![](https://niepoprawni.pl/sites/default/files/styles/large/public/ilustracje-publiczny/lgbt-1-800x450.jpg?itok=819kKB6o)
Jednym z pierwszych dekretów 47 Prezydent USA Donald Trump zlikwidował wynik pracy co najmniej dwóch pokoleń tęczowych działaczy. Nic dziwnego, iż w środowisku tym zawrzało.
A na dodatek przed wieloma stanęła niepokojąca wizja – otóż z krzewienia rozmaitych tęczowo-różowych mundrości żyć się dalej nie da, bowiem Trump zwyczajnie zakręcił kurek. Trzeba zatem poszukać jakiejś pracy.
Ale żeby ją znaleźć trzeba by jeszcze coś umieć, a tu całe dorosłe życie minęło na przekonywaniu innych do lewicowych postulatów, za co płacił przede wszystkim... prawicowy podatnik.
Po tym ciut przydługim wstępie przystępujemy do rzeczy. Oburzenie przekonanego do tej pory o swojej wyjątkowości i... wyższości tęczowego środowiska wzbudziło rozporządzenie wykonawcze Trumpa o ciut długim tytule: Ochrona kobiet przed ekstremistyczną ideologią gender i przywracanie biologicznej prawdy w rządzie federalnym.
Jak piszą sami zainteresowani:
Donald Trump został ponownie wybrany na prezydenta na fali ataków na kobiety i osoby transpłciowe. Politycy sprzeciwiający się osobom transpłciowym wydali ponad 215 milionów dolarów na reklamy obwiniające osoby transpłciowe i promujące program Project 2025, który grozi cofnięciem wolności reprodukcyjnej i karaniem ludzi za odchodzenie od archaicznych ról płciowych. Pierwszego dnia powrotu do urzędu prezydent Trump podpisał daleko idące rozporządzenie wykonawcze nakazujące agencjom federalnym dyskryminowanie osób transpłciowych poprzez zaprzeczanie temu, kim są i zagrażanie wolności samostanowienia i samoekspresji dla wszystkich.
O co chodzi, najkrócej. Tzw. lewacka (w Europie zwana liberalną) wolność reprodukcyjna to nic innego jak tylko niczym niekrępowany dostęp do aborcji na każde życzenie.
To samo środowisko, które w sposób często wręcz farsowy protestuje przeciwko zadawaniu śmierci świnkom, krówkom, królikom, kurom itp., zaś w dojeniu krowy upatruje… molestowanie seksualne (vide: Spurek, ongiś europosłanka) nie widzi nic zdrożnego w żądaniu prawa do zabijania dziecka poczętego, które to przecież posiada swoje prawa już w chwili poczęcia, a nie dopiero po upływie jakiegoś czasu (np. nasciturus w prawie spadkowym).
Zaś „archaiczne role płciowe” to nic innego jak tylko to, iż mężczyzna jest mężczyzną, kobieta zaś kobietą.
Jako ludzie jesteśmy bowiem ssakami; jak pamiętamy (a przynajmniej powinniśmy!) ze szkoły gromada ta charakteryzuje się dwupłciowością. Nie istnieją zające, lisy, wilki, kuny, bobry, słonie a choćby wieloryby stanowiące „trzecią płeć”.
Po prostu – jest słoń, albo słonica. Natomiast słoniszcza zwyczajnie nie ma!
Biologicznie stanowisko tęczowego lobby jest nie do obrony. Szczególnie z jednego powodu. Otóż generalnie w swojej istocie są kryptomarksistami, a to z kolei oznacza daleko posunięty materializm.
Wedle tęczowych naukoffcuff (tych od gender studies) świadomość jest li tylko wynikiem „trykania” się elektronów poruszających się po sieciach neuronów i zanika z chwilą śmierci.
I tego, przyznam, nie rozumiem. Bo jeżeli mamy do czynienia ze ściśle biochemiczno-fizycznym obiektem wszelkie odstępstwo od zaplanowanego jeszcze w łonie matki modelu wynika jedynie z istniejącego braku. I nie piątej klepki, jak dopowiedzieli by prześmiewcy (vide: Lem), ale jakiegoś elementu (np. minerału). Ewentualnie cały problem spowodowany jest istniejącą usterką łańcucha DNA.
