Porządek społeczny zaczyna się od rodziny, by następnie przejść do coraz szerszych społeczności, a ostatecznie na cały świat. Ten pogląd sprawia, iż rodzina jest podstawową instytucją społeczną – podkreśla naukowiec James Kalb.
Prawnik i niezależny naukowiec, konwertyta katolicki, który mieszka w Nowym Jorku, autor książek: „The Tyranny of Liberalism”, „Against Inclusiveness: How the Diversity Regime is Flattening America and the West and What to Do About It”, „The Decomposition of Man: Identity, Technocracy, and the Church” przywołuje zasadę subsydiarności. Wskazuje, iż wynika ona z idei, iż porządek społeczny zaczyna się od rodziny, by następnie przejść do coraz szerszych społeczności, a ostatecznie na cały świat. „Ten pogląd sprawia, iż rodzina jest podstawową instytucją społeczną” – podkreśla. I wyjaśnia, iż „oznacza to, iż nie jest to tylko prywatna umowa lub kwestia przepisu prawnego czy społecznego”. W naturze ludzkiej jest „głęboko zakorzeniony” „trwały związek mężczyzny i kobiety, który jest komplementarny i zorientowany na sprowadzenie nowego życia na świat”.
Autor dodaje, iż „rodzina jest naturalną i konieczną instytucją”. Wynika to z naturalnego przyciągania mężczyzny i kobiety, z ich związku rodzą się dzieci, rodzice i potomstwo czują się połączeni, dzieci potrzebują wielu lat, aby dorosnąć. Konieczna jest więc wspólna opieka nad nimi. W rodzinie w naturalny sposób dzieci dorastają.
Człowiek jest nie tylko jednostką, ale także związany jest ze społecznością od samego początku, ponieważ potrzebuje osobistych relacji z innymi, którzy zapewniają mu miłość i bezpieczeństwo. Potrzebuje żyć wśród innych ludzi, na których sam będzie mógł polegać i na którym inni będą mogli polegać. Uczy się więc „działać społecznie i skutecznie”. To wszystko daje mu rodzina, będąca normalnym otoczeniem. Chociaż, naturalnie, są od tego wyjątki, gdy więź między rodzicami a dziećmi jest czasami zerwana, dzieci zwykle jakoś dorastają, ale narażone są na szkody psychologiczne. Taka sytuacja nie jest też dobra dla samych rodziców. Niemniej, są to wyjątki, które nie zmieniają reguły.
„Ten pogląd na rodzinę i społeczeństwo wydaje się zdroworozsądkowy i historycznie dominujący, ale większość ludzi dzisiaj w niego nie wierzy. Przynajmniej nie wprost. Wykształceni i odnoszący sukcesy ludzie są szczególnie skłonni odrzucić go w teorii. Mimo to, zwykle żyją zgodnie z nim w praktyce: nie stają się odnoszącymi sukcesy, będąc głupimi we własnych sprawach” – komentuje Kalb.
Zauważa jednak, iż takie osoby mają tendencję do postrzegania nie rodziny, ale państwa jako „podstawowej instytucji społecznej”, mającej zapewnić bezpieczeństwo, równość itd. Oczekują nawet, iż szeroko rozumiane państwo będzie głęboko ingerowało – poprzez regulacje – w prywatną sferę, w prywatne instytucje, by działały jak „agencje państwowe” wg określonego modelu.
Władze dekonstruują struktury, do których nie mają zaufania jak np. naturalna rodzina, promując „wiele różnych form rodziny”. Niestety, wielu katolików również akceptuje państwo jako podstawową instytucję społeczną, zamiast rodziny i struktury subsydiarne, podążając za katolicyzmem „sprawiedliwości społecznej”.
Ten model „katolicyzmu”, akcentując ogromną rolę państwa, de facto przyczynia się do rozmywania, a w konsekwencji do dostosowywania katolickich zasad moralnych do potrzeb rządzących. Osłabia się i dyskredytuje więzi rodzinne i inne nieformalne, tradycyjne powiązania. Coraz więcej aspektów życia ludzi zależy od biurokratów i narzucanych przez nich zasad. Ludzie stają się niesamodzielni, niepewni i odizolowani. Bezsilni i sfrustrowani oraz podatni na różne kryzysy w życiu prywatnym, nieufni w życiu publicznym, irracjonalnie nienawistni. Stają się po prostu podatni na manipulację.
Budowa „porządku społecznego” na podstawie ideologii takich, jak: liberalizm, progresywizm i libertarianizm nie sprawdziła się, ponieważ „z zasady odmawiają one uznania tradycyjnych, naturalnych i nieformalnych instytucji, takich jak rodzina, religia i wspólnota kulturowa, za prawdziwe instytucje z własnym statusem i autorytetem”.
Nie sprawdzą się także wezwania konserwatystów, nawołujących do ustabilizowania zradykalizowanej sytuacji. Byłaby to przegrana walka, właśnie ze względu na radykalizację, jaka się już dokonała.
Kaleb twierdzi nawet, iż nie można „zbudować porządku, który ucieleśnia dawne dobra, ale bez zwracania szczególnej uwagi na to, jak to było robione wtedy”.
