Umowa handlowa Unii Europejskiej z krajami Mercosur może doprowadzić do potężnego politycznego wstrząsu.
Jakub Wozinski
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen po zawarciu porozumienia z liderami południowoamerykańskich państw zamieściła w mediach społecznościowych triumfalny komentarz, określając je mianem „początku nowej historii”.
Wśród pozujących do zdjęcia polityków uwagę zwróciła przede wszystkim postawa prezydenta Argentyny Javiera Mileia, który wprawdzie tak jak pozostali trzymał ręce uniesione w górę, ale wcale się nie cieszył. Być może wynikało to z faktu, iż obok niego stali przedstawiciele reprezentujący skrajnie odmienne poglądy na gospodarkę (jak choćby brazylijski prezydent Luiz Lula da Silva). Być może jednak Mileiowi było zwyczajnie głupio, iż przyczynił się do procedowania prac nad umową, która wprawdzie dopomoże eksportowi argentyńskiego mięsa do Europy, ale przy okazji wzmocni także europejskie państwo centralne, które jak mało kto na świecie dąży w ostatnim czasie do narzucenia godzących w wolność rozwiązań. Jeszcze we wrześniu prezydent Argentyny pomstował w czasie głośnego przemówienia w siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych pod adresem środowisk, które reprezentuje niemiecka „cesarzowa” Unii Europejskiej. Tym razem wystąpił w roli jej ważnego sojusznika.
„Wspólny dobrobyt”
Von der Leyen przekonuje, iż umowa z krajami grupy Mercosur zapewni „więcej miejsc pracy, więcej szans, wspólny dobrobyt”. Pisząc to, miała z pewnością na myśli głównie swoją ojczyznę, w której flagowy koncern Volkswagen ogłosił niedawno, iż będzie zmuszony zamknąć aż trzy fabryki w Niemczech. jeżeli porozumienie handlowe z krajami Ameryki Południowej dojdzie do skutku, takiego scenariusza być może da się uniknąć, ponieważ przewiduje ono otwarcie liczącego ok. 800 mln rynku konsumenckiego na niemieckie auta, a także wyroby przemysłu maszynowego czy chemicznego.
Niemiecki biznes rzeczywiście może niebawem odzyskać nieco wigoru, gdyż będzie miał ułatwiony zbyt na kontynencie, który uchodzi za najbardziej obwarowany cłami spośród wszystkich. Z pewnością stworzy to wiele szans rozwojowych dla korporacji rezydujących nad Renem i Łabą, ale także w innych krajach mówiących tradycyjnie z Niemcami jednym głosem (m.in. Holandii czy Austrii). Czy jednak rzeczywiście umowa EU-Mercosur przyczyni się do „wspólnego dobrobytu”?
Oczywiście nie i wiedzą o tym doskonale wszyscy w Europie. Poza tradycyjnymi sojusznikami Niemiec oraz Hiszpanią czy Portugalią, które ze zrozumiałych względów są za ożywieniem handlu z krajami latynoskimi, w Unii Europejskiej jest co najmniej kilka krajów, które bardzo na tym stracą. Wśród nich przede wszystkim Francja, Polska, a także Włochy, czyli z pewnością niepolityczny plankton.
Przekreślenie kompromisu
W celu ratyfikacji umowy jest potrzebna większość w Parlamencie Europejskim oraz kwalifikowana większość w głosowaniu Rady Unii Europejskiej. Francuskie Zgromadzenie Narodowe przyjęło już uchwałę, w której sprzeciwia się takiemu rozwiązaniu. Z punktu widzenia Francji umowa jest nie do przyjęcia, ponieważ stanowiłaby jedno wielkie pogwałcenie zasad, które ustalono przed laty wraz z utworzeniem samej Unii Europejskiej. Historyczny kompromis fundujący Wspólnotę polegał przecież na tym, iż Niemcy przejmowały główną rolę w integracji europejskiej i rezygnowały z marki niemieckiej, Francja natomiast otrzymywała system ochronny dla swojego rolnictwa z dopłatami. Nie dziwi więc to, iż nad Sekwaną ratyfikowaniu umowy sprzeciwiają się jednogłośnie praktycznie wszystkie partie.
