Какова истинная основа мира? Человеческое братство или Иисус Христос?

pch24.pl 4 месяцы назад

Prawdziwego pokoju nie da się zbudować na idei ludzkiego braterstwa. To Jezus Chrystus jest Księciem Pokoju; dlatego poza Nim pokojowe współistnienie między ludźmi jest zwykłym złudzeniem.

Papież Franciszek wygłosił 11 maja przemówienie do uczestników Światowego Spotkania nt. Ludzkiego Braterstwa. Stwierdził w nim, iż podstawą światowego pokoju może być ludzkie braterstwo.

– Wojna jest oszustwem. Wojna zawsze jest porażką, podobnie jak idea międzynarodowego bezpieczeństwa bazującego na siłowym odstraszaniu. To kolejne oszustwo. Aby zapewnić trwały pokój, musimy powrócić do uznania naszego wspólnego człowieczeństwa i umieścić braterstwo w centrum ludzkiego życia – powiedział. – Tylko w ten sposób uda nam się wypracować model współistnienia zdolny zapewnić przyszłość rodzinie ludzkiej. Pokój polityczny potrzebuje pokoju serc, aby ludzie mogli się spotykać w przekonaniu, iż życie zawsze zwycięża wszelkie formy śmierci – stwierdził.

Problem w tym, iż nie odpowiada to wcześniejszemu nauczaniu Kościoła, które wyłącznie w Jezusie Chrystusie widziało prawdziwą podstawę pokoju. Mówił o tym bardzo jasno jeszcze papież Pius XII.

By wyjaśnić tę kwestię, przypominamy fragment książki Pawła Chmielewskiego „Nowe moce Antychrysta” poświęcony problematyce rządu i pokoju światowego w nauczaniu papieży XX wieku.

***

O perspektywie rządu światowego papież Franciszek pisał w encyklice Fratelli tutti, gdzie nie poparł takiej idei wprost, ale snując wizję tworzenia międzynarodowych struktur kierowniczych wskazał, iż powinny one mieć możliwość karania państw przekraczających ustalone przez kolektyw światowy normy. Karanie jest tymczasem prerogatywą suwerena. Ojciec Święty wskazywał: „Wiek XXI jest świadkiem osłabienia władzy państw narodowych, przede wszystkim dlatego, iż wymiar ekonomiczno-finansowy o charakterze ponadnarodowym dąży do dominacji nad polityką. W tym kontekście niezbędne staje się dojrzewanie silniejszych i sprawnie zorganizowanych instytucji międzynarodowych, których władze byłyby desygnowane sprawiedliwie, na podstawie porozumień między rządami krajowymi, i wyposażone w możliwość sankcjonowania. Kiedy mówimy o możliwości istnienia jakiejś formy globalnego autorytetu, regulowanego przez prawo, niekoniecznie należy myśleć o autorytecie osobowym. Powinno się jednak przynajmniej przewidywać możliwość powołania do życia skuteczniejszych organizacji światowych, obdarzonych autorytetem, aby zapewnić globalne dobro wspólne, eliminację głodu i ubóstwa oraz pewną obronę podstawowych praw człowieka” (Fratelli tutti, 172).

Franciszek w istocie kontynuował tu myśl, którą wcześniej wyraził Benedykt XVI w encyklice Caritas in veritate. Papież Ratzinger choćby silniej od swojego następcy wskazywał na możliwość budowy rządu światowego. Pisał: „Pilnie potrzebna jest prawdziwa światowa władza polityczna — o której mówił już mój poprzednik, błogosławiony Jan XXIII — aby zarządzać ekonomią światową; uzdrowić gospodarki dotknięte kryzysem; zapobiec pogłębieniu się kryzysu i związanego z nim zachwiania równowagi; przeprowadzić adekwatne, pełne rozbrojenie oraz zagwarantować bezpieczeństwo żywieniowe i pokój; zapewnić ochronę środowiska i uregulować ruchy migracyjne. Tego rodzaju władza musi być uregulowana przez prawo, przestrzegać konsekwentnie zasady pomocniczości i solidarności, być podporządkowana realizacji dobra wspólnego, zaangażować się w realizację autentycznego integralnego rozwoju ludzkiego, inspirowanego wartościami miłości w prawdzie. Ponadto władza ta powinna zostać uznana przez wszystkich, być w stanie rzeczywiście każdemu zagwarantować bezpieczeństwo, przestrzeganie zasad sprawiedliwości i prawa. Oczywiście, powinna mieć takie uprawnienia, by strony musiały szanować jej decyzje, a także stosować środki wspólnie uzgodnione na różnych forach międzynarodowych. Brak tego wszystkiego rodziłby ryzyko, iż prawo międzynarodowe, pomimo wielu postępów na różnych polach, byłoby uzależnione od równowagi sił najsilniejszych. Integralny rozwój narodów i kooperacja międzynarodowa wymagają ustanowienia porządku międzynarodowego wyższego stopnia, opartego na zasadzie pomocniczości, by zarządzać globalizacją oraz zaprowadzenia wreszcie porządku społecznego zgodnego z porządkiem moralnym i z tym połączeniem sfery moralnej i społecznej, oraz więzią między polityką a sferą ekonomiczną i obywatelską, jakie są już zarysowane w Karcie Narodów Zjednoczonych” (Caritas in veritate, 67).

