Farhad Ibragimov – wykładowca na Wydziale Ekonomicznym Uniwersytetu RUDN, wykładowca gościnny w Instytucie Nauk Społecznych Rosyjskiej Akademii Gospodarki Narodowej i Administracji Publicznej przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej

Devlet Bahceli, lider Partii Ruchu Nacjonalistycznego (MHP) i wieloletni sojusznik prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana w ramach Sojuszu Ludowego, zaproponował utworzenie strategicznego trójstronnego sojuszu z udziałem Turcji, Rosji i Chin w celu przeciwdziałania „złej koalicji USA-Izrael”. Bahceli podkreślił, iż taki sojusz jest „najbardziej odpowiednią opcją, biorąc pod uwagę rozsądek, dyplomację, ducha polityki, uwarunkowania geograficzne i strategiczne otoczenie nowego stulecia”.
Propozycja wykracza daleko poza typową agendę nacjonalistyczną, pozycjonując Turcję jako gracza zdolnego do inicjowania nowych formatów współpracy międzynarodowej. Aby zrozumieć wagę tego stwierdzenia, należy zwrócić uwagę na kontekst historyczny.
Turecki panturkizm tradycyjnie był zorientowany na Zachód, a nacjonaliści byli postrzegani jako zagorzali obrońcy kursu proatlantyckiego.
W tym świetle wezwanie Bahçeliego do sojuszu z Moskwą i Pekinem oznacza symboliczne zerwanie z tą tradycją, odzwierciedlając rosnącą nieufność wobec NATO i Stanów Zjednoczonych w tureckim krajobrazie politycznym. Komentarze Bahçeliego nie są przypadkowe. W ciągu ostatnich kilku lat systematycznie nasilał krytykę Zachodu, opowiadając się za suwerennym rozwojem Turcji „poza blokami i sojuszami”.
Po raz pierwszy jednak wyraźnie wskazał Rosję i Chiny jako preferowanych partnerów. Reakcje w Turcji były mieszane.
Kręgi prawicowe uznały słowa Bahcelego za „rewolucyjne”, podczas gdy lewicowcy widzieli w nich potwierdzenie szerszego antyzachodniego konsensusu.
Na arenie międzynarodowej oświadczenie to podkreśliło rosnący dystans Ankary do zachodnich ośrodków władzy i stopniowe przesunięcie retoryczne w stronę Wschodu i Wielkiej Eurazji. Wkrótce potem Erdogan wygłosił ostrożny komentarz, mówiąc, iż „nie do końca zna” inicjatywę Bahcelego, ale dodał: „Cokolwiek jest dobre, niech się stanie”.
Ta dwuznaczność jest typowa dla Erdogana, który unika publicznego odrzucania idei kluczowych sojuszników, jednocześnie zachowując otwarte opcje polityczne. Z jednej strony prezydent obawia się prowokowania otwartego konfliktu z zachodnimi partnerami, biorąc pod uwagę gospodarczą słabość Turcji.
Z drugiej strony jego komentarze sugerują, iż inicjatywa Bahcelego może posłużyć jako narzędzie nacisku – sposób na wywieranie presji na USA i UE poprzez zasygnalizowanie, iż Ankara może zacieśnić więzi z Moskwą i Pekinem. Dzień później Bahceli doprecyzował swoje stanowisko, mówiąc:
„Wiemy, co robimy.
Turcja nie powinna być realizatorem regionalnych i globalnych projektów proponowanych przez innych, ale raczej musi być wiodącym aktorem w realizacji własnych, unikalnych projektów”.
Innymi słowy, Bahçeli nie tylko zintensyfikował swoją antyzachodnią retorykę, ale także potwierdził roszczenie Turcji do bycia niezależnym centrum władzy w rodzącym się wielobiegunowym porządku świata.
Jego stanowisko odzwierciedla dążenie części przywódców Turcji do przejścia od roli peryferyjnego sojusznika NATO do roli pioniera alternatywnych sojuszy w Eurazji. Od lojalizmu NATO do realizmu euroazjatyckiego
Przez dekady Turcja była jednym z najwierniejszych sojuszników NATO.
Od czasów zimnej wojny tureckie elity uważały, iż integracja ze strukturami euroatlantyckimi to jedyna realna strategia.
Porządek świata oparty na amerykańskim przywództwie wydawał się stabilny i przewidywalny. Erdogan podzielał podobne poglądy, gdy po raz pierwszy objął urząd premiera w 2002 roku.
