Decyzji sądu o zatrzymaniu Ziobro nie uznaje — bo dla niego użyteczny jest wyrok jego kolegów z Trybunału Konstytucyjnego
Choć zapowiadaliśmy, iż przy okazji wezwania na przesłuchanie Ziobro będzie się starał urządzić spektakl, to związani z władzą posłowie komisji pegasusowej najwyraźniej się tego nie spodziewali. No i zagrali w teatrze Ziobry, umożliwiając mu głośny powrót do polityki po rocznej chorobie.
A przecież wszystko od początku układało się w logiczną całość. Od momentu utworzenia komisji śledczej ds. Pegasusa Ziobro był czterokrotnie wzywany na przesłuchanie — nie stawił się ani razu. Dwa razy przedstawił zwolnienie lekarskie — walczył wówczas z rakiem. Następnie – 14 października i 4 listopada 2024 r. – także się nie stawił na przesłuchanie, ale już nie usprawiedliwił nieobecności. Dlatego Komisja zdecydowała, iż wystąpi o jego zatrzymanie i przymusowe doprowadzenie na przesłuchanie, a Sejm uchylił immunitet poselski Ziobry.
Ten moment, od kiedy Ziobro przestał usprawiedliwiać zwolnieniami swoją nieobecność na przesłuchaniach nie jest przypadkowy. Otóż we wrześniu 2024 Trybunał Konstytucyjny — którym kierowała wówczas jeszcze Julia Przyłębska — orzekł, iż zakres działania komisji śledczej ws. Pegasusa jest niezgodny z Konstytucją, zaś sejmowa uchwała o powołaniu komisji ma „wadę prawną”.
Zbigniew Ziobro, Julia Przyłębska
Co ważne wniosek ws. komisji do Trybunału Konstytucyjnego złożyli posłowie PiS. W składzie, który ten wniosek rozpatrywał, znalazł się między innymi były poseł PiS Stanisław Piotrowicz. Skład był więc nieobiektywny. Ale nie tylko dlatego, iż Piotrowicz rozpatrywał sprawę z wniosku swych kumpli. Także dlatego, iż wiadomo było, iż komisja będzie się zajmować Ziobrą — to on sfinansował zakup Pegasusa, płacąc pieniędzmi ofiar przestępstw zgromadzonymi w Funduszu Sprawiedliwości. A tak się składa, iż za rządów PiS, gdy Ziobro przepychał przez Sejm swoje zmiany w sądownictwie, to Piotrowicz był jego pomagierem jako szef sejmowej Komisji Sprawiedliwości.
Zbigniew Ziobro, Stanisław Piotrowicz
W składzie razem z Piotrowiczem był także Jarosław Wyrembak, działacz PiS, który jest tzw. dublerem. Czyli — za rządów PiS został wybrany do TK, mimo iż miejsce było zajęte przez innego sędziego wybranego jeszcze za czasów rządów PO-PSL w roku 2015.
Sąd Okręgowy w Warszawie wydając postanowienie o zatrzymaniu i przymusowym doprowadzeniu Ziobry na posiedzenie komisji śledczej ds. Pegasusa podkreślił, iż nie uznaje treści wyroku wydanego przez Trybunał Konstytucyjny.
Sejmowa komisja ds. Pegasusa
„Powszechnie wiadomo o tym, iż co do jednego z członków tego składu (Jarosława Wyrembaka) istnieją bardzo poważne wątpliwości co do skuteczności jego powołania na urząd Sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Został on powołany, pomimo iż stanowisko to było już obsadzone przez inną, prawidłowo wybraną przez Sejm osobę. Od wielu lat prawnicy polscy alarmowali, iż było to poczynanie wadliwe konstytucyjnie, a orzeczenia wydane z udziałem takiej osoby nie są wyrokami wydanymi przez sąd ustanowiony ustawą” — głosi uzasadnienie.
Jarosław Wyrembak
Tej decyzji sądu Ziobro nie uznaje — bo dla niego użyteczny jest wyrok wydany przez jego kolegów z TK. „Nigdy nie ulegnę bezprawiu i przemocy. Nigdy dobrowolnie nie stawię się przed formalnie nieistniejącą komisją śledczą ds. Pegasusa, którą Trybunał Konstytucyjny wyrokiem z 10 września 2024 r. usunął z porządku prawnego. Decyzja sądu o pozbawieniu mnie wolności i przymusowym doprowadzeniu przed 'komisję’ ma charakter przestępczy” — zapowiedział kilka dni przed przesłuchaniem.
