Pogarda dla słabszych, pogarda dla prawdy, prawa i reguł zwyczajowych, chorobliwa fascynacja siłą, barbarzyńskie zamiłowanie do przemocy, w różnych jej przejawach, także werbalnym i symbolicznym. Awersja do powściągliwości, niechęć do umiaru i wszelkiej delikatności.
To wszystko są rysy wschodnio-dostojewskie, skombinowane z przaśną sarmackoscią, która każe, najlepiej lżąc "ciap***ch", pożreć kebab, popić piwskiem i głośno beknąć. To składa się na plastyczną ilustrację wschodniości nadwiślańskiej.
PiS jest ostentacyjnie katolicki, ale choć matka nasza, Kościół, potępia i uznaje za grzech nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, czyli należy sądzić, wszelki brak umiaru, wskazania te PiS-owski katolicyzm bezceremonialnie ignoruje i lekceważy.
Przykładów dostarcza każdy dzień, szczególnie 10-ty każdego miesiąca. Szef głównej partii opozycyjnej, szarpiący się z wrogimi mu demonstrantami, wiceszef tej partii biegający za nimi po reprezentacyjnym placu miasta i podstawiając im nogi, przemoc fizyczna, walka na wieńce, obelgi, ale i pięści.
I wszystko to pod hasłem oddawania hołdu ofiarom lotniczej katastrofy, na potrzeby polityczne ochrzczonej zamachem. Wykopywanie z ziemi i wyciąganie z trumien zwłok ofiar, mimo sprzeciwu ich krewnych, to też był kliniczny przykład wschodniej barbarii, gdzie nie liczą się ani szacunek dla zmarłych, ani uczucia żywych.
Zaraz po cyrku na placu, wiceszef partii wsiada do samochodu, choć de facto, wskutek łamania prawa stracił uprawnienia do prowadzenia pojazdu. Przedstawiciela władzy, także byłej, prawo w porządku i obrządku wschodnim nie obowiązuje.
Mniej więcej w tym samym czasie mamy cyrk z wiceministrem sprawiedliwości, który od miesięcy ostentacyjnie ignoruje wymiar sprawiedliwości, a na końcu ucieka przed organami ścigania i trzeba wystawiać za nim list gończy. Typowo wschodnia zagrywka. Więcej poszanowania dla prawa mają pospolite gangusy.
W tym samym czasie funkcjonariusze władzy, którzy dwa lata temu dowodzili, iż media muszą być w polskich rękach, dostają dzikiego amoku, bo nowa władza decyduje, iż największe prywatne stacje telewizyjne muszą pozostać w polskich rękach, czyli realizuje postulat poprzedników.
Brak poszanowania dla własnych słów, obietnic i deklaracji to też jest wschodniość. Prawo nie ma znaczenia, fakty nie mają znaczenia, słowa nie mają znaczenia ani wartości. Można je utopić w półlitrówce albo w morzu kłamstw i hipokryzji.
Nadchodzi czas rocznej oceny pracy rządu. Funkcjonariusze partii wschodniej nie szczypią się i nie gryzą w język, walą w przeciwników politycznych w mordę i na odlew, zrównują z ziemią, potępiają i przeklinają.
Wschodniość nie lubi subtelności i półcieni. Woli brutalną jednoznaczność. Trzeba zawsze jechać na całość, bez trzymanki, bez hamulców. We wschodniej mentalności cel zawsze uświęca środki, a "sprawiedliwość musi być po naszej stronie". Wschód nie zna pojęcia rywal i oponent. Zna tylko pojęcie wróg. Najlepiej śmiertelny wróg.
Polska nie panuje nad swoimi emocjami, bo PiS nie panuje nad swoimi. Wieść o katastrofie smoleńskiej zastała mnie w paryskim hotelu, gdy czekałem na maraton w Paryżu. Zaszokowany tragedią kolega dzwonił z informacją, co się stało i dobrodusznie wyrażał nadzieję, iż może tragedia przyniesie otrzeźwienie.
Musiałem go od razu wyleczyć ze złudzeń. – Już raz to graliśmy, po śmierci papieża – powiedziałem. Będzie dokładnie tak samo, kilka dni zadumy i udawanej jedności, a potem hulaj duszo piekła nie ma. Będzie takie pojednanie, iż kamień na kamieniu nie zostanie. Polskie piekło jest nie tylko pod ziemią wszakże.
Szliśmy w Polsce konsekwentnie w stronę normalności, ale PiS ten marsz brutalnie, drastycznie i skutecznie przerwał. Może po prostu, taka myśl dopada mnie w chwili desperacji, ten PiS jest jak Polska, a Polska jest jak ten PiS.
W tej "kuchni polskiej" niezmiennie serwują wywar z naszych wad, przywar, deficytów, niedostatków, ułomności, kompleksów, rozczarowań, resentymentów i niespełnień". I to on jest naszym specialite de la maison, iż posłużę się językiem, który tak nie smakuje naszym wschodniakom, szczególnie gdy używa go kandydat na prezydenta, którego ( i jego i języka) nienawidzą, bo ten język jest w ich oczach przejawem wyniosłości i pańskości, kontrastującym z przaśnym językiem siły i boksu bliskim ich kandydatowi.
Co z tego, iż on po francusku, jak my go możemy z kopa i w ryj, paniczyka.
A może ta konstatacja jest zbyt smutna i kategoryczna? Może jak ze wszystkim u nas, jesteśmy trochę niedookreśleni, wschodni i zachodni zarazem, jak to ktoś powiedział, za bardzo zachodni, by być do końca wschodem i jednocześnie za bardzo wschodni, by być naprawdę Zachodem.
Jesteśmy coraz bardziej zachodni, pracowici, metodyczni, zapobiegliwi i przewidywalni, a jednocześnie dalej wschodnio- sarmaccy, emocjonalni, szaleni i nieokiełznani.
Donald Tusk napisał kiedyś, iż "polskość to nienormalność", a sens jego słów i eseju, w którym padły, wypaczono tak bardzo, iż wykrzywione interpretacje prostował sam Jarosław Kaczyński.
Minister sportu w rządzie Tuska stwierdził kilkanaście lat temu, iż "Polska to jest dziki kraj". Ja się nie podpisuję pod żadną z powyższych diagnoz. Według mnie polskość to raczej emocjonalność i niekontrolowane rozedrganie. A nade wszystko czasem urocza a czasem bolesna niejednoznaczność.
To tyle refleksji w czasie, gdy z rozedrgania wchodzimy w doroczny okres harmonii, jak zawsze u nas, poprzedzony drgawkami i delirką. Wkraczamy przecież w okres polskich tradycji, starych i nowych. Zaraz kolędy i opłatek oraz "Kevin sam w domu", a wcześniej reklamy Apartu z pięknymi paniami i Media Expert ze śmieszną panią w żółtym kostiumie. I uważajmy – u nas strój świętego Mikołaja często zrywa kaftan bezpieczeństwa.