Był polskim misjonarzem i mieszkał w Rosji. „Od rana do wieczora wszyscy to mówią”

news.5v.pl 1 день назад

Magdalena Rigamonti: Zimno u pana?

Paweł Kabelis: Prawie 20 stopni mrozu. W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia było minus 30 stopni Celsjusza. Trzeba pilnować, żeby rury nie zamarzły, żeby ojciec Karol, polski ksiądz w polskiej wsi na Syberii, miał się dobrze.

Na zimę pan do niego pojechał na Syberię.

Tu jest polska wieś Wierszyna, polski kościół i coraz mniej ludzi. Przez lata tu mieszkałem, jeszcze jak byłem zakonnikiem. Teraz przyjeżdżam zimą, żeby pomóc.

Ma pan rosyjskie obywatelstwo?

Polskie. Dlatego proszę mnie nie pytać o wojnę, o to, co o tym myślę. Wiele lat temu myślałem o tym, żeby mieć rosyjskie obywatelstwo, ale żeby je dostać, musiałbym się wyrzec polskiego. Potem był taki czas, iż można było mieć dwa. A teraz się cieszę, iż tego nie zrobiłem, bo przecież mogliby mnie wysłać na wojnę. A tak, Polaka nie wezmą, żeby walczył przeciw Ukraińcom.

Zna pan chłopaków z Wierszyny, z Irkucka, z tamtych okolic, którzy poszli na wojnę?

W każdej syberyjskiej wsi są groby. Zresztą, wszędzie, w całej Rosji są. Ciała wracają w ocynkowanych trumnach.

Ja pana pytam o Rosjan, którzy poszli na wojnę, a pan od razu o trumnach i grobach.

Jak masz 20 lat propagandy w telewizji, od rana do wieczora mówią ci, iż wszyscy atakują wielką Rosję, wszyscy dookoła są źli, ale my się obronimy i damy radę, to ludzie w to wierzą. Poza tym, skoro cerkiew prawosławna błogosławi rakiety na wojnę, to… Nikt nie mówi, iż wojna jest zła, a jak mówi, to od razu represje.

Dlatego pan się boi mówić?

Mam sześcioletniego syna, który jest w połowie Rosjaninem, zajmuję się księdzem Karolem i nie chcę, żeby mnie ktoś stąd, mówiąc delikatnie, wyprosił. Nie tak dawno przed cerkwią w Irkucku stanęła młoda dziewczyna z transparentem: Nie zabijaj. To jest przecież szóste przykazanie. Takie manifestacje niby są dozwolone, ale dostała 14 dni aresztu. jeżeli zrobi to drugi raz, pójdzie siedzieć na dwa lata. A więzienia na Syberii nie są takie ekskluzywne jak w Polsce.

„Dla wielu syberyjskich chłopaków wojna to możliwość zarobku”

Rosyjscy chłopcy idą dobrowolnie na wojnę?

Przecież to jest świetny zarobek, dobry kontrakt. Dostaje się coś koło dwóch tysięcy dolarów miesięcznie. A zdarza się, iż więcej. Zresztą, na początek, za samo podpisanie kontraktu, już jest pięć tysięcy dolarów, a potem comiesięczny żołd.

Jaka jest średnia pensja w Irkucku?

500 dolarów. Są tacy, którzy mają 200 dolarów. Dla wielu tych syberyjskich chłopaków wojsko, wojna to jest możliwość zarobienia naprawdę dużych pieniędzy. Tu, z z okolicznych wsi, nie ma się jak wybić, nie ma żadnej windy społecznej. Tu mieszkają głównie prości ludzie, bez wykształcenia. To, co im mówią w telewizji, jest święte. Chcą sobie samochód kupić, ożenić się, więc myślą sobie: a pójdę, powalczę, trochę pieniędzy zarobię i wrócę. Nie zastanawiają się nad wojną, o co chodzi i nad tym, iż mogą nie wrócić. Kiedy jestem tu, na Syberii, to choćby nie mogę o tym wszystkim myśleć, muszę się separować. Nie chcę nic mówić, komentować, wypowiadać się.

Rosjanie też tak mówią, iż o polityce to oni nie chcą gadać.

