Холдис: Я бы хотел увидеть кандидатов из Польши, которые дали Трампу «муку» и подрались с Путиным

natemat.pl 6 часы назад
17 śmiałków rzuciło się do walki o miejsce siedzące na fotelu prezydenta Polski. Zazdroszczę im odwagi, tupetu, tudzież –

w przypadku niektórych – braku rozumu. Chciałbym ich zobaczyć w ukrytej kamerze, jak przebierają nóżkami przed rozmową


z Donaldem Trumpem o nałożonych na Polskę i Europę cłach.


Jak rzucają konkretami, blefują, robią Trumpowi "muka!". Albo na Kremlu się szarpią


z Putinem, tupią, grożą mu, a on trzęsie się przed nimi ze strachu. Mogliby uderzać piąstkami w blat stołu, grozić minami i machać chorągiewkami, także tęczowymi, bo teraz to jest w dobrym tonie: wywijać gadżetami niczym na zabawie szkolnej.

Pan Karol mógłby odpalić przed nim serię pompek i wideo z tego wyczynu podrzucić Radzie Bezpieczeństwa ONZ, niech się przerazi. Bo oni, nasi mistrzowie, są na pewno świetnie przygotowani do rozmów na najtrudniejsze tematy z największymi twardzielami tego świata. Bingo.


Tymczasem wybory są tuż tuż. Słychać, jak zza winkla szurają kapciami. Z 17 politycznych Gagarinów zostało 13 – czterech odpadło.


Przed wieloma laty, w czasach PRL, Telewizja Polska, mimo imadła komunizmu, miała całkiem fajne programy, m.in. "Wielokropek", "Bariery i kariery", "Tele Echo" i "100 pytań do…". W tym ostatnim delikwent siadał naprzeciwko kilku tuzów, którzy go pytali

o różne rzeczy, a on szczerze odpowiadał.



Do dziś pamiętam odcinek, w którym ofiarą miał być Czesław Niemen. Wśród przesłuchujących go znajdował się znakomity aktor starszej generacji, dystyngowany Kazimierz Rudzki. Czesław intrygował Polaków śpiewem i wyglądem, ubrany w kubraczek, kapelusik, z włosami przyciętymi na pazia, pan Kazimierz, w tym czasie jeden z głównych bohaterów serialu "Wojna domowa", w garniturze, muszce, wytworny niczym gość z pałacu Buckingham.

I Pan Kazimierz rzucił pytanie: "Czy nie mógłby pan normalnie wyglądać? Ubierać się normalnie? Być mężczyzną?". Czesława zamurowało, po czym odpowiedział: "Co to znaczy ‘normalnie’? Czy pan w tej muszce jest ubrany normalnie?". Rudzki zdziwił się, nabrał powietrza i już chciał coś odpowiedzieć, ale Czesław był w sztosie i pociągnął dalej: "Człowiek jest ubrany normalnie tylko chwilę po urodzeniu, kiedy jest całkiem nagi. To jest nasz normalny strój. Reszta jest nienormalna. Spodnie, sukienki, kapelusze, krawaty, to są dekoracje maskujące prawdę o człowieku. Czy mój kubraczek jest śmieszniejszy niż pańska muszka?".


I tyle. Reszta nie ma znaczenia.

Jadąc samochodem słucham radia Tok FM. Emitują sieczkę dźwięków wyborczych kandydata Hołowni. To obiecał, to zapowiedział, to przyrzekł, połowa wypowiedzi zaczyna się od magicznego słowa "trzeba". Trzeba zmienić przepisy. Trzeba rozmawiać. Trzeba wprowadzić. Jak mieliśmy rodzinny sklep z gitarami, to jeden z pracowników też tak mówił. Wiatr zawiał stertę liści do wnętrza sklepu i on patrzył na te tańczące liście

i mówił: "trzeba zamieść te liście", po czym szedł na papierosa.

