Другой мир 1.0

myslpolska.info 4 часы назад

Tak, proszę Państwa, żyjemy w innym świecie. Wciąż nie możemy w to uwierzyć, bo przyzwyczajeni jesteśmy do kłamstw niemal wszystkich polityków, których pamiętamy z naszego życia. Co tam kłamstw! Do wiarołomstwa, kundlizmu, oportunizmu, konformizmu, bylejakości, złodziejstwa etc. etc. Słuchamy zapowiedzi przed każdymi następnymi wyborami i albo w nie wprost nie wierzymy albo przyjmujemy konwencję wiary, iż coś się zmieni, tak naprawdę wiedząc, iż nie zmieni się nic. W dużej mierze tak było z pierwszą prezydenturą Donalda Trumpa. Nie to, żeby nie chciał, ale miał za mało armat. W efekcie różni Boltonowie, Pompeowie, Pence’owie i inni, reprezentujący Deep State, rządzili faktycznie Stanami Zjednoczonymi. Ale przyszły wybory w 2020 r. i Trump chyba dopiero wtedy ostatecznie się przekonał o skali zawłaszczenia państwa przez zakulisowe siły. Kadencja Bidena i jej najskrajniejszy progresywizm z atakiem na tożsamość biologiczną człowieka na czele, były zwiastunem tego, iż o ile druga kadencja Trumpa nastąpi, to będzie wyglądała zupełnie inaczej. Mówiąc nawiasem, możemy powiedzieć, iż wciąż nie mamy niezbitych dowodów na przekręt wyborczy 2020, ale czy w świetle ujawniony już teraz – a przecież komisja Elona Muska DOGE (Department of Government Efficiency – Departament Efektywności Rządu) jest dopiero na początku drogi – gigantycznych przekrętów finansowych (liczonych w bilionach dolarów – przypominam, iż w USA nie ma miliardów, zatem nasze miliardy to biliony, a nasz biliony to ich tryliony – mówimy zatem o amerykańskich trylionach, czyli naszych bilionach), manipulacji, w tym manipulacji medialnej o nieznanej wcześniej skali, finansowania marionetek politycznych w niezliczonej ilości krajów, finansowania wszelkich organizacji o skrajnie progresywnym charakterze – teza o oszustwie wyborczym w 2020 nie jest bardziej prawdopodobna niż kilka lat temu?

Donald Trump wie o swoich ograniczeniach. Był i jest, siłą swojej pozycji finansowej, częścią elity amerykańskiej. W tym roku skończy też 79 rok życia. To minus z oczywistych powodów, ale i plus z innych. Trump nie raz wykazał się odwagą, a człowiekowi odważnemu zaawansowany wiek pomaga o tyle, iż nie bardzo można mu już grozić śmiercią. A skoro tak, Trump podjął się wielkiej zmiany. Wydawało się sceptykom, iż będzie typowo – pogada, pogada, pokłóci się spektakularnie z dziennikarzami nienawidzących go stacji, a reszta zostanie po staremu. Na szczęście ich pesymizm nie znalazł na razie zaspokojenia. Oczywiście musimy pamiętać, iż Trump nie realizuje naszego wymarzonego programu – najlepsze, co możemy zrobić, to po prostu porzucić myślenie takimi kategoriami. Trump nie realizuje też programu potężnego już, ale wciąż nie większościowego odłamu swoich zwolenników, którzy są tak zaawansowani w świadomości politycznej, iż obok wszystkich innych punktów programu Trumpa, chcieliby także, aby wyrwał Stany Zjednoczone z pasożytniczego związku z Izraelem i jego sprawą (gdzie rolę pasożyta pełni naturalnie Izrael). Z wielu powodów tak się nie stanie (pisałem o tym szerzej w ostatnim numerze Myśli). Ale dobro jakiego może dokonać Trump na innych polach nakazuje przymknąć oko na ten problem. I to dobro już się dzieje!

