— Gdy przyznaję, iż przegrałam wybory, to nie przegrałam walki, która napędzała całą naszą kampanię. Nigdy nie porzucę tej walki o przyszłość, w której Amerykanie mogą realizować swoje marzenia, ambicje i dążenia (…) Ale czasem taka walka musi trochę potrwać — mówiła Harris w środę wieczorem do swoich zwolenników zgromadzonych na Uniwersytecie Howarda w Waszyngtonie.
Słowa te można odczytywać jako zapowiedź, iż Kamala Harris nie zamierza składać broni i myśli już o starcie w kolejnych wyborach prezydenckich, w 2028 r. w tej chwili pozostaje wiceprezydentką w administracji Bidena, toteż formalnie nie może jeszcze snuć konkretnych planów na przyszłość, ale taki scenariusz wydaje się wysoce prawdopodobny. Są z nim jednak trzy zasadnicze problemy.
Czy Kamala Harris ma szanse na prezydenturę za cztery lata?
Po pierwsze, Kamala Harris przegrała wybory. Co prawda otrzymała niemal 68 mln głosów, a wokół niej zjednoczyła się duża część partii, ale ostatecznie poniosła porażkę. Było to już drugie podejście Harris do walki o prezydenturę, dużo bardziej poważne niż to pierwsze, w 2020 r., ale ostatecznie również zakończyło się przegraną.
Czy za cztery lata Partia Demokratyczna będzie skłonna wystawić kandydatkę, która spróbowała swoich sił i przegrała? Czy może będzie chciała postawić na kogoś, kto zaoferuje „nowe otwarcie” i świeże spojrzenie na gospodarkę, kwestie społeczne lub imigrację? Tego dziś nie wiadomo, ale na pewno porażka z Trumpem może w przyszłości działać na niekorzyść Kamali Harris.
Wiadomo również, i to po drugie, iż porażka Harris da szansę bardzo wielu politykom Partii Demokratycznej, by zacząć myśleć o kampanii prezydenckiej za cztery lata. Harris jest dziś naturalną liderką partii, ale cztery lata to szmat czasu i wielu polityków z własnymi ambicjami będzie chciało to zmienić. A na ich korzyść będzie działać to, iż obecna wiceprezydent już próbowała i nie dała rady. Będą więc argumentować, iż szansę walki o prezydenturę powinien otrzymać ktoś inny.
Demokratycznych polityków, którzy czekają na swoją kolej, jest wielu. Choćby gubernator Pensylwanii Josh Shapiro, gubernator Kentucky Andy Beshear, gubernator Michigan Gretchen Whitmer czy sekretarz transportu w administracji Bidena Pete Buttigieg. A do tego bardzo wielu polityków dużo mniej rozpoznawalnych, dla których następny cykl wyborczy będzie szansą do zaprezentowania swoich talentów politycznych.
Po trzecie, i to wiąże się z dwoma poprzednimi punktami, za cztery lata Kamala Harris nie dostanie czeku in blanco od swojej partii. Innymi słowy, odbędą się partyjne prawybory, które wyłonią kandydata Demokratów na prezydenta.
Kamala Harris, jeżeli zdecyduje się wystartować, będzie prawdopodobnie tylko jednym z wielu kandydatów. A to nie gwarantuje, iż ambicje, które dziś artykułuje, zostaną zaspokojone. Wyborcy Partii Demokratycznej mogą bowiem szukać kogoś, kto będzie potrafił skutecznie pokonać trumpizm. A tego — co pokazały właśnie zakończone wybory — Kamala Harris nie gwarantuje.