Jakby pani żyła w kraju, w którym sąsiad na sąsiada donosi, to też by pani nie chciała. Tu są duże kary za dyskredytację armii rosyjskiej, za potępianie wojny, więc ludzie wolą siedzieć cicho. A nawet, jak popierają Putina i wojnę, to też wolą nic nie mówić. A bo to wiadomo, czy ktoś nie doniesie, nie przekręci ich słów. Za wszystko można iść do więzienia.

Pana jako obywatela polskiego mogą wsadzić do więzienia?

Jeśli złamałbym rosyjskie prawo, to tak. Przecież wsadzają Amerykanów, innych obcokrajowców. Nikt w Rosji nie może czuć się bezpiecznie.

„Zwykli ludzie? Oni wszyscy się boją”

Wraca pan tam ciągle i wraca.

Mówiłem, iż mam syna w Irkucku. Poza tym ta Syberia to jest moje miejsce. Wierszyna to jest moje miejsce. Ksiądz Karol mieszka tam od 14 lat. Sam ma już 84. Ktoś musi z nim być. A, że, jak już mówiłem, zimy są srogie i bardzo długie, to jestem. Do kwietnia, do końca zimy na pewno będę. Jest samochód, mamy ciepłe ubrania i jest dobrze.

Najzimniejszy jest przełom stycznia i lutego. choćby minus 50 stopni Celsjusza. Przy pełni księżyca mrozy są największe. W zeszłym roku przez trzy tygodnie trzymał taki mróz, iż zasilanie elektryczne padło. Minus 17 było w domu. Bojler padł, zmywarka, pralka. Rury zamarzły. Trzy doby odmrażania zanim woda się w domu pojawiła.

Syn mieszka ze swoją mamą w Irkucku. Kiedy zaczęła się wojna w Ukrainie, to ze względu na sankcje padł mój biznes. Eksportowałem modrzew syberyjski do Polski. Wsiadłem w samolot i w ciągu czterech dni byłem w New Jersey w Ameryce. Pracowałem na budowie przez pół roku. Później jeździłem ciężarówką po całych Stanach. Myślałem, iż ściągnę żonę, syna. Ale ona jest Rosjanką, pracuje w filii ministerstwa. Okazało się, iż jak ma męża Polaka, to nie może awansować i zaraz na początku wojny wniosła papiery o rozwód. W Rosji jest tak, iż nie ma szans, żeby dziecko było z ojcem, a na pewno nie z ojcem Polakiem. I nie ma co choćby próbować, bo pochodzę z Polski, z wrogiego państwa. Nie ma też takiej możliwości, żebym mógł przywieźć Jaśka do dziadków, do moich rodziców na Warmię. Moja mama go nie widziała ze cztery lata.

Polska jest wrogim krajem dla Rosji, ale to jest tak, iż Rosjanie tam, u pana na Syberii, traktują Polaków jak wrogów?

Pyta pani o zwykłych ludzi? Oni wszyscy się boją. Z drugiej strony latem przejechałem całą Rosję na rowerze, w bluzie z polską flagą i żadna przykrość mnie nie spotkała. Kiedy mówiłem, iż jestem Polakiem, to kilka razy słyszałem od różnych ludzi: my nie jesteśmy nacjonalistami.

arch.prywatne

Paweł Kabelis podczas wyprawy rowerowej przez Rosję

Pan dobrze mówi po rosyjsku.

Ale z akcentem. Żona choćby mi mówiła, żebym się nauczył już normalnie gadać, a ja zawsze odpowiadałem, iż nie chcę być Rosjaninem, nie chcę mówić idealnie. Nie krępuję się tego, iż jestem Polakiem. Nigdy nie chciałem się asymilować, stać się Rosjaninem.

Ma pan przyjaciół Rosjan?

Miałem jednego kumpla, który choćby chciał się przeprowadzać do Europy. Był taki europejski, światowy nawet, biznesmen. Teraz już też uważa, iż cały świat jest przeciwko Rosji i tylko prezydent Putin ma rację. Ja z Rosjanami nie mogę i nie chcę gadać o polityce. Tu jest przekonanie, iż Rosja musi walczyć, żeby się bronić.

