
Już 15 lat minęło od tego straszliwego dnia, gdy dodarła do nas wiadomość o tragicznej katastrofie samolotu wiozącego polską delegację na obchody rocznicy zbrodni katyńskiej.
Od tamtego czasu śledztwo się toczy, prokuratorzy wykonują swoje rutynowe, czy rytualne czynności, a w międzyczasie pojawiło się nowe pokolenie, dla którego ta tragedia jest już tylko wydarzeniem historycznym.
Dla nas jednak stanowi wciąż bolesną ranę. Dlatego niezmiennie spotykamy się 10- go każdego miesiąca pod tym pomnikiem. Niezależnie od pogody – w deszcz i mróz. Jest nas coraz mniej, część z nas wymarła, nie liczymy na sprawiedliwość, bo uświadomiliśmy sobie, iż Polaków wciąż można mordować bezkarnie, ale póki my żyjemy - pamiętamy.
Pamiętamy, iż zanim komisja Anodiny rozpoczęła badania, minister Sikorski już znał przyczynę wypadku i poinformował świat w telewizji CNN, iż katastrofę spowodowali piloci usiłując wylądować we mgle. Powiedział wtedy także, iż był pożar, ale NIE było wybuchu...
Pamiętamy, jak prezydent Komorowski nadał wysokie polskie odznaczenia państwowe funkcjonariuszom OMON-u za "poświęcenie podczas akcji ratowniczej".
Pamiętamy, jak minister Arabski poinformował rodziny ofiar, iż nie wolno otwierać trumien, gdyż "pozostają one pod jurysdykcją Federacji Rosyjskiej".
Pamiętamy, jak media informowały Polaków, iż samolot czterokrotnie podchodził do lądowania, iż generał Błasik wszedł do kabiny pilotów i wywierał na nich presję, a pilot Protasiuk powiedział, iż "jak nie wyląduje, to go zabiją".
Pamiętamy, iż szef BOR-u Janicki – odpowiedzialny za bezpieczeństwo najwyższych polskich funkcjonariuszy państwowych - niedługo po wydarzeniu został awansowany przez prezydenta Komorowskiego na generała.
Pamiętamy, iż wszystkie media przemawiały jednym, stugębnym Michnikiem powielając rosyjską wersję wydarzeń. Tylko samotna Gazeta Polska wyrażała zdanie odrębne zwracając uwagę na pojawiające się coraz częściej wątpliwości.
Żadnych wątpliwości co do natury wydarzenie nie mieli od początku tylko ludzie znający pragmatykę rosyjskich służb i wiedzący, iż katastrofa lotnicza to stały element sowieckiej polityki kadrowej.
Postrzeganie prezydenta Putina zmieniło się na przestrzeni lat – nie jest on już szanowanym mężem stanu, dziś można nazwać go mordercą, ale katastrofa smoleńska niezmiennie określana jest jako "normalny wypadek komunikacyjny".
Ten zwrot to niemal rota przysięgi czy wyznanie wiary obowiązującej wszystkich funkcjonariuszy rządzącej koalicji i ich sympatyków.
Trudno wyobrazić sobie istnienie ludzi wierzących, iż 55 tonowy samolot może stracić skrzydło zahaczając o brzozę i spadając z wysokości 5 metrów na podmokły grunt, rozlecieć się na 60 tysięcy szczątków.
My natomiast mamy ten luksus, iż możemy zbrodnie nazwać zbrodnią i otwarcie mówić o zamachu.
Ofiar było więcej niż 96, bo trzeba doliczyć tych kilkunastu ludzi zmarłych w niejasnych okolicznościach. Zbyt dociekliwych, lub za dużo wiedzących.
Wątpliwości budzi także niespodziewana śmierć znanego niemieckiego dziennikarza śledczego Jurgena Rotha, który wydał książkę opisującą wydarzenie smoleńskie jako zamach. Roth podał wiele szczegółów, a także ujawnił, iż rosyjscy zamachowcy mieli wspólników w Polsce - wśród nich miał być polityk wysokiego szczebla.
Trudno sobie wyobrazić takie przedsięwzięcie bez polskich wspólników.
Czy rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego mogło nastąpić w ramach przygotowań do "katastrofy" smoleńskiej?
Już "niezależny" prokurator Seremet ukazał całą swą niemoc w śledztwie smoleńskim.