Odgrażał się przy tym, iż ma pozwolenie na broń i spory arsenał — co było dość głupią sugestią, iż gdyby chciał, to sobie poradzi z policją. Jednocześnie Ziobro dobrze wiedział, iż zostanie doprowadzony na przesłuchanie komisji, bo wcześniej taką sam ścieżkę przeszedł szef ABW w rządach PiS Piotr Pogonowski, który także — jak wszyscy pisowcy — nie uznaje komisji, tylko orzeczenie kumpli z TK.
Piotr Pogonowski
Spektakl Ziobry. Pojechał na lotnisko, żeby nie wsiąść do samolotu
Wszystko to razem układało się w logiczną całość — Ziobro celowo nie stawiał się na zeznania, żeby zostać doprowadzonym siłą. Było pewne, iż urządzi przy tym spektakl. I tak zrobił. Dzień przed przesłuchaniem pojawił się lotnisku w Brukseli, ale to miało zmylić tropy, bo nie wsiadł w samolot do Polski.
Tomasz Sakiewicz, Zbigniew Ziobro
Przyjechał do kraju w nocy — a resztę już znamy. Omijanie własnych domów, by policja kręciła się tam bezradna, pomoc kumpli z dawnej Suwerennej Polski w kryciu się i przemieszczaniu po Warszawie. W tym scenariuszu kluczowa była Telewizja Republika — pojawił się tam niezapowiedziany, żeby miliony wyborców PiS oglądały jego spektakl na żywo.
Zbigniew Ziobro w otoczeniu współpracowników z Suwerennej Polski
Tak czy inaczej, wygląda na to, iż komisja wcale nie chciała Ziobry przesłuchać. Posłowie koalicji uznali, iż politycznie lepsze od przepychanek z Ziobrą podczas przesłuchania będzie dla nich zapuszkowanie go — bo to pokaże siłę komisji. Po pierwsze jednak to bardzo niepewny scenariusz, bo decyzję podejmuje sąd. Po wtóre — jako doświadczeni ziobrologowie twórcy „Stanu Wyjątkowego” zakładają, iż Ziobro o niczym innym nie marzy. Miesięczny areszt to dopiero będzie antytuskowe męczennictwo, które odbuduje jego nadwątlone pozycje w elektoracie PiS.
Zbigniew Ziobro
Łapówka dla szefowej biura Morawieckiego. To jest naprawdę gruba historia
W tle szopki Ziobry dzieją się jednak rzeczy dla PiS bardzo niebezpieczne.
CBA zapuszkowało właśnie Annę Wójcik, zaufaną szefową biura Mateusza Morawieckiego w czasach jego premierostwa. Zarzut jest dewastujący — 3,5 mln łapówki za ustawianie przetargów w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych za rządów Morawieckiego.
Pani Anna pojawiła się na naszym radarze zaraz po wybuchu afery w RARS, czyli w połowie minionego roku. Nie wiedziała bidulka, iż za rządów PiS specsłużby Mariusza Kamińskiego inwigilowały otoczenie Morawieckiego. Słuchany intensywnie był zwłaszcza biznesmen Paweł Szopa, twórca odzieży patriotycznej spod znaku „Red is Bad”, który z RARS w ustawionych konkursach dostał setki milionów.
Anna W. w czasie swojej pracy dla rządu Mateusza Morawieckiego. Źródło: Facebook
To nie jest przypadek — za czasów PiS otoczenie Morawieckiego zawarło z Szopą swoisty sojusz, służący wyprowadzaniu publicznych pieniędzy na niebywałą skalę. Sympatyzujący z prawicą Szopa zarabiał na pandemii i na wojnie. Zawyżał ceny, podnosił stawki choćby dziesięciokrotnie, jego marże były niebotyczne. Z RARS do spółek Pawła Szopy mogło popłynąć grubo ponad pół miliarda złotych.