W debacie o polityce międzynarodowej Franciszka można niekiedy usłyszeć, iż w gruncie rzeczy ziarno problemu zasiał już Paweł VI, zwłaszcza w swoim przemówieniu wygłoszonym na forum ONZ 4 października 1965 roku1. Choć rzeczywiście przemówienie to stanowi wielką pochwałę tej organizacji, dostrzegając w niej strukturę mogącą pomóc w budowie pokojowych relacji międzypaństwowych na świecie, to jest ono wciąż nacechowane głębokim poszanowaniem dla suwerenności narodowej i nie zawiera idei powołania nowego, ponadnarodowego suwerena, który cieszyłby się prerogatywą nakładania na państwa sankcji, tak jak jest to zasugerowane w Caritas in veritate Benedykta XVI i Fratelli tutti Franciszka. Stąd choćby o ile Paweł VI na różne sposoby przyczynił się do wytworzenia klimatu czy podglebia, na którym taka idea mogła później wykiełkować, to niewątpliwie nie przekroczył jeszcze granicy, którą przeszedł z kolei papież Ratzinger; dlatego odpowiedzialność papieża Montiniego za późniejszą promocję idei rządu światowego de facto jest co najwyżej pośrednia. Co więcej w pewnym sensie choćby papież Franciszek zdaje się robić krok wstecz i nieco wycofywać z awangardowej idei Benedykta, kiedy we Fratelli tutti wskazuje, iż kooperacja międzynarodowa nie musi bynajmniej znajdować swojego wyrazu w tworzeniu „autorytetu osobowego”, czyli właśnie rządu światowego; odwołuje się jednak do możliwości sankcjonowania, co zdaje się, mimo wszystko, wspierać feralny koncept. To wszelako płaszczyzna teoretyczna: gdy idzie o praktykę, papież Franciszek niewątpliwie zrobił szczególnie dużo dla realizacji idei powołania władzy globalnej, zwłaszcza na polu ekologii oraz polityki sanitarnej.

Za adekwatnego ojca kościelnej idei rządu światowego można uznać tymczasem św. Jana XXIII. Papież ten w encyklice Pacem in terris trzeźwo zauważył, iż istniejące stosunki międzynarodowe są niewystarczające dla zapewnienia pokoju powszechnego; uznając, iż trzeba osiągnąć pokój powszechny, stwierdził – logicznie w perspektywie doczesnej – iż konieczne jest ustanowienie światowego rządu. Papież pisał:

„A ponieważ w tej chwili ze wspólnym dobrem wszystkich narodów wiążą się zagadnienia dotyczące wszystkich narodów, i ponieważ zagadnienia te może rozwiązać jedynie jakaś władza publiczna, posiadająca i moc, i organizację, i środki o równie wielkim zasięgu oraz obejmująca zakresem swego działania cały świat – wynika z tego, iż choćby z nakazu samego porządku moralnego trzeba ustanowić jakąś powszechną władzę publiczną” (Pacem in terris, 137)2.

Wskazywał dalej, iż „zasięg tej władzy powinien rozciągać się na cały świat” i powinna ona „dysponować odpowiednimi środkami, wiodącymi do powszechnego dobra wspólnego” (tamże, 138). Z drugiej strony św. Jan XXIII postulował postawienie takiej powszechnej władzy publicznej szeregu ograniczeń. Wskazywał: „Jak w poszczególnych państwach stosunki między władzą publiczną i obywatelami, rodzinami oraz zrzeszeniami trzeba regulować i kierować według zasady pomocniczości, tak i stosunki między powszechną władzą publiczną a władzami publicznymi poszczególnych państw należy oprzeć na tej samej zasadzie. adekwatnym bowiem zadaniem tej powszechnej władzy jest rozpatrywanie i rozstrzyganie spraw, mających powiązanie z powszechnym dobrem wspólnym w dziedzinie gospodarczej, społecznej i politycznej oraz w rozwoju nauki. Sprawy te posiadają wielkie znaczenie, mają bardzo szeroki zasięg i są szczególnie palące; dlatego nasuwają zbyt wiele trudności, aby mogły je pomyślnie rozwiązać rządy poszczególnych państw” (tamże, 140). I dalej: „Zadaniem tej władzy powszechnej nie jest korygowanie czy kontrolowanie działań z zakresu kompetencji władz publicznych poszczególnych państw. Ma ona natomiast starać się o wytworzenie na całym świecie takich warunków, w których nie tylko władza publiczna każdego państwa, ale również poszczególni ludzie oraz zrzeszenia będą mogły bezpieczniej wykonywać swe zadania, wypełniać obowiązki i domagać się poszanowania dla swych praw” (tamże, 141). Jest tu więc silna idea powołania rządu światowego, tyle, iż o ograniczonych kompetencjach.

