Бывшие послы о Трампе и Маске: «У нас будет политика, как у Большого брата. Это не дипломатия»

natemat.pl 14 часы назад
Starcie Sikorski-Rubio na X, awantura w Białym Domu podczas wizyty prezydenta Ukrainy, ciągłe przytyki ludzi Trumpa pod adresem Europy, Kanady, czy Meksyku – tak wygląda dziś świat dyplomacji narzuconej przez nową administrację USA. A adekwatnie wielkiego chaosu, który gotuje nam Trump, bo byli ambasadorowie nie nazywają tego dyplomacją. Pytamy jak na to patrzą. Do czego to zmierza? – Do tego, iż będziemy mieli politykę jak Big Brothera w telewizji. To nie jest żadna dyplomacja. To jest po prostu nieustanny show – komentuje jeden z byłych ambasadorów.


Od samego początku drugiej kadencji Donalda Trumpa jesteśmy świadkami tego show w polityce międzynarodowej.

– Czegoś takiego nie było od 80 lat. Sytuacja jest wyjątkowa. Prezydent Trump rozpoczął ofensywę na wszystkich możliwych frontach. I wobec sojuszników, i przeciwników. Do tego ciągle zmienia zdanie. Wycofuje się z decyzji, potem znowu je wprowadza. Ten świat nadszedł nagle, bo w ciągu dwóch miesięcy zmienił się porządek międzynarodowy. I dostosowujemy się do tego w biegu. To jest trochę jak chodzenie po polu minowym – komentuje w rozmowie z naTemat były szef dyplomacji Dariusz Rosati.

Żyjemy w nowym świecie


W erze Donalda Trumpa dotyczy to również dyplomacji.

– Świat odwrócił się do góry nogami, jeżeli chodzi o filary bezpieczeństwa porządku miedzynarodowego. I dyplomacja również trochę się odwróciła. To już nie są depesze i noty dyplomatyczne. To już nie są rozmowy w zaciszach gabinetów. Dziś mamy spektakl na oczach całego świata przy pomocy mediów społecznościowych. A styl prezydenta Trumpa może sprawić, iż tradycyjna dyplomacja z okresu międzywojennego, czy powojennego, chyba już nie wróci – uważa polityk.

Dlatego byli dyplomaci, których pytamy o ocenę tego, co obserwujemy dziś na linii Ameryka-reszta świata, choćby nie chcą tego nazywać dyplomacją.

– W tradycyjnej dyplomacji wszystko można było potem odkręcać. Gdy wyszedł oficjalny komunikat, wszystko było wygładzone. A tu są spontaniczne, emocjonalne reakcje, które mają tę zaletę, iż pozwalają odczytać intencje. Ale niosą też takie ryzyko, iż jak się powie coś o słowo za dużo, to potem trudniej jest się z niego wycofać i negocjować – dodaje jeszcze były szef MSZ.

Przypomnijmy, takich sytuacji do tej pory było już mnóstwo. Mamy za sobą m.in. groźby "przejęcia" Grenlandii, wojnę celną z Meksykiem i Kanadą, ostrzeżenia pod adresem Hamasu: "Spotka was piekło", dogadywanie się z Rosją i publiczne łajanie Ukrainy oraz awanturę z przywódcą Ukrainy w Białym Domu na oczach całego świata.

Wreszcie w czasie ostatniego weekendu doszło starcie sekretarza stanu USA z szefem polskiego MSZ, kiedy Marco Rubio ostro pouczył Radosława Sikorskiego na X: "Podziękuj za Starlinki". W efekcie obaj trafili na czołówki zagranicznych mediów, a pół internetowego świata debatuje po tym, kto miał rację.

Tak ma wyglądać teraz dyplomacja?


"To nie jest żadna dyplomacja. To jest po prostu nieustanny show"


– Z dyplomacją zaczęło się dziać to, co z mediami. Czyli przeniosła się do mediów społecznościowych, co nie sprzyja jakimkolwiek zachowaniom dyplomatycznym i spokojnej rozmowie, tylko wyłącznie działaniu na efekt – komentuje w rozmowie z naTemat jeden z byłych ambasadorów.

Zwraca uwagę, iż dyplomacja wymaga ciszy, spokoju, możliwości negocjowania. I iż gdyby awantura w Białym Domu odbyła się bez kamer, nie byłoby takiego problemu.

