Я посмотрел интервью Клечека с Романовским, чтобы вам не пришлось этого делать. Это должен был быть триллер, но есть комедия

natemat.pl 3 часы назад
Byłem pewien, iż wywiad gwiazdy TV Republika Miłosza Kłeczka z Marcinem Romanowskim będzie gniotem, jakiego w życiu jeszcze nie widziałem. Tak, to gniot. Ale widzę, iż Romanowski dał zrobić z siebie durnia. Mam też wrażenie, iż Kłeczek to wie i... dobrze się bawi.


Umówmy się: fanem Miłosza Kłeczka nie jestem i nie będę. Ale cały czas zastanawiam się, co nim kierowało, żeby zrobić taki materiał i zakładam, iż musiał się chyba nieźle bawić w jego trakcie.

Bo w TV Republika wymyślili sobie, iż nie pojadą do uciekiniera Romanowskiego i nie zrobią z nim normalnego wywiadu. Nie, oni będą udawać, iż go porwali, uwięzili, a następnie przesłuchują.

W wielu firmach organizuje się burze mózgów, podczas których pojawiają się różne, choćby najdziwniejsze pomysły. Ale na ogół te najbardziej kuriozalne się odrzuca, zaś w TV Republika postanowili właśnie taki zrealizować.

Na początku więc mamy inscenizowaną scenę porwania Romanowskiego z budapeszteńskiej uliczki. Ktoś naszego byłego wiceministra zakuwa w kajdanki, zakłada mu worek na głowę i pakuje do samochodu. W jakim celu? Co to ma pokazać? Przecież w Budapeszcie mu nic nie grozi – dlatego przecież polityk tam się pojawił.

Następne sceny rozgrywają się w jakiejś zatęchłej piwnicy.

– Słuchaj, jest wyjście z tej sytuacji, musisz nam wszystko powiedzieć – mówi zamaskowana kobieta, po czym odkleja Romanowskiemu taśmę z ust. Ten wzdryga się teatralnie.

– Wszystko już wam przecież powiedziałem, a zeznawać będę w sądzie, a nie przed wami – odgryza się.

– Nazywasz się Marcin Romanowski? – pyta Marcina Romanowskiego jakiś zamaskowany człowiek. Ten skuty i z workiem na głowie się stawia. "Spadaj oprawco", "nie będę z tobą gadał bandyto" – mówi, po czym otrzymuje cios w żołądek i ląduje na niezbyt czystej posadzce. Ogląda się to jak kręcony telefonem film sensacyjny spółki produkcyjnej Patryka Vegi i Mariusza Pujszo. Słowem: szajs okrutny, ale można się pośmiać.

– Teraz nie będziesz ze mną gadał, teraz będziesz rozmawiał z panem redaktorem – rzuca oprawca i wychodzi. A potem mamy przebitki na Kłeczka. Kłeczek wybiega z biura, wbiega do samochodu (sportowy kabriolet), biegnie gdzieś, pędzi na rowerze, boksuje z workiem, niemal jak połączenie Toma Cruise'a i Bruce'a Willisa. Ma też strzelbę i jeździ na desce snowboardowej.

– Dzień dobry ministrze – rzuca Kłeczek, wchodząc do zatęchłej piwnicy. Niemal czujemy kurz kręcący w nosie.

– Witam redaktorze – odpowiada Romanowski z rozczochraną artystycznie fryzurą, namalowanymi otarciami na twarzy. Występuje w bluzie AZS SWWS, czyli studenckiego klubu sportowego PiS-owskiej Akademii Wymiaru Sprawiedliwości. Znaczące.

Kłeczek udaje, iż przesłuchuje Romanowskiego. Jest to niezwykle komiczne. Teksty, jakie rzuca Kłeczek, pochodzą z jakiegoś thrillera klasy C. "Angażuje minister mój czas. A mój czas jest cenny", "Chłodno tutaj, dobrze, iż przygotowałem sobie ciepłej herbaty". Poza tym pręży się, robi dziwne miny, mocuje się z termosem. W pewnym momencie... nie uwierzycie, Kłeczek wyciągnął atrapę broni i zaczął się jej przyglądać.

Wszystko polega na tym, iż Kłeczek ps. "Redaktor" przesłuchuje Romanowskiego ps. "Minister". I jest to rzecz jasna materiał niezwykle kuriozalny. Ale Kłeczek puszcza do widza oczko i najwyraźniej dobrze się bawi. Wygląda na to, iż Kłeczek naprawdę skuł Romanowskiego. I ten Romanowski siedzi na stołku w piwnicy, skuty kajdankami i z namalowanymi na twarzy otarciami. I się tłumaczy, a Kłeczek...

