Неулыбчивая реальность

myslpolska.info 2 часы назад

Grzegorz Rudnik w najnowszym artykule w Przeglądzie pt. „Biedni czy bogaci” publikuje coś co można nazwać raportem na temat najistotniejszych spraw bytowych Polaków. Metodą sprzeczności uzmysławia pewne rzeczy, które wskazują iż miłe dla ucha opowieści o ciągłym bogaceniu się, nieustającym wzroście PKB oraz spadających cyferkach w różnych niekorzystnych wskaźnikach wcale nie musi oznaczać, iż życie w naszym kraju staje się lżejsze, łatwiejsze i ma sprawiać, iż stan psychiczny ma być taki jaki sugerowałaby nazwa Polski, która miała by być uśmiechnięta, a więc szczęśliwa.

Wzrost rozwarstwienia

Ostatnie 5 lat to na pewno czas zawirowań z powodu pandemii, wojny na Ukrainie i w końcu inflacji oraz związanej z tym wszystkim, wywoływanej permanentnie psychozy. Przede wszystkim wiąże się ten okres ze wzrostem kosztów życia, często okupionych tragediami, bankructwami, utratą pracy. Nie dotyczyło to jednak wcale najbogatszych. Autor artykułu jasno wskazuje, iż łączny ich majątek wynoszący w tej chwili 315 mld zł rósł średnio 10 proc. rocznie. A więc szybciej niż uświęcane w Polsce PKB. Na drugim końcu znajdujemy kwotę minimalnej emerytury wynoszącej 1878, 91 zł. Do tego dochodzi 438 tys. osób pobierających groszowe emerytury wynoszące 1200 zł. Autor wskazuje jednak sprzeczność między dochodami przeciętnego Polaka, a tym iż w tej chwili jesteśmy w sytuacji, w jakiej nigdy nie byliśmy, gdyż ponoć nigdy nie byliśmy tak bogaci jak dziś.

Wzrost PKB ale i bezrobocia

Autor zaznacza także, iż w latach 1990-2020 PKB wzrósł o 857 proc, co dało nam drugie miejsce na świecie po Chinach. Z tymże nie zaznacza iż jednak mamy do czynienia z dwoma różnymi gospodarkami, w której ta chińska spowodowała wyciągnięcie z biedy ok. 800 mln ludzi. Twierdzi on, iż wzrost mógłby być jeszcze lepszy gdyby realizowano strategię dla Polski Grzegorz Kołodko. Jego wyniku skumulowanego wzrostu PKB 28 proc. nie udało się nikomu powtórzyć. Przypomina on reformy Balcerowicza zakończone katastrofą w postaci spadku PKB 1,1 proc. oraz wzrostem bezrobocia, które osiągnęło rekord w 2003 roku, kiedy wynosiło ono 20,7 proc. Publicysta Przeglądu pokazuje drogę, która później prowadziła do jego spadku, aby osiągnąć w 2024 roku 5 proc. W kwietniu tego roku miało ono wynieść 2,7 proc. Co dało nam drugi najniższy wynik w Unii Europejskiej. Nasuwa się pytanie w związku z takim wynikiem, a zarazem przeprowadzanymi masowymi zwolnieniami w całej Polsce – czy Polacy potrafią sobie tak gwałtownie sobie radzić i znajdować nowe zatrudnienie czy też nie rejestrują się w Urzędach Pracy.

Otwarcie na Europę

W artykule wskazane jest, iż wszystko uratowało wejście Polski do Unii Europejskiej oraz NATO. To otworzyć miało nasz kraj na usługi i towary z Polski. A co najważniejsze inwestorzy mogli tutaj wejść, gdyż Polska oferowała im niskie podatki oraz co autor nazwał „zdyscyplinowaną siłą roboczą”, a więc taką która zbytnio się nie buntuje z powodu niskich płac bądź nie przestrzegania kodeksu pracy. Nie wspomniał też właśnie o sformułowaniu-kluczu czyli „niskich kosztach pracy”, co oznacza de facto nie tylko niskie podatki ale i płace. Wejście do Unii ponoć spowodować miało, iż dziś jesteśmy większym partnerem handlowym dla Niemiec od Chin, do tego mamy być kimś kto zdominował rynek transportowy w Europie, a eksport produktów rolnych rósł rocznie w tempie 10 proc. Brak tu jednak krytyki związanej z otwieraniem się Europy na Ukrainę co powoduje duże problemy zarówno polskich firm transportowych jak i opłacalność rolnictwa w Polsce w najbliższej przyszłości.

