Słyszę zewsząd nawoływania, żeby nie upolityczniać tragedii wywołanej przez katastrofalną powódź, która nawiedziła południowo-zachodnią Polskę. Jednocześnie obserwuje totalne upolitycznianie tej tragedii. No, bo czym jest przekaz tych wszystkich Onetów, TVN-ów i Wyborczych próbujący wtłoczyć ludziom, tak jak po zamachu w Smoleńskim, przekaz mówiący, iż „państwo zdało egzamin”. Tymczasem państwo pod rządami Tuska tego egzaminu nie zdaje. Wyraźnie zabrakło takiej determinacji i zdecydowania jak przy nocnych siłowych i bezprawnych akcjach przejmowania mediów publicznych czy Prokuratury Krajowej, albo brawurowego wtargnięcia policji do pałacu prezydenckiego w celu aresztowania gości głowy państwa i jednocześnie parlamentarzystów posiadających immunitety. Kiedy nadszedł czas prawdziwej próby dla rządów „koalicji 13 grudnia” zobaczyliśmy jak na dłoni, iż do władzy dorwali się ludzie kompletnie nieodpowiedzialni i nie zdolni do stawienia czoła poważnym wyzwaniom.
Nie będę gryzł się w język i sam upolitycznię tę powódź. Tak się bowiem złożyło, iż tragedia najbardziej dotknęła te tereny Polski, na których rządząca koalicja osiągnęła najwyższe wyniki w ostatnich wyborach parlamentarnych i dzisiaj ten elektorat Tuska, Hołowni, Kosiniaka-Kamysza i Czarzastego ma okazję na własnej skórze przekonać się jakich dupków i miernoty wyniósł do władzy. Piszę to bez żadnej satysfakcji, ale z nadzieją, iż w obliczu tak wielkiej katastrofy przynajmniej część ludzi zrozumie jaką krzywdę można sobie wyrządzić wrzucając kartę wyborczą do urny. Dla mnie osobiście symbolem tej powodzi będą nie tylko pokazywane w mediach rozmiary tej apokalipsy, ale również utrwalony w pamięci obraz Tuska spożywającego szczawiową podesłaną z Sopotu przez jego żonę Gosię.
Robienie PR-u w takiej chwili, poprzez ocieplanie i budowanie swojego pozytywnego wizerunku to według mnie czyste draństwo, cynizm i dowód kompletnego odczłowieczenia. Podobnie zachowywali się wszyscy znani krwawi dyktatorzy, a przecież Tusk już choćby nie ukrywa, iż marzy mu się rola nowoczesnego dyktatora skrojonego na obecne czasy. Nie mam też żadnych wątpliwości, iż Berlin i Moskwa chcą właśnie takiego dyktatora wystrugać z Tuska. Przyjrzyjmy się tak zwanym otwartym posiedzeniom sztabu kryzysowego. Przecież to jest teatr objazdowy organizowany na wzór transmitowanych od czasu do czasu propagandowych odpraw Putinem z ministrami. Car wysłucha, czasem zmarszczy brwi, zruga i napiętnuje swoich podwładnych pędząc ich do roboty . Identyczny cyrk organizuje Tusk, podczas gdy sztaby zarządzania kryzysowego powinny odbywać się za zamkniętymi drzwiami, bo zapadać tam mogą najważniejsze, czasami niepopularne decyzje. Dopiero po posiedzeniu sztabu przed kamery powinien wychodzić rzecznik prasowy wydając wcześniej uzgodniony i odpowiedzialny w treści komunikat. Tymczasem w obliczu dramatu otrzymujemy wyreżyserowany na kanwie powodzi spektakl jednego aktora, Tuska. Teraz dopiero można docenić powagę posiedzeń sztabu kryzysowego za rządów Zjednoczonej Prawicy po napaści Rosji na Ukrainę.
Pamiętam, iż kiedy w ubiegłym roku tuż przed Świetami Bożego Narodzenia ludzie Tuska brutalnie i bezprawnie przejmowali media publiczne, wyłączali sygnał stacji TVP Info i TVP3, niemal natychmiast w mojej głowie zrodziło się ważne pytanie, które po dziesięciu miesiącach rządów tego reżimu siejącego bezprawie, staje się coraz bardziej aktualne. Zastanawiałem się czy to możliwe, iż do władzy dorwali się ludzie zupełnie pozbawieni instynktu samozachowawczego i wyobraźni, uważający, iż za swoje czyny nigdy nie poniosą kary? Dzisiaj już chyba znam odpowiedź na to pytanie. To nie jest banda zwykłych szkodników, straceńców i jeźdźców bez głowy, ale grupa ludzi, którym ktoś musiał dać gwarancje bezpieczeństwa przekonując, iż pozostaną zupełnie bezkarni. Podobne poczucie bezkarności mieli komuniści w czasach stalinowskich i później w okresie PRL-u. Dla nich tą gwarancją bezpieczeństwa i bezkarności była Moskwa i sowieckie tanki. Brutalność reżimu Tuska zaskoczyła nie tylko sporą część Polaków, ale najwyraźniej także polityków Zjednoczonej Prawicy. Jednak sięgając w niedaleką przeszłość i przypominając sobie wypowiedzi polityków, którzy dzisiaj są u władzy wszystko można było dość dokładnie przewidzieć. Łącznie z prześladowaniami wymierzonymi w politycznych przeciwników, które z dnia na dzień przekraczają kolejne granice.
