ТРИ НА ТРИ: Правила наследования

liberte.pl 10 часы назад

Wybory prezydenckie za pasem. Zanim za miesiąc wyjdzie kolejny numer „Liberté!” personalia nowej głowy państwa będą znane. Na kogo padnie? Nie wiadomo, ale sukcesje na szczytach polityki wykazują pewne prawidłowości. Często sukcesor jest zaprzeczeniem swojego poprzednika.

Donald Trump przykładowo, wybierany na dwie, ale nie dwie kolejne kadencje, miał dwóch poprzedników. Pierwszy z nich – Barack Obama – był człowiekiem inteligentnym, elokwentnym i oczytanym. W efekcie jego zaprzeczenie Trump był wykazującym trudności ze zrozumieniem przekraczającego 150 słów tekstu tępakiem, którego najbardziej zaawansowaną lekturą okazały się paski informacyjne na Fox News, zaś przemówienia wykazywały się wyrafinowaniem tylko nieznacznie wyższym od wystąpień jego kumpla, Hulka Hogana (bo już inni wrestlerzy, jak The Rock czy Stone Cold Steve Austin. używali języka znacznie bardziej złożonego). Dodatkowo Obama jednoczył naród, był instancją wspólnototwórczą i to mimo drastycznej amerykańskiej polaryzacji. Trump zafundował krajowi orgazm polaryzacyjny. Obama był znakiem przyszłości i ogniwem widomego przezwyciężania rasizmu przez społeczeństwo. Trump jest znakiem groteskowej nostalgii za przeszłością i ostoją białego suprematyzmu.

Drugim poprzednikiem Trumpa jest Joe Biden. To senior, którego charakteryzują spokój i opanowanie. Trump to rozdygotany dzieciuch w ciele starca, który uwielbia komunikować swoje fochy globalnej opinii publicznej, choćby kilka razy dziennie. Biden prowadził politykę rozsądku i obliczalności. Trump uważa rozsądek za wymysł wrogich mu mediów, zaś obliczalność prezentuje na poziomie 8-latka w składzie fajerwerków.

Zmarły przed kilkunastoma dniami papież Franciszek także stanowił zaprzeczenie Benedykta XVI. Niemiecki papież był konserwatywny w swoich poglądach i staroświecki w zachowaniach, manierach i doborze swoich „rekwizytów”. Franciszek był (jak na katolickiego duchownego) dość progresywny, powiedział ze dwa razy coś pozytywnego o osobach LGBT, walczył ze zmianą klimatu, apelował o litość wobec uchodźców i piętnował kapitalizm. Ratzinger był zdystansowany wobec ludzi, których kochać wolał z daleka, zaś wśród tłumów czuł się jak miłośnik Eda Sheerana na koncercie Behemotha, i to mimo entuzjazmu tych tłumów wobec niego. Bergoglio wśród ludzi czuł się najlepiej, o ile nie byli to… kardynałowie pokroju Ratzingera. Benedykt odziewał się w złoto i klejnoty prawie tak obficie jak Marek Jędraszewski, a czerwone pantofle nosił z nabożnością godną nastolatka wdziewającego „dżordany”. Franciszek te czarne buciory po pięciu wizytach u szewca nosił chyba głównie po to, aby poprzednika trollować.

Jaki będzie więc sukcesor Andrzeja Dudy? Który zestaw cech tej przebogatej osobowości ukształtuje antytezę w postaci jego następcy? Czy nowy prezydent Polski zaprzeczy konserwatyzmowi i boleśnie głębokiej pisowskości Dudy? Odrzuci jego pogardę dla konstytucji, zerwie ze zwyczajem wygłaszania antyunijnych tyrad (czy też generalnie tyrad), uwypukli lepszą umiejętność poruszania się po świecie, gdyż jednak „friend in need”, a nie „friend in dick”?

To byłoby dobrze. Ale sukcesor Dudy może też być człowiekiem, który zaprzeczy mu jako słabeuszowi, groźnemu tylko z miny, ale niewątpliwie zawodnikowi „wagi lekkiej”. Może być to ktoś, kto zerwie z pajacowaniem w trakcie przemówień, zamieni Dudowe chamstwo na nieskazitelną uprzejmość, za którą skryje jednak zimne wyrachowanie. Ktoś, kto odrzuci wizję prezydenta jako prezesowskiego lizusa i dla Słońca Narodu przewidzi w swoim otoczeniu tylko rolę w stylu „Małego Bu”, gdy już osiądzie w Pałacu.

Porzućcie wtedy wszelką nadzieję.

Читать всю статью