Były misjonarz w Rosji. „Koledzy dawali mi trzy tygodnie w celibacie”

Pan wiele lat temu pojechał na Syberię jako misjonarz, jako brat Paweł.

Tak, po maturze wstąpiłem do werbistów w Pieniężnie, zamieszkałem w klasztorze. Wcześniej byłem punkiem, miałem kapelę, ale mieliśmy kiepskie instrumenty. Poszliśmy do prowincjała klasztoru, bo okazało, iż oni tam w klasztorze mają gitary, bębny, wszystko. I on się zgodził, żebyśmy grali w klasztorze. Jednego kleryka wystawił do pilnowania nas. Kleryk okazał się muzykiem i zaczął nas uczyć. Przez niego zakumplowałem się z innymi klerykami i ta ich idea misyjna bardzo mi się spodobała.

Co najbardziej?

Że się nie żyje dla siebie, iż się pomaga innym.

No i jeździ się po świecie.

To też oczywiście. Wiedziałem jednak, iż nie chcę być księdzem, nie chcę spowiadać, dawać ślubów. Nie chciałem mieć tej odpowiedzialności. Myślałem, żeby być z tyłu tego wszystkiego, być bratem zakonnym.

Brata też obowiązuje celibat.

Koledzy dawali mi trzy tygodnie w celibacie. A ja wytrwałem. Pamiętam, jak pojechałem do nowicjatu, do Chludutowa pod Poznaniem, to tak mnie wszystko urzekło, iż w zasadzie byłem w euforii. Czułem się tak blisko Boga, jakby ta wiara mnie pochłonęła. Wszyscy stawiali się na szóstą w kaplicy, a ja byłem już o piątej i się modliłem. Jak jakiś neofita. Później to widziałem w Kościele, widziałem ludzi, którzy długo nie wierzyli i nagle się nawrócili. Świętsi od papieża. Ja taki byłem w nowicjacie.

arch.prywatne

Paweł Kabelis

Na ile panu starczyło tej świętości?

Takiej silnej, to na dwa lata.

I na dwa lata celibatu?

Nie, celibatu na 14, czyli tyle, ile byłem w zakonie.

Co się dzieje wtedy z seksualnością?

Jakby się nie próbowało o niej myśleć, nie wypierać, to ona jest. I nic nie przestawisz. Wie się, iż to jest grzeszne. Można chodzić, spowiadać się, rozmawiać z ojcem duchownym, ale i tak się o tym myśli. Jestem przecież normalnym facetem.

I co?

I sport, i zimny prysznic. Chodziłem na siłownię, pakowałem. Biegałem codziennie i starałem się nie myśleć o tym. Potrafiłem sobie z tym poradzić. Nas w nowicjacie było 35 chłopa. I powiem szczerze, iż nie spotkałem się z jakimiś niemoralnymi zachowaniami.

Po nowicjacie pojechałem na Białoruś i tam zobaczyłem inny Kościół. Nie miałem czasu, żeby siedzieć w kaplicy od rana do wieczora, bo budowaliśmy klasztor i woziłem materiały budowlane z Białegostoku. Całymi dniami w samochodzie, ale nie po cywilnemu. Zawsze w koloratce. Czasem i w sutannie. Teraz już się nie chodzi w sutannie po ulicy, czasy się zmieniły. Ja się tego nigdy nie wstydziłem. Po Białorusi byłem w Nysie, gdzie przygotowywałem się do ślubów wieczystych.

Wiem, iż je pan złożył.

Złożyłem. Pięć lat formacji i śluby. Czystość, ubóstwo i posłuszeństwo. Przed ślubami werbista pisze, gdzie by chciał pracować. Trzeba wymienić trzy kraje. Napisałem Rosję, Kubę i Stany Zjednoczone. Powiedziałem sobie, iż jak mi nie dadzą Rosji, to odejdę. Nie widziałem się w innym kraju. Wcześniej myślałem, żeby jechać na misję do Papui Nowej Gwinei, albo w inne odległe miejsca, ale po tej Białorusi wiedziałem, iż chcę jechać na Wschód. Ja się w tym Wschodzie zakochałem, bo to jest jak powrót do komuny.

