Через мгновение мы очнемся в плену

niepoprawni.pl 4 месяцы назад

Ponad dwa miesiące temu, 12 lutego Tusk spotkał się w Berlinie z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem i jak to ma w zwyczaju podczas wizyt u swoich nadzorców i mocodawców wyrecytował wyświechtany banał: „UE może być nie tylko potęgą cywilizacyjną, gospodarczą, ale także militarną”. No cóż, sługa musi mówić to, co jego pan chce usłyszeć. Podobne słowa w czasach komuny słyszeliśmy nie raz. Przecież obóz państw socjalistycznych miał bardzo gwałtownie dogonić Stany Zjednoczone i Zachód by stać się największą światową potęgą cywilizacyjną, gospodarczą, no i oczywiście militarną. W latach 50. i 60. ubiegłego wieku na placach dużych miast umieszczano specjalne konstrukcje, na których przedstawiano dwie krzywe wzrostu wykonane z zespawanych płaskowników. Oczywiście krzywa wzrostu obozu socjalistycznego zbliżała się do krzywej Zachodu i USA by w pewnym miejscu ją przeciąć i poszybować niemal pionowo do nieba pozostawiając zachodnich imperialistów daleko w tyle. Oczywiście nigdy w rzeczywistości do przecięcia się tych krzywych nie doszło, a konstrukcje z zardzewiałego żelastwa po cichu trafiały na złom, a na koniec komunistyczny „nowy wspaniały świat” zbankrutował.

Ten sen o potędze państw obozu sowieckiego do złudzenia przypomina dzisiejsze mrzonki neomarksistów z Brukseli. Co prawda bez używania zespawanych płaskowników, ale w 2000 r. Unia Europejska zaprezentowała ambitny plan nazwany „strategią lizbońską”, według którego do 2010 roku Europa miała stać się najbardziej dynamicznym i konkurencyjnym obszarem gospodarczym na świecie rozwijającym się szybciej niż Stany Zjednoczone. Sprawdziłem, i w 2000 r. poziom PKB per capita w USA był o 30 proc. wyższy niż poziom PKB w UE. A jak po tej ambitnej pogoni za Ameryką wygląda sytuacja dzisiaj po przeszło 20 latach? W 2022 roku PKB w UE wyniosło około 16 bilionów dolarów, w USA 26 bilionów , a w Chinach 19 bilionów dolarów. Nie trudno obliczyć, iż dystans miedzy USA, a UE w ciągu tych lat jakie minęły od ogłoszenia „strategii lizbońskiej” podwoił się. Europa przegrywa dzisiaj z USA i Chinami. W jednym jednak Bruksela i Berlin pozostawili Amerykę daleko w tyle. Chodzi o szaleńczą i ideologiczną „zieloną transformację”. Także demografia, a szczególnie struktura wiekowa społeczeństw USA i UE mówi nam, iż prędzej dojdzie do marginalizacji Europy niż do prześcignięcia Stanów Zjednoczonych. Przeżywamy w tej chwili swego rodzaju déjà vu. Dzisiaj znowu czynione są próby stworzenia żelaznej kurtyny, która tym razem ma oddzielić Europę od USA, z tym, iż rolę ZSRR przejęły Niemcy, które chcą stworzyć swoje europejskie mocarstwo, które oczywiście, jak słodził Scholzowi jego lokaj Tusk, będzie największą potęgą gospodarczą, cywilizacyjną i militarną.

