnić inne kraje docelowe (Skandynawia) oraz tych, których również Niemcom nie udaje się ustalić. Co być może ważniejsze z „taktycznego” punktu widzenia – nie wiemy, kim są ci ludzie, bo ich nie rejestrujemy, albo robimy to niedbale w pośpiechu, nie wiemy, dokąd zmierzają i nie wiemy, ilu ich jest. Tej granicy kompletnie nie kontrolujemy. Nie taki jest rzeczywisty cel tej operacji. Nasi przywódcy wyłącznie prężą muskuły. Liczą na „efekt flagi” w obliczu zagrożenia, które rozdmuchują na niebotyczną skalę, wzmagając społeczną histerię i powodując konflikty.

Być może pozytywnym efektem tej polityki byłoby przekonanie Putina z Łukaszenką, iż na „efekcie flagi” korzystają tym razem nie ich ulubieńcy ze skrajnej prawicy, ale ich zdeklarowani wrogowie – ale liczyć na taki skutek byłoby kalkulacją skrajnie naiwną. Przy tym, przepraszam, skutek dla nas, Polaków, jest taki, iż nasz własny kraj pod wybranymi przez nas rządami upodabnia się właśnie do Białorusi. Zapowiadając utworzenie „strefy buforowej” rząd Tuska zrobił już wszystko, co było możliwe, by pokazać wszystkim, iż dotychczasową politykę pisowskiego bezprawia kontynuuje co do joty. Ona się wciąż opiera na tym samym rozporządzeniu wywózkowym Kamińskiego, o którym wszyscy mówiliśmy (politycy też i to gromko), iż jest skrajnie nieludzkim bezprawiem. Strefę zaś chce się wprowadzić w oparciu o pisowską nowelę ustawy o ochronie granic, przeciw której również głosowali wszyscy – bo jest niekonstytucyjna, bo próbuje obejść konstytucyjne przepisy o stanach wyjątkowych, bo jest niezgodna z prawem międzynarodowym i skrajnie nieludzka. Nic nie dorówna konferencji ministrów PiS o zoofilii nacierających na nas „hord”, ale słowa skierowane ostatnio do służb na pograniczu, zapewniające wsparcie państwa (a zatem bezkarność) dla funkcjonariuszy „wykorzystujących wszelkie możliwości, którymi dysponują” są rozwinięciem pisowskiej polityki na skalę w czasach rządów PiS jednak nieznaną.

Hybrydowa wojna jest faktem, ale póki co „w obrocie” na granicy Łukaszenka ma kilka tysięcy ludzi. Wśród raportowanych przez SG setkach „odesłanych” pojawiają się przecież wciąż ci sami ludzie. W raportach organizacji, które usiłują ich ratować, w zasadzie nie zdarzają się tacy, którzy nie przeszliby już kilku wywózek. Rozdmuchiwane w mediach przypadki gwałtownej przemocy – łącznie z tym fatalnym, zakończonym śmiercią żołnierza – w rzeczywistości są co do skali nieporównanie mniejsze od kibolskich zadym, które bywały w Polsce normą, wciąż nam towarzyszą i które pomimo ran wśród policjantów nie powodują ogłaszania żadnych stanów wyjątkowych, wyroków bez sądów i instalowania pól minowych. Powszechne przekonanie, iż na miejsce każdego wpuszczonego przyjadą tysiące następnych, jest również propagandowym fałszem, bo co to znaczy „wpuszczony”? Ten, który przedostał się do Niemiec, czy może ten, którego zgodnie z prawem zatrzymalibyśmy w ośrodku recepcyjnym?

Migracyjny Armagedon dotyczy państw śródziemnomorskich. Ale np. na Lampeduzie, w bardzo skrajnej sytuacji, niewyobrażalnej z polskiego punktu widzenia, nikt nie spycha tych ludzi bosakami do morza, nie skazuje ich na utonięcie, nikt tam nie zamyka żadnych stref buforowych, nie blokuje dostępu aktywistom niosącym pomoc i raportującym każdą nieprawidłowość. Na białoruskim pograniczu szczęśliwie nie ma morza, ale są bagna i rzeczki – w nich ludzie toną, owszem.

Ośrodki recepcyjne, w których przeprowadza się weryfikację zatrzymanych ludzi przekraczających granicę, odbiera się od nich dokumenty i przyjmuje wnioski azylowe od 70% z nich, którzy chcą to zrobić, rozpatrując je choćby w skróconych procedurach i wydając, owszem, również decyzję o deportacjach, kosztowałyby raczej mniej, a nie więcej niż ów płot (zapewniający m.in. bezkarność zabójcy żołnierza) i spełniałyby postulat kontroli sytuacji na granicy. Gdybyśmy nie dawali rady, mamy do dyspozycji Frontex i unijne środki w ramach polityki relokacyjnej – tej samej, przeciw której premier Tusk głosował solidarnie z premierem Orbanem.

