
Napoleon Wielki przed laty powiedział, iż armia baranów pod wodzą lwa jest lepsza od armii lwów pod wodzą barana. Jako żywo słowa te nie dotyczą jedynie wojny.
Pierwsze lata III RP wspominam jako koszmar. Odczuwalny zalew wolności po 4 czerwca 1989 r. dość gwałtownie zaczął ustępować przed strachem – przed utratą pracy, środków do życia, rosnącymi lawinowo cenami…
Nic dziwnego, iż raptem po trzech latach do żłobu, pardon, władzy, wrócili postkomuniści.
Prawdopodobnie za jakieś kilka...dziesiąt lat historycy będą dziwić się, dlaczego Polska, raptem kilka lat wcześniej zrzuciwszy z siebie reżim komunistyczny władzę demokratycznie oddała komuchom. To, iż Aleksander Kwaśniewski, aktywny przed 1989 r. działacz komunistyczny wysokiego szczebla został prezydentem i to na dwie kadencje (1995-2005) świadczy chyba najbardziej o stopniu rozczarowania społeczeństwa rzekomo solidarnościowymi elitami.
Niestety.
Po latach okazuje się, jak wielkiego mieliśmy pecha. O pierwszym, rzekomo niekomunistycznym premierze Tadeuszu Mazowieckim napisano wiele.
Przede wszystkim to, iż lata stalinowskie wbiły go w poczucie strachu przed Związkiem Sowieckim. Nie był w stanie prowadzić polityki samodzielnej, bez oglądania się na Wielkiego Brata.
Tak samo zresztą Wałęsa. Do dziś pamiętam jego mrzonki z NATO-bis, co miało po prostu oznaczać inną formę komuszego Układu Warszawskiego.
Po prostu zabrakło nam wówczas ludzi zdolnych do wprowadzenia suwerenności.
Po latach nieprzymuszeni do niczego ujawniają cechy, które wówczas powinny trzymać ich z daleka od jakiejkolwiek służby Państwowej.
Oto stosunkowo świeży tekst Antoniego Styrczuli, ongiś rzecznika prasowego Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.
Polacy ciągle roją jakieś „sny o potędze”.
Prężą muskuły.
„Wstają z kolan” a potem walą łbem w blat stołu.
Z powodu Jana Pawła II, jednego z mych ulubionych świętych, myślą, iż są jakimś „narodem wybranym”, albo – jak dawniej mówiono „przedmurzem chrześcijaństwa”.
A prawda jest taka, iż jesteśmy średniej wielkości państwem i narodem.
Z historią, którą trudno porównywać, z dziejami takiej np. Francji czy Niemiec.
Koronę też Bolesław Chrobry dostał od cesarza Ottona III, niemieckiego władcy z dynastii Ludolfingów, co skrzętnie przemilczamy obchodząc Tysiąclecie Królestwa Polskiego.
To przejaw jakichś tajonych kompleksów.
Z drugiej zaś strony, swoistej, polskiej megalomanii i porywania się z siekierą na słońce.
Nie sądzę, by Styrczula miał inne poglądy 30 lat temu. Po prostu ekipa, jaka kształtowała dzisiejszą Polskę od początku zamiast reprezentować polskie interesy tylko odwróciła kierunek bicia pokłonów.
Zamiast Moskwy wybrano Berlin i Brukselę.
„Pedagogika wstydu” najwyraźniej trafiła w gusta ówczesnych notabli.
Nawet teraz, w 2025 r., dokładnie 1000 lat po utworzeniu Królestwa Polskiego, jakiś tam Styrczula potrafi stwierdzić:
Koronę też Bolesław Chrobry dostał od cesarza Ottona III, niemieckiego władcy z dynastii Ludolfingów, co skrzętnie przemilczamy obchodząc Tysiąclecie Królestwa Polskiego.
Tymczasem prawda jest zgoła inna.
Kiedy Bolesław Chrobry był koronowany na polskiego króla Otton III nie żył już od blisko ćwierć wieku, zaś w Cesarstwie Niemieckim panowało bezkrólewie.
I dlatego wbrew woli cesarza Polska urosła do roli samodzielnego Królestwa.
Ba, dłużej niż Rosja byliśmy potęgą na skalę światową. Gdyby w XVI wieku istniał ONZ z całą pewnością bylibyśmy stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa. I tak przynajmniej do Potopu, choć nie można zapominać o odsieczy wiedeńskiej, ostatniej wielkiej wiktorii polskiego oręża.
Ale co tam. Dziadzio Styrczula opowiada o Polakach, którzy co chwilę wstają z kolan… i uderzają o blat stołu.
Poza tym co tam nasza historia… w porównaniu z niemiecką.
Tymczasem to nie Niemcy, ale Polska obroniła Europę przed zalewem bolszewickim po I wojnie światowej.
Francja natomiast miała tylko Napoleona, który faktycznie ruszył z posad bryłę świata.
Najbardziej jednak przeraża co innego.
A prawda jest taka, iż jesteśmy średniej wielkości państwem i narodem.
Z historią, którą trudno porównywać, z dziejami takiej np. Francji czy Niemiec.
(...)
To przejaw jakichś tajonych kompleksów.
