Тихая война Брюсселя с криптовалютами

gf24.pl 4 часы назад

Podczas gdy w Stanach Zjednoczonych sektor kryptowalutowy jest wciąż dopieszczany przez nową administrację kolejnymi przywilejami, Komisja Europejska robi wszystko, aby go zdławić.

Jednym z ulubionych środków zdobywania przez eurokratów coraz większej władzy nad kontynentem jest stosowanie metody małych kroczków. choćby największa uzurpacja władzy dokonywana przez rodzące się na naszych oczach unijne superpaństwo zyskuje zupełnie inny odbiór społeczny, jeżeli tylko zostaje rozłożona w czasie na wiele lat.

Bez anonimowości

Najnowszą odsłoną tego rodzaju uzurpacji są niewątpliwie przepisy, nad którymi pracuje w tej chwili Bruksela, a które przewidują, iż 1 lipca 2027 r. ma zostać wprowadzony zakaz realizacji anonimowych operacji związanych z cyfrowymi aktywami oraz używanie tzw. private coinów. Private coiny to kryptowaluty, które, wykorzystując zaawansowane techniki kryptograficzne, umożliwiają ukrycie tożsamości obu stron wirtualnej transakcji oraz kwoty samej transakcji. Popularność private coinów wzrosła w ostatnim czasie głównie ze względu na coraz częstsze przypadki ograniczania swobód z korzystania z kryptoaktywów w wielu państwach świata. w tej chwili globalna wartość transakcji tego segmentu wyceniana jest choćby na 5,5 mld dol.

Oficjalnym uzasadnieniem dla wprowadzania tego rodzaju ograniczeń jest chęć zwalczania przestępczości podatkowej czy też przeciwdziałanie grupom przestępczym. W zapewnienia eurokratów trudno jednak uwierzyć, ponieważ – jak pokazała niezliczona liczba afer, w tym choćby Panama Papers – wielu z najważniejszych polityków, finansistów czy biznesmenów w Unii Europejskiej regularnie korzysta z rajów podatkowych i od lat nie robi absolutnie nic, aby korzystanie z nich ograniczyć. Sednem działań podejmowanych przez Brukselę jest chęć zaszkodzenia zwykłym obywatelom, którzy w ostatnich latach próbują ratować swój majątek inwestycjami na rynku kryptowalutowym.

Wedle przepisów przygotowywanych przez Komisję Europejską dostawcy usług kryptowalutowych, tacy jak giełdy czy inne instytucje finansowe, będą musieli zbierać wszelkie dane na temat swoich klientów. Nowy pakiet regulacji podąża ściśle ścieżką wyznaczoną wcześniej przez tzw. rozporządzenie MiCA, które weszło w życie 30 grudnia ubiegłego roku. Na jego mocy podmioty operujące na rynku kryptowalutowym muszą spełniać więcej niż do tej pory wymagań licencyjnych, sprawozdawczych, ale i finansowych.

Cyfrowe euro coraz bliżej

Chęć uporządkowania dynamicznie rozwijającego się segmentu rynku finansowego jest oczywiście jak najbardziej zrozumiała, szczególnie iż działa na nim wielu oszustów, a znaczna część użytkowników nie posiada wystarczającego doświadczenia do tego, aby zarządzać aktywami podlegającymi tak drastycznym wahaniom kursów. Intencje Unii Europejskiej od samego początku nie są jednak czyste, gdyż stoi za nimi projekt totalnej kontroli nad społeczeństwem.

Szefowa Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde oznajmiła niedawno, iż już w październiku obecnego roku skończy się faza przygotowawcza projektu cyfrowego euro (czyli cyfrowej waluty banku centralnego – CBDC). w tej chwili wciąż realizowane są przetargi, które mają wyłonić dostawców infrastruktury informatycznego systemu, a niebawem Parlament Europejski ma przyjąć odpowiednie ustawy zapewniające ramy prawne nowego środka płatniczego.

Innymi słowy, korzystając z dyskrecji mediów głównego nurtu, unijny establishment konsekwentnie wdraża swój program totalnej kontroli nad finansami obywateli, nieustannie zaprzeczając, jakoby posiadał on przypisywaną mu charakterystykę. Wedle zapewnień szefostwa EBC i Komisji Europejskiej cyfrowe euro ma być dobrowolne, ale w języku stosowanym w Brukseli dobrowolność znaczy na ogół dokładnie to samo co przymus. Eurokraci udowodnili w ostatnich latach, iż są w stanie przymusić państwa członkowskie do forsowanych przez siebie rozwiązań, korzystając z bardzo rozbudowanego instrumentarium: począwszy od orzecznictwa unijnych trybunałów poprzez szantaż związany z odebraniem lub wstrzymaniem wypłaty należnych środków, a skończywszy na bezpośredniej ingerencji w wybory w krajach członkowskich.

