Pan Janusz, człowiek skądinąd sympatyczny, w pewnej fazie swojej kariery trzeźwiał rzadko (może pierwsze wynikało choćby z drugiego). Przed jakimś meczem, w owym stanie, przez pomyłkę wygłosił mowę motywacyjną nie w szatni własnej drużyny, a w szatni przeciwników. Anegdota nie wspomina niestety o wyniku meczu. Bardzo żałuję, bo mogłoby się okazać, iż nie jest istotny stan motywującego oraz to, kogo on motywuje, a dobry motywator potrafi zmotywować choćby obcych przeciw swoim. Mogłoby, ale cholera wie, jak było.
Nie wiem, czy Kaczyński kogokolwiek do czegokolwiek swoją filipiką zmotywował, poza tym, iż zmotywował mnie do napisania tego tekstu, który prawdopodobnie mu się nie spodoba, co nasunęło mi skojarzenie z trenerem Wójcikiem. Bo on też nie tych chciał zmotywować.
Kaczyński przezywa Trzaskowskiego. "Laluś"
Wiadomo, iż Kaczyński, nazywając Trzaskowskiego lalusiem, chciał go poniżyć i upokorzyć, co każe mi się zastanowić nad tym, co według pana prezesa czyni człowieka lalusiem. To, iż dobrze wychowany, za ładny, znający języki, wypieszczony czy wymuskany? prawdopodobnie wszystko razem. Jeszcze ważniejsze jest to, iż ten opis i określenie jasno wskazują, iż zdaniem Kaczyńskiego wszystko to na pewno nie podoba się jego wyborcom, czyniąc Trzaskowskiego lalusiem, co ma zapewniać pozytywny kontrast – jak się domyślamy – ze swojskim, zwykłym, naturalnym i nieokrzesanym, prymitywnym, pozbawionym kultury, ogłady i manier Nawrockim. Zabawne, iż taka charakterystyka Nawrockiego oznaczałaby, iż jest on dokładnym odwzorowaniem prostackiego Edka z Tanga Mrożka – pospolitego prostaka i chamusia, jak pamiętamy.
Tytuł tego tekstu nawiązuje oczywiście do tytułu powieści Leona Kruczkowskiego Kordian i cham. Wspomnienie tu o tym generalnie zapomnianym lewicowym powieściopisarzu jest tu o tyle na miejscu, iż jego twórczością zajmowała się w Instytucie Badań Literackich PAN Jadwiga Kaczyńska, matka pana Jarosława. Nawiasem mówiąc, bliźniacy bardzo nie lubili, gdy wspominano w ich towarzystwie o temacie badań literackich ich mamy, uznając, iż to ją odrobinę poniża. Znam sytuację, gdy na dictum: "Leszek, Twoja mama zajmowała się Kruczkowskim", Lech Kaczyński na kilka lat obraził się na swego interlokutora, a – podobnie jak jego brat bliźniak – obrażał się często, gęsto, intensywnie i na długo, szczególnie gdy miał wrażenie, iż ubliżają mamie lub bratu.
To Kaczyński pasuje do stereotypu lalusia
Ale wracajmy do lalusia, bo o nim ten tekst. Problem akurat z tym lalusiem jest taki, iż wyśmiewający jako lalusia Trzaskowskiego Kaczyński sam niemal całe życie idealnie pasował do postaci, którą zwyczajowo określa się mianem laluś. Całe życie na czyimś garnuszku – a to mamy, a to państwa, a to partii. Kilka lat pracy w bibliotece UW i w filii UW w Białymstoku – co, z całym szacunkiem dla pięknej stolicy Podlasia, trudno uznać za karierę oxfordzką. Całe życie bez dziewczyny, narzeczonej, żony, dzieci, prawdziwych kumpli, prawa jazdy, konta w banku i karty kredytowej. Na wf-ie łamaga, w wojsku – jak wspominają koledzy z jednostki – oferma batalionowa.
