Najbardziej krwawa wojna światowa jest wciąż ukryta przed ludźmi, którzy sami nie chcą jej dostrzec. Toczy się przeciwko prawu do życia, a jej ofiary giną milionami rozrywane i duszone w łonach matek, pisze Roberto de Mattei.
Ostatnie stulecie doświadczyło wielu wojen – z wojnami światowymi na czele – i wszelkiego rodzaju wstrząsów społecznych. Te wydarzenia potwierdziły dramatyczny scenariusz przepowiedziany przez Matkę Bożą w Fatimie w 1917 roku, o ile świat przez cały czas obrażałby Boga grzechami.
Opisując te globalne zawirowania papież Franciszek często mówił o „wojnie światowej w kawałkach”. Trzeba jednak przyznać, iż rozgorzały gwałtowne płomienie nowej pożogi, które ogarniają wschodnie granice Europy, od Morza Bałtyckiego aż po Czerwone. 24 lutego 2022 roku Rosja zaatakowała Ukrainę, a 7 października 2023 Hamas posunął się do agresji przeciwko Izraelowi. Jeszcze dalej na wschód groźny cień na horyzont spraw międzynarodowych rzucają komunistyczne Chiny. Jest dlatego naturalne, iż Europa zwraca swój wzrok na Zachód, ku Stanom Zjednoczonym. USA wydają się być jedyną światową potęgą zdolną do zaoferowania Europie militarnej ochrony. Ameryka jest jednak bardzo osłabiona w związku z wyborami, co zmieni się dopiero w styczniu 2025 roku, kiedy sukcesor Joe Bidena zasiądzie w Białym Domu. Ponadto między dwoma kandydatami na prezydenta, a zwłaszcza między ich elektoratem, pojawiła się polaryzacja tak duża, iż nikogo nie zdziwiłyby silne napięcia wstrząsające amerykańskim kolosem.
Z góry skazane na zapomnienie są natarczywe apele papieża Franciszka o pokój. Jest tak dlatego, iż najpierw musi zniknąć przyczyna niepokojów międzynarodowych, tak, jak mówiła o tym Maryja w orędziu fatimskim z 13 lipca 1917 roku: wojna i związane z nią katastrofy są konsekwencją grzechów ludzi. Dlatego Bóg ukarze świat poprzez wojnę, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego.
Z drugiej strony, natarczywe apele papieża Franciszka o pokój są skazane na głuchotę, dopóki przyczyny niepokojów międzynarodowych, tak jasno określone w orędziu fatimskim z 13 lipca 1917 r., nie zostaną usunięte: wojna i wszystkie związane z nią katastrofy są konsekwencją grzechów ludzi. Dlatego właśnie „Bóg niedługo ukarze świat poprzez wojnę, głód i prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego”.
Jednak choćby bez tak wyrazistego boskiego ostrzeżenia, każdy człowiek, dysponując jedynie światłem swojego rozumu, może dostrzec karę wiszącą nad ludzkością. Jednym z najbardziej doniosłych dzieł starożytności, ożywionym w XIX wieku przez hrabiego Josepha de Maistre’a, jest traktat Plutarcha „O nierychliwej Boskiej sprawiedliwości” (De sera numinis vindicta). Wychodząc od naturalnej prawdy o Bogu, który nagradza za wszystko w niebie i na ziemi, filozof z Cheronei zajmuje się problemem opieszałości, z jaką Bóg wydaje się karać niegodziwców. Plutarch wyjaśnia, iż ludzka sprawiedliwość potrafi jedynie karać, podczas gdy Bóg stara się doprowadzić dusze do nawrócenia i daje im niekiedy wiele czasu w poprawę. Bóg nie boi się, iż w miarę upływu czasu winni mogą mu umknąć. Poza tym, dodaje Plutach, gdyby kara nieuchronnie następowała natychmiast po winie, nie byłoby już wad ani cnót, bo człowiek powstrzymywałby się od zła, tak jak powstrzymuje się od rzucania się w ogień. „Zupełnie inne jest prawo, które rządzi życiem dusz: kara jest opóźniona, ponieważ Bóg jest dobry, ale jest pewna, ponieważ Bóg jest sprawiedliwy”.
