Укрепит ли история экономику?

liberte.pl 2 месяцы назад

Patriotyzm to piękne słowo, szczególnie w ustach polityka. Jest jak klucz otwierający wszystkie zamki, banał do zabicia każdej dyskusji, zanim się ona rozpocznie. Bo choć patriotą być warto, to patriotyzmu stosowanego u nas w praktyce… chyba lepiej, gdyby nie było.

W poszukiwaniach definicji patriotyzmu łatwo trafić na kult historii, żołnierzy wyklętych, szkolne apele czy scenki rodzajowe ze stadionów piłkarskich. Znalazłem także fragment o białej supremacji i płaceniu podatków. W żadnym z blisko stu wyszukań nie trafiłem na troskę o dobro wspólne. Autor płacenia podatków prawdopodobnie nie ma świadomości, iż ok 40% naszego PKB to wydatki publiczne, ani tego jak wielki hamulec naszego rozwoju to stanowi. Osobiście uważam to za porażkę edukacji – zarówno historycznej, obywatelskiej, jak i chyba przede wszystkim ekonomicznej. Pokolenie elit budujących III RP lepiej lub (jak ktoś powie) gorzej, ale zapewniło naszemu krajowi transformację ustrojową i gospodarczą. To dzięki liberałom rządzącym naszym krajem w latach 90. staliśmy się zamożnym państwem. Opluwająca dziś z każdej strony Leszka Balcerowicza lewica, w tym PiS, nie przyzna, iż bez tamtych reform jej dzisiejsze rozdawnictwo byłoby zwyczajnie niemożliwe. Ówcześni liberałowie zaniedbali jednak świadomość społeczną i nie docenili edukacji historycznej. Polska szkoła jest wybitna w budowie tożsamości pięknej klęski, chwały zwyciężonym czy czczeniu poświęcenia. Niestety, na tym oferta polskiej szkoły się kończy, a przejawy konstruktywnego myślenia są skutecznie eliminowane. Polskie dzieci, jeszcze zanim pójdą do szkoły, słyszą od rodziców, by ustąpiły głupszemu, a ścigając się z kolegami nie mają wygrać, tylko przede wszystkim nie zrobić sobie krzywdy. Dorastając, nie słyszą o sukcesach, tylko o kolejnych porażkach. Zamiast triumfów z trochę starszej przeszłości rozpamiętujemy przede wszystkim porażki i cierpienie, a na trybunach króluje „nic się nie stało”.

W powyższych warunkach utrwalenie się innego rozumienia patriotyzmu niż nacjonalistyczne nie jest możliwe. Kult historycznych upokorzeń, brak sukcesów sportowych w najważniejszych dyscyplinach plus bieżąca polityka negująca ponadpartyjne sukcesy kraju podkopuje rozumienie patriotyzmu, które opłaca się wszystkim – patriotyzmu gospodarczego. Pragmatycznej i motywowanej pozytywnym egoizmem troski o własny portfel. Moje pieniądze wydane w Polsce, w polskiej firmie wrócą do mnie jako wzrost gospodarczy – zyskam na tym. To nie górnolotny frazes, to matematyka. Tymczasem my, Polacy, nie lubimy, gdy Polakom się wiedzie. Oczywiście, w nieszczęściu sobie pomożemy, ale tak na co dzień? Już w czasach królewskich nasza szlachta wybierała króla tak, by był kimkolwiek, ale nie Polakiem. Komuniści, a niedawno PiS posunęli się dalej – rozwinęli tę myśl na gospodarkę. Obie te grupy szły do władzy z hasłami odebrania bogatym, a repolonizacja oznaczała nic innego, jak nacjonalizację. O ironio, nie przeszkadzało to PiS układać się z niektórymi milionerami i transparentne systemy dystrybucji zastępować niemal uznaniowymi dotacjami. Jednakże 8 lat upłynęło pod dyktando narracji o złych prywaciarzach, a kwintesencją tego było pytanie referendalne o zgodę na prywatyzację. Zamiast budowy w społeczeństwie ponadpartyjnej świadomości istotnej roli gospodarki, otrzymaliśmy kolejny akt polsko-polskiej wojny w kisielu. Sprawna gospodarka nie może być państwowa – choćby nie dlatego, iż nie, bo nie. Po prostu to, co państwowe nigdy nie działa dobrze, a przynajmniej tak dobrze, jakby mogło, gdyby było prywatne. Tymczasem wysoki rozwój kraju będzie możliwy dopiero wtedy, gdy nasza gospodarka będzie po pierwsze innowacyjna – wysokomarżowa, po drugie należąca w zdecydowanej większości do Polaków, tak, by ta marża zostawała w naszej gospodarce, finansując nasz własny rozwój, a nie gdzieś zagranicą. Choć politycy mają tu swoje do zdziałania, to najlepsze regulacje prawne nie zapewnią jednego – popytu. Polskich klientów, którzy będą kupować polskie produkty. Oczywiście nie chodzi o zakup polskiego za dowolną cenę bez zważania na jakość. Chodzi o to, by kryterium pochodzenia zaczęło mieć znaczenie, a przy porównywalnej cenie i jakości wybierać towar polski, nie zagraniczny. Nie dlatego, iż jest polski, bo polski, tylko dlatego, iż polski oznacza, iż z gospodarki, w której mieszkam. Jest to pragmatyzm i nie bójmy się tego słowa – pozytywny egoizm. Dostrzeżemy go w większości wysoko rozwiniętych państw świata – na francuskich drogach dominują samochody francuskie, włoskich włoskie, a w Niemczech niemieckie. Pracując we francuskiej firmie, także prywatnej, domyślną linią lotniczą do podróży służbowych ma być Air France. Analogicznie postępują firmy amerykańskie, brytyjskie, niemieckie. Oczywiście to postępowanie ma swoje granice, ale co do zasady doskonale zdają sobie sprawę, iż krótkoterminowo warto odrobinę przepłacić, by w dłuższej perspektywie osiągnąć korzyść. Po prostu – kupię zagraniczne tylko, jeżeli jest znacznie lepsze lub tańsze. Jak różnicy nie ma lub jest niewielka, kupuję swoje. Przykład idzie z góry – politycy francuscy czy amerykańscy wożą po świecie swoje samochody, aby nie pokazać się w pojeździe konkurencji zagranicznej. Gdy przetarg na nowe helikoptery Białego Domu wygrał Airbus, stawano na głowie, nie patrząc na koszty, by przetarg unieważnić. Po prostu – amerykański prezydent nie może latać maszyną największego konkurenta Boeinga. choćby Chińczycy i Rosjanie zrozumieli ten mechanizm i dla swoich przywódców zaprojektowali rodzimej produkcji samochody. Niezależnie co jest pod maską, znaczek jest krajowy.

