Сулковский: прелести демократии.

konserwatyzm.pl 4 часы назад

Od dawna uważam demokrację za ustrój szkodliwy, absurdalny i nieprzystający do rzeczywistości. Nie jest to jednak myśl odkrywcza. Argumentacja przeciwko wybieraniu władzy przez ludzi niemających żadnych do tego kompetencji jest znana już od 2500 lat, więc nie ma większego sensu jej powtarzać. Warto jednak uważnie śledzić nonsensy jakie mają miejsce w jej obrębie, by móc je uwypuklać i merytorycznie ośmieszać status quo, bowiem w dużej mierze to ludzkie postrzeganie problemów decyduje o naszej przyszłości. To na kanwie tego dobieramy środki do celu w postaci rozwiązania tychże problemów.

Od momentu rozpoczęcia kampanii prezydenckiej mamy kilka dość zabawnych zjawisk. Pierwszym jest oczywiście postawa Rafała Trzaskowskiego, człowieka doskonale znanego z lewicowych poglądów, opowiadającego histeryczne bajki o płonącej planecie, konieczności odejścia od nauczania Kościoła i przyklaskującego każdemu progresywnemu nonsensowi, łącznie z ideologią LGBTQwerty. Gdy tylko zaczęła się kampania, nasz uroczy lewak zmienił narrację o 180 stopni i osobiście tylko czekam aż pośle dzieci do pierwszej Komunii i zacznie postulować samochody na węgiel. Ale ludzie tego słuchają i stawiam dolary przeciwko orzechom, iż oddadzą na tego człowieka głos bez obrzydzenia dla samych siebie.

Drugim jest postać Karola Nawrockiego, czyli kandydata obywatelskiego, niezależnego i bezpartyjnego. Jest on jednak tak niezależny jak Jarosław Kaczyński wysoki, a przypomnę, iż dokładnie tak skomentował bezpartyjność Hołowni sam prezes, co doskonale pokazuje hipokryzję środowiska PiS. Pan Nawrocki jest jednak tak bezbarwny, iż zamiast nadać swojej kandydaturze odrobinę tonu i powiedzieć samodzielnie oraz sensownie cokolwiek o istotnych dla Polski kwestiach, woli oddawać się temu, w czym PiS brylował przez ostatnie 8 lat, szczególnie w przekazie medialnym – odmienianiu „Tusk” przez przypadki. Możliwe, iż środowisko PiS liczy na powtórkę z Andrzeja Dudy i stąd taka „strategia”, natomiast od partii mającej na ustach patriotyzm oczekiwałbym czegoś więcej niż od nauczyciela języka polskiego dla kasy 4 szkoły podstawowej a już z całą pewnością oczekiwałbym, iż kandydat ten nie będzie mylił swoich kompetencji i wmawiał Polakom, iż jako prezydent ma jakiekolwiek narzędzia do wypowiedzenia paktu migracyjnego.

Trzecim jest start Krzysztofa Stanowskiego, który to start ma wymiar typowej dla działalności tego jegomościa kapitalizacji zainteresowania, nie zaś realnej walki o dobro Polski i Polaków. Co jednak jest zabawne w tej sytuacji to fakt, iż w tarabany krytyki postawy p. Stanowskiego zaczęli bić zarówno najwięksi zwolennicy demokracji jak i jej niezbyt przychylni komentatorzy, jak np. red. Warzecha. Bez względu na stosunek do samej demokracji, nagle spora część komentujących zaczęła mówić z uniesionym palcem i groźną miną, iż oto stoimy u progu najważniejszych wyborów od wielu lat (słyszę to od dziecka) i nie przystoi robić sobie żartów z tej procedury. Jak widać większości udało się wdrukować, iż wybory to „święto demokracji”, więc zaczęli je sakralizować i traktować z wielką nabożnością. Choć prawdopodobnie część robi to koniunkturalnie i z obawy o osobiste korzyści doskonale wiedząc, iż ich rola w systemie medialnym byłaby mocno zmarginalizowana, gdyby nie demokracja. Na co komu bowiem tylu propagandzistów, szumnie nazywanych publicystami lub dziennikarzami, gdyby nie trzeba było nikim manipulować? Z czego mieliby żyć, skoro nie skalali się pracą na rzecz dobra? Toteż krytyka p. Stanowskiego jest raczej pokazem zabawnego przerażenia niż solidnych argumentów.

Czwarta kwestia to przewijające się regularnie w social mediach zarzuty w stronę Grzegorza Brauna, iż ten nie ma żadnego programu poza opowiadaniem długich historii o „Żymianach” jak w Internecie pisze się o Żydach (by ominąć cenzurę na niektórych portalach). Ten argument rozbawił mnie szczególnie, bo choć mam osobiste zastrzeżenia do p. Brauna (nie jestem w stanie przetrawić np. jego bliskości z zepsutymi liberałami jak Korwin-Mikke albo przypadkami szczególnymi jak Pitoń, czy formy w pewnych działaniach, ale to temat na osobny tekst), to nie sposób zauważyć, iż właśnie ten argument jest najlepszym dowodem na to, iż demokracja jest ustrojem, który nie działa a jest usilnie wciskany jako najlepszy. Z całej gamy kandydatów, którzy albo przerzucają się wzajemnie inwektywami utrwalając rewolucyjną mechanikę konfliktu (co robią PO i PiS od wielu lat niszcząc Polskę), albo są łgarzami i hipokrytami albo bez poglądów, akurat to na p. Brauna spadła krytyka za brak programu! Człowiek, który od lat znany jest z długich i merytorycznych wystąpień, w których omawia kwestie historyczne, ideowe czy geopolityczne uznany jest jako ten bez pomysłu na Polskę. Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, iż wszyscy inni biegle operują w demokratycznym bagnie i przerzucają się hasłami – krótkimi sloganami zapadającymi w pamięć i mającymi szansę utrwalenia choć na kilka chwil. Aby jednak wiedzieć jaki pomysł ma Grzegorz Braun trzeba się pomęczyć, skupić, słuchać długich wypowiedzi i coś wywnioskować. To jest dramat szablonowego wyborcy, który wcale nie interesuje się polityką! No bo komu chce się słuchać ponad półtoragodzinnego wywiadu dla Superexpresu, w którym Braun wyraźnie sygnalizuje, iż jego celem jest zmiana systemu władzy w sposób ewolucyjny i pierwszym krokiem byłoby przekształcenie go w system prezydencki, aby choć trochę przypominał to, do czego odwołują się konserwatyści? Takich osób jest garstka i choćby publicyści w większości przypadków nie wykonują tej pracy. Tym oto sposobem Grzegorz Braun jest awybieralny dla większości. Zastanawiam się więc, czy „akcja gaśnicowa” nie była więc elementem szerszego planu w obrębie realizmu politycznego. Planu znalezienia odpowiednika dla hasła, sloganu jakimi posługują się przeciwnicy polityczni, by dotrzeć do większego grona. Czy to się uda? Nie wiem, ale jeżeli jest to scenariusz prawdziwy, to zabawny i druzgocący dla demokracji jest fakt, iż w ogóle ktoś wpadł na taki pomysł.

Marcin Sułkowski

Читать всю статью