Trump zapowiedział w swojej mowie inauguracyjnej wiele posunięć przełomowych i już je spełnił. Przekreślenie, przynajmniej na poziomie federalnym i formalnym, obłędu progresywistów – transgenderyzm, LGBT, eko-faszyzm itp. To są ważne rzeczy dla Amerykanów, ale i ważne dla nas. To, co dzieje się w supermocarstwie, zawsze promieniuje na jego wasali. Dzięki działaniom komisji Muska dowiedzieliśmy się już teraz o funkcjonującym w USA „państwie w państwie”, które nie tylko wydaje biliony dolarów na swoje potrzeby, ale i sprawuje faktyczną władzę w Stanach, w krajach wasalnych, a w innych przygotowuje przewroty polityczne. Wszędzie narzuca przy tym agendy progresywne. Wszystko to wiedzieliśmy, ale nie mieliśmy czarno na białym. Dzisiaj już mamy, chociażby w potwierdzonej skali „pomocy” finansowej dla marginalnych środowisk, które nagle w Polsce stały się potęgą, decydują o formach języka polskiego, narzucają wychowanie dzieci i pragną przekształcić wyższe uczelnie polskie na siedlisko dziwnych idei i dziwolągów. Przy tym wszystkim niegdysiejsze pięć miliardów dolarów na przewrót na Ukrainie, o których wygadała się Victoria Nuland, wygląda jak zbiór jabłek z jednego drzewa, w sadzie o powierzchni setek hektarów. Także rozpamiętywana od pięćdziesięciu lat z górą Afera Watergate wygląda przy wstępnych odkryciach Muska jak kradzież krzeseł w urzędzie jakiegoś prowincjonalnego hrabstwa w USA.

Żyliśmy w świecie wykreowanym przez amerykański Deep State, który finansował swoje działania z brudnych pieniędzy pochodzących z przestępstw, jak i z kieszeni amerykańskiego podatnika, któremu z „wdzięczności” zafundował dziesiątki milionów imigrantów i fentanyl. Patrząc z naszej perspektywy, niestety, na peryferia wasalne zmiany dochodzą najpóźniej. Przyjdzie nam jeszcze poczekać na efekt trumpowskiego domina – wszak rewolucja progresywna w Polsce dopiero się rozkręca.

Najważniejsza dla Polski, dla naszego regionu, czy po prostu geopolitycznego otoczenia jest sprawa wojny na Ukrainie, a przede wszystkim, jej zakończenia. Donald Trump nie mógł jej zakończyć w jeden dzień – to była jednak metafora podjęcia szybkich działań ku temu zmierzających. I to właśnie obserwujemy. Nie wiemy, jak się skończy, ale początek jest jakże obiecujący. Człowiek czuje wręcz, iż oddycha innym powietrzem, niż zgniłe powietrze szaleńców i zwolenników wojny za wszelką cenę. Nie będę mówić o szczegółach. Wystarczy wskazać na kilka elementów działań Trumpa, które charakteryzują najlepiej to, co się dzieje.

Po pierwsze – hegemon Zachodu nie pyta wasali o zdanie, ale podejmuje władcze działania. Cała Unia Europejska plus Wielka Brytania, za wyjątkiem Węgier i Słowacji, żyją w amoku rusofobicznym i pragną kontynuowania wojny bez względu na koszty, którym zresztą UE podołać sama nie może. Polska, ustami swoich administratorów z PO a wcześniej PiS (w jednym i drugim wypadku, z przyległościami), pełni tu rolę wychodzącego za każdym razem przed orkiestrę, fanatycznego i obrzydliwego zarazem podżegacza wojennego, który w swym zaślepieniu poświęca wszystko w obronie i podtrzymywaniu najbardziej groźnej dla nas wersji Ukrainy – Ukrainy banderowskiej, której fundament ideowy w postaci szowinistycznej ideologii nienawiści i mordu, stoi na tysiącach pomników i innych upamiętnień jak Ukraina długa i szeroka. Które to państwo ukraińskie, w swej tzw. soborowej, maksymalistycznej odsłonie, obejmuje dużą część obecnych ziem polskich. Czyniąc uwagę na marginesie, można zatem potwierdzić tezę o samobójczej istocie polskiej rusofobii.

Po drugie – hegemon Zachodu rozmawia z partnerem, którego może uważać za równego sobie i który zdolny jest do dokonania rzeczywistych posunięć, a nie tylko deklaracji. Stąd Trump rozmawia z Putinem, a Zełenskiego jedynie informuje o stanie rzeczy. W tym miejscu warto zauważyć, iż administracja Trumpa zdaje sobie sprawę z fikcji trwania prezydentury Zełenskiego, w istocie rzeczy, o ile choćby oficjalnie nie podzielając stanowiska rosyjskiego, to je rozumiejąc.

Po trzecie – hegemon Zachodu kieruje do prezydenta Putina słowa nie tylko merytoryczne, ale i pełne przyjaznych określeń oraz przywołujących pamięć o wspólnych działaniach USA i Rosji (ZSRR) w przeszłości. Trump, w przeciwieństwie do Bidena, który sam pogrążając się w szaleństwie nazywał Putina mordercą i szaleńcem, wraca do dawnej, dobrej tradycji, której nie przerwała choćby Zimna Wojna. Trump napisał o rozmowie z Putinem: „Obaj rozważaliśmy Wielką Historię naszych Narodów, fakt, iż tak skutecznie walczyliśmy razem podczas II wojny światowej, pamiętając, iż Rosja straciła dziesiątki milionów ludzi, a i my ponieśliśmy swoje duże straty. Rozmawialiśmy o mocnych stronach naszych Narodów i wielkich owocach jakie może przynieść nam kooperacja w przyszłości”. Tak postępują mężowie stanu. Porównajmy to do tego, co dzieje się w Polsce – kampania zohydzania wyzwolicieli Polski trwa. Operacja niszczenia pomników trwa. W umysłach rosnącej rzeszy polskich historycznych analfabetów ma się wyryć tylko jeden przekaz – Armia Czerwona to pijana banda gwałcicieli, morderców i złodziei. Takie wystawiamy sobie świadectwo i odbierają nas – nie tylko Rosjanie – tak jak na to zasługujemy.

