44-letni Ibrahim urodził się w tatarskiej rodzinie w Tadżykistanie, dokąd jeszcze za czasów ZSRR na mocy nakazu pracy wysłano jego rodziców. On sam kilkanaście lat temu wyjechał do pracy do Rosji. Założył tam rodzinę, ma dzieci i do pełni szczęścia brakowało mu tylko obywatelstwa, o które bezskutecznie ubiegał się od lat. Wywalczyć paszport z dwugłowym orłem postanowił w końcu dosłownie – na froncie. Zachęcony obietnicami, iż zamieszkałym w Rosji cudzoziemcom będzie łatwiej w ten sposób uzyskać obywatelstwo, podpisał kontrakt z Grupą Wagnera. Z Ukrainy wrócił ciężko ranny, ale wymarzonego paszportu nie dostał. Zaproponowano mu, żeby… zaciągnął się na wojnę jeszcze raz. Tym razem poprzez ministerstwo obrony, co być może będzie lepszą rekomendacją.
Front albo deportacja
Wielu imigrantom zarobkowym, a zwłaszcza nielegalnym, niczego się nie proponuje. Poza alternatywą: front albo deportacja. Obiecując zarazem, iż tylko kontrakt z resortem obrony może zagwarantować im uproszczoną procedurę otrzymania rosyjskiego obywatelstwa. A na tych, którzy nie stawili się do komisji poborowych, chociaż rosyjskie paszporty już mają, realizowane są regularne obławy. – Ujęliśmy już ponad 30 tys. takich, którzy otrzymali obywatelstwo i nie chcieli się stawić w wojskowych komendach uzupełnień, i już około 10 tys. wysłaliśmy do strefy specjalnej operacji wojskowej – pochwalił się pod koniec czerwca wynikami tych „łapanek” szef Komitetu Śledczego Rosji Aleksandr Bastrykin. Zapewnił, iż zmobilizowani w ten sposób będą „kopać rowy i budować umocnienia” na tyłach. Ale czy na pewno? prawdopodobnie nie kopania rowów na tyłach frontu bali się 24-letni Tadżyk Aminzod Todżyddin i jego rok starszy rodak Mechrob Rachmonow, którzy półtora roku temu na poligonie pod Biełgorodem zastrzelili 11 rosyjskich towarzyszy broni. Aminzoda, pracownika jednej z moskiewskich restauracji, miano zmusić do podpisania kontraktu z rosyjską armią, mimo iż chłopak miał tylko tadżycki paszport.
Żołnierze Kima
Może też dlatego tak niepewny element jak migranci z łapanek ma zostać wsparty przez naprawdę zdyscyplinowane jednostki. Według źródeł z Seulu jednym z wyników zbliżenia Moskwy i Pjongjangu, oficjalnie potwierdzonym wizytą Władimira Putina w KRLD, ma być wysłanie do strefy tzw. specjalnej operacji wojskowej żołnierzy północnokoreańskiej armii. I to jeszcze w lipcu. Oficjalnie mowa właśnie o wojskach inżynieryjnych, które odciążyłyby zaangażowane we wznoszenie linii obronnych siły rosyjskie.
Żołnierze Kima byliby pierwszym tego rodzaju wsparciem udzielonym Kremlowi, tzn. jednostkami regularnej armii innego państwa. Dotychczas cudzoziemcy przybywali w charakterze ochotników lub najemników. Na przykład aż z Kuby, odległej i egzotycznej, ale też związanej z Moskwą dawnymi więzami przyjaźni. „Ochotników z Wyspy Wolności”, gdzie zarabia się 25 dolarów miesięcznie, Rosjanie kuszą kontraktami na 2 tysiące dolarów, a także wspomnianym już obywatelstwem.
Jednak nie brakuje takich, zwłaszcza wśród obywateli państw Zachodu, którzy uważają się za ideowców, a w rzeczywistości są pożytecznymi idiotami. Jak Amerykanin Russel Bentley Bonner, który jeszcze w 2014 roku przyjechał do Donbasu, aby walczyć z „kijowskim reżimem”. Później ze względu na wiek (w zeszłym roku skończył 63 lata) został wideoblogerem pracującym na użytek kremlowskiej propagandy. Ale rosyjski paszport, który dostał już jakiś czas temu, akurat jemu nie pomógł… W kwietniu 2024 roku „Texas” (takiego używał pseudonimu) został zatrzymany przez czołgistów z Buriacji. Uznany za amerykańskiego szpiega, miał być podczas przesłuchania nie tylko torturowany, ale także zgwałcony. Gdy „pomyłka” wyszła na jaw, oprawcy chcąc zatrzeć jej ślady, zastrzelili zatrzymanego, a ciało wysadzili w powietrze. Tożsamość ofiary potwierdziły dopiero badania DNA.