Zmarły papież był sprytnym politykiem


Ale teraz z głośnika słyszę nagłe bum! Papież Franciszek nie żyje. Piszę ten felieton po kawałku od kilku dni i codziennie wyskakuje jakaś podobna akcja, która mnie wytrąca

z toku pisania. I oto teraz przed Watykanem ważna chwila: będą wybierać. Kogo? Kiedy? Jak to się odbędzie? Kogo objawi biały dym?


Zmarły papież był sprytnym politykiem. Niepostrzeżenie sformował skład przyszłego konklawe na swoje podobieństwo i teraz decyzyjni kardynałowie mają podobne poglądy do jego własnych. Fachowcy twierdzą, iż sukcesor Franciszka będzie więc raczej postępowy niż konserwatywny. Franciszek okazał szacunek homoseksualistom, dopuszczając ich do sakramentów, rozgrzeszał rozwodników, mówiąc krótko czynił gesty, które kazały Tomaszowi Terlikowskiemu ogłosić, iż papieżem został w zasadzie sługa szatana. Dziś dawni krytycy zamilkli.


Paradoksem jest, iż polska polityka jest w podobny sposób kształtowana od wielu lat. Listy wyborcze kandydatów partyjnych do Sejmu osobiście zaklepują wodzowie – w PiS Kaczyński, w PO Tusk, w PSL Kosiniak-Kamysz, w Lewicy Czarzasty, w Polska 2050 – Hołownia.

Trudno sobie wyobrazić, by którykolwiek z nich wstawił na taką listę człowieka o poglądach sprzecznych czy radykalnie odmiennych od swoich własnych. Jak tylko którykolwiek z pretendentów wyrastał na lidera, natychmiast lądował na marginesie. Zaletą takiego trybu są stosunkowo rzadkie burzliwe rozłamy w partiach, są to organizmy stabilne, ufryzowane pod linię wodza, nikt nie wyskakuje, nie krytykuje swojego wodza zbyt ostentacyjnie, bo wie, iż zostanie skasowany. Kadry są posłuszne linii partii (czytaj wodza).

Partyjny bunt w USA


Tymczasem w USA w tej chwili obserwować można bardzo poważne zjawisko partyjnego buntu. Demokraci, po zwycięstwie Republikanina Trumpa, przestali się cackać z własnym przywództwem. Przez całe Stany Zjednoczone kroczy rebelia wieców, na których czele stoi weteran studenckich buntów z lat 60. ub. wieku, senator Bernie Sanders, a towarzyszy mu wschodząca gwiazda tej partii, 35-letnia Alexandria Ocasio Cortez, była barmanka z Bronxu.

Wyraźnie się o niej mówi jak o przyszłej kandydatce Demokratów do prezydentury – AOC przemawia wspaniale, używa barwnych argumentów w polemikach, nie cacka się zbytnio w sporach z przeciwnikami, jest diabelnie inteligentna, ma rozległą wiedzę i jest na swój sposób widowiskowa.

Ameryka pokochała ją za jej świeży powiew. W ciągu ostatnich kilku dni na wiece z jej udziałem (m.in. w Los Angeles) zjawiło się po 25-30 tysięcy ludzi. Zdeterminowanych, by zmieść Trumpa, który w oczach wielu Amerykanów jest kompromitacją demokracji.

Przypomina to spontaniczny ruch, jaki wiele lat temu – chwilę po strajku w 1980 roku –rozniecił Lech Wałęsa, na spotkania, z którym przychodziły tłumy wypełniające stadiony, a był tylko robotnikiem ze Stoczni Gdańskiej.

Lech, podobnie jak AOC, mówił językiem ludu. Rzucał zaskakującymi bon motami,

a nade wszystko był nową twarzą – a to zawsze oznacza nadzieję. Ludzie lubią mieć nadzieję. Lubią wierzyć, iż zmiana na lepsze jest możliwa, stąd poważne wpadki z Tymińskim, Kukizem, Hołownią, ludźmi, którym Polacy w ciemno chcieli powierzyć ważne funkcje, nie zważając na ewidentne braki w kompetencji.