Myślałem, iż Kłeczek będzie pił mu z dzióbka, zgodzi się w pewnym momencie, rzuci się na kolana i ze łzami w oczach rozkuje Romanowskiego. A ten skubaniec ciągnie swoją rolę aż miło.

I zadaje mu dość celne pytania, szkoda tylko, iż nie słucha odpowiedzi. Pyta na przykład posła Romanowskiego jakim prawem bierze 20 tysięcy miesięcznie na biuro poselskie, skoro siedzi w Budapeszcie. Ten tłumaczy, iż biuro jest wynajęte, iż ludzie tam pracują. A Kłeczek drąży: po co biuro poselskie bez posła, bez dyżurów poselskich.

Ale ja niesłuchającego tych miałkich tłumaczeń Kłeczka rozumiem. Szczerze muszę przyznać, iż sam, oglądając i słuchając Romanowskiego, zauważyłem, iż na mojej skórze zaczęła pojawiać się wysypka. Okazało się, iż jestem uczulony na to, jak ktoś gada głupoty.

Ale to, co mówił, było tak samo ważne, jak to, co pokazywało jego ciało i mimika twarzy. Widać było, iż Romanowski był daleko poza swoją strefą komfortu. Niby w kontrolowanym środowisku, ale czuł się nieswojo. Wiercił, rzucał oczami. W pewnym momencie Kłeczek skwitował jego wywód dosadnym "Bla bla blaaaa" i gestem udającym bezsensowne gadanie – no mistrzostwo!

"Nasza piękna ojczyzna jest pod obcą okupacją", "W tych zarzutach nie ma choćby krzty prawdy, ani krzty sensownych dowodów, które mogłyby się przed uczciwym sądem ostać" – mówił Romanowski. Czy nie powiedział nic ciekawego? Otóż powiedział.

Mówił kilka razy o tym, iż za Adama Bodnara mamy areszty wydobywcze, iż one służą wymuszaniu zeznań i biedni ludzie w tych aresztach to mówią rzeczy, których nie chcieli powiedzieć, takie wymęczone. Tak jakby sam się przed sobą tłumaczył, iż "podał na papier" o wiele więcej, niż chciał. Taki przekaz dla popleczników: "no trochę nagadałem, ale przecież nie miałem wyjścia".

"Ludzie zmęczeni, zmaltretowani, gotowi są zeznać wszystko" – mówił były wiceminister z poważną, zbolałą miną. "W normalnych warunkach nie bałbym się niczego" – zapewniał, jakby naprawdę groziły mu tortury.

Twierdzi też, iż nie uciekał dla siebie. Uciekał dla nas, gnębionych przez reżim Tuska.

– Gdybym kierował się osobistym interesem, odsiedziałby swoje i miałby dziś święty spokój – mówi. Decyzję swą o ucieczce Romanowski tłumaczy... dobrem wspólnym i troską o Polskę. Bo jego zdaniem "skuteczniej zwalcza ten przestępczy bandycki reżim, mówiąc to, czego inni powiedzieć nie mogą".

Myślałem, iż podczas oglądania tego pseudowywiadu (nie wiem nawet, jak tę formę nazwać) będę się męczył. A nieźle się bawiłem. Piękny był moment, gdy Kłeczek z mozołem ("w geście dobrej woli") rozkuwał Romanowskiego. Coś mu się zacięło, mina Romanowskiego w tym momencie była bezcenna.

Gdy "Minister" zapędził się w oskarżeniach pod adresem "bandyckiego reżimu", Kłeczek pogroził mu ponownym zakuciem w kajdanki. Kilka razy tak się wczuł w rolę, iż przycisnął Romanowskiego i sprawił, iż ten się wyraźnie zdenerwował. I zareagował strachem i uległością, co też wiele o nim mówi. Zamiast wczuć się w formułę tego kuriozalnego programu, dał się zdominować.

Zastanawiam się też, w jak fatalnym położeniu musiał znaleźć się Romanowski, skoro zgodził się na realizację takiego materiału. Materiału, który wcale nie jest dla niego laurką...

Nie myślałem, iż kiedyś będę polecać obejrzenie czegoś na TV Republika. A jednak... To zbyt śmieszne, by przejść obok tego obojętnie. Widać zresztą po reakcjach ludzi oglądających ten materiał, iż są zdezorientowani i skonfundowani. A to całkiem niezła recenzja. Materiał można obejrzeć m.in. na YouTube, nie można go udostępniać, bo z jakichś przyczyn jego widownia została ograniczona wyłącznie do osób pełnoletnich.

Читать всю статью