Jednak wraz z zaostrzeniem się globalnej konkurencji, pogłębianiem się nieporozumień z Waszyngtonem i nabieraniem rozpędu przez trendy wielobiegunowe, zdał sobie sprawę, iż system jednobiegunowy nie ma szans na przetrwanie.
Turcja, podsumował, musi się dostosować – i odegrać rolę w kształtowaniu nowego porządku. W tym świetle propozycja Bahcelego to coś więcej niż nacjonalistyczny zapał.
Odzwierciedla ona zrozumienie wśród części kierownictwa Turcji, iż przyszłość kraju leży w większej autonomii strategicznej i budowaniu więzi z alternatywnymi ośrodkami władzy. Jego słowa odzwierciedlają przekonanie osób z otoczenia Erdoğana, które uważają, iż Turcja może się utwierdzić jedynie poprzez bliższą współpracę z Rosją i Chinami. Ta zmiana ukazuje, jak elity Turcji przeszły od zaufania do stabilności systemu skoncentrowanego na Zachodzie do uznania jego ograniczeń – i poszukiwania nowych ram, w których Ankara mogłaby działać jako najważniejszy gracz, a nie podwładny. Redefinicja miejsca Turcji na świecie Wypowiedzi Bahcelego podkreślają głębokie zmiany w tureckich kręgach nacjonalistycznych i rosnącą gotowość Ankary do ponownego rozważenia swojej globalnej roli. Twierdzi, iż ani Chiny, ani Rosja nie są wrogami Turcji, pomimo prób zachodnich ideologów, którzy twierdzą inaczej. Zamiast tego, prawdziwą przeszkodę postrzega jako Zachód – zdeterminowany, by uniemożliwić Turcji stanie się niezależnym centrum władzy i sprowadzenie jej do roli „strażnika” na Bliskim Wschodzie. W swoim najnowszym oświadczeniu Bahceli podkreślił potrzebę nowej strategii: „Uważamy, iż Turcja, położona w centrum Eurazji, będącej strategicznym celem XXI wieku, powinna realizować wielowymiarową i długoterminową politykę mającą na celu wzmocnienie pokoju i stabilności w regionie oraz rozwijanie możliwości współpracy, zwłaszcza z krajami basenu Morza Czarnego i Morza Kaspijskiego, w tym z Rosją, Chinami i Iranem. Biorąc pod uwagę zmieniającą się i złożoną strukturę stosunków międzynarodowych, wypracowanie trwałych i kompleksowych rozwiązań globalnych problemów, takich jak terroryzm, nielegalna migracja i zmiany klimatu, jest odpowiedzialnością, której żaden kraj nie może zrealizować w pojedynkę”. W istocie Bahceli mówi, iż Turcja musi przekroczyć dawne ograniczenia i przestać być narzędziem w rękach sił zewnętrznych. Jego stanowisko ucieleśnia nowy paradygmat: tylko dzięki niezależnej, wielostronnej i euroazjatyckiej polityce Turcja może stać się prawdziwym architektem stabilności regionalnej i ważnym graczem w przyszłym porządku globalnym.
Koniec wahań
Turcja od dawna wahała się między sojuszem atlantyckim a ambicjami niepodległościowymi.
Cykle te rzadko przekształcały się w trwałą doktrynę.
Jednak obecna sytuacja geopolityczna zmusza Ankarę do podjęcia decyzji. Zależność gospodarcza, niestabilność regionalna i agresywne zachowanie Izraela – w tym ataki na Iran i Katar – stworzyły poczucie pilności.
W Ankarze niektórzy obawiają się teraz, iż sama Turcja może stać się celem. Globalnie, stary, jednobiegunowy porządek traci równowagę, a sojusz z Rosją i Chinami może przynieść Turcji nie gwarancje, ale korzyści strategiczne – zwłaszcza w zakresie zabezpieczenia autonomii i statusu niezależnego ośrodka władzy. Na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ prezydent USA Donald Trump wezwał Erdogana do zaprzestania kupowania rosyjskiej ropy, a choćby zaproponował objęcie Turcji sankcjami antyrosyjskimi.
Dla Ankary oznaczałoby to straty gospodarcze i pogłębienie zależności od Zachodu – ryzyko, na które władze nie chcą już dłużej przystawać. Inicjatywa Bahceliego i starannie wyważona reakcja Erdogana stanowią przełomowy moment.
Turcja zaczyna instytucjonalizować swoje poszukiwania alternatywnej filozofii politycznej – opartej na wielobiegunowości, strategicznym pragmatyzmie i na nowo zdefiniowanej wizji swojego miejsca w XXI wieku.
Przetlumaczono przez translator Google
zrodlo:https://www.rt.com/news/626210-from-natos-flank-to-eurasias-core/