Полковник Юзеф Рокицкий – главнокомандующий Национальной военной организации

dzienniknarodowy.pl 4 часы назад
Józef Wacław Rokicki urodził się 6 marca 1894 roku w Lipnie, w rodzinie Klemensa i Marii z Lamparskich. Ojciec był urzędnikiem, co zapewniało rodzinie względną stabilność, choć nie pozycję elity.

Edukacja Rokickiego zaczęła się w miejscowej szkole miejskiej, którą ukończył w 1906 roku, a następnie kontynuowana była w domu. Jako ekstern zdał egzamin z zakresu sześciu klas gimnazjum w Płocku w 1911 roku. W wieku zaledwie 18 lat rozpoczął pracę jako urzędnik skarbowy w Kaliszu, a następnie w Połtawie.

W marcu 1915 roku został wcielony do armii rosyjskiej. Szkolony w Tyflisie i Oranienbaumie, objął dowództwo kompanii karabinów maszynowych, a potem pełnił służbę w Związku Wojskowych Polaków przy 75 Dywizji Piechoty. We wrześniu 1917 roku został dowódcą kompanii karabinów maszynowych w 9 pułku strzelców 3 Dywizji I Korpusu Polskiego (Dowborczyków). Jego lojalność wobec idei niepodległościowej Polski była wtedy już ugruntowana.

Po powrocie do kraju w 1918 roku Rokicki wstąpił do Wojska Polskiego. Początkowo pełnił funkcję dowódcy kompanii w 28 pułku Strzelców Kaniowskich. W 1919 roku ukończył Szkołę Oficerską Wojsk Samochodowych w Krakowie. Od tej pory rozwijał karierę w wojskach technicznych – samochodowych i pancernych. Awansował na majora w 1923 roku, a na podpułkownika w 1937 roku. W okresie międzywojennym zajmował szereg stanowisk dowódczych i sztabowych, m.in. był komendantem 9 batalionu pancernego w Lublinie. Równolegle studiował matematykę na Uniwersytecie Warszawskim.

Z jednej strony wojskowy profesjonalista, z drugiej – intelektualista i lojalny obywatel. Rokicki wyrastał na oficera o szerokich horyzontach, a jednocześnie mocno osadzonego w wartościach narodowych. Był sympatykiem obozu narodowego, co miało wpływ na jego późniejsze wybory konspiracyjne. We wrześniu 1939 roku pełnił funkcję oficera zaopatrzenia samochodowego w sztabie Okręgu Korpusu II w Lublinie. 19 września dostał się do niewoli sowieckiej, ale zdołał uciec. To ocaliło go prawdopodobnie przed śmiercią w katyńskich dołach. Już w październiku Rokicki rozpoczął działalność konspiracyjną.

Korzenie i formowanie się oficera

Józef Wacław Rokicki urodził się 6 marca 1894 roku w Lipnie, w rodzinie Klemensa i Marii z Lamparskich. Ojciec był urzędnikiem, co zapewniało rodzinie względną stabilność, choć nie pozycję elity. Edukacja Rokickiego zaczęła się w miejscowej szkole miejskiej, którą ukończył w 1906 roku, a następnie kontynuowana była w domu. Jako ekstern zdał egzamin z zakresu sześciu klas gimnazjum w Płocku w 1911 roku. W wieku zaledwie 18 lat rozpoczął pracę jako urzędnik skarbowy w Kaliszu, a następnie w Połtawie.

W marcu 1915 roku został wcielony do armii rosyjskiej. Szkolony w Tyflisie i Oranienbaumie, objął dowództwo kompanii karabinów maszynowych, a potem pełnił służbę w Związku Wojskowych Polaków przy 75 Dywizji Piechoty. We wrześniu 1917 roku został dowódcą kompanii karabinów maszynowych w 9 pułku strzelców 3 Dywizji I Korpusu Polskiego. Jego lojalność wobec idei niepodległościowej Polski była wtedy już ugruntowana.

