Ambasador Izraela przy Unii Europejskiej mówi POLITICO, iż wojna w Strefie Gazy zakończy się w nadchodzącym roku. Wtedy zostanie powołany nowy organ zarządzający zniszczoną wojną enklawą.
Haim Regew deklaruje, iż Siły Obronne Izraela osiągnęły większość swoich celów wojskowych w Strefie Gazy, osłabiając Hamas do tego stopnia, iż nie może już walczyć jako zorganizowana struktura, ale teraz zachowuje się jak partyzantka.
— Przed wojną Hamas był armią z łańcuchem dowodzenia, z batalionami… Dziś to zagrożenie militarne już nie istnieje — wyjaśnia Regew. — Zlikwidowaliśmy większość batalionów… Myślę, iż będzie to rok, w którym zobaczymy nową strukturę rządzącą Strefą Gazy.
Władze Izraela twierdzą, iż nie chcą sprawować kontroli nad Strefą Gazy. W niedawnym wywiadzie były brytyjski premier Tony Blair — który był również wysłannikiem pokojowym na Bliskim Wschodzie — powiedział, iż to nie Izrael ani Palestyńska, ale strona trzecia powinna pomóc w zarządzaniu Strefą Gazy po zakończeniu walk.
Nie jest jednak jasne, jakim władzom — jeżeli w ogóle — Izrael pozwoliłby przejąć kontrolę w Strefie Gazy i czy zostałyby one zaakceptowane przez tamtejszą ludność.— Jakiego rodzaju władza, to jeszcze musimy ustalić — mówi Regew. Jego zdaniem Autonomia Palestyńska — która była u władzy przed przejęciem kontroli przez Hamas — „nie ma legitymacji, by wrócić i sprawować tam kontrolę, ponieważ nie widzieliśmy z ich strony zbyt wiele potępienia tej masakry„.
Ursula Von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, i Haim Regev, ambasador Izraela przy UE i NATO. Bruksela, 11 października ub.r.
Regew dodał, iż po zakończeniu konfliktu Unia Europejska mogłaby odegrać rolę w nadzorowaniu tzw. korytarza filadelfijskiego między Strefą Gazy a Egiptem.
Ambasador podsumowuje pozycję Izraela na świecie rok po atakach z 7 października, w których Hamas zabił ponad 1200 Izraelczyków i wziął ok. 250 zakładników, i podkreśla, iż nie martwi się o Izrael pod względem militarnym: „Zwyciężymy”.
„Nie sądzę, by Izrael był odizolowany”
Mimo iż Izrael jest w tej chwili zaangażowany w to, co tamtejsze władze nazywają „wojną na siedem frontów”, która obejmuje regionalną potęgę Iran, Regew powiedział, iż „ostatnie kilka tygodni pokazuje, iż Izrael jest silny i skutecznie walczy” z Hezbollahem w Libanie, gdzie zabił przywódcę Hassana Nasrallaha w nalocie, a także z pośrednikami Iranu w Jemenie, Syrii i Iraku. Jednak dyplomata jest bardziej zaniepokojony pozycją Izraela w „wojnie o legitymizację”, którą jego kraj toczy, aby utrzymać poparcie na arenie międzynarodowej.
— W ostatnich miesiącach widzimy, iż nastąpiła ogromna erozja zrozumienia. Nastąpiła erozja poparcia. Niektóre państwa członkowskie próbują wprowadzić swoje własne stanowisko na scenę UE, z kilku powodów, ale to nie ma znaczenia — twierdzi. — Nie sądzę, by Izrael był odizolowany.
W weekend tysiące ludzi wzięło udział w demonstracjach w Europie i na całym świecie. Niektórzy zebrali się w geście solidarności z Izraelem, wzywając do uwolnienia pozostałych zakładników, ale wielu innych protestowało przeciwko jego operacjom wojskowym.
— Widziałem demonstracje tutaj, w Brukseli i Amsterdamie… Martwi mnie to o wiele bardziej niż to, co dzieje się w terenie — dodaje. — Brakuje moralnej jasności: Wielu ludzi nie rozumie, iż jest to wojna demokracji przeciwko radykalnym i ekstremalnym siłom… To jest walka.
Zapytany o oburzenie z powodu liczby ofiar śmiertelnych w Gazie i Libanie, która w tej chwili sięga dziesiątek tysięcy, Regew odpowiada: — Wyjaśnienie tych liczb jest skomplikowane. Kiedy weszliśmy do Gazy i Libanu, mieliśmy do czynienia z tą samą metodą: Wykorzystują prawie każdą cywilną infrastrukturę. Nie walczymy z armiami. Walczymy z grupami terrorystycznymi, które wykorzystują lokalną infrastrukturę, meczety i szpitale.
Także ambasador Libanu rozmawiał z POLITICO, wyrażając przerażenie liczbą ofiar w jego kraju, odkąd Izrael rozpoczął szeroko zakrojony atak na Hezbollah. — Sama liczba ofiar jest ogromna pod każdym względem — podkreśla ambasador Fadi Hajali. — Dla małego kraju, takiego jak Liban, 10 tys. rannych to jak 100 tys. dla większego kraju, takiego jak Rumunia.
Od zeszłego piątku libańskie ministerstwo zdrowia podało, że w izraelskich atakach zginęło ponad 2000 osób. Wojna „rozwija się w szybkim tempie”, jak mówi Hajali, z „coraz większą liczbą regionów będących celem ataków” i atakami zarówno z morza, jak i z powietrza i z ziemi.
Zapytany o rolę libańskiej armii w konflikcie, Hajali odpowiada, iż „obywatele Libanu chcą, aby libańska armia w pełni odegrała swoją rolę, zapewniając stabilność i bezpieczeństwo kraju”. Dodaje jednak, iż siły te są „przeciążone wszystkimi problemami, z którymi muszą się zmierzyć” i niedofinansowane (UE jest jednym z jej głównych dobroczyńców, przekazała w tym roku 104 mln euro, czyli ok. 450 mln zł)