Zaskakującą decyzję o remoncie prezydenckiego Tupolewa w innym niż zwykle miejscu, podjął Zenon Kosiniak Kamysz, mimo ostrzeżeń polskich służb, iż zakład w Samarze kontrolowany jest przez KGB. Stryj obecnego wicepremiera krótko pracował w Ministerstwie Obrony Narodowej.
Czy został tam zatrudniony tylko do przeprowadzenia tej jednej transakcji?
Na kilka dni przed tragiczną podróżą polskiej delegacji, pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych podjął agent komunistycznych służb, fałszywy jezuita Tomasz Turowski. Właśnie w jego troskliwe ręce minister Sikorski przekazał organizację wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu...
Śmierć elity narodu nie poszła na marne. Wielki szok spowodowany tym tragicznym wydarzeniem wywołał reakcję łańcuchową – nastąpił gwałtowny rozwój ruchu Klubów Gazety Polskiej i Rodziny Radia Maryja. Z czasem obok Gazety Polskiej i toruńskiej rozgłośni, powstały inne niezależne media, nieco podważając monopol postkomunistów na polską infosferę.
Tak więc wbrew intencjom zamachowców liczących na "rozwiązanie kwestii polskiej", nastąpił proces przeciwny, czego wynikiem było 8 lat, podczas których Polacy cieszyli się największym od 1939 roku zakresem suwerenności. A wraz z nią pojawił się gwałtowny rozwój gospodarczy i dobrobyt – zawsze ściśle powiązany z suwerennością.
Być może "neutralizacja" polskiej elity w Smoleńsku, była na rękę nie tylko stronie rosyjskiej. Świadczy o tym dwuznaczna postawa Stanów Zjednoczonych i państw demokracji zachodniej wobec wydarzenia, co do charakteru którego nie mogli mieć wątpliwości.
Dla wolnego świata ważniejsze jednak były interesy z Putinem i "reset" we wzajemnych stosunkach.
Ta postawa mogła wynikać też z ustaleń rozmów Reagan – Gorbaczow w Reykjaviku w 1986 roku. Prawdopodobnie w tajnej części układu zwanego "małą Jałtą", ustalono status Polski jako obszaru buforowego między Niemcami, a Rosją – bez przemysłu, armii, z ograniczoną suwerennością.
Na straży ustaleń (do dziś obowiązujących!), pozostawiono nietknięty komunistyczny aparat represji – sądownictwo, które "oczyści się samo", oraz "przewerbowane w całości" na stronę amerykańską SB. Ta służba po kosmetycznych zmianach, przekształcona w dzisiejsze ABW, miała kontrolować niepodległościowe aspiracje Polaków mogące zagrozić równowadze międzynarodowej.
Właśnie o tym mówił w 2017 roku w Pradze człowiek, któremu powierzono zadanie sterowania świadomością Polaków - Adam Michnik:
"Jeżeli chodzi o Polskę, to ja się bardziej obawiam rządów partii Jarosława Kaczyńskiego niż Putina. Uważam, iż jest to polityk bardzo niebezpieczny i dla Rosji i dla świata".
Kiedy już w "wolnej Polsce" sekretarz BBN Maciej Zalewski w rozmowie z szefem CIA narzekał na panoszenie się komunistycznych agentów usłyszał:
„Zostawcie tych agentów, zostawcie tych szpiegów, wszyscy jak mieli być odwróceni, to zostali odwróceni, pracują na rzecz nowego układu. Zostawcie to w świętym spokoju. Wszystkie wasze pomysły są pomysłami idealistów, którzy nie rozumieją układu. Tak ma być”.
Widać, iż Amerykanie celowo pozostawili staro – nowe służby, bo miały one strzec ustaleń z Reykjaviku i porządku "okrągłostołowego" przed "zakusami suwerenistów".
Potwierdza to także instrukcja funkcjonariusza UOP płk. Lesiaka z 2006 roku odnośnie Jarosława Kaczyńskiego:
"Trzeba go wszelkimi metodami zwalczać. Obmową, działaniami operacyjnymi, wprowadzeniem agentury".
Dopiero gdy weźmie się pod uwagę te fakty, staje się jasne ,dlaczego tak wiele ambasad zaangażowało się w obalenie polskiego rządu w 2023 roku. Z tych samych względów Polacy jeszcze będą długo czekać na pełne wyjaśnienie tragedii z 10 kwietnia 2010 roku.
(Tekst wygłoszony na poznańskich obchodach 15 rocznicy tragedii smoleńskiej)