Tyle, iż w takim przypadku nie można mówić o „trzeciej płci”, ale o defekcie istniejącym w ramach płci biologicznej.
Najzabawniejsze jest przy tym odwoływanie się tęczowych myślicieli do... sfery świadomości.
Słynne osobiszcze redakcyjne Niko Graczyk (deklaruje się jako osobnik niebinarny) stwierdziło w czerwcu 2022 r.:
Bycie osobą niebinarną to posiadanie tożsamości płciowej, która nie jest jednoznacznie męska lub żeńska. Tożsamość płciowa to natomiast nasze odczuwanie przynależności do danej płci. Jest ona prawdopodobnie uwarunkowana zarówno biologicznie, jak i środowiskowo, społecznie. Dokładnego sposobu jej ukształtowania nie znamy, ale jeżeli chodzi o aspekt biologiczny, istnieją badania mówiące o prawdopodobnym wpływie genów i hormonów na mózg podczas okresu prenatalnego.
Co jednak odczuwana tożsamość płciowa ma wspólnego z płcią biologiczną??? Czy jeżeli 73- letnia kobieta, na dodatek sparaliżowana od pasa w dół ubzdura sobie, iż w rzeczywistości jest 23-letnią w pełni sprawną dziewczyną to z tego powody należy przyjąć ją do… baletu??? I publicznie nazywać ją primadonną??? Bo odczuwa „tożsamość baletnicy”????????
Jeszcze zabawniej łka na tęczowym portalu The Advocate Christopher Wiggins:
Szkoły, schroniska i miejsca pracy, które otrzymują fundusze federalne, nie będą już zobowiązane do uwzględniania tożsamości płciowej osób transseksualnych. W więzieniach i aresztach zarządzenie nakazuje, aby kobiety transseksualne były zakwaterowane z mężczyznami, niezależnie od ich bezpieczeństwa lub tożsamości życiowej.
Problem w tym, iż te „kobiety transseksualne” zanim wpadły w ręce Temidy często dokonywały przestępstw… przeciw kobietom, np. gwałtów. I jako mężczyźni.
Niektóre dla pełnego potwierdzenia swojej ”kobiecości” zupełnie na poważnie twierdzą, iż są… lesbijkami.
Osadzenie w więzieniu dla kobiet może być więc traktowane w kategoriach swoistej… nagrody.
U nas za moment mogłoby być tak samo, jeżeli choćby nie gorzej. Przypominam cyrk, jaki towarzyszył zatrzymaniu niebezpiecznego chuligana, do tego aktywiszcza lgbtq niejakiego Macieja Szutowicza (ksywa Margot).
Najzabawniejsze jest jednak zarzucanie „nienaukowości” Trumpowi. Tyle, iż zamiast naukowości przeciwstawiana jest… „tęczowa ideologia”. Wspomniane już aktywiszcze Graczyk wyraźnie stwierdziło:
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) w 2018 r. przestała klasyfikować transpłciowość jako zaburzenie [osobowości – HD].
Trzeba jednak pamiętać, iż WHO nie jest instytutem naukowym, ale agendą ONZ. Trudno nie zauważyć, iż działanie jej odpowiada wymogom politycznym.
Graczyk i jemu podobni nie zauważają najważniejszego. Transpłciowość przed 2018 r. była uznawana przez WHO jako zaburzenie osobowości tak samo jak psychopatia.
Nikt nigdy w tym gronie choćby nie wspominał, iż osoba transpłciowa stanowi kolejną płeć, odmienną od obu znanych.
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze.
Wspomniany już tęczowy autor z USA, Christopher Wiggins, rozpacza jeszcze z jednego powodu.
Rozporządzenie cofa również federalne finansowanie opieki zdrowotnej afirmującej płeć, którą specjaliści medyczni, w tym American Medical Association, uznali za ratującą życie. Opieka afirmująca płeć jest poparta dziesięcioleciami badań, które wykazują jej skuteczność w zmniejszaniu depresji i wskaźników samobójstw wśród osób transpłciowych.
Nie dajmy się zwieść. Ta „afirmacja płci” w istocie oznacza okaleczanie, często nieletnich, ponieważ udało im się wmówić, iż tak naprawdę są kimś innym, niż wynika to z metryki, zatem trzeba poprawić naturę.