I pozwolili panu.

Najpierw zostałem wysłany do Moskwy na takie przyuczenie. Chodziło o to, żebym poznał kulturę, obyczaje, mentalność ludzi. Miałem też indywidualne lekcje rosyjskiego. No i musiałem pracować nad sobą.

Moskwa to nie Rosja.

Oczywiście, zupełnie inny świat, ale rosyjski sposób myślenia jest podobny w całej Rosji.

Jako brat zakonny miał pan jakąś pensję?

Nie, przecież ślubowałem ubóstwo. Jak potrzebowałem pieniędzy, to szedłem do przełożonego i dostawałem jakąś sumę, z której potem się musiałem rozliczyć. 20, 30 dolarów miesięcznie.

Trzeba było prosić?

Tak. Trochę to upokarzające. Dorosły chłop, nie dostaje pieniędzy za pracę, a jak chce sobie kupić portki albo buty, to musi prosić. Przyznam, iż to było dla mnie trudne.

Byłem tam półtora roku. Wtedy się jeszcze czuło swobodę, wolność. Miałem tam taką grupę ludzi, studentów, którzy uważali się za niewierzących. Zabrałem ich na spotkanie z papieżem, na Światowe Dni Młodzieży do Kolonii.

Uwierzyli?

Nie wiem, ale zobaczyli inny świat. Czwórka z nich mieszka teraz w Europie. Z trójką nie mam kontaktu. Tam spotkałem proboszcza z Irkucka, który zapytał, czy chcę pojechać do niego, do pracy. Pojechałem pociągiem, trzy i pół dnia. Potem już starałem się jeździć tylko pociągami. Ludzie wsiadają, przebierają się w dresy, wyciągają to, co mają do jedzenia, flaszkę na stół i zaczynają się opowieści życiowe. Potem mi kumpel powiedział, żeby na to patrzeć, jak na spowiedź pociągową. Ktoś z kimś spotyka się na moment w życiu i można wszystko opowiedzieć.

Mówił pan, iż jest bratem zakonnym?

Nie zawsze. Przy wódce w Rosji się o Bogu i o polityce nie gada. W Irkucku spełniłem swoje marzenie z dzieciństwa. Kiedy byłem mały, to na ścianie nad łóżkiem miałem plakat z motorem i przed zaśnięciem wyobrażałem sobie, jak wchodzę „na kolanko” w zakręty. Kupiłem sobie z Japonii motor, zrobiłem prawo jazdy i wsiąkłem. A z Japonii dlatego, iż stąd jest blisko do Japonii, cała motoryzacja w Irkucku jest z Japonii.

„Pan Bóg mi pokazał czerwoną kartkę”

W Rosji są gangi motocyklowe.

W Irkucku też. Ten motor to był początek śmierci mojego powołania. Klasztor sobie zrobiłem z tymi chłopakami na motorach. I Bóg mnie uchronił, bo kiedy moi koledzy urządzili strzelaninę, to leżałem w szpitalu na odkleszczowe zapalenie opon mózgowych. W zasadzie żegnałem się z życiem. Lekarka mi powiedziała, iż po dwóch tygodniach może być ze mną kiepsko. Minęły dwa, trzy, a potem cztery tygodnie i nic. Trzy razy pobierali mi krew i za każdym razem wychodziło, iż mam ten wirus. Ale nic się nie działo. Poleciałem do Polski, zameldowałem się w Gdyni, w Instytucie Chorób Tropikalnych, tam mi zrobili badania i okazało się, iż jestem zdrowy.

Cud?

Cud, myślę, iż Pan Bóg mi pokazał czerwoną kartkę. Zaniedbałem powołanie. Moi przełożeni zobaczyli, co się dzieje, iż przesadzam i dostałem przeniesienie do Petersburga. Ślub posłuszeństwa złamałem. Powiedziałem, iż odchodzę z zakonu i przez rok woziłem polskich turystów nad Bajkał. Przełożeni dzwonili, mówili, żebym spróbował jeszcze raz, iż przecież tyle lat byłem w klasztorze, tyle dobrych rzeczy zrobiłem. Nie wiem, na ile to było szczere, bo oni muszą w takich sytuacjach nalegać. Wahałem się, zastanawiałem, co mi daje szczęście. Pieniądze nie dawały, miłości nie znalazłem, pojechałem do Polski, sprzedałem samochód i wróciłem do Petersburga do klasztoru. Byłem tam osiem miesięcy. Piękna pogoda, wszystkie modlitwy wypełniałem, rozmyślałem.