Widzimy więc, iż to doganianie Stanów Zjednoczonych przez UE wypada gorzej niż blado, a unijny peleton przez ostatnie ćwierć wieku stracił już choćby kontakt wzrokowy z oddalającym się coraz bardziej Wujem Samem. Bruksela najzwyczajniej w świecie zaregulowała się na śmierć i nie ma już chyba ani jednej dziedziny życia, w którą ci współcześni neobolszewicy nie wetknęliby swoich brudnych paluchów. Skąd zatem ten legendarny już euroentuzjazm Polaków? Po pierwsze nie jest on taki jak go się nam przedstawia. Każda medialna dyskusja, w której pada jakaś krytyka Brukseli jest kwitowana krótko słowami w stylu: Przecież Polacy są największymi euroentuzjastami na Starym Kontynencie. Jest to oczywista manipulacja. To prawda, iż jesteśmy w grupie prounijnych społeczeństw, ale ktoś próbuje zrobić z nas na siłę lidera najgłośniej wzdychającego do Brukseli. Tymczasem sama UE cyklicznie sprawdza dzięki raportów Eurobarometru poziom tej miłości w poszczególnych krajach i w badaniu z lutego 2024 zajęliśmy 11 miejsce, przy czym już tylko 51 proc. Polaków ma do unii całkowicie pozytywny stosunek. Pozostali traktują UE obojętnie, albo oceniają negatywnie. Trzeba sobie jasno powiedzieć, iż fakt, iż w Polsce poparcie dla UE wypada powyżej unijnej średniej wcale nie oznacza, iż jesteśmy najbardziej prounijnym krajem na Starym Kontynencie. A przecież to kłamstwo na każdym kroku próbuje się nam wmówić, choć euroentuzjazm Polaków wyraźnie się obniża.

To prounijne nastawienie Polaków będzie gwałtownie wygasać zwłaszcza pod rządami realizującej niemieckie interesy „koalicji 13 grudnia”. I nie pomogą tu zaklęcia niemieckiego Onetu, który piórem Bartosza Węglarczyka tak zachęca do wyzbycia się przez Polskę suwerenności: „Stany Zjednoczone Europy to konieczność. Zacznijmy o tym rozmawiać. Przez ostatnie osiem lat mówienie o Stanach Zjednoczonych Europy, czy o wejściu Polski do strefy euro było traktowane przez obóz władzy dosłownie jak zdrada. Dziś warto i trzeba do rozmów na ten temat wrócić, bo żaden kraj Europy samodzielnie w nowym świecie postkrymskim nie znaczy wiele. Zjednoczona Europa to na dłuższą metę jedyne rozwiązanie dla Polski”. Jaką rzeczywistą rolę w tych „Stanach Zjednoczonych Europy" będzie pełniła Polska? Tego już się nie dowiemy od robiącego u Niemca Węglarczyka. Nie powie o tym, ani „Gazeta Wyborcza”, ani TVN ani inne reżimowe media. Tymczasem już dzisiaj na naszych oczach Tusk z rozkazu Berlina niszczy naszą gospodarkę i oddaje bezpieczeństwo polskich granic w niemieckie łapy, czym ambasador Niemiec w Polsce i szef Budeswerhy oficjalnie się chwalą. Europa powierzyła już raz Niemcom odpowiedzialność za bezpieczeństwo energetyczne i skończyło się to flirtem Berlina z Putinem, a w konsekwencji agresją Rosji na Ukrainę.

A cóż spowodowało, iż nagle pod rządami Tuska zachodnie koncerny w ekspresowym tempie zwijają produkcję w Polsce i dochodzi do zwolnień grupowych pracowników? Była premier Beata Szydło na portalu X alarmuje: „Tylko w tym tygodniu ogłoszone zostały decyzje o likwidacji pracującej dla Fiata fabryki silników w Bielsku-Białej oraz wielkiej fabryki autobusów Scania w Słupsku. Pod koniec zeszłego roku Volvo zlikwidowało swoją fabrykę autobusów we Wrocławiu. Pracę tracą tysiące osób, a w kłopoty popadają firmy polskich podwykonawców i dostawców”. Dodajmy do tego koncern Michelin, który likwiduje fabrykę opon w Olsztynie. Ale to nie tylko branża motoryzacyjna. Levi Strauss zamyka fabrykę w Płocku, a oddział PepsiCo w Krakowie zwalnia 200 osób. Nokia podziękowała 800 polskim pracownikom, a największy dostawca blach grubych dla przemysłu ciężkiego, Huta Liberty w Częstochowie zatrudniająca 1000 osób zaprzestała produkcji i wszystko na to wskazuje, iż jej już nie wznowi. o ile dodamy do tego gwałtowne hamowanie wszystkich potężnych inwestycji zapoczątkowanych przez rząd PiS-u, otrzymamy dramatyczny obraz nadchodzącej i starannie zaplanowanej w Niemczech polskiej katastrofy. Tusk z premedytacją na rozkaz Niemiec zerwał z polityką poprzedniego rządu polegającą na ochronie producentów i konsumentów przed kolejnymi szaleńczymi pomysłami Brukseli. Pandemia Covid-19, kryzys energetyczny i inflacja spowodowana agresją Rosji na Ukrainę nie spowodowały takich strat gospodarczych jak dzisiejsze ucieczki zachodnich koncernów z Polski, które dopiero się rozpoczęły.

