Obejrzałem całe dostępne nagranie ze spotkania w Gabinecie Owalnym i nabrałem przekonania, iż Zełenski przyjechał tam będąc zdeterminowanym aby zrealizować, przed podpisaniem umowy o eksploatacji kopalin, pewien konkretny cel, którym było uzyskanie zapewnień o jakichś gwarancjach USA dla Ukrainy. Takie gwarancje są także jemu niezbędne, gdyż inaczej jego dalsza kariera polityczna na Ukrainie i szanse na utrzymanie stanowiska prezydenta rysują się bardzo słabo, albowiem opozycja już teraz interpretuje zapisy tej umowy jako nierównoprawne, przypominające eksploatację kolonii przez metropolie. Gdyby, za cenę podpisania tej umowy, uzyskał od Trumpa gwarancje dotyczące zachowania niepodległości Ukrainy w zdefiniowanych granicach, to wówczas mógłby to zaprezentować jako sukces.
Niestety, uzyskanie czegoś takiego od Trumpa okazało się absolutnie niemożliwe, gdyż prezydent USA ma inne priorytety i dla niego najważniejszym celem jest osiągnięcie pokoju, natomiast kwestia granic jest wtórna, zaś mocna deklaracja już teraz, w tej sprawie, mogłaby zaszkodzić, lub wręcz uniemożliwić pomyślnie rozwijające się negocjacje z Rosją. Z tej samej przyczyny Trump nie chciał określić się jako jednoznacznie popierający interesy Ukrainy, chociaż Zełenski bardzo na to nalegał. Problem zaś polega na tym, iż USA, nie chcą się w takie deklaracje angażować i ich jednostronne zobowiązania względem Ukrainą nie interesuje i faktycznie nigdy nie interesowały. Stąd formuła owej umowy dotyczącej eksploatacji kopalin została uznana przez Trumpa za dobre rozwiązanie, gdyż w ten sposób USA zyskiwałyby jakieś swoje aktywa na Ukrainie, które, w sposób naturalny, chciałyby zabezpieczyć, co pośrednio oznaczałoby zdecydowane przeciwdziałanie zbrojnemu przejęciu terenów, których dotyczyłaby umowa, przez wojska rosyjskie.
Dość analogiczna sytuacja zaistniała, podczas pierwszej kadencji Trumpa, w Syrii, gdzie siły amerykańskie zabezpieczały pola naftowe, a przez to i stabilizowały terytoria zajmowane przez syryjskich Kurdów. I Amerykanie czynili to zdecydowanie i skutecznie, odpierając wszelkie próby przejęcia tych pól wydobywania węglowodorów przez siły syryjskie, a choćby oddziały prywatnej rosyjskiej firmy Grupa Wagnera. Takie działanie jest zrozumiałe i akceptowane w USA, szczególnie w kręgach Republikanów; tam są nasze aktywa i będziemy ich bronić. Tak też sprawę przedstawił Trump w rozmowie z premierem Wielkiej Brytanii Starmerem, gdzie wskazał, iż kooperacja gospodarcza z Ukrainą wygeneruje tam obecność USA, które będą strzegły swoich interesów na tym obszarze, co będzie faktycznym odpowiednikiem gwarancji także dla Ukrainy: „Mamy zabezpieczenie, ponieważ będziemy tam, będziemy pracować. Będziemy mieć tam mnóstwo ludzi”.
Niestety, wygląda na to, iż taką formę zaangażowania USA na Ukrainie Zełenski uznał za niewystarczającą i zażądał gwarancji, co sprowokowało ostrą wymianę zdań z wiceprezydentem D.J. Vance’em a także samym Trumpem. Było to, ze strony Zełenskiego, zachowanie mocno nierozważne, gdyż powinien wiedzieć, iż Trump takich gwarancji mu nie da, i to z wielu powodów. Należą do nich poglądy jego republikańskiej bazy politycznej. Sondaże wskazują, iż większość elektoratu republikańskiego nie ufa Zełenskiemu i uważa, iż USA za dużo pomagają Ukrainie. Już według badania z maja tamtego roku, aż 55 proc. Republikanów nie ufało Zełenskiemu. Na dodatek, 49 proc. Republikanów było przekonanych, iż USA pomagają za dużo Ukrainie, a tylko 13 proc., iż za mało. Wobec takiego nastawienia swojego elektoratu, Tramp musiał szukać jakiegoś zrozumiałego, dla swojej bazy wyborczej, wytłumaczenia tego by bardziej zaangażować się na Ukrainie. Pretekst pozyskania tych kopalin, nie zważając choćby na to czy faktycznie one przedstawiają wielką wartość, bo było wiele analiz podważających możliwość uzyskania tam sporych zysków, Trump uznał za całkiem dobry na to, by został on zaakceptowany przez Amerykanów.
I teraz, swoim zachowaniem w Gabinecie Owalnym, Zełenski to wszystko zniszczył, zaś jego negatywny obraz w USA, oraz niechęć do pomagania Ukrainie jeszcze bardziej wzrosły. Już wiadomo, iż stracił bardzo wartościowego sojusznika, republikańskiego senatora Lindseya Grahama, który, jeszcze niedawno, komplementował Zełenskiego na konferencji w Monachium, a teraz powiedział, iż po tym co się stało w Gabinecie Owalnym, Zełenski powinien ustąpić ze stanowiska. Nie ma się zatem co dziwić, iż Zełenski został wygnany z Białego Domu i perspektywa tego, iż on tam znowu zostanie przyjęty, nie jest zbyt dobra. Zwolennicy Republikanów by tego nie zaakceptowali i tu znaczenie ma też fakt, iż Zełenski cały czas stawiał na Demokratów i angażował się w działania zwalczające Trumpa już podczas jego pierwszej kadencji, kiedy to z Ukrainy pochodziły materiały, które posłużyły do nieudanej próby impeachmentu Trumpa. Także w ostatniej kampanii wyborczej angażował się on po stronie Kamali Harris, co mu na tym spotkaniu wprost wypomniał D.J. Vance. Zaś Elon Musk zapowiedział, iż zostanie dokonany audyt tego gdzie trafiły miliardy dolarów wysłane na Ukrainę. Efektem mogą być interesujące informacje dotyczące otoczenia Zełenskiego.
Stwierdzić więc śmiało można, iż występ Zełenskiego w Gabinecie Owalnym to wielowątkowa katastrofa, i to nie tylko dla niego, gdyż przedstawił się jako osoba nie posiadające politycznych umiejętności reprezentowania interesów swego kraju, ale przede wszystkim dla mieszkańców Ukrainy, gdyż wojna potrwa dłużej i straty oraz cierpienia będą większe, zaś widoki na uzyskanie lepszych warunków, bez wsparcia USA, są mniejsze. Zełenski odebrał od Trumpa lekcję politycznego realizmu, ale wysoką jej cenę zapłacą wszyscy na Ukrainie.
Stanisław Lewicki