Przykład, jaki idzie z polskiej góry, jest z goła odmienny. PiS-owski rząd zakupił maszyny produkcji Boeinga, a największy w historii przetarg na tramwaje dla Warszawy wygrał koreański Hyundai. Choć w normalnym kraju urzędnik odpowiedzialny za ten przetarg natychmiast wyleciałby z hukiem z pracy, u nas ponownie nic się nie stało. Nic się nie stało także w MON kupującym koreańskie haubice zamiast rodzimych Krabów, a w pewnym momencie prowadzono niemalże kampanię sugerującą konieczność zakupu koreańskich BWP, zamiast zaprojektowanych specjalnie pod potrzeby naszego wojska Borsuków. Trudno aż uwierzyć, iż polskie ministerstwo obrony może postępować niczym agentura obcego kraju. Bo tak właśnie trzeba nazwać jawną dywersję dobrego produktu polskiego przemysłu i tego się naprawdę nie da niczym obronić. Polskie władze zmarnowały także szanse w sytuacji na Ukrainie. Motywacją działań państwa w najmniejszym stopniu nie może być moralna słuszność – musi nim być interes. Oczywiście wparcie Ukrainy jest w naszym najlepszym interesie, natomiast brak jakichkolwiek oczekiwań w zamian oraz nieustająca narracja tym, iż Ukraina walczy za nas, wytworzyły po ukraińskiej stronie poczucie braku obowiązku jakiejkolwiek wdzięczności. Tymczasem wszelkie wsparcie, jakie tam wysyłamy my i inne kraje zachodnie to poparta interesem, ale wciąż dobra wola – nie obowiązek. Obowiązkiem polskiego rządu było przy okazji zadbać o polskie interesy i uzyskać od Ukrainy maksimum korzyści dla Polski, w tym polskiej gospodarki. Nie uzyskano niemal nic, prawdopodobnie o nic się choćby nie starając.

Przy takim zachowaniu instytucji państwowych oraz wieloletnim zaniedbaniu w budowie świadomości trudno się dziwić postępowaniu polskich konsumentów. Oni nie robią tego złośliwie, po prostu choćby nie przychodzi im do głowy by w ten sposób patrzeć na decyzje zakupowe. Nie biorąc pod uwagę kryterium egoizmu gospodarczego i jego długofalowych skutków ich zachowanie jest racjonalne – płacę cenę i wybieram to, co wedle mojej oceny jest najlepsze. Koniec historii. Czasem też inaczej się nie da – tego, co wyczynia polska turystyka, a miejscami gastronomia, zwyczajnie nie da się obronić. Jest granica pomiędzy godziwą marżą a zwyczajną chciwością i chęcią zarobienia w miesiąc na cały rok. Narracja o wysokich kosztach przy niskiej jakości oferty jest zwyczajnie niewiarygodna, gdy porównamy ceny z krajami o przeciętnie dużo wyższym poziomie cenowym. Nie wspominając już o wyższym poziomie usług czy tym, na co przedsiębiorcy akurat nie mają wpływu – pogodzie. Ten negatywny przykład, zasługujący pewnie na danie nauczki, jest jednak jedynie wyjątkiem potwierdzającym ogólną regułę. Patriotyzm nie to barwy narodowe, wiekopomne poświęcenia, tylko to, do czego zdolny jest każdy z nas – codzienna troska o interes swojego kraju, a tym jest przede wszystkim interes gospodarczy. Od codziennego zakupu bułek po wielkie inwestycje.

Читать всю статью