Zapowiedziana na początek lipca drastyczna podwyżka cen energii dokończy dzieła i zabije konkurencyjność polskiej gospodarki. Niemiecki lokaj Tusk otrzymał z Berlina polecenia wdepnięcia hamulca tak mocno, aby produkcja w Polsce przestała się komukolwiek opłacać. Nie raz ostrzegaliśmy, iż zaciągnięty przez Tuska w Berlinie i Brukseli polityczny kredyt, który pozwolił mu dorwać się do władzy trzeba będzie co do grosza spłacić i nie ma wątpliwości, iż odbędzie się to kosztem Polski i Polaków. „Koalicja 13 grudnia” i reżimowe media są oburzona tym, iż PiS straszy Niemcami i utratą niepodległości przez Polskę, ale przecież ten plan przekształcenia UE w federalne państwo kierowane z Berlina jest wprost zapisany na 131 stronie umowy koalicyjnej partii tworzących rząd kanclerza Niemiec Olafa Scholza. Nie raz już w swoich tekstach ostrzegałem, iż takim federalnym europejskim państwem będzie można zarządzać z Berlina tylko i wyłącznie w sposób autorytarny poprzez proniemieckie dzierżymordy ustanowione w dzisiejszych państwach członkowskich. Staniemy się jak mówił Jarosław Kaczyński: „terenem zamieszkiwania Polaków zarządzanym z zewnątrz”.

Nie mamy czasu, aby na zmianę rządu „koalicji 13 grudnia” czekać do końca kadencji, bo to by oznaczało, iż dajemy Tuskowi czas na spłacenia całego politycznego długu jaki zaciągnął w Brukseli i Berlinie. Zacznijmy od masowego udziału w planowanej na 10 maja wielkiej manifestacji w Warszawie, a 9 czerwca podczas wyborów do PE pogońmy lewaków i folksdojczów służących interesom Niemiec. Europie i Polsce potrzebna jest wielka konserwatywna rewolucja. Czekając do końca kadencji pozwolilibyśmy Brukseli i Berlinowi na dokończenie procesu wolnego gotowania polskiej żaby, stopniowo przyzwyczajającej się do coraz bardziej nieznośnych warunków. To na czym polega syndrom gotującej się żaby świetnie oddaje „Wiersz na dobranoc” poety, pisarza i scenarzysty Kornela Filipowicza.

W państwie totalitarnym
Wolność
Nie będzie nam odebrana
Nagle
Z dnia na dzień
Z wtorku na środę
Będą nam jej skąpić powoli
Zabierać po kawałku
(Czasem choćby oddawać
Ale zawsze mniej, niż zabrano)
Codziennie po trochę
W ilościach niezauważalnych
Aż pewnego dnia
Po kilku lub kilkunastu latach
Zbudzimy się w niewoli
Ale nie będziemy o tym wiedzieli
Będziemy przekonani
Że tak być powinno
Bo tak było zawsze.

Tekst ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”

Читать всю статью