Wiosną 1944 roku wojna na Kresach II Rzeczypospolitej przybrała nieoczywisty obrót. Polacy i Sowieci walczyli nie tylko z Niemcami, ale nierzadko również przeciwko sobie. Tak było choćby w Puszczy Nalibockiej, gdzie czerwona partyzantka zamierzała zetrzeć w proch Armię Krajową. W nocy z 14 na 15 maja w Kamieniu Stołpeckim doszło pomiędzy nimi do regularnej bitwy.
Zgrupowanie Armii Krajowej „Kampinos”, Wiersze, wrzesień 1944. Przejazd patrolu kawalerii por. Adolfa Pilcha „Góry”, „Doliny” (trzeci z prawej), którego żołnierze przybyli z Lasów Nalibockich. Ubrani są w mundury i przedwojenne rogatywki. Pierwszy z prawej chor. Zdzisław Nurkiewicz „Noc”. Drugi z prawej Jan Jakubowski „Dąb”. Fot. z zasobu IPN (dar prywatny Doroty Fatimy Wolniarskiej-Witek)
Noc z 14 na 15 maja 1944 roku była ciepła i pogodna. W Kamieniu Stołpeckim panował spokój. Jan Zajączkowski z Inspektoratu Baranowicze obchodził właśnie posterunki obozowiska, kiedy w świetle księżyca dostrzegł ludzi przeskakujących przez kościelny mur. Chwila wahania… „Przecież to nie mogą być nasi” – przemknęło mu przez myśl. W okamgnieniu sięgnął po pistolet i oddał strzał. Zanim dźwięk zdążył wybrzmieć, nocną ciszę rozerwał huk kanonady. Tak rozpoczęło się największe starcie w tlącej się od miesięcy polsko-sowieckiej wojnie partyzanckiej.
„Partyzanci? To bandyci!”
Puszcza Nalibocka wraz z przyległościami przypominała wrzący tygiel. Mało tego – panująca tam sytuacja zmieniała się niczym w kalejdoskopie. We wrześniu 1939 roku region, wraz z całymi Kresami II RP, został zagarnięty przez ZSRS. Zanim jednak sowiecka władza zadomowiła się tam na dobre, przyszli Niemcy. Po wybuchu wojny pomiędzy dwoma niedawnymi sojusznikami Puszcza Nalibocka stała się częścią Komisariatu Rzeszy Wschód. Faktycznie jednak Hitler nigdy do końca nad nią nie zapanował. „Niemcy siedzieli tylko w dużych miastach, jak Stołpce, Iwieniec, Baranowicze […]. Reszta terenu była opanowana przez sowiecką partyzantkę” – wspominał Longin Kołosowski, „Longinus”, jeden z miejscowych żołnierzy Armii Krajowej.
Początkowo w rozległych kompleksach leśnych działali czerwonoarmiści z rozbitych przez Wehrmacht oddziałów liniowych. niedługo jednak Moskwa zaczęła zrzucać na spadochronach oficerów i politruków, którzy mieli zapanować nad tą bezładną masą. Sowieckie oddziały rosły praktycznie z miesiąca na miesiąc, fakt ten zaś paradoksalnie najdotkliwiej odczuwała lokalna ludność. Historyk Bogdan Musiał w pracy o czerwonej partyzantce przytacza liczne świadectwa bezprawia, którego dopuszczali się Sowieci. „Partyzanci zabierali wszystko, to nie była żadna rekwizycja, ale zwykły rabunek. Brali krowy, konie i ubrania” – wspominała Jadwiga Lipińska z miejscowości Naliboki. Wtórował jej Józef Szcześniak ze wsi Różanki: „Partyzanci? To byli bandyci! Sowieccy partyzanci zabierali wszystko”. Ppor. Adolf Pilch, cichociemny i żołnierz AK, wspominał choćby lekkie samoloty, które lądowały na prowizorycznych lotniskach, dostarczając ludzi, a jednocześnie wywożąc zarekwirowane po wsiach wyroby mięsne. Jakby tego było mało, pod koniec 1942 roku Sowieci zarządzili przymusowy pobór do swoich oddziałów. „Otaczano po prostu wieś i zabierano młodych ludzi do sowieckich brygad. Za dezercję byli odpowiedzialni rodzice” – podkreślał Pilch. Cywile próbowali zakładać zbrojne samoobrony, ale próby te nie mogły zakończyć się dobrze. 8 maja 1943 roku Sowieci najechali na wieś Naliboki i wybili ponad stu mieszkańców. Pilch: „Zbrodni tej dokonano po to, by zniszczyć samoobronę Nalibok i zastraszyć samoobrony w innych miejscowościach”.
Tymczasem swoje struktury w Puszczy Nalibockiej mozolnie budowała też Armia Krajowa.
Rozkaz z Moskwy
3 czerwca 1943 roku akowcy powołali Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie, które gwałtownie dało się we znaki Niemcom. Jeszcze tego samego lata polskie oddziały uderzyły na Iwieniec strzeżony przez 700 niemieckich żandarmów i białoruskich kolaborantów. Rozbiły miejscowe więzienie i na kilka godzin zajęły najważniejsze dla miasta budynki. W odwecie Niemcy zorganizowali operację „Hermann”. Na skutek obławy polska partyzantka poniosła znaczące straty, zdołała jednak przetrwać. Pozostawało pytanie: w jaki sposób powinna ułożyć sobie stosunki z Sowietami, którzy mimo wszystkich niecnych postępków formalnie byli przecież sojusznikami Zachodu.