Niby intelektualista, ale choćby tu licho. Doktorat o jakichś pierdołach typu organy samorządu akademickiego w państwie socjalistycznym. To jest temat dla prawnika? To doktorat na miarę doktora Nawrockiego, z tym iż porównanie tłuka i przygłupa, jakim jest Nawrocki, do Kaczyńskiego, który kretynem nie jest, byłoby jednak niesprawiedliwe. Do tego zero języków obcych – może stąd ten kompleks Trzaskowskiego.
Podsumowując, Jarosław Kaczyński to niemęski, totalny życiowy laluś. Zresztą Kaczyński i Trzaskowski są dokładnie z tego samego kręgu kulturowego, więc drwienie przez tego pierwszego z tego drugiego jest bronią obosieczną i wybitnie mało wyrafinowaną. Nawiasem mówiąc, Trzaskowski nigdy nie pozwoliłby sobie na symetryczne drwiny z Kaczyńskiego – może dlatego, iż inteligentem jest, a nie tylko za inteligenta się uważa, i nauczono go w domu, co oznaczają słowa "nie wypada".
Co Kaczyńskiemu podoba się w Nawrockim?
W wypadku Kaczyńskiego mamy niestety do czynienia z pewnym uwstecznieniem intelektualno-estetycznym. Kiedyś lubił towarzystwo inteligentów i intelektualistów, a jego stałym partnerem do dyskusji był Ludwik Dorn. Mówiono choćby o profesorach Kaczyńskiego. Kiedyś była to Jadwiga Staniszkis, potem profesorowie Legutko i Krasnodębski. Można ich oczywiście nie lubić, ich polityczny temperament zawiódł ich obu na bezdroża, ale trudno odmówić Legutce, iż jest dobrym filozofem, a Krasnodębskiemu, iż jest dobrym socjologiem – autorem kilku dobrych książek, w wypadku Demokracji peryferii choćby bardzo dobrych.
W pewnym momencie Kaczyński porzucił niestety Dorna, Staniszkis, a potem także Legutkę i Krasnodębskiego. Ich miejsce zajęli partyjni swojacy typu Joachim Brudziński, miernoty typu Błaszczak i wielu innych, kanalie typu Kurski i Ziobro oraz cwaniacy typu Hofman, Obajtek czy Bielan. Na końcu tego łańcucha ewolucyjnego jest Karol Nawrocki. Nie wiadomo, co dokładnie w nim się Kaczyńskiemu podoba. Prymitywizm? Nienachalna inteligencja? Brutalność? Znajomość z gangusami? Bicepsy?
Może na jakimś głębokim poziomie podświadomości Kaczyński ma poczucie, iż gdyby taki osiłek był jego kumplem w dawnych czasach, to nie poniewieraliby nim tak w szkole i na podwórku. Owego Nawrockiego Kaczyński kilkadziesiąt lat temu uznałby za zbyt głupiego, by wziąć na ochroniarza. Ale może po drodze pan Jarosław uznał, iż jego wyborcy to kretyni – zresztą nad ich ogłupieniem od kilku dekad metodycznie pracuje – a kandydatem kretynów powinien być jego zdaniem kretyn, żeby nie stwarzać im dyskomfortu.
Laluś kontra chamuś
I tak to dobiliśmy do portu, czyli do punktu, w którym – według Kaczyńskiego – "laluś" zetrze się z, według mnie, chamusiem. Twierdzę, iż rzekomy "laluś" zleje chamusia na kwaśne jabłko, bo choćby w naszych trumpowskich czasach kampania prezydencka to jednak pojedynek na głowy, a nie na pięści. Gdyby była taka potrzeba, to obywatelski Alfons mógłby przyłożyć swojemu oponentowi w ryj, a jednak na tym ringu nie dokładnie o to chodzi.
Być może na końcu pan Jarek dojdzie choćby do wniosku, iż fajnie byłoby mieć swojego "lalusia", a nie tylko tłuka i chamusia. Sam od dwóch dekad staje jednak na głowie, by mieć wokół siebie tylko ludzi typu kandydat-osiłek i czeladnik piekarski z Radomia, Fogiel, szydzący na portalu X w jego imieniu z "lalusia", który żadnym lalusiem nie jest, a porządnym gościem – i owszem.