Najbardziej bulwersujący przykład dotyczy zakupu agregatów prądotwórczych dla walczących z Rosją Ukraińców. W okresie pomiędzy 13 lipca 2022 r. i 25 kwietnia 2023 r. RARS płaci za agregaty spółce Szopy ponad 350 mln zł.
Michał Kuczmierowski, Mateusz Morawiecki
Ponad 280 mln z tej kwoty to czysty zysk Szopy. Dyktator patriotycznej mody kupuje bowiem agregaty w Chinach, płacąc niespełna 69 mln zł. Taka „górka” to w zamówieniach publicznych bywa ukrytą formą łapówki — część prowizji wraca pod stołem do zamawiających urzędników lub polityków.
Dzięki ekipie Morawieckiego Szopa kupił sobie m.in. bmw za milion i siedem mieszkań w Warszawie za gotówkę. Lamborghini za 4 mln zł ostatecznie nie kupił, ale poważnie to rozważał. Choć CBA Kamińskiego to wszystko wiedziało, to włos mu z głowy nie spadł — podsłuchy wskazują na to, iż Szopa prowadził farmy internetowych trolli wspomagające obóz władzy.
Mateusz Morawiecki, Mariusz Kamiński
I tu pojawia się pani Ania, wieloletnia, zaufana współpracowniczka pana Mateusza. Poekscytujmy się podsłuchami Kamińskiego, który przed wyborami je przed nami ukrywał.
Jest 6 września 2023 r. — kilka tygodni przed wyborami do Sejmu. Szopa rozmawia z Anną Wójcik, która czeka na niego przed willą Kancelarii Premiera, by wprowadzić go na spotkanie z „kimś ważnym”. Szopa się spóźnia.
P.Sz.: „Rozumiem, iż tam jest grafik napięty, iż tam dwunasta dziesięć nie da rady?
A.W.: „Nie, nie, nie. Przed dwunastą, żebyś się nie spóźnił!
P.Sz.: „Dobra, no to grzeję”
Wójcik jest zdenerwowana: „Boczek, nie możesz kur… wyjechać trzy minuty wcześniej? No powiedz mi?!”
Ten „Boczek” wskazuje na komitywę pani Anny z Szopą. Kreator mody patriotycznej określany był tym swojskim pseudonimem przez swych bliskich znajomych.
Nie wiadomo, z kim wówczas spotkał się Paweł Szopa. Agenci CBA zarejestrowali jednak również jego rozmowę z matką, z której wynikać może, iż na spotkanie Szopa został wezwany.
Wiesława Szopa tak radziła synowi: „Jakby z racji pozycji tego człowieka, no, wyczujesz, jesteś inteligentny, więc wyczujesz, jak on będzie prowadził rozmowę i jaka jest sytuacja. Bo być może w ferworze tego wariactwa, które jest, też nie wiesz wszystkiego […] Myślę, iż z twarzą wyjdziesz, jak po prostu pójdziesz… No, ja tak bym chyba zrobiła. Bo choćby z racji tej, iż dali ci wcześniej zarobić. No, z szacunku takiego”.
Paweł Szopa
Z kolei tuż po spotkaniu Szopa zadzwonił do jednego ze swoich współpracowników, któremu polecił zintensyfikowanie działań w Internecie związanych z kampanią wyborczą.
Agenci CBA opisują tę rozmowę tak: „Bezpośrednio po spotkaniu Paweł Szopa (o godz. 13:31) skontaktował się z Mariuszem T., który na polecenie Pawła Szopy nadzorował i koordynował zespół osób prowadzących w internecie nieformalną kampanię wyborczą kandydatów do Parlamentu RP, związanych z komitetem wyborczym Prawo i Sprawiedliwość. Prowadzone przez nich działania polegały na nagrywaniu i emisji materiałów promujących ww. kandydatów oraz promowania udostępnianych przez ww. kandydatów materiałów, prowadzenia tzw. czarnego pijaru w stosunku do kontrkandydatów, w tym wykorzystywania w tym celu specjalistycznego oprogramowania, tzw. »chat botów«, »farm trolli« etc. […] W trakcie rozmowy z Mariuszem T. Paweł Szopa najprawdopodobniej w związku z odbytym wcześniej w KPRM spotkaniem poruszał sprawę konieczności zwiększenia ilości kanałów w internecie — TikTok, Twitter, Facebook, YouTube, zwiększenia ilości produkcji filmów, zwiększenia zasięgu emisji. Wskazywał też o konieczność zatrudnienia kolejnych osób, które miałyby brać udział w zespole”.
