Жерминал Цивиков: Суд над Милошевичем. Отношения с наблюдателями

instytutsprawobywatelskich.pl 3 месяцы назад

Germinal Civikov od początku śledził, jako dziennikarz, przebieg procesu przeciwko Slobodanowi Miloszewiczowi, który toczył się w budynku sądowym w Hadze. Niniejsza książka relacjonuje przebieg i istotę procesu, tak jak rozumiał i oceniał je autor. Postępowanie sądowe przeciwko oskarżonemu okazało się – w opinii Civikova – kompletną porażką (od Wydawcy).

Wydawnictwu Akademickiemu Dialog dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.

Wstęp do wydania polskiego

„Sprawa Miloszewicia” nie zakończyła się wraz z jego śmiercią w areszcie Międzynarodowego Trybunału Karnego do spraw b. Jugosławii w Hadze, gdzie był przetrzymywany i sądzony. Sprawa ta ciągle żyje w różnego rodzaju publikacjach, które ukazują, iż nie tylko prokuratorzy, ale i sędziowie byli w tym procesie oskarżycielami. Jedni i drudzy działając na polityczne zamówienie, posługując się fałszywymi dowodami i przekupionymi świadkami mieli dowieść, iż „zbrodnie” Miloszewicia uzasadniały bezprawną interwencję NATO przeciwko Jugosławii, na którą nie zgodziła się Rada Bezpieczeństwa ONZ. Przy zachowaniu wszelkich proporcji, w „sprawie Miloszewicia” można się doszukać pewnych analogii ze „sprawą Dreyfusa”, chociażby w tym, iż sąd i środki masowego przekazu, zanim jeszcze udowodniono mu winę, uznali Miloszewicia za winnego. W swej książce „Der Milošević Prozess, Bericht eines Beobachters” wydanej w 2006 roku, w Wiedniu, Germinal Civikov, obywatel Austrii, który osobiście obserwował dzień po dniu przebieg procesu Miloszewicia zawarł relacje na tyle przekonujące, iż pod pewnymi względami jego książka przypomina swą wymową słynne „Oskarżam” (J’accuse) Emila Zoli w sprawie Dreyfusa.

Miloszewić jako polityk nie był na pewno nieskazitelny. Popełnił błędy w sprawie Kosowa, grzeszył arogancją i pewnością siebie. Ale nie były to działania, które naruszałyby międzynarodowe prawo humanitarne, bądź brutalnie je gwałciły. Trybunał nie był w stanie mu tego udowodnić. Nie udowodnił mu również udziału w sprzysiężeniu o charakterze kryminalnym („joint criminal enterprise”). W procesie Miloszewić bronił się sam. Było to wbrew woli Trybunału, który wielokrotnie usiłował wyznaczyc mu „obrońę z urzędu”, kierując się „troską” o zdrowie oskarżonego. Nie znajdując merytorycznej odpowiedzi na pytania oskarżonego sędziowie często wyłączali mikrofon. Można powiedzieć, iż Trybunał był przez cały czas w defensywie. Proces Miloszewicia ze względu na stronnicze zachowanie w nim prokuratorów i sędziów, a zwłaszcza przewodniczącego składu orzekającego, sędziego brytyjskiego Richarda Maya, skompromitował na długi czas w oczach opinii publicznej międzynarodowe sądownictwo karne. Wyglądało to na polityczną rozprawę pokazową, a wydawało się, iż w demokratycznej Europie nie powinno być miejsca dla takich procesów. Śmierć Miloszewicia Trybunał przyjął z ulgą. Uwolniło go to bowiem od kłopotu, jak wypełnić zamówienie polityczne i skazać oskarżonego, mimo braku dowodów winy. Wydaje się, iż w tej sytuacji, nagła śmierć oskarżonego była dla Trybunału najlepszym rozwiązaniem, gdyż alternatywą mogło być tylko uniewinnienie. Autor książki, nie stawiając kropki nad „i”, daje do zrozumienia, iż Trybunał mógł się do tej śmierci przyczynić, a co najmniej nic nie uczynił, a należało to do jego obowiązków, aby jej zapobiec.

Germinal Civkov, który jest dziennikarzem, formułując zarzuty wobec Trybunału, nie oszczędza również swoich kolegów, dziennikarzy. Proces Miloszewicia w większości przypadków środki masowego przekazu relacjonowały stronniczo, przesądzając z góry o winie oskarżonego.

Zdaniem autora, w oczach opinii publicznej to właśnie sędziowie i dziennikarze znaleźli się na ławie oskarżonych.

Radovan Karadżić, były przywódca Serbów bośniackich, poszukiwany od 13 lat został w lipcu 2008 roku zatrzymany w Belgradzie. Jako zbrodniarz wojenny z okresu wojny w byłej Jugosławii będzie sądzony przez Trybunał ONZ ds. Zbrodni Wojennych w Hadze. Podczas rozprawy wstępnej zakwestionował jurysdykcję ONZ-owskiego Trybunału i odmówił ustosunkowania się do któregokolwiek z 11 zarzutów. Jest interesujące śledzenie dalszego przebiegu tego procesu przez pryzmat prezentowanego w niniejszej publikacji procesu Miloszewicia.

Anna Parzymies

[…]

Przekazanie

Kiedy w dniu 28 czerwca 2001 roku Slobodan Miloszewić został przekazany do więzienia w Scheveningen pod Hagą, widzieliśmy początkowo obraz łatwy do zapamiętania, który migotał na ekranach telewizorów w wielu mieszkaniach na całym świecie. Miał on w sobie coś nierzeczywistego, a jednocześnie coś przygniatająco prawdziwego. W chłodnym świetle, pośrodku nocy, jakieś postaci bezdźwięcznie biegały wokół helikoptera, a dwóch mężczyzn popychało przed sobą trzeciego związanego, przepadając następnie w upiornym półmroku potężnej budowli. To, iż ta scena działała tak przygnębiająco, wynikało z mdłego i bladawego światła, które spowodowane było przede wszystkim chyboczącym, amatorskim ujęciem tych zdjęć. Dopiero przez to ta scena miała charakter prawdziwy. Mężczyzna nie stawiał wprawdzie oporu, ale nie szedł również dobrowolnie, absolutnie nie.

Budowlę znałem aż nazbyt dobrze, stoi ona przecież przy trakcie, prowadzącym do wydm, a dalej do plaży, gdzie znajduje się stacja pomp. Dwie potężne wieże, sprawiające wrażenie fortecy, i okazała dębowa brama znajdująca się między nimi. Przez 24 sekundy emitowany jest obraz z przybycia Slobodana Miloszewicia do tego miejsca, obwieszczając: „Oprawca Bałkanów” został wydany na zasłużoną karę. Holenderski producent filmowy, Jos de Putter, wyciął z tego amatorskiego ujęcia rodzaj czołówki do swojego filmu dokumentalnego pt. „De zaak Milošević” („Sprawa Miloszewicia”). Ten, kto zrobił to zdjęcie, musi być szczwanym lisem, stwierdził de Putter, ponieważ za każdym razem, kiedy na ekranie ukazuje się Miloszewicz w chłodnym świetle prowadzony przez dwóch mężczyzn jak nocny złodziej, anonimowy amator tego filmu zgarnia za niego swoje tantiemy.

Читать всю статью