Jest jesień 2025 r. i wojna Putina znalazła się w ślepym zaułku — podobnie jak jego stosunki z amerykańską administracją. Rosyjska gospodarka ma gorzej niż w ciągu ostatnich trzech lat. Czy zmienia to logikę, a tym samym decyzje Putina?
W ostatnich tygodniach jest prawdopodobnie zmuszony odpowiadać na pytania swojego zaniepokojonego otoczenia, czy zamierza zakończyć wojnę, a jeżeli tak, to w jaki sposób. Musi również wyjaśniać sytuację Rosjanom, biorąc pod uwagę fakt, iż 250 tys. z nich już poległo. Musi też mieć na uwadze fakt, iż nadzieje na zbliżenie z USA ostatecznie się nie spełniły. I wreszcie musi boleśnie zastanawiać się, jak związać koniec z końcem.
Wszystkie te troski rzeczywiście zaprzątałyby głowę Putina, gdyby był on typowym przywódcą, choćby autokratycznym. On jednak nie ma nic takiego na myśli. Widać to wyraźnie we wszystkich jego wypowiedziach z ostatnich dni i tygodni.
Wśród nich znalazły się dwa długie przemówienia programowe na X Wschodnim Forum Ekonomicznym i XXII posiedzeniu klubu dyskusyjnego „Wałdaj” w Soczi, a także wszelkiego rodzaju gratulacje dla wojskowych, przemówienia przed „pedagogami i mentorami uczestników specjalnej operacji wojskowej” oraz publiczne rozmowy z zajmującymi wysokie stanowiska synami przyjaciół. Wszystkie te wypowiedzi łączą się w jednolity strumień świadomości Putina. Zagłębiając się w niego, można zrozumieć logikę stojącą za jego kluczowymi decyzjami. Przejdźmy zatem do rzeczy.
Zero współczucia
Zacznijmy od narodu. W jakim stopniu Putin tłumaczy się przed nim z poniesionych ofiar? Oczywiście, iż w żadnym. W jego licznych „wojskowych” rozważaniach z ostatnich dni nie ma ani jednej wzmianki o rosyjskich stratach. Są jedynie złośliwie wspomina o stratach ukraińskich.
— Nasi chłopcy sami przychodzą, zapisują się do wojska, są w zasadzie ochotnikami. Nie prowadzimy żadnej masowej mobilizacji, a tym bardziej przymusowej, jak to robi reżim w Kijowie. Nie wymyśliłem tego, proszę mi wierzyć, to są obiektywne liczby, a potwierdzają je zachodni eksperci: 150 tys. dezerterów od stycznia do sierpnia. I dlaczego? Ludzi łapano z ulic , więc uciekają — i słusznie. Ja też wzywam ich do ucieczki. A armia, to w rzeczywistości zwykła armia robotników i chłopów. Elita nie walczy; po prostu wysyła swoich obywateli na rzeź, i tyle — powiedział niedawno.
Putin jest przekonany, iż rosyjskie społeczeństwo nie będzie pytać go o to, czy rosyjska „elita” walczy i jak długo będzie „wysyłał na śmierć” swoich rosyjskich „robotników i chłopów”. Gdyby było inaczej, po prostu nie zwracałby uwagi na te drażliwe tematy.
Nawet jeżeli w świecie Putina ludzie giną, to on ich nie żałuje. Bo w końcu, jak powiedział, „wykazują się niezachwianą wiernością przysiędze i obowiązkowi, wysokim wyszkoleniem i wytrwałością, także podczas specjalnej operacji wojskowej. Personel z oddaniem broni interesów narodowych, niepodległości ojczyzny, w roku 80. rocznicy Wielkiego Zwycięstwa”.
Zero odpowiedzialności
Nie można jednak powiedzieć, iż Putin nie kocha narodu rosyjskiego. Na swój sposób traktuje go dobrze i i stara się polepszyć jego byt. Wymyślił przykładowo, jak połączyć jego wieloetniczność z rosyjskim imperialnym nacjonalizmem.