P.Sz.: „Może być tak, iż od października będziemy mieli pięćdziesiąt osób w zespole.
Mariusz T.: „A czemu pięćdziesiąt, skąd ty to weźmiesz?”
P.Sz.: „A może wezmę Ukraińców?”
MT: „Ja pier***”
P.Sz.: „Nie no, żartuję. Potrzebujemy po prostu ludzi, dobrych ludzi”
MT: „No dobra, ja nie chcę rozwijać. Bo ja już nikomu nie ufam”
P.Sz.: „No, to inna sprawa. Dlatego tych, co mamy, to proszę cię bardzo, obdzwoń, tych, co są w ogonie, dobra i pogadaj z nimi, iż kur*** pięć, czy sześć tygodni zostało”
Zostało „pięć, czy sześć tygodni” do wyborów, rzecz jasna.
Podsumujmy — Szopa dostaje bez przetargu zlecenia na pół miliarda od agencji znajdującej się pod kontrolą ówczesnego szefa rządu Mateusza Morawieckiego. A jednocześnie składa wizytę w Kancelarię Premiera i dobrze zna dyrektorkę biura premiera. To wskazywałoby, iż dostawał zlecenia po znajomości.
Zauszniczka premiera jest w katastrofalnej sytuacji. Wiele wskazuje na to, iż wsypał ją Paweł Szopa z Red is Bad
Nazwisko Anny Wójcik w raporcie CBA pojawia się również w innej sytuacji. I również wskazuje na jej ewentualny udział w procederze okradania rządowej agencji.Agenci nie mają wątpliwości: „Anna Wójcik dyrektor Biura Premiera w KPRM oczekiwała od Pawła Pietrzaka działań mających na celu pomoc w wyprowadzaniu środków finansowych z RARS”.
Paweł Pietrzak tak opowiadał o tym w podsłuchanej przez CBA rozmowie ze swoją żoną Anną Pietrzak, znajomą Morawieckiego z Wrocławia. „Teraz dzwoni Anka i planuje działania, które trza było od pierwszego roku, ona na ostatniej prostej…”
AP: „Paweł, nie daj się w to wpier***, nie daj się w to wpier***, iż będziesz teraz coś na gwałtownie robił i się podłożysz i będą cię później z tego rozliczać […] Anka to kur*** jeb*** po prostu będzie teraz siebie ustawiała i nikogo innego. Nie daj się w to Paweł wmanewrować!”
Ten soczysty język wskazuje na to, iż Pietrzakowie doskonale wiedzieli, co się dzieje w RARS pod naciskiem Wójcikowej. Zauszniczka premiera jest w katastrofalnej sytuacji. Wiele wskazuje na to, iż wsypał ją Szopa. To on miał jej odpalić działkę — żądała 5 mln, a dostać miała 3,5 mln.
Szopa siedzi w areszcie, ale poszedł na współpracę z prokuraturą. Nie bardzo miał wyjście. Morawiecki mu nie pomoże, a reszta PiS udaje, iż go nie zna — partia wie, iż afera RARS jest poważna i nie chce za nią politycznie płacić.
Jest jeszcze jeden element skłaniający Szopę do otwartości. W części firm dojących RARS zasiadała matka Szopy, a zatrzymanie starszej pani byłoby dla niego katastrofą. Więc chłop sypie. Właśnie sąd przedłużył mu areszt o 2 miesiące, co oznacza, iż ma jeszcze sporo do opowiedzenia — wyjdzie, gdy wsypie wszystkich.
Spójrzmy na sytuację Wójcikowej — wsypał ją Szopa, za kraty trafił także jej mąż, zaś Morawiecki poza wpisami na Twitterku im nie pomoże. jeżeli pani Anna nie pójdzie na współpracę, wystawiając innych ludzi Morawieckiego, to wyjdzie nieprędko.
To nie są przelewki. Proszę nam wierzyć — kłopoty idą po Morawieckiego.