Czy watykańskie wysiłki na rzecz stworzenia takiego rządu mają jakiekolwiek szanse powodzenia to temat zupełnie odrębny. Logicznie rzecz biorąc wydaje się, iż nie: w końcu rząd światowy mógłby powstać jedynie wówczas, gdyby państwa zrezygnowały ze stosowania siły i przemocy, do czego jednak, biorąc pod uwagę naturę systemu międzynarodowego, są w paradygmacie agnostycznym czy zgoła ateistycznym prawdopodobnie strukturalnie niezdolne. To jednak nie przeszkadza Stolicy Apostolskiej przedstawiać takiej wizji jako adekwatnego celu. To, jak sądzę, może w dużej mierze tłumaczyć politykę Watykanu względem wielkich mocarstw, choćby o ile działają one agresywnie czy zgoła totalitarnie. Przy tym pojawia się zasadniczy problem: czy cel osiągnięcia powszechnego pokoju dzięki powołaniu rządu światowego jest aby na pewno tym, do czego katolicy czy szerzej, chrześcijanie w ogóle, powinni dążyć?

Można przeciwko temu wysunąć liczne zastrzeżenia, jeszcze bez odwoływania się do zasadniczej idei społecznego panowania Jezusa Chrystusa, a zatem na gruncie czysto „praktycznym”. Współcześnie wszystkie mocarstwa prowadzą pod wieloma względami politykę głęboko antychrześcijańską. Na przykład gdy idzie o kwestię poszanowania godności życia ludzkiego, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Chinach i Rosji niezwykle rozpowszechniona jest zbrodnia mordowania dzieci nienarodzonych. W Ameryce, która uchodzi w optyce wielu katolików za kraj o wiele „lepszy” od Rosji czy Chin, panuje dziś regularna dyktatura neomarksizmu. Oprócz zbrodni aborcji przejawia się to między innymi w tak skandalicznych i budzących grozę projektach, jak wznoszenie pomników Szatanowi czy odbieranie rodzicom możliwości ratowania własnych dzieci przed samookaleczeniem w ramach „zmiany” płci. Stany Zjednoczone również wszczynały w niedalekiej przeszłości wojny, które z perspektywy czasu doprawdy trudno uznać za sprawiedliwe, jak choćby wojna w Iraku, do której wciągnięta została również Polska. Żadna ze światowych potęg nie bazuje dzisiaj na autentycznie chrześcijańskim fundamencie. Ponadto w związku z rozwojem nowoczesnych technologii, które pozwalają na niespotykaną we wcześniejszych dziejach ludzkości kontrolę jednostki czy rodziny przez władzę, widmo totalnej kontroli życia indywidualnego i społecznego w przypadku zaistnienia rządu światowego wydaje się nader namacalne.

To wszystko powinno raczej budzić obawy katolików niż ich nadzieje. Można się zgodzić, iż co do zasady „rząd światowy”, jako gwarant ustania wojen, byłby pożądany: jednak jedynie wówczas, gdyby był oparty na zasadach katolickich, to znaczy gdyby widział swoją rolę jako służbę na rzecz ułatwiania postępowania drogą wiodącą do zbawienia, co zasadza się na akceptacji przez suwerena nauczania Kościoła o społecznym panowaniu Jezusa Chrystusa, a zatem – w pewnym sensie – na powrocie ducha cywilizacji średniowiecza. Jako iż w obecnych warunkach zaistnienie takiego rządu światowego nie jest prawdopodobne, bo nie podejmuje się przecież w tym celu niemal żadnych konkretnych wysiłków, fakt wspierania przez Stolicę Apostolską koncepcji powołania globalnego suwerena może budzić poważne wątpliwości.

Dobry przykład ostrożności stanowi encyklika św. Jana Pawła II Sollicitudo rei socialis z 1987 roku, która, choć podjęła wątek współpracy międzynarodowej, nie wyszła poza obręb ogólnych wskazań na rzecz zachowywania troski o dobro wspólne oraz nawoływania do współpracy i solidarności międzynarodowej. Z kolei w encyklice Centesimus annus św. Jan Paweł II przyznawał, iż jak dotąd nie udało się wypracować skutecznych środków, które mogłyby rozwiązywać konflikty międzynarodowe zamiast wojen i określił ten problem najpilniejszym dla wspólnoty międzynarodowej (Centesimus annus, 21); nie sugerował jednak tworzenia żadnych ponadnarodowych struktur, które mogłyby kontrolować poszczególne państwa3. Wydaje się, iż Kościół katolicki mógłby dziś wrócić z pożytkiem do tej powściągliwości, a to właśnie ze względu na potworne i coraz lepiej widoczne ryzyka, jakie wiążą się z możliwościami, które władzom dają nowoczesne technologie.