– To jest ewolucja w kierunku dyplomacji rozgrywającej się wyłącznie na oczach publiczności. Tak naprawdę to nie jest żadna dyplomacja. To jest po prostu nieustanny show. Przeszliśmy w politykę, która jest polityką showmanów i aktorów – ocenia dyplomata.

Do czego to zmierza?


– Do tego, iż będziemy mieli politykę jak Big Brothera w telewizji. Po cichu dyplomacja oczywiście też się odbywa, tylko ta "nie po cichu" zaczyna ją powoli zabijać – uważa.

Widzimy jak to wygląda. Zdarzenie w Gabinecie Owalnym było międzynarodowym wstrząsem. – Czy powiedziałeś choć raz "dziękuję" podczas całego spotkania? – pytał Wołodymyra Zełenskiego wiceprezydent J. D. Vance.

Wszystko ostatnio odbywa się albo przed kamerami, albo w mediach społecznościowych. Elon Musk dolewa oliwy do ognia na swoim X. Prezydent Trump na Truth Social, który powstał w 2022 roku z jego inicjatywy. To odbywa się ich główna komunikacja ze światem.

Musk do Sikorskiego: "Bądź cicho, mały człowieczku"


Oczywiście, w Polsce i innych krajach również tak jest. Taki trend. Tyle, iż Ameryka nadaje dziś ton.

– jeżeli tak się robi, to siłą rzeczy dochodzi do interakcji, czy sporów, które nie przyjmują formy wymiany not dyplomatycznych. Wszystko dzieje się na scenie globalnej. I od razu. Wszystko jest bardzo spontaniczne. W dodatku w dyskusję dyplomatów, czy przedstawicieli rządów, włączają się ludzie bogaci z sektora biznesu i pozwalają sobie na bardzo niestosowne komentarze lub interwencje w rozmowach. Nie mając do tego żadnego tytułu, bo nie są wybranymi przedstawicielami rządów – mówi Dariusz Rosati.

"Bądź cicho, mały człowieczku" – właśnie na X padły skandaliczne słowa Muska pod adresem Radosława Sikorskiego.

Przypomnijmy, szef polskiej dyplomacji zareagował na wcześniejsze słowa szefa SpaceX, iż jego system Starlink jest podstawą ukraińskiej armii i jeżeli go wyłączy, cały front upadnie.

"Starlinki dla Ukrainy są opłacane przez polskie Ministerstwo Cyfryzacji, co kosztuje około 50 milionów dolarów rocznie. Pomijając kwestię etyki grożenia ofierze agresji, jeżeli SpaceX okaże się niepewnym dostawcą, będziemy zmuszeni szukać innych dostawców" – odpowiedział Sikorski.

"To zmyślanie. Nikt nie groził odcięciem Ukrainy od Starlinka. I podziękuj, bo bez Starlinka Ukraina przegrałaby tę wojnę już dawno temu, a Rosjanie byliby teraz na granicy z Polską" – zareagował na to szef amerykańskiej dyplomacji Marco Rubio.

– Jestem zdegustowany, iż Musk wtrąca się w dyskusję o wsparciu dla Ukrainy, która została uruchomiona między ministrem spraw zagranicznych Polski a sekretarzem stanu USA. I wypowiada się nie w interesie USA, tylko własnej firmy – mówi były szef MSZ.

Dalsza część artykułu poniżej:


Jeśli nie dyplomacja, to co to w ogóle jest? Według niedawnego sondażu pracowni Ipsos dla agencji Reutersa 52 proc. badanych Amerykanów negatywnie oceniło politykę zagraniczną Donalda Trumpa.

– Ja nie nazwałbym tego dyplomacją, tylko chaotycznym miotaniem się po szachownicy świata. Trudno dopatrzeć się tu przemyślanej strategii. Moim zdaniem na razie mamy do czynienia raczej z chaosem decyzyjnym i niejednoznacznością. Ale to jest zestaw narzędzi, których używało się już w przeszłości w stosunkach międzynarodowych. W tym sensie brutalność i naciskanie na słabszego, żeby poddał się silniejszemu, nie jest niczym nowym, ani niczym wyjątkowym – komentuje ostatnie działania Ameryki Trumpa Jan Truszczyński, były wiceszef MSZ i były ambasador RP przy UE.

"Wcześniej tak rzeczy nie wyciągano na światło dzienne"


Byli dyplomaci mówią, iż to wszystko, co dziś widzimy, w dyplomacji już było. Tyle, iż dotąd nie odbywało się to na świeczniku.