Ulubiony kapuś Kaczyńskiego. Wyrok na szefa partyjnej spółki PiS
To właśnie afera RARS przyczyniła się do marginalizacji Morawieckiego wewnątrz PiS. Były premier nie jest aż tak zasłużonym działaczem, żeby Kaczyński patrzył przez palce na jego problemy. Nie to, co taki Kazimierz Kujda. Prezes spółki Srebrna — to zaplecze biznesowe PiS-u — został zarejestrowany jako tajny współpracownik przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa. Kujda latami przekonywał, iż nie był agentem, ale sąd lustracyjny właśnie wydał prawomocny wyrok. Jest jednoznaczny — Kujda jest kłamcą lustracyjnym.
Co na to prezes Kaczyński? W 2019 r., gdy sprawa wyszła na jaw, był choćby dość srogi. „Informacja o tym spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie wiedziałem wcześniej. Dowiedziałem się, dopiero gdy sprawa wybuchła w mediach. Nie usprawiedliwiam w żadnym wypadku jego współpracy ze służbami PRL.
Kazimierz Kujda
Ale w 2022 r. po niekorzystnym dla Kujdy wyroku sądu pierwszej instancji zmienił linię. „Orzecznictwo sądów w Polsce jest przeze mnie od wielu lat jednoznacznie krytykowane. Miałem okazję zapoznać się z materiałami w sprawie Kazimierza Kujdy. Mam tutaj inne zdanie” — zawyrokował.
Szkopuł polega na tym, iż my też „zapoznaliśmy się z materiałami”, bo mamy teczkę Kujdy. I mamy inne zdanie, niż prezes — Kujda był tajnym i świadomym współpracownikiem SB, a dokumentów do podpisu nikt mu nie podsunął, bo wypisywał je własnoręcznie. Kujda został zarejestrowany w 1979 r., zaś wyrejestrowany w 1987 r. Jego kontakty z SB można podzielić na trzy okresy. W latach 1979-1981 utrzymywał regularne kontakty ze swym oficerem prowadzącym, potem wyjechał za granicę, a po powrocie od 1983 r. zaczął esbeków unikać i kilkakrotnie żądał zaprzestania współpracy.
Historia kontaktów Kujdy z bezpieką. Pisał raporty i donosił na ludzi
W 1979 r. Kazimierz Kujda był młodym doktorantem Politechniki Warszawskiej. Funkcjonariusze zwrócili uwagę na jego otwartość — nie miał oporów przed relacjonowaniem swoich zagranicznych wyjazdów. W jednym ze swoich pierwszych raportów wymienił Polaków spotkanych za granicą, dodając osobiste uwagi na ich temat. Był gotów przekazać również adresy nowo poznanych osób. Właśnie wtedy Kujda podpisał pierwsze zobowiązanie do zachowania tych kontaktów w tajemnicy. Dokument ten znalazł się później w aktach SB.
Esbecy postanowili pójść krok dalej — pozyskać go do współpracy. „Postawa polityczno-moralna kandydata nie budzi zastrzeżeń. Osobowość oraz pozytywny stosunek do naszej Służby, jak również możliwości w zdobywaniu interesujących informacji, pozwalają przypuszczać, iż w/wym. będzie mógł być cennym źródłem informacji” — napisał w swej analizie esbek z Siedlec por. Tadeusz Wielgórski.
Skrupulatnie sprawdzano także rodzinę Kujdy — jego rodziców i rodzeństwo. Wniosek: „pochodzi z rodziny, która nie splamiła swego imienia współpracą z okupantem niemieckim oraz wrogimi Polsce Ludowej organizacjami istniejącymi podczas okupacji i w pierwszych latach po wyzwoleniu”.
To esbek Wielgórski zwerbował Kujdę i on był jego oficerem prowadzącym. Do werbunku doszło 21 grudnia 1979 r. podczas spotkania w Hotelu Forum w Warszawie. Esbecy pozyskali Kujdę na tzw. przesłankach patriotycznych — czyli przekonali go, iż dobro kraju wymaga tego, aby pomagać SB.
Z esbeckiego raportu wynika, iż Kujda potępiał działania niechętnych władzy Polaków przebywających za granicą. Miał też powiedzieć esbekom: „Udzielenie pomocy waszym organom w tym zakresie, jest obywatelskim obowiązkiem każdego Polaka”.