Na zarządzenia związane ze stopniowym ograniczaniem roli kryptowalut należy patrzeć jako na swego rodzaju czyszczenie przedpola dla cyfrowego euro. Bruksela chce maksymalnie zniechęcić do inwestycji na rynku krypto, aby pozwolić na możliwie jak najbardziej płynną inaugurację swojej totalitarnej waluty. Do jej premiery może dojść najwcześniej za kilka lat, ale czas ten zostanie najpewniej wykorzystany do tego, aby jeszcze bardziej skrępować sektor cyfrowych aktywów wszelkimi możliwymi regulacjami.

Trump wyzwala z CBDC

Podejście to silnie kontrastuje z sytuacją panującą za oceanem. Już w pierwszych dniach po swoim zaprzysiężeniu Donald Trump całkowicie wstrzymał wszelkie prace związane z ewentualnym uruchomieniem cyfrowego dolara, dając wyraźnie do zrozumienia, iż tego rodzaju propozycja jest nie do pogodzenia z podstawowymi wolnościami obywatelskimi. Amerykański prezydent już na początku marca podpisał rozporządzenie ustanawiające Strategiczną Rezerwę Bitcoina oraz Magazyn Aktywów Cyfrowych. W skład tej rezerwy mają wchodzić bitcoiny i inne kryptowaluty zarekwirowane przez państwo w ramach postępowań karnych lub cywilnych. Strategiczna Rezerwa będzie początkowo wynosiła zaledwie 17 mld dol., ale dla całego środowiska kryptoentuzjastów krok ten stanowił historyczny wyraz docenienia wartości kryptoaktywów.

W czasie prezydentury Joego Bidena wiele firm związanych z kryptowalutami stanowiło przedmiot dochodzeń urzędów regulacyjnych, a choćby organów ścigania. Trump polecił wstrzymać je i ustanowił choćby specjalną komisję, mającą na celu opracowanie zmian ułatwiających obrót kryptowalutami.

Polityka Trumpa stanowi oczywiście element strategii zakrojonej na pozyskanie głosu wyborców. Stany Zjednoczone to światowa kryptowalutowa stolica, w której aż 40 proc. dorosłych posiada kryptograficzne aktywa. Nietrudno jednak nie docenić amerykańskiego prezydenta za to, iż odważnie anulował prace nad amerykańskim CBDC.

W Unii Europejskiej przeciętne zainteresowanie kryptowalutami jest dwu-, a choćby trzykrotnie niższe niż w USA, co oznacza, iż unijny establishment nie musi liczyć się z ich entuzjastami w równie wielkim stopniu. W ostatnim czasie europejski establishment przyjmuje jednak na tyle złowrogie oblicze, iż zdaje się nie liczyć choćby ze zdaniem większości obywateli, co pokazuje choćby uniemożliwienie startu w wyborach prezydenckich opozycyjnym kandydatom we Francji czy w Rumunii.

Szwajcarska dziura w systemie

Część z mniejszych podmiotów działających na rynku kryptowalut ogłosiła już zamiar opuszczenia Europy, która ze swoimi nadmiernymi regulacjami zniechęca do inwestycji. Największe giełdy nie mogą oczywiście odpuścić tak dużego rynku, ale siłą rzeczy cała branża będzie się dynamiczniej rozwijała z dala od Starego Kontynentu.

Pewnym wyjątkiem pozostaje za to Szwajcaria, która, otoczona ze wszystkich stron przez unijne superpaństwo, stara się prowadzić niezależną politykę. W kantonie Zug wyrosła w ostatnich latach swego rodzaju „kryptodolina krzemowa”, w skład której wchodzą jedne z najbardziej dynamicznie rozwijających się na świecie podmiotów rynku krytpowalutowego. Szwajcaria nie musiała dokonywać cudów, aby przyciągnąć inwestorów z całego świata. Wystarczyło, iż nie przeszkadzała w rozwoju branży tak bardzo jak eurokraci.

Kwestia odmiennego podejścia do kryptowalut w Unii Europejskiej i Szwajcarii nie jest wcale odosobniona, ale skupia niczym w soczewce samą istotę polityki realizowanej przez Brukselę. Unijny establishment chce większej kontroli w niemal każdej dziedzinie życia, a realizując te dążenia, przyczynia się do postępującej wciąż ekonomicznej śmierci całej Wspólnoty.

Читать всю статью