— W dokumencie tożsamości obywatela Imperium Rosyjskiego nie było rubryki „narodowość”. Co było? „Religia”. Była wspólna wartość, wartość religijna, przynależna do wschodniego chrześcijaństwa — prawosławia. Więc dzisiaj nie ma dla nas znaczenia, czy ktoś pochodzi ze wschodu, zachodu, południa czy północy. jeżeli podziela nasze wartości, jest jednym z nas! Kiedy mówię „Rosjanie”, nie mam na myśli osób, które w paszportach są czysto etnicznie rosyjskie — i nasi chłopcy to podchwycili, podobnie jak ludzie różnych wyznań i różnych narodowości. Wszyscy z dumą mówią: „jestem rosyjskim żołnierzem” — powiedział Putin.
Bycie posłusznym „rosyjskim żołnierzem”, jeżeli nie na froncie, to w myślach, jest według Putina główną „tradycyjną wartością”, która czyni człowieka jego poddanym.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
— Siła Rosji tkwi w jej oryginalnym, suwerennym systemie edukacji. Już w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej nasi wrogowie ubolewali, iż zwycięstwo odnieśli nasi nauczyciele, ale można by rzec, iż również nasza edukacja duchowa, nasi duchowi mentorzy. Ale zwycięstwo zostało wykute w szkole. Właśnie to jest szczególnym celem szkoły: przemienia jednostki w naród, czyli wspólnotę ludzi zjednoczonych wspólnymi wartościami duchowymi, tradycjami, kulturą, językiem i historią, nierozerwalnie połączonych wspólnymi interesami i wspólną przyszłością — zjednoczony naród rosyjski — dodał.
W swojej gadatliwości Putin ani słowem nie wspomina o tym, iż jest sługą Rosji i jej narodu i ponosi przed nią odpowiedzialność. Postrzega Rosję jak swoje zwierzątko domowe. I dobrze ją traktuje: karmi, tresuje i cieszy się ze sztuczek, których się nauczyła. Dystans między Putinem a jego narodem jest tak duży, iż choćby nie wyobraża sobie, by ten w czymkolwiek mu się sprzeciwiał.
Zero presji
Sprzeciwu nie spodziewa się także ze strony swojej „elity”. Dlatego choćby nie wspomina o niej w swoich rozważaniach. Ta rzekomo najwyższa klasa społeczna nie jest dla niego podmiotem — nie ma własnych celów, własnej woli ani własnych preferencji.
Tłum technokratów i miliarderów, zgromadzony wokół Putina i domagający się zakończenia wojny, istnieje tylko w wyobraźni coraz mniejszej grupy komentatorów. Gdyby Putin naprawdę musiał wysłuchiwać tego rodzaju nalegań lub przynajmniej próśb, z pewnością znalazłoby to odzwierciedlenie w jego publicznej retoryce, choćby jeżeli nie wprost, to pośrednio. Wymyślałby jakieś nowe okoliczności, które uniemożliwiają zawarcie pokoju lub przeciwnie — przekonywałby, jak blisko jest zwycięstwo. Ale w jego przemówieniach nie ma ani jednego, ani drugiego.
Władimir Putin podaje rękę wysokim rangą oficerom podczas obchodów Dnia Obrońcy Ojczyzny, Moskwa, 23 lutego 2024 r.Contributor / Contributor / Getty Images
Jeśli chodzi o przyczyny wojny, powtarza te same bajki, co przez ostatnie cztery lata. Nie mówi nic o perspektywach pokoju, a o krwawych i mało skutecznych walkach na froncie wypowiada się z zimną krwią — skrupulatnie i rozwlekle wymienia ukraińskie miasteczka, do których „wkroczyły” rosyjskie wojska, w których „trwają działania wojenne” lub w których „grupy wojsk zajęły dwie trzecie miasta” itp.