Wszystkie ludy, wszystkie cywilizacje wierzyły, iż wojny i klęski żywiołowe, takie jak głód i epidemie, są konsekwencją grzechów ludzi. Spośród trzech nieszczęść, które Bóg wykorzystuje do karania ludzi według ojca Euzebiusza Nieremberga (1595-1658) najgorsza jest wojna, zarówno dlatego, iż pozostałe dwa następują po niej, jak i dlatego, iż wojna niesie ze sobą większe kary, a co gorsza, prowadzi również do większej winy, wyzwalając przemoc ludzkich namiętności bardziej niż epidemie i głód.
Dwa i pół roku po wybuchu konfliktu rosyjsko-ukraińskiego „Wall Street Journal” szacuje łączną liczbę ofiar śmiertelnych na milion zabitych i rannych, podczas gdy dziesiątki tysięcy to ofiary wojny na Bliskim Wschodzie.
Czy te dwie wojny są jednak tymi, które najbardziej wykrwawiają świat?
Ludzie płaczą nad losem dzieci pogrzebanych pod bombami w Gazie, ale nie ronią łez nad największym ludobójstwem XX i XXI wieku, jakim jest aborcja: miliony dzieci są rozczłonkowywane, miażdżone w łonach matek, a wszystko to nazywa się „prawem obywatelskim”. Nie da się zanegować globalnej, okrutnej wojny przeciwko prawu do życia niewinnych i małych istot ludzkich. Nie da się zaprzeczyć, iż w tę wojnę angażują się przywódcy państw, jak prezydent Francji Emmanuel Macron czy premier Belgii Alexander De Croo, który chciałby uniemożliwić papieżowi wypowiedzenie się w tej bardzo poważnej kwestii moralnej. Czy i oni nie są „zabójcami”, tak jak lekarze, którzy popełniają morderstwa na sali operacyjnej?
Widmo wojny nuklearnej przeraża przeciętnego człowieka, który pamięta mrożące krew w żyłach obrazy Hiroszimy i Nagasaki. Dziś trwa jednak wojna przeciwko rodzinie, której skutki na poziomie duchowym i moralnym są bardziej niszczycielskie niż nuklearna rzeź. Wojna ta została starannie zaplanowana i zrównała z ziemią całe rodziny, niszcząc ojcowski autorytet, rozpowszechniając radioaktywną truciznę anarchii i panseksualizmu oraz niszcząc więzi społeczne. Gdyby skutki tej rewolucji moralnej dało się zobaczyć, zrozumielibyśmy głębię otchłani pochłaniającej rodzinę i pojęlibyśmy dotkliwość ran, które zadano mężczyznom, kobietom i dzieciom.
A co z zewnętrzną wojną przeciwko Kościołowi i cywilizacji chrześcijańskiej – i jeszcze poważniejszą wojną w samym jej wnętrzu? To, co niegdyś było wspaniałym zachodnim chrześcijaństwem, jawi się jako kupa gruzu, wokół której krążą sępy i grasują szakale. Czy nie to jest właśnie zrujnowanym miastem, o którym mówi Trzecia Tajemnica Fatimska, gdy opisuje Ojca Świętego wspinającego się na górę, gdzie znajdzie śmierć? „[…] zanim tam dotarł, przeszedł przez wielkie miasto w połowie zrujnowane i na poły drżący, chwiejnym krokiem, udręczony bólem i cierpieniem, szedł modląc się za dusze martwych ludzi, których ciała napotykał na swojej drodze”.
W zrujnowanym mieście o dawnej świetności przypomina tylko oszpecona katedra. Rozpada się, owszem, ale wciąż jest w niej życie. To nadprzyrodzone życie Najświętszego Sakramentu, które cały czas daje efekty: przeciwstawia się niszczycielskim działaniom wrogów wtedy, kiedy nieliczni wojownicy bronią ruin miasta, ufając w zwycięstwo, które może dać tylko Niebo.
To zwycięstwo nie tylko przywróci chrześcijaństwu nowy blask, ale uratuje świat przed chaosem. Przywróci sens życiu, przywróci zespolenie rodziny, Kościoła i społeczeństwa. Zwycięstwo może dać tylko Bóg, ale Matka Boża jest w stanie wyprosić dla świata tę łaskę.
Roberto de Mattei
Źródło: Corrispondenza Romana
Pach