Oskarżam więc ten rząd, nasz rząd – wybrany wielkim społecznym wysiłkiem i obdarzony niesłychanym zaufaniem – rząd, w którym pokładaliśmy tak wielkie nadzieje – oskarżam go o to, iż cynicznie, z pełną premedytacją stosuje najokrutniejsze bezprawie, iż odpowiada za śmierć wielu niewinnych ludzi oraz za śmierć zmarłego niedawno żołnierza. Oskarżam go również o kłamliwą i cyniczną propagandę, która w celu utrzymania i rozszerzenia politycznego poparcia wzmaga społeczną histerię, nienawiść, podziały i wreszcie rasizm oraz pogardę dla ludzkiego życia i godności. Oskarżam go również o to, iż wbrew własnym deklaracjom w rzeczywistości pomaga osiągnąć cel Łukaszence i Putinowi, bo owa „destabilizacja” państw zaatakowanych hybrydowo właśnie na tym polega: na chaosie, bezprawiu, histerii i wewnętrznych konfliktach. Oskarżam go wreszcie o to, iż rzeczywiste zagrożenie spadnie na nas nieprzygotowanych, podzielonych i bezbronnych, bo nie dzieje się nic, co polską granicę rzeczywiście wzmacnia.

Ale to nie koniec tej mocno żałobnej litanii. Społeczne zaplecze tej władzy, udzielając jej wciąż poparcia i zaciekle potępiając kontestatorów ujawnia własną gotowość na zło – byle tylko służyło „naszym”. Skala tej gotowości jest porażająca. To jest gotowość totalitarna – jakąkolwiek barwę ten totalitaryzm ma lub będzie miał.

Tę gotowość widziałem od dawna. W okresie pięciu minut własnej „mołojeckiej sławy” jeździłem po Polsce, spotykając się z ludźmi. Żadna to reprezentatywna próba – to ludzie, którzy z jakichś powodów zjawiali się na spotkaniach Obywateli RP. Rozdałem wtedy kilka tysięcy ankiet. Pytałem w nich o wartości i postulaty najważniejsze dla ówczesnego demokratycznego ruchu. Odpowiedzi dostałem „po Bożemu”. Konstytucja, praworządność, niezawisłość sądów, prawa człowieka, prawa kobiet, a jakże. Mniej chętnie, ale również często wskazywano rzeczy takie jak polityka socjalna, czy z drugiej strony wolność gospodarczą. Kilka pytań dalej zapytałem z kolei, z którego z tych postulatów byliby skłonni zrezygnować, by demokraci zdobyli władzę i zdołali ją utrzymać – podając w punktach te same rzeczy, nieco tylko inaczej sformułowane. Do listy dopisałem zgodę na wykonywanie kary śmierci. Otóż zgodzilibyśmy się na wszystko. Wbrew cieniom mojej własnej nadziei, w odpowiedziach nie było śladu skłonności do poświęcenia spraw „mniej ważnych” z aksjologicznego punktu widzenia – więc np. wolności gospodarczej, czy opieki społecznej państwa. Na wykonywanie kary śmierci godzono się równie często, jak na rezygnację z wolności gospodarczej i polityki społecznej. Równie często rezygnowano z praw człowieka, praworządności itd.

Więc zawsze wiedziałem, jak jest. Ale co innego wiedzieć, co innego zobaczyć tak namacalnie i w tak skrajnej sytuacji. Może po wyborach Tusk złagodzi retorykę. Może strefy buforowej w efekcie wszystkiego nie będzie. Ale zło już się stało. Nie tylko zamęczyliśmy na śmierć tłum niewinnych ludzi, ale z zapałem okrzyknęliśmy własną gotowość na wszelkie zło. I również na tyranię. Byle tylko naszą.

Polska stała się wrogim krajem nie tylko dla ofiar granicy, ale również dla mnie. Jej obywatela. Nie jest Ojczyzną, którą pokochałem i w której chciałbym żyć. Zastanawiam się wciąż, czy jest światem, z którym chcę mieć jakikolwiek związek. Ani komuna i uciążliwie wówczas odczuwalny powszechny oportunizm, ani PiS niedawno nie zdołały tego u mnie spowodować. Dopadło mnie teraz. Takich jak ja pozostało trochę. Ale jesteśmy garstką niszowych kontestatorów. Teraz już potępianą powszechnie. Bluzganą i tarmoszoną fizycznie dokładnie tak, jak nas bluzgali i tarmosili smoleńscy wyznawcy.

Napisałem w tytule „Oskarżam!”, bezczelnie powołując się na Zolę i jego tak zatytułowany manifest w sprawie Dreyfusa i francuskiego antysemityzmu. Tak, to jest właśnie taka sytuacja. I podobną grozę zapowiada. W tytule „Oskarżam!” nie ma cienia przesady. Zola pisał w emocjach. Ja nie.

Читать всю статью