Dodaje także, iż nie wystarczy rekonstrukcja porządku. To za mało, jeżeli nie uzna się transcendencji i nie zaakceptuje wszechobecnych skutków działania natury i historii.
Przywołując słowa jednego z mistrzów myśli konserwatywnej żyjącego na przełomie XVIII i XIX wieku, Josepha de Maistre’a o tym, iż „potrzebna jest nie rewolucja w przeciwnym kierunku, ale przeciwieństwo rewolucji”, by przywrócić porządek, Kalb pisze iż potrzebna jest „fundamentalna reorientacja: świat bardziej przeniknięty pokorą i miłością do tego, co najwyższe”. Wzywa więc do powrotu do tradycji, do religii „leżącej u podstaw naszych problemów społecznych i politycznych”.
Chociaż Kalb nie rozwija dalej swojej myśli – być może ze względu na ograniczenia związane z objętością artykułu – wydaje się, iż gdyby dalej odniósł się do de Maistre’a, francuskiego myśliciela politycznego, orędownika silnej władzy monarszej zależnej od papiestwa, który zasłynął jako przeciwnik rewolucji francuskiej, musiałby przypomnieć, iż wszystkimi tworami politycznymi kieruje pierwiastek religijny. Ponadto, musiałby przypomnieć, iż ludzie stają się jedynie narzędziami rewolucji i dopiero później zdają sobie sprawę, iż dokonali czegoś, czego tak naprawdę nie chcieli, ale nie wiedzą, jak to odwrócić.
De Maistre zwrócił uwagę w tomie pism poświęconym suwerenności, konstytucjom politycznym i stanowi Francji w dobie rewolucji (Essai sur le principe générateur des constitutions politiques, Considérations sur la France i Étude sur la souveraineté), iż „(…) rewolucja francuska w większym stopniu stoi na czele ludzi, niż ludzie stoją na jej czele. (…) choćby ci łajdacy, którzy zdają się stać na czele rewolucji, służą w niej tylko jako zwykłe narzędzia. W chwili, gdy zamierzają nad nią zapanować, przegrywają sromotnie. Ci, którzy ustanowili republikę, zrobili to, choć tego nie chcieli i nie wiedzieli, co robią. Porwał ich bieg wydarzeń. Wcześniej taki projekt by się nie powiódł”. Myśliciel dodaje, iż „[z] jednej strony religijny pierwiastek kieruje wszystkimi politycznymi tworami, z drugiej strony wszystko niknie, gdy on się cofa”. Dlatego „Europa jest odpowiedzialna, bo zamknęła oczy na te ważne prawdy; dlatego, iż jest za to odpowiedzialna, cierpi. Wciąż jednak razi ją światło, nie poznaje ręki, która zadaje jej cios. Naprawdę kilka osób w tym nastawionym materialistycznie pokoleniu jest w stanie poznać datę, naturę, ogrom niektórych zbrodni popełnionych przez jednostki, przez narody, przez najwyższe władze; jeszcze trudniej przyjdzie im zrozumieć rodzaj pokuty, której zbrodnie te wymagają oraz godny uwielbienia cud, który zmusza zło, by własnymi rękoma oczyściło miejsce wymierzone wzrokiem przez Wiecznego Architekta pod Jego cudowne konstrukcje. Ludzie w tym stuleciu dokonali już wyboru. Poprzysięgli sobie, iż będą zawsze patrzeć w ziemię”.
Moglibyśmy przywołać innego konserwatywnego kontrrewolucjonistę, hiszpańskiego markiza, myśliciela politycznego, prawnika, polityka i dyplomatę, który także był świadkiem gwałtownych rewolucji wstrząsających Starym Kontynentem i nieprawdopodobnego szerzenia się różnych błędów w życiu społecznym i w Kościele: Juana Donoso Cortesa.
„Doktor Kontrrewolucji” z XIX wieku pisał w liście do ambasadora Prus w Hiszpanii, iż „[a]ni siła militarna państwa, ani dyktatura szabli nie mogą dać wystarczającego impulsu do odrodzenia Europy, ale mogłaby to sprawić tylko wielka przemiana religijna”. „Ojciec Syllabusa”, niegdyś zagorzały liberał, „katolik otwarty”, po głębokiej wewnętrznej przemianie dał fenomenalny wykład na temat tego, czym jest władza. Uważał, iż wszystkie „błędy” sprowadzają się do „zaprzeczenia istnienia grzechu i Opatrzności”. Można je przezwyciężyć „zachowując niezmienny, hierarchiczny ład założony przez Boga – w sercu natury”. Tylko „porządek nadnaturalny” królujący nad „porządkiem naturalnym”, w którym wiara króluje nad rozumiem, łaska nad wolną wolą, a Opatrzność nad państwem – jest to wszak porządek sprowadzający się do zwierzchności Boga nad człowiekiem” – może uchronić całe społeczności przed okropnościami, jakie człowiek człowiekowi potrafi zgotować.
Źródło: catholicworldreport.com
Agnieszka Stelmach