W Polsce znany jest przypadek matki, która doprowadziła do okaleczenia własnej córki (chirurgiczne usunięcie biustu), gdyż uznała, iż tak naprawdę jest ona chłopcem uwięzionym w ciele dziewczynki.
A wszystko dlatego, iż ofiara wolała bawić się samochodzikami niż lalkami…
Na stronach Ordo Iuris pod datą 23 kwietnia 2024 r. czytamy:
W obronie dzieci zaczynają nas wyprzedzać… liberalne kraje Zachodu. W ubiegłym tygodniu angielska Sekretarz Zdrowia Victoria Atkins zapowiedziała w wystąpieniu przed Izbą Gmin w Londynie, iż lekarze przepisujący dzieciom blokery dojrzewania będą traktowani jak przestępcy i mogą stracić prawo do wykonywania zawodu. Zakaz lub ograniczanie „tranzycji” nieletnich wprowadziła już między innymi Finlandia, Szwecja, Francja, Dania, Norwegia, Irlandia, Wielka Brytania oraz 19 stanów USA.
Najnowsze doniesienia pozwalają mieć nadzieję na to, iż takich państw będzie niedługo jeszcze więcej!
W ubiegłym miesiącu wyciekły prywatne rozmowy członków Światowego Stowarzyszenia Profesjonalistów na Rzecz Zdrowia Transseksualistów (WPATH) – jednej z najbardziej wpływowych organizacji genderowych. To właśnie ta organizacja tworzyła przez lata wytyczne „terapii” osób z zaburzeniami tożsamości płciowej, przekonując, iż najskuteczniejszą metodą ich leczenia jest… afirmacja zaburzeń i bezpowrotne okaleczanie ciała w ramach tzw. tranzycji.
Na ich pseudonaukowe zalecenia powoływała się Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) i Polskie Towarzystwo Seksuologiczne oraz genderowi aktywiści i lekarze czerpiący korzyści z okaleczania nieletnich – seksuolodzy, psychiatrzy, psychologie, endokrynolodzy.
Ci ludzie mieli realny wpływ na prawo i życie setek tysięcy ludzi na całym świecie!
Dziś wyszło na jaw, iż wśród osób związanych z WPATH są członkowie forów dla pedofilów, sadystów i fetyszystów. Ale ujawnione materiały potwierdziły przede wszystkim, iż członkowie organizacji doskonale wiedzą, iż nie ma rzetelnych dowodów naukowych na to, iż tranzycja pomaga osobom z zaburzeniami tożsamości płciowej. Lekarze, którzy publicznie przekonują, iż dzieci mogą podejmować decyzję o bezpowrotnym okaleczaniu własnego ciała, w prywatnych rozmowach przyznawali, iż dziecko nie jest w stanie zrozumieć, co robi.
Znajdują się tam też przerażające historie dzieci, którym zaczęto „zmieniać płeć” w wieku… 4 lat! Z upublicznionych danych dowiadujemy się o przypadkach ludzi chorych na depresję, zaburzenia lękowe, chorobę afektywną dwubiegunową czy syndrom stresu pourazowego, którzy zamiast otrzymać fachową pomoc psychologiczną, zostali poddani tranzycji. Jedna z członków stowarzyszenia opowiadała o pacjencie, który miał siedem różnych osobowości (alter ego), spośród których dwie były „bezpłciowe”, a jedna żeńska. Lekarz przyznaje, iż dokonał operacji, bo większość głosów w głowie pacjenta „zgodziło się na operację”.
Wyciek korespondencji genderystów jedynie uzupełnia wyniki badań prowadzonych przez najpoważniejsze ośrodki na świecie. Przyznający Nagrodę Nobla z medycyny Institut Karolinska już wcześniej napisał, iż badania promujące tranzycyjne okaleczanie nie były rzetelne, gdy uznawały te praktyki za eksperyment medyczny. Dlatego już od kilkunastu miesięcy wzywamy polski rząd do zatrzymania tego szaleństwa.
Ile jest wart „rynek” tego typu okaleczeń? Co prawda pojedynczy „zabieg korekcyjny” (obcięcie penisa plus stworzenie atrapy pochwy oraz piersi) nie przekracza 50 tys. zł, a zatem jest porównywalne z kosztami zębów takich, jakie wprawiają sobie politycy i inni celebryci.
Ile jest ich w istocie nie wiadomo.