„Oświadczenie” Kujdy o nawiązaniu „dialogu” z SB jest w aktach. „W trakcie rozmowy pozyskaniowej kandydat sporządził manualnie oświadczenie, w którym zobowiązał się do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa potwierdzając to swoim podpisem” — napisał esbek Wielgórski.
Do kontaktów z bezpieką Kujda wybrał pseudonim „Ryszard” („rozumiejąc potrzebę konspiracji własnej osoby”).
Jakie były oczekiwania wobec „Ryszarda”? Miał głównie informować o kontaktach obywateli PRL z osobami mieszkającymi na Zachodzie i donosić na cudzoziemców. Kujda jeździł na Zachód jako młody inżynier elektryk, odbywając staże w tamtejszych firmach produkujących lub instalujących elektronarzędzia.
W dokumentach jest np. informacja, iż po powrocie z jednego z wyjazdów na Zachód, Kujda przedstawił „pisemne sprawozdanie z realizacji zadań rozpoznawczo-ustaleniowych”.
Pierwsze dylematy Kujdy pojawiają się w styczniu 1981 r., po powrocie z Austrii i Niemiec. Co prawda napisał sprawozdanie, ale podczas spotkania z esbekiem oświadczył, iż ma zastrzeżenia co do konieczności szczegółowego opisywania faktów i ludzi, co „nie w pełni odpowiada jego początkowym wyobrażeniom i zamiarom”.
Nie chciał też podpisywać składanych przez siebie raportów, bo wówczas byłby „faktycznym agentem”, a ta rola mu „nie odpowiada”. przez cały czas był jednak gotów dzielić się „spostrzeżeniami” co do swych wyjazdów zagranicznych. Już po tym spięciu, bezpieka udzieliła mu pomocy w wyjeździe na staż do Austrii, za co był wdzięczny.
Potem już mówił cały czas, iż chce przerwać kontakty z SB, bo powodują u niego „lęki i opory psychiczne”. W styczniu 1987 r. bezpieka wyrejestrowuje go z grona czynnych agentów.
W czasie współpracy esbecy sprawdzali Kujdę — np. kontrolowali jego korespondencję. Nie wysłali go na specjalistyczny kurs kontrwywiadowczy, a tylko przeszkolili w kwestii konspiracji i zdobywania informacji. Kujda nie brał pieniędzy
od bezpieki. W jednym Kaczyński miał rację — był agentem pięciorzędnym. Ale był. Czemu zatem Kaczyński — po chwili antykomunistycznego wzmożenia — dziś go broni? To proste. Bo Kujda wie wszystko o kasie PiS.
Kujda jest tak ważny, iż prezes PiS wybacza mu współpracę z SB
Pamiętają Państwo aferę „dwóch wież”? Za rządów PiS Kaczyński kombinował, jak za kredyt z państwowego banku wybudować na działce kontrolowanej przez partyjną spółkę Srebrna gigantyczne wieżowce. Na jednej wieży byłby gigantyczny neon LK, zaś na drugiej — JK.
Gdyby ta inwestycja wypaliła, to dałoby Kaczyńskiemu gigantyczną przewagę finansową nad Platformą, o innych partiach nie wspominając.
A kto zarządzał Srebrną w imieniu Kaczyńskiego? Tak, Kujda. A więc nie może być agentem, prawda? Tym bardziej iż teraz prokuratura chce wznowić śledztwo w sprawie „dwóch wież” i na pewno będzie zeznawał.
Tadeusz Rydzyk, Jarosław Kaczyński
Jest co najmniej jeszcze jedna ważna przyczyna niewinności Kujdy. Za rządów PiS bywało bowiem tak, iż pan Kazimierz nie kierował Srebrną, tylko prezesował w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za pierwszych rządów PiS w 2007 r. to Kujda dał miliony z NFOŚiGW ojcu Tadeuszowi Rydzykowi na poszukiwanie geotermii. Czyż zatem może być przez Kaczyńskiego uznany za agenta?
Po prostu Kujda osiągnął już ten poziom wtajemniczenia w PiS, od którego nie może być winny. niedługo się przekonamy, czy Morawiecki też.
Wszystkie odcinki podcastu: