Obiecywano nam wybory na żyletki. Ale obietnicy nie dotrzymano. Zamiast wyborów na żyletki mamy wybory na żyletkę. Bardzo cienką i ostrą. Łazimy po niej nie do końca z wdziękiem i gracją baletnicy. I na końcu i tak na którąś ze stron spadniemy, chyba iż nabijemy się na nią okrakiem, czego też wykluczać nie można.
Taniec na żyletce nie wydaje mi się rozrywką najmądrzejszą, ale cóż, naród chce, naród ma. Jak powiedział kiedyś mądrze Jacek Kuroń, demokracja to system, który gwarantuje, iż nie żyjemy lepiej, niż na to zasługujemy, co jest politologiczną wersją ludowej mądrości „jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz”.
Po ludzku narodową potrzebę mocnych wrażeń w sumie rozumiem. Mój pojazd też zawsze jeździł na adrenalinie, co gwarantuje i mocne wrażenia, i nieuchronną porcję błędów. Tak bywa z jazdą po bandzie, iż czasem się przez nią przelatuje.
Sprawdziłem, w sopockim Grand Hotelu jest kasyno. Ja hazard oczywiście odradzam. Każdy, a szczególnie narodowy, w którym gra się całym majątkiem. Bo nie jest to „moduł szlachetnej rywalizacji”, ale szaleństwo i głupota, ustawka, w której się gra dorobkiem pokoleń. Można się bawić i lepiej, i mądrzej.
Mam wrażenie, iż obecne wybory realizowane są pod hasłem „zmieścisz się, śmiało”, czyli jakoś to będzie. Jak niestety pokazał tragicznie Smoleńsk, często zdecydowanie lepiej jest mniej śmiało, a bardziej rozsądnie. Bo nie zawsze się zmieścisz, a potem jest wiele trupów. Może być ich szczególnie wiele, gdy na pokładzie jest cały naród. No to sobie lecimy, uparcie ignorując pull up i terrain ahead.
Od 20 mniej więcej lat, a od czasu Trumpa ze szczególną intensywnością, socjologowie i politologowie mówią, iż zamiast polityki mamy już postpolitykę. Ostatnia kampania pokazała, iż postpolitykę coraz bardziej zastępuje u nas patopolityka. Umówmy się, dotychczas nie mówiło się u nas w kampaniach o panienkach, alfonsach, sutenerach, snusach, wyłudzeniach i ustawkach. To jednak pewna nowość.
Ponad 20 lat temu napisałem książkę „Co z tą Polską”. To był hit. Prawie 150 tysięcy sprzedanych egzemplarzy. Główne pytanie mimo upływu dwóch dekad pozostaje bez odpowiedzi. Co więcej, wydaje mi się ona jeszcze bardziej skomplikowana niż wtedy. Zresztą i tak uważam, iż czas już na część drugą, pod roboczym tytułem „Co z Polakami”. Ta książka będzie zresztą miała sens niezależnie od wyniku wyborów. Z dyrektorem Teatru Narodowego, Janem Klatą, rozmawiałem już także o pomyśle napisania sztuki o obecnych dramatycznych dniach, którą ja bym napisał, a on wystawił. Co piszę, zaznaczając, iż wciąż wierzę, iż wynik wyborów bardziej niż materiał literacki da mi powód do radości, czego i Wam życzę.