Umowa z Mercosur zakłada, iż produkty rolne z Ameryki Południowej nie tylko zostałyby dopuszczone na europejski rynek w większym niż dotąd zakresie, ale docelowo zlikwidowano by dla nich większość barier. Francja, jako największy producent artykułów rolnych w UE, ucierpiałaby przez to bardziej niż jakikolwiek inny kraj. Niskie standardy produkcji żywności w krajach Mercosur uczyniłyby pielęgnowany od lat system dopłat całkowicie zbędnym. Ursula von der Leyen nie kryje się z tego rodzaju intencjami, ponieważ zgodnie z jej planami kolejnego wieloletniego budżetu Unii dopłaty w znanej do tej pory formie miałyby zostać zastąpione wielkimi funduszami podporządkowanymi celom inwestycyjnym.
Zgodnie z planami obecnej przewodniczącej Komisji Europejskiej rolnictwo ma zostać w większości odebrane zwykłym rolnikom i powierzone korporacjom, które w Brazylii czy Argentynie są szczególnie silne (podobnie jak w Ukrainie, dopuszczonej przecież do obrotu w krajach Wspólnoty na specjalnych zasadach). Plan ten może jednak napotkać na zdecydowany opór. Rolnicy we Francji i innych europejskich krajach zapowiedzieli już protesty, które znów mogą mocno dać się we znaki rządzącym.
Opór społeczny związany z wprowadzeniem umowy z krajami grupy Mercosur może być znaczny także w Polsce, w której rząd Donalda Tuska fałszywie zapewnia w kraju, iż nie zgodzi się na ratyfikację umowy, a jednocześnie na forum unijnym nie podejmuje w tym kierunku żadnych starań. Rządząca Polską koalicja jest zresztą zbyt wiernopoddańcza w swoich stosunkach z Berlinem, aby pozwolić sobie na sprzeciw.
Niemiecka antysolidarność
Niemiecka antysolidarność, która po raz kolejny daje o sobie znać w brutalny sposób, tym razem może napotkać bardzo mocny opór, ponieważ umowa z krajami grupy Mercosur stanowi poważne zagrożenie dla funkcjonowania wielu branż w całej Europie. Na dodatek Ursula von der Leyen swoją postawą udowadnia, jak bardzo instrumentalnie traktuje politykę klimatyczną. Cała Unia Europejska jest wciąż przymuszana do ponoszenia ogromnych kosztów i wyrzeczeń związanych z dążeniem do osiągnięcia pełnej zeroemisyjności do 2050 r., a w tym samym czasie Wspólnota ma zostać wręcz zalana produktami z krajów, w których te same starania są brane w bardzo głęboki nawias. Żywność z państw grupy Mercosur nie spełnia większości podstawowych standardów, które obowiązują Europejczyków. Zawarte są w niej znaczne ilości hormonów i antybiotyków oraz szkodliwych pestycydów.
Otwarcie się na produkty z Ameryki Południowej to wypowiedziany niemal wprost komunikat dla milionów Europejczyków, iż szczegółowe przestrzeganie ekologicznych wytycznych jest tylko dla naiwnych, a dbający przede wszystkim o własne interesy Niemcy mogą dowolnie je łamać i naginać do własnych potrzeb. Tak rażąco egoistyczne postawienie sprawy zwyczajnie nie może nie przynieść ze sobą gwałtownej kontrreakcji.
Ursula von der Leyen w drugiej kadencji na stanowisku przewodniczącej Komisji Europejskiej stała się jeszcze bardziej apodyktyczna, a jej komisarze jeszcze bardziej ulegli jej woli. Nie napotykając żadnego sprzeciwu w swoim najbliższym otoczeniu, Niemka mogła ulec złudnemu wrażeniu, iż cały kontynent w końcu również ugnie się przed jej wolą. Wiele wskazuje jednak na to, iż tym razem von der Leyen może natknąć się na naprawdę silny opór, który w dłuższej perspektywie będzie miał szansę przyczynić się do wielkiego przełomu w europejskiej polityce. Pragnąc walczyć z rzekomą dezinformacją i radykalizująca, swoją polityką zraża do obecnego kursu politycznego Unii coraz większą liczbę osób.
Jednocześnie pozostająca przedmiotem ogromnych kontrowersji umowa została zaprojektowana tak, aby wspierać tradycyjne gałęzie niemieckiego przemysłu. Tymczasem Unia Europejska potrzebuje inwestycji w zupełnie innych branżach, a nie wzmacniania modelu, który jest praktykowany już od lat 50. ubiegłego wieku. Zwiększony eksport niemieckich aut do Brazylii czy Argentyny nie postawi Europy na nogi.