O to chodzi w życiu zakonnym?

Chodzi o to, by codziennie być lepszym człowiekiem. Patrzy się, co jest złego w twoim życiu i starasz się to wyplewić, żeby być lepszym dla Boga i ludzi.

Wziąłem się za siebie. Również fizycznie. Miałem dużą nadwagę, 130 kg ważyłem. Zacząłem biegać, schudłem 40 kg. Zostałem przeniesiony do Wołgogradu. Nie mogę usiedzieć na tyłku, więc stworzyłem chór, organizowałem koncerty organowe. Modliłem się, działałem. Ale cały czas miałem poczucie, iż to nie jest do końca szczere, iż gram jakąś rolę, iż jeszcze tu, w tym Irkucku zasypałem strumyk mojego powołania jakimś gównem i on już nie płynie.

Nie chciałem zostać starym, zgorzkniałym zakonnikiem, bo to nie będzie ani dobre dla mnie, ani dla ludzi. Moja siostra Luiza powiedziała, żebym poszedł na pielgrzymkę do Santiago de Compostela. Postanowiłem pójść, modlić się do Boga, żeby mi dał jakieś światło.

Wygodnie. Zrzucanie odpowiedzialności na Boga.

Nie. Patrzę na to inaczej, wierzę, iż Pan Bóg ma na mnie jakiś plan i chciałbym, żeby mi to jasno pokazał. Szedłem z Lourdes. Ponad 1000 km. Szedłem 23 dni. I dostałem spokój. Wróciłem do Wołgogradu. To był rok 2014.

Kiedy Rosjanie ukradli Krym Ukrainie.

Znowu mnie pani chce wciągnąć w politykę. Nie mogę o tym rozmawiać. Wtedy zadzwonił kumpel z Irkucka, iż on musi wyjechać do Europy i prosi mnie, żebym poprowadził mu klinikę stomatologiczną i proszę sobie wyobrazić, iż się tego nauczyłem. Do tego stopnia, iż rozszerzyłem działalność i sprzedawałem urządzenia do takich klinik. I cały czas się zastanawiałem, co mi przynosi szczęście.

I co wyszło?

Wyszło, iż praca z turystami. I otworzyłem firmę, która polskich turystów obwoziła po Syberii wokół Irkucka i nad Bajkał. Poznałem wtedy moją przyszłą żonę, dostałem papiery z Watykanu dotyczące unieważnienia moich ślubów zakonnych. Pamiętam to był marzec, zacząłem się modlić do św. Józefa, pytać, co dalej mam robić. I minutę później napisał do mnie facet, iż chce mnie wynająć na miesiąc, żebyśmy razem pojeździli po Syberii, bo on zamierza ściągać do Polski modrzew syberyjski.

Miałem turystów i firmę handlującą drzewem. Świetny czas. Najpierw pandemia wszystko zniszczyła, potem wojna. Niektórzy ludzie pracują całe życie w jednym miejscu, a mną Pan Bóg tak rzuca. Ciągle zaczynam od nowa. Mam 46 lat. Dlatego latem przejechałem rowerem całą Rosję i Europę i dojechałem do Santiago de Compostela.

Po to, żeby znów Bóg panu powiedział, co robić?

Nie. Pokój mnie interesuje.

Pokój na świecie, pokój w Ukrainie?

Tak.

Nadal jest pan osobą wierzącą, związaną z Kościołem?

Bardzo wierzę. I chcę mówić o Bogu. Kiedy pojechałem do Stanów, to przekonałem się, jak można otwarcie mówić o Bogu, jak można swoją wiarę pokazywać. To jest moja wiara i nie wstydzę się tego. Wiara jest wielką częścią mojego życia.

Читать всю статью