"Złoty wiek Ameryki zaczyna się dziś" – to były pierwsze słowa Donalda Trumpa, kiedy pojawił się na mównicy po zaprzysiężeniu na swoją drugą kadencję w Białym Domu. jeżeli ktoś się spodziewał, iż miliarder po inauguracji prezydentury trochę spuści z tonu, pewnie mocno się przeliczył.
Trump na jednym oddechu zaczął rzucać ogólnikami. Mówił, jak bardzo było źle, a jak wspaniale będzie od teraz. 20 stycznia nazwał... dniem wyzwolenia.
A czego nie powiedział Donald Trump?
Prezydent Trump do perfekcji opanował zagadywanie rzeczywistości. Nie zapominajmy, iż to ten sam człowiek, który w kampanii próbował nam wmawiać, iż imigranci zjadają psy i koty Amerykanów. Rzucał też oskarżeniami na lewo i prawo. Dokładnie to samo próbował robić w swoim inauguracyjnym wystąpieniu.
Ale spójrzmy na to z innej strony. Nie ma sensu analizować już słów Trumpa, bo konkretów było w nich jak na lekarstwo. najważniejsze za moment może okazać się to, o czym w ogóle nie wspomniał.
W jego wystąpieniu nie padło choćby słowo "Ukraina". Nie mówił o "Rosji", o "Putinie", nie wymienił też słowa "dyktatura". Trump lubił się przechwalać, iż gdyby on był prezydentem, zakończyłby wojnę w Ukrainie w 24 godziny. No i w końcu miał okazję podzielić się tym swoim idealnym planem, jednak z niej nie skorzystał.
Jeśli choćby spotka się z Władimirem Putinem, to na Kremlu już zaczęli dorabiać do tego swoją teorię. Można wątpić, na jakich zasadach (jeśli w ogóle) Trumpowi uda się wynegocjować przynajmniej rozejm.
Dalszy ciąg artykułu pod naszą zbiórką – pomóżcie seniorom razem z nami!
Słowa Trumpa na Kapitolu brzmiały wyjątkowo egoistycznie. Szczególnie w momencie, gdy zapowiadał, iż USA będą miały najpotężniejszą armię świata. Ani słowem nie nawiązał do NATO, żeby dać jakiś sygnał sojusznikom, iż mogą liczyć na wsparcie i współpracę.
Tymczasem Trump rzucił kilka zdań, które wśród sojuszników mogą wzbudzić jedynie niepokój. Miliarder snuje wizję umacniania mocarstwa, jednak w ogóle nie mówi o współpracy. A przecież odgrażał się już, iż najchętniej wystąpiłby z NATO, jeżeli inne państwa nie przeznaczą więcej środków na obronność. Co naprawdę zrobi? To wie chyba tylko on sam.
Trump wybrał mowę nienawiści
Inauguracyjne przemówienie Trumpa nie było orędziem na miarę przywódcy mocarstwa. Mało tego, momentami to w ogóle nie było przemówienie, tylko mowa nienawiści. Ale on to określa jako "rewolucję zdrowego rozsądku".
Zamiast wysłać mocny przekaz, iż USA nie będą izolować się w tych trudnych czasach, Trump wolał przekonywać, iż Stany Zjednoczone będą uznawać tylko dwie płcie – męską i żeńską. Albo iż tzw. zielony ład pójdzie do kosza. To wszystko w momencie, gdy w czasie wystąpienia miał obok siebie amerykańskich miliarderów. W tym Elona Muska, który w czasie kampanii skoczyłby za nim w ogień. Teraz będzie jednym z jego kluczowych współpracowników. Współczuję "zwykłym" Amerykanom, bo ten obrazek z inauguracji był wyjątkowo oderwany od rzeczywistości.
20 stycznia 2025 r. Donald Trump poczuł się dominatorem. Jego zapowiedzi, chociaż na razie pełne niejasności, brzmią jak chęć zemsty, ale też pokazania władzy absolutnej. Trump sprytnie gra też argumentem, iż w wyborach zdobył wyjątkowo silny mandat. W przemówieniu na Kapitolu pokazał, iż wciąż potrafi być przebojowy dla swoich wielbicieli. A dla reszty wyborców... nie ma kompletnie nic do zaoferowania.
Ale za chwilę skończy się "show". Trzeba będzie podjąć najważniejsze decyzje, w których Trump tym razem może być wyjątkowo nieprzewidywalny.