Eksport siły roboczej i transfery gotówki

Dużą sprzeczność widać także między wychwalaniem całej epoki mającej charakteryzować się tym jak to jesteśmy bogaci, a tym, iż wielu Polaków musi do tego bogactwa dochodzić często wynarodawiając się wyjazdem do pracy do Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Norwegii czy Islandii. To znowu sprawia jednak, iż poświęcenie to przynosi efekt w postaci rocznych przekazów finansowych w wysokości 18-20 mld. Ma to zwiększać wzrost dochodów, gospodarstwo domowych, zwiększać konsumpcję oraz poziom życia. Ograniczało to także deficyt na rachunku bieżącym oraz poprawiało bilans płatniczy kraju. Powtórzyć należy – wszystko to kosztem wyrzeczeń związanych z bardzo powszechnym wykorzenieniem i de facto wyeksportowaniem kilku milionów obywateli jako siły roboczej poza granice kraju ojczystego. Następną zaletą jaką wskazuje autor jest transfer gotówki z Unii Europejskiej, który wyniósł w latach 2004-2024 245,4 mld euro. Z tymże wpłaty wyniosły 83,7 mld euro, a więc na czysto mieliśmy zarobić 161 mld euro. Autor skupia się także na wymienianiu jak to służy obecna sytuacja korzystnej konsumpcji z powodu dostępności dóbr i usług dzięki niskim cenom. Nie zadaje jednakże znowu pytania, iż te transfery z Unii Europejskiej idą w parze z zadłużaniem się kraju i spłacaniem coraz większych odsetek, gdyż sama obsługa długu zagranicznego rośnie, a także wielkość deficytu budżetowego, który został uchwalony w poprzednim roku i osiągnął kolejną, rekordową sumę. Do tego dochodzi przecież pomijany wszędzie w analizach fakt, iż owe transfery nie byłyby możliwe gdybyśmy wcześniej nie pozbyli się swojego majątku, którego geneza sięga choćby czasów XIX wieku i zaborów, a nie jak błędnie wielu przeciwników PRL-u wskazuje iż były to zakłady zbudowane po 1945 roku.

Zarobki jednak niskie

Mocną sprzeczność jednak zauważamy gdy dochodzimy do momentu gorzkich faktów tyczących się zarobków Polaków. Podczas gdy osiągnęliśmy 2 miejsce na świecie w skumulowanym wzroście PKB na przestrzeni 30 lat, różni eksperci mówią nam iż się cały czas bogacimy jak nigdy przedtem i jest dostępność do dóbr materialnych to w kwestii zarobków sprawa wygląda już całkowicie odwrotnie. Średnie roczne wynagrodzenie wyniosło w 2023 roku 18054 euro, co oznaczało piąte miejsce od końca w Europie. Tradycyjnie tutaj jesteśmy lepsi od Rumunów i Bułgarów. Jednakże miałoby to pozytywnie przekładać się na parytet siły roboczej, bo tenże wynosić miałby wedle obliczeń 43500-52000 dol. rocznie. Co ma być średnim wynikiem przy 50 proc. wyższym w Niemczech, prawie dwukrotnie wyższym Szwajcarii, jeszcze większym w Norwegii i wynoszącym w Luksemburgu 130 373 dol. Na tle Ukrainy z ich 15885 dol. siły nabywczej wypadamy naturalnie korzystnie, z tymże autor nie uwzględnia tutaj dominanty oraz mediany zarobków wynoszących o wiele mniej, a do tego pisząc o dość dużej ilości mieszkań na 1000 Polaków nie wspomina, iż wielu z nich nie stać na zakup własnego ani za gotówkę, ani tym bardziej po uzyskaniu kredytu, na który nie stać dużej części Polaków nie posiadających swoich oszczędności.

Bieda z nędzą

Wreszcie ostatnią sprzecznością pokazującą nieadekwatność entuzjazmu z powodu „religii wzrostu” jest fakt życia w skrajnej biedzie 2,5 mln Polaków. W 2023 roku poniżej minimum socjalnego żyło 17 mln rodaków. Pokrywało się to z wynikami badań, w których to 46 proc. uważało iż żyje poniżej minimum socjalnego. Z jednej strony niby więc mamy dostęp do wspomnianych dóbr konsumpcyjnych, a z drugiej jednak inflacja powodowała wzrost stałych kosztów, niezbędnych do funkcjonowania. A to poczucie trwało pomimo spadku inflacji po rządach PiSu-u gdy wyskoczyła ona drastycznie w górę. Do tego dochodzi opinia co najmniej dwóch trzecich badanych o kondycji służby zdrowia dotyczącej dostępności do niej, ilości lekarzy czy pielęgniarek. Autor nie wskazuje tutaj na eutanazję dokonywaną na Polakach podczas pandemii, co zaowocowało nadmiarowymi zgonami, z którymi mamy do czynienia do dzisiejszego dnia. Zamknięcie wtedy oddziałów szpitalnych dla chorych uruchomiło lawinę śmierci z powodu przewlekłych chorób, choć tajemniczy wirus mający spowodować zagładę ludzkości został nagle pokonany poprzez rozjechanie go rosyjskimi czołgami.

Armaty zamiast zdrowia

We wnioskach autor zwraca słuszną uwagę na to, iż dzięki zarządzaniu strachem próbuje się w tej chwili przestawiać kraj na zwiększanie wydatków na zbrojenia, kosztem szpitali, przedszkoli, przychodni, szkół, a także świadczeń socjalnych i emerytur. Twierdzi iż dopiero gdy realnie odczujemy w naszych portfelach brak środków na to aby móc egzystować to pryśnie sen o europejskich prometeistach, którzy tak bardzo dbają o Ukrainy oraz nasze bezpieczeństwo, iż musieli przepalać na zbrojenia setki miliardów jeżeli nie biliony euro, kosztem swoich obywateli. A ta obawa nie jest wcale bezpodstawna a propos autora, bo przecież Niemcy już uchwalili zniesienie limitu zadłużenia, a do tego namawia sama Ursula von der Leyen inne kraje europejskie. Do tego mówi się o zabraniu się za nasze oszczędności. Dopiero gdy jak twierdzi autor skończy się czas wyjazdów i wylegiwania się na plażach to może przyjść czas na spóźnioną refleksję oraz rozpacz. Mało warta stanie się wtedy bajka o „ciągłym bogaceniu się” i „magii rosnącego PKB”.

Bartłomiej Doborzyński

Tekst za Barometr Polski.

Читать всю статью