– Większość brutalnych dyskusji i przyciskania słabszego do ściany ma miejsce za zamkniętymi drzwiami. Spektakl w Gabinecie Owalnym był wyjątkiem od stosowanej praktyki. Sam byłem uczestnikiem spotkań, które przebiegały w zbliżony sposób. Samo to nie jest więc czymś zupełnie wyjątkowym, ale to, iż odbyło się to na oczach świata to rzeczywiście niepożądane novum – mówi naTemat Jan Truszczyński.

Krzysztof Szumski, były ambasador w Chinach i innych krajach Azji również to podkreśla.

– Wcześniej w warunkach napięć też działy się różne rzeczy i pewne sprawy również były stawiane ostro. Nie były one jednak wyciągane na światło dzienne. Natomiast dziś wobec powszechności mediów społecznościowych ludzie dowiadują się o takich działaniach. Postęp technologiczny powoduje, iż pewne sprawy łatwiej trafiają do społeczeństwa – mówi naTemat.

Ale często, jak zwraca uwagę, są to rzeczy specjalnie sterowane: – Dzięki tym środkom łatwiej jest manipulować nastrojami społecznymi. Trzeba więc być ostrożnym, czy pewne informacje nie są fałszywe.

"Nie ma co lamentować, tylko brać się do roboty"


Jeden z naszych rozmówców przypomina, iż Donald Trump uruchomił taką dyplomację już w pierwszej kadencji, choć nie była ona jeszcze tak konsekwentna jak teraz. – Jednak jego współpracownicy dowiadywali się z Twittera, jaka jest polityka amerykańska. I dziś dzieje się podobnie – mówi.

Czy jest to przerażająca wizja dyplomacji?


– Nie wiem. Być może jest to rodzenie się czegoś zupełnie nowego. Na przykład nowego sposobu komunikacji dyplomatycznej. Być może nie nadążamy z duchem czasu. Bo dziś najlepsze kwalifikacje do tego, żeby zostać politykiem to kwalifikacje showmana albo influencera. Jest to pewna nowość. Mam wrażenie, iż nie tylko dyplomacja, ale polityka w ogóle ewoluuje w kierunku publicznego show – komentuje komentuje.

Dariusz Rosati komentuje, iż do pewnego stopnia taka dyplomacja ma sens. Bo widać w ten sposób, jak obnaża się administracja Trumpa.

Ale podkreśla: – To nie jest za dobre. Poprzez komunikację w mediach społecznościowych łatwiej odczytujemy intencje partnerów, ale ogólnie kierunek, który objął Donald Trump jest bardzo niekorzystny dla stabilności międzynarodowej.

Dyplomaci radzą jednak, by do obecnej sytuacji przywyknąć. Jednak nie załamywać rąk.

– Dochodzi do niefortunnych momentów i musimy się do tego przyzwyczaić. Co więcej, to o niczym nie przesądza, oprócz tego, iż psuje atmosferę i może utrudnia rozmowy. Dla wszystkich jest to szokiem. Ale nie ma co lamentować, tylko brać się do roboty – uważa były szef dyplomacji.

Krzysztof Szumski ocenia: – Trzeba patrzeć na to z dystansem. Są zawodowi dyplomaci, którzy są nauczeni pewnych rzeczy. I są politycy, których kariery nauczyły ich tego, iż pewne brutalne stawianie spraw przynosi sukcesy.

Jego zdaniem wina leży po obu stronach. – Z jednej strony mamy brutalność realizacji polityki przez nowego prezydenta USA i jego administrację. Z drugiej strony pewne siły lewicowo-liberalne przyzwyczaiły się do tego, iż to, co robią i mówią jest najwspanialsze. Stąd podenerwowanie i pewna frustracja, iż nie dzieje się tak, jakby chciały. I tu też występują pewne błędy. Nie odsądzałbym więc ani jednej, ani drugiej strony. Mam nadzieję, iż pewne sprawy z czasem się ułożą – mówi.

Jan Truszczyński komentuje, iż to nie są jednorazowe działania i wybryki, które przeminą.

– To nie są instrumenty zastosowane przejściowo, żeby osiągnąć pożądany cel, a potem już będzie harmonia i współpraca. Trzeba liczyć się z dalszymi, zaskakującymi nas w Europie działaniami. Stąd siła i jedność Europy są jeszcze bardziej potrzebne niż w przeszłości. W czasach niepewności i zwiększonych ryzyk trzeba wziąć się w garść i trzeba większej współpracy państw UE. Siedzimy w jednej szalupie. Trzeba pilnować, żeby się nie wywróciła – mówi.

Читать всю статью