Jest to dość zaskakująca perspektywa, jako iż kontrrewolucja zakłada odwracanie zmian i przywracanie jakiegoś starego porządku, co nie jest chyba ani zamiarem premiera, ani marzeniem uczestników campusu, koncentrujących się na je…niu PiS-u. Nie wydaje się to też niczym przyszłościowym.
„Kontrrewolucja” zakłada kultywowanie i nawrót tradycjonalizmu, a więc cechy, które raczej przypisalibyśmy tym w tej chwili na campusie je…nym, co chce im się robić zresztą akurat właśnie za to. Cała rzekoma rewolucja PiS-u była przecież na wskroś kontrrewolucyjna i nastawiona na dość paniczną obronę przed zmianami i utrzymanie nas w wieku XIX, tylko bez zaborców, których pomściliśmy przekopaniem Mierzei Wiślanej. Komplet imaginarium Polski PiS – jak to się jeszcze po łacinie mówiło – wywodził się stamtąd: Kościół, walka i męczeństwo pod Smoleńskiem oraz niepartnerski związek (jednej) kobiety i (jednego) mężczyzny, wynagradzany przez Pana Boga i jego wysłanników 500 złotymi miesięcznie. Wszystko nastawione było na to, aby nic w tym nie zmieniać i jeżeli miałaby to być jakaś rewolucja, to według Biblii Wujka Jana Pawła.