Nie ma w Polsce kandydata ludu na miarę Alexandrii Ocasio Cortez. Nie ma w polityce Jurka Owsiaka. Stąd zwolennicy istniejących partii trzymają się kurczowo liderów, głównie Kaczyńskiego i Tuska, co adekwatnie uniemożliwia zmianę na scenie politycznej. Pozostają w grze bałamutni gawędziarze, jak Hołownia czy Mentzen, którego choćby niedawni zwolennicy zaczynają się bać. Żaden z nich, także Zandberg czy Stanowski nie porywają tłumów, są raczej stand uperami, którzy zamieniają kampanię i same wybory

w groteskę, na którą jako mocno umęczone społeczeństwo nie zasługujemy.

Papiery na bycie prezydentem


W trzech debatach kandydatów ani jeden z nich nie został zmuszony do udzielenia odpowiedzi na pytanie, czy ma papiery na bycie prezydentem. Takie pytanie po prostu nie padło. Nie chodzi o to, by rzucał obiecanki-cacanki, ale by odpowiedział konkretnie na pytanie, co zrobi. W oparciu o jakie prawo. Kto go poprze w parlamencie. Z kim zawrze sojusze.

Dziennikarze zadający pytania ślizgają się na lodowisku branżowego konwenansu, zaczepki są przewidywalne, w zasadzie niczego dowiedzieć się nie sposób. Debata powinna być transmisją z konsylium lekarskiego, chwilę przed operacją transplantacji serca, w której każdy obywatel dowie się, który lekarz i co mu oferuje, co zrobi i jakie mu daje szanse. Niestety, tu konsylium polega na tym, żeby skołowanemu pacjentowi powiedzieć "ja to załatwię" i w odpowiedzi usłyszeć "miałeś osiem lat na załatwienie" –

i koniec. Można też powiedzieć innemu chirurgowi, iż nie jest Polakiem.


Każdy z nas powinien sobie w tych ostatnich dniach przed wyborami zadać pytania z katalogu: "co ze mną będzie?". Nie: "kogo lubię?", "kto fajniej dokopał drugiemu?", tylko "czy będę miał pracę?", "czy nowy prezydent nie zawetuje ustawy, na którą czekam?", "czy w wypadku wojny chciałbym, by ten facet lub ta facetka wydawała rozkazy naszej armii i wysłała mojego syna na front?".


Na razie trwa batalia kibiców, nie obywateli. Zwolennicy Trzaskowskiego po prostu idą za nim jak w dym. Zwolennicy Nawrockiego twierdzą, iż Batyr to najlepszy kandydat.

W czym najlepszy? Nie wiadomo. Po prostu jest z PiS. Trwa obrzucanie się inwektywami. Manipulacje (zwłaszcza w internecie) mają twarz huraganu Katrina. Ten kandydat jest zboczeńcem, tamten Niemcem czy Ukraińcem, homoseksualistą, jeszcze inny zabierze nam majątki, sprzeda Polskę razem z Polakami, a kolejny sprowadzi do Polski ludożerców, którzy nas zjedzą.

Ja z tego wszystkiego wytrącam trucizny, na ile to możliwe i z wyjściowej "trzynastki" kandydatów wiem (póki co), na których jedenastu nie zagłosuję nigdy. Nawet

w dyscyplinie "mniejsze zło". Zostaje mi adekwatnie jeden (albo dwoje), co do których mogę mieć nadzieję, iż w krytycznej dla mnie sytuacji podejmą rozsądne decyzje. Dla mnie, czyli dla mojej żony, moich synów, naszych wspólnych losów. W najbliższych tygodniach będę szukał potwierdzenia, iż nie jestem w błędzie.

Zobacz redakcyjną akcję naTemat "Oda do Odry"


Читать всю статью