28 czerwca została przegłosowana w Sejmie, a 9 sierpnia podpisana przez prezydenta nowelizacja ustawy dotycząca gwałtu. Dodana została fraza o „braku zgody”. Pozornie wydaje się to logiczne, ale tylko pozornie. Zmiana otwiera bowiem drzwi do niebezpiecznego w polskich realiach precedensu. To duże zwycięstwo szeroko pojętej lewicy.
Wcześniejsze przepisy definiowały, iż gwałt to stosunek płciowy przy użyciu „przemocy, groźby bezprawnej lub podstępu”, co wydawało się wystarczające. Tym bardziej, iż w takim kontekście domyślnie odbywa się to wbrew woli. Dodany zwrot „brak zgody” jest jednak na tyle mglisty i ogólnikowy, iż nie tylko trudno go precyzyjnie zdefiniować, ale otwiera też szerokie pole manewru do subiektywnej interpretacji.
Jaskrawym przykładem są Stany Zjednoczone. Szczególnie ostatnio modne stało się masowe „przypominanie” sobie przez kobiety przebytych dawno temu traum. Stało się to zarówno sposobem na podbicie zainteresowania swoją osobą, jak i domaganie się „rekompensaty”. A stawianie się roli ofiary jest bardzo wygodne, ponieważ wymaga ona uwagi, współczucia i zadośćuczynienia. I nie chodzi o umniejszanie krzywd kobiet, które faktycznie ich doznały, ponieważ często muszą one żyć z traumą do końca życia. Z pewnością należy im się troska i stosowne odszkodowanie, gdyż gwałt to straszne doświadczenie, nacechowane przemocą fizyczną i psychiczną. Zrozumiałym jest też, iż wiele z nich dusi w sobie tajemnicę w poczuciu wstydu lub strachu, choć te uczucia powinny raczej towarzyszyć sprawcy, a nie ofierze. Godne potępienia jest jednak kreowanie lub wyolbrzymianie rzekomej krzywdy, robiąc z tego towar na sprzedaż.
Prowadzi to do sytuacji, w której gwiazdy są regularnie pozywane do sądu o wysokie odszkodowania w nadziei, iż dla świętego spokoju i ze strachu przed zszarganą opinią wypłacą przynajmniej część żądanej sumy. Największym chyba absurdem jest pozew wniesiony przeciw legendarnemu bokserowi George’owi Foremanowi przez trzy kobiety, które „przypomniały” sobie o gwałcie po ponad… 45 latach. Sprawa w toku.
Jak widać polska scena polityczna postanowiła zrobić poważny krok w tym kierunku. Kolejnym postulatem będzie prawdopodobnie dawno wspominana zgoda na piśmie. A ogólne określenie „polska scena polityczna” jest celowe, bo aż 335 posłów głosowało „za”. choćby potocznie uznawany za prawicę PiS był mocno rozwarstwiony. 95 członków podzieliło swoje głosy między „przeciw”, „wstrzymało się” i „nie głosowało”. Pozostałych 94 było na „tak”. Nie jest to żadna ustawka, a głównie chłodna polityczna kalkulacja na potrzeby przyszłych kampanii. Z jednej strony chcieli uniknąć w przyszłości nagonki, iż wspierają gwałcicieli, z drugiej odezwał się w nich źle pojęty instynkt ochrony płci słabszej.
Mimo kolejnego sukcesu szeroko rozumianej lewicy, która za wszelką cenę stara się postawić w opozycji kobiety i mężczyzn, jest też światełko w tunelu. Polska jest krajem inaczej ukształtowanym kulturowo niż Stany Zjednoczone czy Francja i tego rodzaju bezmyślnie naśladowane trendy mogą pozostać martwym przepisem. Po drugie miecz jest obosieczny. Jak wspomina dr Witold Zontek z Katedry Prawa Karnego UJ, prokurator „musiałby udowadniać, iż czegoś nie było. Jest to bardzo trudne”. Mimo to należy pamiętać, iż zagrożenie jest realne, tym bardziej, iż tęczowa strona sceny politycznej na pewno na tym nie poprzestanie.
Źródła informacji:
eMisjaTv
sejm.gov.pl
rp.pl
infor.pl
bokser.org
Przeczytaj także:
K. Baliński: Czy nie sprzeda nas Żydom i Ruskim?