Wiersze, wrzesień 1944. Warsztat rusznikarski Zgrupowania Armii Krajowej „Kampinos”. Zamontowane na samochodzie, zdobyczne działko 20 mm sprzężone z karabinem maszynowym oglądają: mjr Alfons Kotowski „Okoń” - dowódca Zgrupowania (stoi przy działku), por. Adolf Pilch „Dolina” (poniżej pierwszy z prawej). Odwrócony plecami z opaską na prawej ręce stoi ppor. Lech Żabierek „Wulkan”. Fot. z zasobu IPN (dar prywatny Anny Kacprzyk)
Przez pierwsze tygodnie do większych zadrażnień nie dochodziło. Jesienią 1943 roku sytuacja zmieniła się jednak radykalnie. Odkrycie mogił w Katyniu doprowadziło do głębokiego kryzysu pomiędzy Polską a ZSRS. W rezultacie Stalin zerwał stosunki z dyplomatyczne z emigracyjnym rządem w Londynie. 30 listopada 1943 roku Pantelejmon Ponomarienko, szef Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego w Moskwie, wydał rozkaz o rozbrajaniu polskich oddziałów. W odpowiedzi gen. Grigorij Sidoruk „Dubow”, który stał na czele sowieckiej Brygady im. Stalina, pod pozorem rozmów o dalszej współpracy zaprosił do swojej siedziby oficerów ze Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego. niedługo Polacy zostali aresztowani. Część trafiła do obozów internowania w głębi ZSRS, niektórzy działalność w AK przypłacili życiem. Wśród zatrzymanych znalazł się m.in. dowódca zgrupowania mjr Wacław Pełka „Wacław”. Schedę po nim przejął ppor. Pilch, który w konspiracji używał pseudonimu „Góra”. Przy sobie miał zaledwie kilkudziesięciu ludzi. Nie chciał jednak rozpuszczać oddziału, bo czuł się zobowiązany bronić lokalną ludność przed gwałtami i rabunkami. Zdecydował się więc na ryzykowny manewr. Zawarł taktyczny rozejm z Niemcami. Przedstawiciele obydwu stron ustalili, iż przez pewien czas nie będą się atakować. To nie bardzo podobało się Komendzie Głównej AK. Pilch otrzymał choćby ultimatum – pod groźbą kary miał zerwać układ z Niemcami do czerwca 1944 roku. Tymczasem jego oddział gwałtownie się odradzał. Wiosną „Góra” miał już pod komendą około 800 osób. I tak jednak jego zgrupowanie nie mogło się pod tym względem równać z siłami sowieckimi, które w tym czasie liczyły kilkanaście tysięcy partyzantów. niedługo też ich dowództwo postanowiło ostatecznie rozprawić z Polakami. Zadanie powierzono płk. Pawłowi Gulewiczowi, który według różnych szacunków dostał do dyspozycji od 800 do 2 tys. „bojców”.
Okopem pod kościół
Polskie oddziały zajmowały kilka dobrze przygotowanych baz. Jedna z nich znajdowała się właśnie w Kamieniu Stołpeckim, gdzie stacjonowało około 90 żołnierzy. Kwaterę urządzili na kościelnym dziedzińcu. „Longinus” wyjaśniał potem, iż otaczał go wysoki na dwa–trzy metry mur, w rogach którego urządzono bunkry. Bazę otaczały okopy, rozchodzące się w promieniu 200–300 m. Całość była silnie strzeżona. A jednak feralnej nocy partyzanci o mały włos daliby się zaskoczyć. „Tak nas Sowieci szczegółowo rozpracowali, iż nocą weszli okopami na plac kościelny, zdjęli wartę cywilną, bo wszystko wiedzieli, a myśmy spali” – opowiadał po latach Kołosowski. Uratowała ich przytomność umysłu Zajączkowskiego. „W tejże chwili kwatery kompanii znalazły się pod huraganowym ogniem broni maszynowej. Część napastników była nie dalej niż na 100 m – opisywał w wojennych wspomnieniach Pilch. – Ogień był tak zmasowany, iż nasza piechota nie mogła choćby zająć swoich stanowisk. W niektórych miejscach dochodziło do walki wręcz”. W końcu jednak Polacy zdołali opanować sytuację. Wezwali choćby posiłki z sąsiednich baz. Ostatecznie po dwugodzinnym boju Sowieci zdecydowali się na odwrót, i to pomimo tego, iż wcześniej zdołali zająć trzy z czterech bunkrów. „W zaciętym boju poległo 21 partyzantów, w tym dowódca kompanii Józef Zujewski >>Mak<
Bitwa w Kamieniu Stołpeckim była nie tylko największym, ale też ostatnim starciem partyzanckiej batalii w Puszczy Nalibockiej. niedługo Pilch wycofał swój oddział na zachód. Przez ziemie Rzeczypospolitej ciągnęła już na Berlin Armia Czerwona. Stało się jasne, iż po wojnie Kresy znajdą się w granicach ZSRS, a Polska wpadnie w sowiecką strefę wpływów. Niewielki oddział operujący w ostępach Puszczy Nalibockiej żadną miarą nie był w stanie zmienić biegu historii.
Podczas pisania korzystałem z: Adolf Pilch, Partyzanci trzech puszcz, Warszawa 1992; Bogdan Musiał, Sowieccy partyzanci 1941–1944. Mity i rzeczywistość, Poznań 2011; Archiwum Historii Mówionej – rozmowa Bartosza Giedrysa z Longinem Kołosowskim.