Pewną wskazówką może być pochodząca sprzed kilkunastu lat wypowiedź Biedronia oceniający wówczas „tęczowy rynek” na jakieś 20 mld zł. Ale wtedy były to głównie tęczowe gadżety!
Niestety. Pod rządami Tuska prędzej powstanie CPK w lokalizacji przewidzianej przez PiS wraz z planowanymi liniami kolejowymi niż nastąpią zmiany w prawie zakazującej okaleczeń dzieci.
Na szczęście amerykańskie pieniądze, dzięki którym przez dekady hulała tęczowo-różowa propaganda skończyły się.
Wygląda na to, iż po latach tęczowej smuty mamy szansę na normalność.
To jednak nie zmienia faktu, iż coraz więcej „kobiet” będzie miało problemy... z prostatą.
Lewica z niewiadomego dla mnie powodu przez większość ludzi kojarzona z postulatami socjalnymi tak naprawdę stoi dzisiaj na czele „tęczowej rewolucji”, bo chyba tak można by określić próbę zastąpienia tolerancji środowiska lgbt afirmacją.
Tak się bowiem dziwnie składa, iż pośród lewicowych posłów (dla zmyłki część podaje się za liberałów) znajdujemy najbogatszych. Do legendy wszedł już „proletariusz” miliarder Czarzasty; nie zapominajmy jednak o najbogatszym w Sejmie pośle Koalicji Obywatelskiej Arturze Łąckim. Przy czym pan Łącki w ubiegłej kadencji podawał, iż jest samorządowcem. W tej awansował na prawnika, choć studia w tym zakresie ukończył w wieku 40 lat.
Trudno więc wymagać, by „lewicy” przez cały czas przyświecały leninowskie jeszcze hasła (grab zagrabione itd.).
Zupełnie cynicznie próbuje się rozmiękczyć społeczeństwo i stworzyć alternatywę dla Kościoła.
Bo przecież tylko to pozostało niezmienne dla dinozaurów bolszewickich spod znaku Czarzastego.
Po raz kolejny idą na wojnę z Kościołem, choć począwszy od tzw. rewolucji francuskiej poprzez bolszewicką za każdym razem dostawali po łapkach.
Dzisiaj choćby specjalnie już nie ukrywają swoich zamiarów. Wiedzą bowiem dokładnie, iż pośród zalewu informacji te najbardziej istotne zginą.
Tymczasem oni chcą zniszczyć naszą kulturę, umownie zwaną cywilizacją białego człowieka.
Zgodnie z komunistyczną taktyką „salami” do tego dojść ma dzięki małych kroczków. Rosyjska lesbijka Masza Gessen (posiada też obywatelstwo amerykańskie) o instytucji małżeństwa mówiła wprost:
„Nie chodzi o prawo homoseksualistów do zawarcia małżeństwa, ale o to, iż instytucja małżeństwa powinna przestać istnieć. Walka o małżeństwa dla homoseksualistów zwykle wiąże się z ukrywaniem tego, co mamy zamiar zrobić z małżeństwa, kiedy ten cel osiągniemy. Mówienie, iż instytucja małżeństwa wówczas nie ulegnie zmianie, jest kłamstwem”.
]]>https://www.gosc.pl/doc/1541683.Lesbijka-Chcemy-zdemontowac-malzenstwo]]>
Tak to wygląda. Lewica (liberałowie w Europie) chcą użyć środowisko lgbt do walki z Kościołem. Ale to klasyczna finfa wewnątrz finfy (vide: Frank Herbert:Diuna).
Celem środowisk lgbtq+ jest bowiem zniszczenie całej naszej cywilizacji, a zatem łącznie z liberałami.
To, co robi dzisiaj lewica (liberałowie) to tylko oczyszczenie pola przed nadciągającą tęczową ofensywą.
Wróćmy zatem do cytowanej już „Diuny”.
Pierwszy krok do ominięcia pułapki to uświadomić sobie, gdzie ona jest. To przypomina pojedynek, synu, tylko na większą skalę: finta wewnątrz finty w fincie... pozornie bez końca.
To nie jest walka o chwilowe przywództwo.
Z perspektywy historycznej kadencja trwająca 4 lata to choćby nie jest chwila.
Ale musimy sobie uświadomić, iż tym razem walczymy o przetrwanie.
I nie tylko jako Polacy.
Ale szerzej – jako Cywilizacja.
9.02 2025