Z drugiej zaś strony, swoistej, polskiej megalomanii i porywania się z siekierą na słońce.
„Porywanie się z siekierą na słońce” to nieudolna kalka z niemieckiego (die Sonne mit einer Axt angreifen). Po polsku mówimy natomiast o… motyce.
Natomiast polska historia jest godna pozazdroszczenia przez wymienione nacje.
Pomińmy czasy wczesnonowożytne, kiedy to Polska faktycznie stanowiła przedmurze chrześcijaństwa, ostatecznie ratując Wiedeń przed zdobyciem i faktycznym wejściem Imperium Ottomańskiego do Centrum Europy.
Ale to właśnie Polska jest tą, która zwyciężyła w XVIII decydującej o losach świata bitwie. Gdyby nie Bitwa Warszawska 1920 czerwoni zdobyliby Europę. Pamiętamy.
2 lipca 1920 roku Tuchaczewski wydał tzw. dyrektywę 1896 do rozpoczęcia ofensywy przez Front Zachodni – "(...) po trupie Polski wiedzie droga do. ogólnego wszechświatowego pożaru. Na Wilno, Mińsk, Warszawę — marsz".
Oj, jak wtedy łatwo było o iskrę... Rewolucja w Niemczech ledwie została zatrzymana, tak samo na Węgrzech. Miliony ledwo co zdemobilizowanych żołnierzy czekało we Francji i w Anglii. Narastał ruch rewolucyjny w Hiszpanii – do władzy dojdzie raptem dekadę później.
Gdyby Tuchaczewski pokonał Polaków wówczas Europa wpadła by w sidła komunistyczne.
I bynajmniej nie byłaby to komuna Stalina. Ale stokroć gorsza Trockiego.
Niemcy mają na koncie coś podobnego? Owszem, dwie wojny. Przy czym obie, paradoksalnie, wywołane przez… Rosję.
W 1914 r. Niemcy wypowiedziały wojnę Rosji dopiero po tym, jak ta zarządziła powszechną mobilizację. A potem już się posypało...
II wojna zaś wybuchła wskutek paktu Stalin-Hitler, zwanym potocznie paktem Ribbentrop-Mołotow. Nie dotyczył on jedynie podziału Polski, jak popularnie się twierdzi. Dotyczył również sowieckiego ataku na Finlandię oraz zaboru Państw Bałtyckich i blisko 1/3 Rumunii (obecnie z tych terenów powstało Nadniestrze, Mołdowa oraz cześć Ukrainy na zachód od Odessy).
Sięgnijmy do XIX wieku. Największy deal terytorialny, jakim była sprzedaż Alaski Stanom Zjednoczonym (wcześniej Alaska była częścią… Rosji) to typowy polski interes.
Polacy bowiem reprezentowali obie strony transakcji.
I nie powinniśmy się dziwić. Rosja była bowiem monarchią stanową, nie narodową. A zatem najwięcej do powiedzenia miała szlachta, a tej w zaborze rosyjskim było więcej, niż w pozostałych częściach Rosji razem.
Wg historyków w korpusie oficerów tzw. szwoleżerów gwardii, formacji wybitnie dworskiej i paradnej już w XIX wieku, aż 95% stanowili Polacy. Tymczasem w piechocie, decydującej o wyniku bitew, 95% kadry stanowili Rosjanie.
Ale taki „zając” (popularne określenie oficera piechoty w czasach PRL*) choćby nie śmiał marzyć, by był przyjęty choćby w najpodlejszym salonie.
Oczywiście gdyby liczyć „wielkość historii” poprzez ofiary poniesione przez mieszkańców Afryki gdzie nam się równać z Francją. Czy choćby z maleńką Belgią, której to XIX-wieczne ludobójstwo ma najwyraźniej wymiar większy, niż niemieckie podczas II wojny światowej.
Ale mówimy o historii. I o tym, kto ma się wstydzić.
Nie mamy czego.
I nie ma powodu, dla którego ktokolwiek może twierdzić, iż czyjaś historia jest lepsza od naszej.
Albo bardziej znacząca.
Ciekawe, iż takich pierdół nie pociska nikt w Czechach (ostatecznie utraciły niepodległość jeszcze w XIV wieku) czy też w Belgii lub Holandii.
Ale Polska ma się wstydzić. Ma trwać w przekonaniu, iż za Odrą są Państwa lepszejsze. ;)
Niestety. Tacy ludzie stali na początku III RP.
Na kolana i pokłony zgodnie z zawodzeniem berlińskiego muezzina. :)
Kompromitacja 13 grudnia dokładnie stoi na tym samym stanowisku.
Polacy ciągle roją jakieś „sny o potędze”.
Prężą muskuły.
„Wstają z kolan” a potem walą łbem w blat stołu.
A zatem mamy znać miejsce w szeregu i sikać po nogach z zachwytu, iż uda się nam zarobić jakieś „ojro” u bauera podczas zbiorów szparagów!!!
Bo każdy przejaw ustanowienia podmiotowości Państwa to walenie o kant stołu.
Tego chcą ONI.
I o tym, by było inaczej, są nadchodzące wybory prezydenckie.
29.04 2025
____________________________________
* poprawnie – oficera Wojsk Zmechanizowanych