Jak informuje Biełsat:
Ukraińscy wojskowi wpuścili na kontrolowane przez siebie tereny obwodu kurskiego Andrieja Mołotowa, rosyjskiego wolontariusza pomagającego cywilom. W rozmowie z rosyjskojęzycznym portalem Biełsatu Vot Tak opowiedział o swoich wrażeniach.
Mimo walk w obwodzie kurskim, do mieszkańców zajętych przez ukraińską armię miejscowości przez linie frontu docierają Rosjanie niosący pomoc ich mieszkańcom. Mołotow twierdzi, iż już kilkakrotnie odbył takie niebezpieczne wyprawy.
24 sierpnia aktywista na swoim profilu w sieci społecznościowej VKontakte zamieścił wideo ze swojej niedawnej podróży do Zaoleszenki w powiecie sudżańskim, wsi położnej około 7 km od ukraińskiej granicy. Mieszkańcy zwrócili się do niego o pomoc w ewakuacji przykutych do łóżka rodziców. Na nagraniu słychać, iż podczas podróży audycję radiową przerwał skierowany do cywilów komunikat ukraińskiego wojska w języku rosyjskim.
– Uderzenia w lokalizacje jednostek sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej będą kontynuowane do czasu całkowitej demilitaryzacji regionu. Wiemy, iż wojsko rosyjskie wykorzystuje dla celów kwaterunku przede wszystkim infrastrukturę cywilną, dlatego wzywamy wszystkich cywilów do natychmiastowego opuszczenia takich miejsc. Ukraińcy chcą pokoju tak jak wy. Ostrzał ustanie, gdy tylko cały rosyjski personel wojskowy opuści ten obszar. Proszę zachować spokój – słychać na półminutowym nagraniu.
„Okazało się, iż sytuacja była bardzo nieprzyjemna; ludzie zostali w zasadzie porzuceni”
W rozmowie z Vot Tak Mołotow opowiedział o swoich kontaktach, które podejmuje z rosyjskimi i ukraińskimi wojskowymi w celu uzyskania zgody na przekroczenie linii frontu:
– Trudno się było tam dostać, bo ze względu na walki nie ma tam oficjalnego punktu przekraczania [linii rozgraniczenia]. W rzeczywistości negocjowaliśmy przez około tydzień, ponieważ konieczne było uzyskanie zgody zarówno od rosyjskiej armii, jak i ukraińskich sił zbrojnych. Wszystko się nam udało, tak jak gdziekolwiek indziej – dzięki osobistym kontaktom, dobrym relacjom, drobnym łapówkom – powiedział Mołotow.
– Ukraińcy nas przepuścili po sprawdzeniu dokumentów grupy woluntariuszy i danych osoby, do której jechaliśmy. Widzieliśmy, iż taka osoba naprawdę mieszka pod takim a takim adresem, jest tam zameldowana, aktualnie tam przebywa i potrzebuje pomocy. Konieczne jest także, aby w momencie przejazdu grupy na punktach kontrolnych znajdowały się osoby, które wiedzą, iż będą jechać wolontariusze i można ich przepuścić – dodał.
Z terenów zajętych przez ukraińską armię przez cały czas napływa wiele próśb o ewakuację pozostałych tam mieszkańców. Moja prywatna skrzynka zapełniła się prośbami szczególnie po moich postach, które stały się popularne w sieciach społecznościowych, kiedy ludzie zobaczyli, iż mogę pojechać do Sudży i sąsiedniej wsi Licznyje. Ktoś prosi o zabranie znajomych lub krewnych, ktoś po prostu pyta, czy są bezpieczne ich dom czy ulica.
Po prostu nie ma czasu, aby odpowiedzieć wszystkim na raz, a ludzie czekają na chociaż cień informacji. I muszą poczekać, aż będę w stanie odczytać ich wiadomości. Jeszcze trudniej jest przeczytać prośby o wywiezienie czyichś bliskich i zdać sobie sprawę, iż nie uda się pomóc każdemu, ponieważ próśb jest wiele – dzięki [przeprowadzonej przeze mnie] „dobrej jakości” ewakuacji z Sudży i okolicznych wsi. Nie wiemy nawet, czy uda nam się zorganizować jeszcze choć jeden taki wyjazd – dodał Andriej Mołotow.
Mieszkańcy wsi Zaoleszenka skarżyli się, iż w ogóle nie zorganizowano im ewakuacji. W Sudży sytuacja jest podobna – w pierwszych dniach wyjeżdżali tylko ci, którzy mieli własny samochód. ze strony [rosyjskich] władz nie było żadnej informacji ani scentralizowanego wyjazdu. Jednocześnie [rosyjskie] portale społecznościowe i media pisały, iż wszystko jest w porządku i iż trwa ewakuacja.
Ogólnie rzecz biorąc, była to bardzo nieprzyjemna sytuacja; ludzie zostali w zasadzie porzuceni. Ci, którzy mieli szczęście, zdołali wyjechać, ci, którzy nie mieli takiej możliwości, pozostali. Jest jednak trochę osób, które świadomie nie chciały się ewakuować – mówią: mieszkam tu całe życie i nigdzie się nie wybieram. Zdecydowana większość z nich to emeryci.
Jeśli chodzi o to, co dzieje się po drugiej stronie linii frontu, obraz różni się od tego, jaki malują go rosyjskie media. Sudża, Zaoleszenka i inne sąsiednie wsie wyglądają całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, iż do niedawna dosłownie przechodziła przez nie linia frontu. A choćby teraz i tak nie jest ona daleko. Gdzieniegdzie są widoczne ślady po pociskach artyleryjskich, ale prawie wszystkie ulice i domy są nienaruszone – opowiedział wolontariusz.
Nie widziałem też Ukraińców, którzy strzelają na ulicach do cywilów. Dyscyplina wśród żołnierzy [ukraińskich] jest wysoka, nikt nie okrada domów i sklepów. Od mieszkańców też nie słyszałem takich historii. Wręcz przeciwnie, ukraińskie wojsko aktywnie komunikuje się z ludźmi, pytając, czego im brakuje i organizując dostawy pomocy humanitarnej.
Ogólnie wyjazd oczywiście okazał się stresujący – na co dzień coś takiego się nie zdarza.
Iwan Łysiuk/ Vot Tak, jb/ belsat.eu
#Ukraińscy #wojskowi #wpuścili #kontrolowane #przez #siebie #tereny #obwodu #kurskiego #Andrieja #Mołotowa
Żródło materiału: BIEŁSAT