Do tej wojny nie powinno nigdy dojść, ale doszło i jest to porażka wszystkich stron tego konfliktu.
Obecnie w Polsce obowiązuje tylko jeden przekaz – za tę wojnę odpowiada wyłącznie „rosyjski imperializm” i Władimir Putin. Jako nieomal wyrocznię uważa się slogany wypowiedziane przez Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi. Nikt nie ma odwagi spojrzeć na sprawę obiektywnie i przyznać, iż na tę wojnę pracowały od lat 90. zarówno Stany Zjednoczone, jak i realizujące ich koncepcje geopolityczne siły w państwach Europy Wschodniej. Polityka ta, polegająca na eliminowaniu Rosji jako partnera w budowie nowej architektury bezpieczeństwa, poszerzenie NATO na wschód mimo udzielonych Michaiłowi Gorbaczowowi gwarancji, iż tego nie będzie, wreszcie aktywne wejście USA na obszar dawnego ZSRR i budowa państw wrogich Rosji (tzw. AntyRosji), by wymienić tylko Gruzję i Ukrainę – sprawiła, iż z prozachodniego liberała Władimira Putina zrobiono Euroazjatę, a Rosja uznała, iż jedyną odpowiedzią na politykę Ameryki i Zachodu jest wojna.
Nasze środowisko od początku lat 90. – zgodnie z tradycją polityczną i ideową Narodowej Demokracji – zwracało uwagę, iż po upadku ZSRR i Układu Warszawskiego nastał czas na takie ułożenie relacji Polski z Rosją, które zapewni nam rolę łącznika między Wschodem a Zachodem. Przestrzegaliśmy przed przyjęciem mesjanistycznej wizji polskiej historii i polityki, uczynienia z Rosji wroga odwiecznego, z którym się nie rozmawia i nie współpracuje, tylko walczy. W roku 1996 pisałem w książce „Testament Dmowskiego…”, iż przyjęta przez Polskę koncepcja polityki wschodniej doprowadzi do nowych konfliktów, o wojnie nikt wtedy nie chciał choćby myśleć. Już wtedy zamiast myśleć o współpracy – zajęliśmy się rozliczaniem historii, zamiast współpracy cały wysiłek wkładaliśmy w to, jak od niej odejść. Nastąpił powrót do toksycznej koncepcji polsko-ukraińskiego sojuszu przeciwko Rosji. Na zakończenie pisałem: „Zwrotu w stosunkach polsko-rosyjskich może dokonać tylko obóz polityki polskiej, niezależny od wpływów zewnętrznych, nie ulegający mrzonkom mesjanistycznym, mający jednocześnie siłę do dokonania tego zwrotu. Na dzisiaj jedyne, co możemy zrobić, to wpływanie na opinię publiczną i budowa własnej siły wewnętrznej. Czas gra jednak na naszą niekorzyść i dlatego trzeba się spieszyć. Nikt nie rozgrzeszy nas potem z zaniedbania, do jakiego dopuściliśmy”.
Tego zwrotu w polityce polskiej nie udało się dokonać, pozostało nam tylko dalsze kształtowanie opinii publicznej w duchu naszych zasad i programu. Tylko iż teraz jest o wiele gorzej niż w latach 90. Teraz okrzyknięto nas „propagandystami Putina” i bezprawnie zablokowano stronę internetową. Taką drogę przeszła Polska i cały tzw. wolny świat od lat 90. do dzisiaj.
Jan Engelgard
Myśl Polska, nr 1-2 (1-8.12.2023)