– Gdyby to pan był nowym premierem, to jak rozpocząłby pan sejmowe exposé?
– Być może tak… Kieruję te słowa do wszystkich, którzy 15 października zdecydowali o naszej wspólnej przyszłości. Dziękuję wam! Nie zmarnujemy kolejnych 1431 dni, wykorzystamy je do sprawnego działania. Czeka nas wiele pracy, którą podzielimy na kilka etapów…
– Nieźle.
– Mamy kilka antyprzykładów exposé z dotychczasowej historii polskiego parlamentaryzmu, ale tak poważnie to dzisiaj łatwiej o dobre, najważniejsze wystąpienia. Można je przygotować na zasadzie kontrastu do tego, co dotychczas – było źle, a będzie lepiej.
– Czyli jak premier rządu powinien przemawiać?
– Najlepiej z dużym wyczuciem, by nie wzmagać jednak i tak bardzo dużej polaryzacji. Gdybym to ja był premierem, to nie budowałbym możliwie największego kontrastu, tylko wskazał nowe nadzieje, ale oczywiście nie mówiłbym bełkotliwym, korporacyjnym językiem. Nie warto nikogo „bić” słowem, a już na pewno nie wprost, choć dotychczasowa ekipa rządząca jest bardzo łatwym celem dla sprawnego mówcy. Tym razem szedłbym zdecydowanie w kierunku łączenia, budowania, przywrócenia. Nie atakowałbym prawej strony w Sejmie…
– …bo to łatwizna?