Obecny minister sprawiedliwości i prokurator Generalny Adam Bodnar już w 2022 roku w swoim artykule opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” pisał: „Wielu oczekuje, iż po wyborach wygranych przez opozycję będzie możliwy powrót na ścieżkę praworządności. Dyskutuje się na temat przyszłości Trybunału Konstytucyjnego, ustroju sądów powszechnych, składu Krajowej Rady Sądownictwa, czy statusu neo-sędziów. Rozważane są opcje czasu przejściowego”.
Zauważmy, iż w tej wypowiedzi wraca stalinowski język. Tak wtedy jak i dziś okres zaprowadzania terroru i dyktatury nazywany jest „czasem przejściowym”, albo „sprawiedliwością czasu przejściowego”. Dzisiaj sięga się wprost do języka z „okresu umacniania władzy ludowej” mówiąc o potrzebie „walki z wrogiem wewnętrznym”. Przykład dzisiejszej Polski ma także oddziaływać na społeczeństwa innych państw mówiąc im: Zobaczcie co się stanie, o ile jakiejkolwiek prawicowej, konserwatywnej bądź antysystemowej formacji politycznej uda się jakimś cudem dojść do władzy. Spotka ją to, co spotkało Zjednoczoną Prawicę w Polsce. Będziecie, nękani, gnębieni, zaszczuwani, prześladowani, represjonowani i zamykani w aresztach. Będzie to trwało dopóty, dopóki nie odechce wam się stawać na drodze budowanego liberalno-lewackiego totalitaryzmu. Parafrazując słowa komunistycznego premiera Józefa Cyrankiewicza: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy liberalno-lewicowych elit, niech będzie pewien, iż mu tę rękę władza odrąbie”.
Słusznie wielu Polaków zwróciło uwagę na słowa Tuska wypowiedziane po spotkaniu w senacie z „prawniczymi ekspertami”. To była wprost sformułowana groźba obcej interwencji w Polsce w przypadku gdy „sprawiedliwość czasu przejściowego” spotka się z oporem polskiego społeczeństwa. Przypomnijmy jeszcze raz tę wypowiedź Tuska: „Kiedy odbudowywano demokrację np. w Niemczech po II wojnie światowej to nie zapisy gwarantowały to, tylko obecność armii amerykańskiej w Niemczech. Nie chciałbym abyśmy my w Polsce znaleźli się kiedykolwiek w takiej sytuacji, iż siła zewnętrzna jest niezbędna by gwarantować nasz ład konstytucyjny. Byłaby to tragedia. Ale musimy w sobie odnaleźć w związku z tym siłę, nie mając sprawnych narzędzi…w sobie siłę i determinację; w końcu w przypadku władzy wykonawczej za to nam płacą żeby podejmować ryzyka i podejmować decyzje, które będą czasami przez Państwo kwestionowane. Znaczy, ja tak czy inaczej dalej takie decyzje będę podejmował z pełną świadomością ryzyka, iż nie wszystkie będą odpowiadały kryteriom pełnej praworządności z punktu widzenia na przykład…no…purystów, w tego słowa znaczeniu”.
Co prawda Tusk nie powiedział wprost jaka to armia i siła zewnętrzną będzie niezbędna, aby zagwarantować w Polsce ład konstytucyjny, ale my przecież doskonale wiemy gdzie znajdują się jego mocodawcy. Przecież całkiem niedawno z ust szefa Bundeswehry gen. Breuera po jego wizycie w Warszawie usłyszeliśmy, że: Niemcy przejmują odpowiedzialność za wschodnią flance NATO. To nie było żadne przejęzyczenie, ponieważ natychmiast tę informacje potwierdził ambasador Niemiec w Polsce Elbling. Wiedząc jak najważniejsze znaczenie ma wschodnia flanka NATO trzeba powiedzieć sobie wprost, iż to Niemcy za przyzwoleniem Tuska przejmują nadzór nad bezpieczeństwem Polski. W ramach tej „niemieckiej troski" to Bundeswehra może stać się rownież gwarantem „odbudowywania praworządności” w Polsce, choć Tusk twierdzi, że: „Nie chciałby abyśmy my w Polsce znaleźli się kiedykolwiek w takiej sytuacji”.
Jeżeli puszczę wodzę wyobraźni to już widzę, co będzie się działo, kiedy zgodnie z wytycznymi szarej eminencji Tuska, Niemca Klausa Bachmanna główna partia opozycyjna zostanie zdelegalizowana. Wtedy na gwałtownie wyłoniona zostanie jakaś „odpowiedzialna i konstruktywna opozycja”, z którą „koalicja 13 grudnia” zasiądzie do „okrągłego stołu” czego finałem będą „częściowo wolne wybory” o tak skonstruowanej ordynacji wyborczej, aby prezydentura i premierostwo przypadły tym co trzeba. o ile Polakom taka „demokracja walcząca” się nie spodoba to „sprawiedliwości czasu przejściowego” będzie broniła „siła zewnętrzna”, której interwencji Tusk nie wyklucza, czego dał wyraz w przytoczonej wyżej wypowiedzi. Czy naprawdę Tusk jest pewien, iż polska armia nie zbuntuje się i nie stanie w obronie suwerennej Rzeczypospolitej?
Nie pisze tego wszystkiego w poczuciu jakiejś nieodwracalnej beznadziei. Piszę to z ciągle tlącą się nadzieją, iż jako naród w końcu się zbuntujemy, odsuniemy zdrajców od władzy i przykładnie ich ukarzemy, ale z taką surowością, żeby przyszłym rządzącym z samego strachu przed karą nigdy nie przyszło do głowy realizowanie interesów wrogich Polsce państw.
Tekst ukazał się w „:Warszawskiej Gazecie”