Potrzeba nam polskiej wersji „Innego świata 1.0”, jak go trochę dla żartu nazwałem. Polacy tkwią niestety w marazmie, gnuśności i przekonaniu, iż nic zmienić się nie może. I wybierają. Kogo? Często pisałem, iż ludzi w krótkich spodenkach o mentalności sztubaków. Ale, zastanawiam się, czy to nie ujma dla sztubaków. Popatrzmy na pierwsze reakcje na rozmowę Trump – Putin. Nie chce nikogo wyróżniać, ale nie da się po prostu. Tytułem przykładu, bo tu nie miejsce na pogłębioną analizę psychiatryczną:

Rafał Trzaskowski, być może już za chwilę prezydent RP – „Miejsce Ukrainy jest w NATO, a nie w łapach Putina”. W łapach! Aha, musi się imć Rafał mocno podniecił.

Gen. Polko jest przerażony wypowiedziami szefa Pentagonu o nierealności wizji Ukrainy w NATO.

Wicemarszałek Piotr Zgorzelski: „Każdy dzień wojny w Ukrainie to dzień pokoju dla Polski”. Wukrainie? A co to takiego? I co na to Wukraińcy? Czy wiedzą, iż walczą o dni pokoju dla Polski?

Płk Maciej Matysiak: „Europa jeżeli zechce, może Rosję rozjechać. Namawiam, żeby się nie bać”. A nie wdeptać w ziemię? Cóż, znamy paru, którzy też się nie bali… No i czy przypadkiem nie jest to nawoływanie do wojny napastniczej? Co na to służby od ścigania starszych pań o szóstej rano?

Czy to są sztubacy? Nie. Politykę polską prowadzą ludzie o mentalności cztero-, może pięciolatków, którzy siedzą w piaskownicy i zajmują się sypaniem piasku w oko bliźniego w podobnym wieku. No i pozostało jeden, obrażalski – Sikorski. Jak się obraża, to wychodzi z piaskownicy.

Sam komik z Kijowa do tego grona nie należy, ale trudno odmówić sobie przytoczenia jego ostatecznego proroctwa dla Europy: „Jeśli w NATO nie będzie Ukrainy, to Europa doświadczy okupacji”. Przyznaję, żart przedni.

Pozostaje nam obserwować rozwój sytuacji, kibicować Trumpowi, aby w sprawie ukraińskiej i nie tylko, kontynuował rozpoczęte dzieło z dotychczasową determinacją i przekonaniem. Może i u nas w końcu zarezonują pozytywne zmiany wprowadzone przez Trumpa. Tych jego stron, które nam nie odpowiadają, bądź nam się mniej podobają, nie musimy się przesadnie obawiać. Znamy je od dawna, bo akurat w tym wypadku są stałą polityki amerykańskiej, a nie tylko wyrazem poglądów 47 prezydenta USA.

Uważajmy tylko na farbowane lisy. Pojawią się i tacy, którzy stwierdzą, iż oni od początku uważali tak jak Trump, ale się kryli. Ja bardzo szanuję biblijny przekaz o prawdziwie nawróconych, lepszych od sprawiedliwych, ale rzeczywistość każe zachować dalece idący sceptycyzm i ostrożność. Przypomina mi się w tym miejscu anegdota, którą opowiedział mi niegdyś kol. Kolczyński z Łodzi. Było to z 25 lat temu, może więcej. Na zebraniu łódzkiego Stronnictwa Narodowego pojawił się pewien znany piłsudczyk, który chodził choćby na co dzień w maciejówce. Miał cel – mówił, mówił, mówił, przekonywał o konieczności przejścia do porządku nad historią konfliktu sprzed wojny, namawiał do wspólnego frontu itp. itd. W końcu jeden ze starszych narodowców, który tego cierpliwie słuchał powiedział: „Jednakże, jest Pan piłsudczykiem”. Kto ma oczy niechaj czyta, kto ma uszy niechaj słucha. I wyciąga wnioski.

Adam Śmiech

Читать всю статью