To, co kluczowe, to wszakże fakt, iż powszechnego pokoju na świecie po prostu nie uda się zbudować na gruncie świeckiej filozofii. Kościół jeszcze do niedawna doskonale o tym wiedział, co wyraził wspaniale Pius XI w encyklice Quas Primas. Oto perspektywa, którą powinni żyć katolicy marzący o ustaniu wojen: dopiero gdy cała ludzkość zaakceptuje Jezusa Chrystusa jako Pana i Króla znikną przyczyny prowadzące do wielkich zaburzeń. Tak pisał o tym wspomniany papież:

„Przeto, jeżeliby kiedy ludzie prywatnie i publicznie uznali nad sobą władzę królewską Chrystusa, wówczas spłynęłyby na całe społeczeństwo niesłychane dobrodziejstwa, jak należyta wolność, jak porządek i uspokojenie, jak zgoda i pokój. Jak bowiem królewska godność Pana naszego otacza powagę ziemską książąt i władców pewną czcią religijną, tak też uzacnia obowiązki i posłuszeństwo obywateli. […] o ile panujący i prawowici przełożeni mieć będą to przekonanie, iż wykonują władzę nie tyle z prawa swego, jak z rozkazu i w zastępstwie Boskiego Króla, każdy to zauważy, jak święcie i mądrze będą używać swojej władzy i jak bardzo zważać będą, wydając prawa i polecając je spełniać, na dobro ogółu i na godność ludzką swoich podwładnych. Oczywiście, iż wskutek tego zakwitnie pokój i wewnętrzny porządek się ustali, gdyż wszelka przyczyna zaburzenia będzie usunięta; albowiem chociaż obywatel patrzeć będzie na panującego i innych rządców państwa jako na ludzi do niego z natury podobnych lub może choćby z jakiejś przyczyny niegodnych i na naganę zasługujących, to mimo to nie odmówi im swego posłuszeństwa, gdyż w nich samych widzieć będzie obraz i powagę Chrystusa Boga i Człowieka. Co się zaś tyczy dobrodziejstw zgody i pokoju, jasną jest rzeczą, iż im szersze się wytwarza królestwo i wszystkich ludzi obejmuje, tym bardziej ludzie stają się świadomi tej łączności, która ich jednoczy; a świadomość ta jak oddala i usuwa częste zatargi, tak też łagodzi i zmniejsza przykrości tych zatargów. Dlaczegoż więc, gdyby Królestwo Chrystusa objęło w rzeczy samej wszystkich, jak ich z prawa obejmuje, mielibyśmy wątpić o tym pokoju, jaki Król pokoju przyniósł na ziemię, Ten – mówimy – który przyszedł pojednać wszystko, który nie przyszedł, aby mu służono, ale aby sam służył i który będąc Panem wszystkich dał Siebie za przykład pokory i ustanowił szczególnie prawo nakazujące miłość, Ten wreszcie, który wyrzekł: jarzmo moje słodkie jest a brzemię moje lekkie? O, jakiegoż zażywalibyśmy szczęścia, jeżeliby poszczególni ludzie i rodziny i państwa pozwoliły się rządzić Chrystusowi. Wówczas to wreszcie – iż użyjemy słów, które poprzednik nasz Leon XIII przed 25 laty do wszystkich biskupów wypowiedział – będzie można uleczyć tyle ran, wówczas to będzie nadzieja, iż prawo dawną powagę odzyska, miły pokój znowu powróci, z rąk miecze i broń wypadną, gdy wszyscy chętnie przyjmą panowanie Chrystusa i posłuszni Mu będą a każdy język wyznawać będzie, iż Pan nasz Jezus Chrystus jest w chwale Boga Ojca”.

Na tym i tylko na tym fundamencie można zbudować autentyczny pokój – na Jezusie Chrystusie. Niestety, dziś zamiast na Nim próbuje się w Kościele szukać innych płaszczyzn międzynarodowej stabilności. Przejawem takich prób są między innymi budzące poważne wątpliwości kontakty Stolicy Apostolskiej z Chinami, Rosją i Stanami Zjednoczonymi. O USA napiszę więcej w dalszej części książki, tu skupiając się tylko na relacjach z dwoma pozostałymi mocarstwami.

Paweł Chmielewski, Nowe moce Antychrysta, wyd. AA, 2022.

Читать всю статью