Putin nie odczuwa żadnej presji ze strony swojego otoczenia. Dotyczy to również polityki gospodarczej, mimo iż właśnie teraz konieczne jest wprowadzenie do niej poważnych zmian. To, czy do tego dojdzie, jest ewidentnie jego wyłączną decyzją. W przeciwnym razie przerzuciłby odpowiedzialność na podwładnych i nie wypowiadałby się w tak protekcjonalny sposób, jak obecnie.
— Musimy jeszcze bardziej wzmocnić stabilność makroekonomiczną i obniżyć inflację. W ciągu ostatnich dwóch lat mieliśmy wskaźniki wzrostu gospodarczego znacznie wyższe niż średnie światowe. Ale pod koniec ubiegłego roku powiedzieliśmy sobie: tak, aby walczyć z inflacją, musimy je poświęcić. I bank centralny podniósł naszą główną stopę procentową… Mam nadzieję, iż to nie zamrozi ponownie gospodarki. Ale my poświęcimy te wskaźniki wzrostu, aby przywrócić wskaźniki makroekonomiczne — powiedził.
W przeciwieństwie do narodu Putin postrzega rosyjską gospodarkę nie jak psa, ale jak samochód. Aby jeździć nim w najlepszy możliwy sposób, trzeba od czasu do czasu go naprawiać, a choćby zmieniać tryb jego eksploatacji. Putin nie ma wątpliwości, iż będzie mu ona przez cały czas służyć.
Gwarancją tego są nowe kadry — choć biologicznie wywodzące się ze starych. Podczas spotkania z wicepremierem ds. rolnictwa i przemysłu Patruszewem Juniorem Putin ograniczył choćby charakterystyczną gadatliwość i pogrążył się w słuchaniu brawurowych wywodów rozmówcy, przerywając mu tylko od czasu do czasu mądrymi uwagami i otrzymując automatyczne odpowiedzi.
Sentyment do Trumpa
I wreszcie sprawy zagraniczne. Oprócz typowej dla Putina retoryki o XIX-wiecznym „koncercie” mocarstw imperialnych jako idealnym porządku świata oraz wymuszonych ukłonach przed władcami Chin i Indii, w ostatnich tygodniach pojawiły się dwa kolejne powracające tematy.
Pierwszy — skrywana w żartach wrogość wobec europejskich przywódców z powodu ich obietnic dozbrojenia swoich armii. Drugi — płynące strumieniem wyznania osobistej sympatii do Trumpa.
Uporczywość i obfitość tych komplementów wydają się nielogiczne, biorąc pod uwagę wyraźnie pogarszające się stosunki Rosji ze Stanami Zjednoczonymi. Być może jest to jakaś subtelna gra. Nie wykluczam jednak, iż sprawa jest prostsza. Trump może być tak ujmujący dla Putina, iż nie może on znieść niezgody między dwoma krajami. W świecie, w którym żyje absolutny władca Federacji Rosyjskiej, może on w pełni oddawać się czysto osobistym uczuciom i praktykować je niezależnie od sporów międzypaństwowych.
I właśnie w tym świecie Putin podejmuje najważniejsze decyzje. Czuje się w nim komfortowo. Czuje, iż znajduje się w gronie tych, którzy kształtują losy świata. I nic nie stoi na przeszkodzie, by wierzył w to, iż w podległym mu państwie wszystko jest pod kontrolą, iż rosyjskie niższe i wyższe sfery wykonają każde jego polecenie i iż nie ponosi przed nimi żadnej odpowiedzialności.
Dlatego w perspektywie najbliższych miesięcy decyzja o zakończeniu wojny może zostać podjęta wyłącznie przez Putina z jego własnej woli. Nie ma w tej chwili nikogo ani niczego, co mogłoby wywrzeć na niego presję z zewnątrz. Trudności wojskowe i gospodarcze są oczywiste, ale nie mają na niego żadnego wpływu i może je ignorować jeszcze przez długi czas.
Oznacza to, iż nadzieje na zakończenie wojny należy odłożyć, co najmniej do przyszłego roku.