Po powrocie do kraju w 1918 roku Rokicki wstąpił do Wojska Polskiego. Pocątkowo pełnił funkcję dowódcy kompanii w 28 pułku Strzelców Kaniowskich. W 1919 roku ukończył Szkołę Oficerską Wojsk Samochodowych w Krakowie. Od tej pory rozwijał karierę w wojskach technicznych – samochodowych i pancernych. Awansował na majora w 1923 roku, a na podpułkownika w 1937 roku. W okresie międzywojennym zajmował szereg stanowisk dowódczych i sztabowych, m.in. był komendantem 9 batalionu pancernego w Lublinie. Równolegle studiował matematykę na Uniwersytecie Warszawskim.

Z jednej strony wojskowy profesjonalista, z drugiej – intelektualista i lojalny obywatel. Rokicki wyrastał na oficera o szerokich horyzontach, a jednocześnie mocno osadzonego w wartościach narodowych. Był sympatykiem obozu narodowego, co miało wpływ na jego późniejsze wybory konspiracyjne.

We wrześniu 1939 roku pełnił funkcję oficera zaopatrzenia samochodowego w sztabie Okręgu Korpusu II w Lublinie. 19 września dostał się do niewoli sowieckiej, ale zdołał uciec. Już w październiku rozpoczął działalność konspiracyjną.

NOW i wybór scaleniowy – między misją a ideologią

Narodowa Organizacja Wojskowa była naturalnym środowiskiem dla Rokickiego. Od listopada 1939 roku kierował Okręgiem Lublin, budując tam silną strukturę konspiracyjną.

“Tam udało mu się stworzyć bardzo silną strukturę, co zostało dostrzeżone. Stąd w 1941 roku został poproszony przez Stefana Sachę, prezesa Podziemnego Zarządu Głównego Stronnictwa Narodowego, kryptonim ‘Kwadrat’, o objęcie stanowiska komendanta głównego NOW z siedzibą w Warszawie” – mówił w poświęconej oficerowi audycji Polskiego Radia prof. Jan Żaryn.

Po objęciu funkcji w Warszawie Rokicki musiał zmierzyć się z organizacyjnym chaosem oraz napięciami politycznymi. Struktury NOW były rozproszone, a część lokalnych komendantów nie ufała sanacyjnemu trzonowi AK. Rokicki rozpoczął intensywną kampanię zjednoczeniową, odwiedzając okręgi i łagodząc napięcia. Scalenie z Armią Krajową było jednym z największych wyzwań jego życia. Chodziło o to, by 70 tysięcy żołnierzy NOW przeszło do AK na zasadach partnerskich, bez utraty tożsamości organizacyjnej i ideowej. Rokicki – jako komendant – miał zapewnić, iż struktury zostaną wkomponowane w AK bez rozbicia ich hierarchii.

“Komendant główny NOW Józef Rokicki był przede wszystkim lojalny wobec środowiska politycznego umocowanego nad nim w strukturach konspiracji na czele z prezesem Stefanem Sachą, ale miał oczywiście pewne obiekcje” – wyjaśniał prof. Żaryn.

Obawy Rokickiego dotyczyły tego, czy oficerowie AK, wywodzący się często z kręgów sanacyjnych, będą potrafili uszanować niezależność narodowców.

“Sanacja, a więc oficerowie AK, będą próbowali podporządkować sobie żołnierzy NOW, a jednocześnie uniknąć dalszego trwania dowódców NOW jako tych mających podstawowy wpływ na ich wychowanie i rzeczywistość ideową” – dodał historyk.

Rokicki dostrzegał, iż zjednoczenie nie jest idealne.

“Decyzja polityczna Stronnictwa Narodowego była dla nich bardzo trudna. Komendant główny NOW-AK nie tyle zgadzał się z nią, co podporządkował się jej, widząc jednak słabości tej decyzji” – mówił profesor.

Mimo to Rokicki wykazał się odpowiedzialnością i pragmatyzmem. Poparł decyzję o scaleniu i 3 listopada 1942 roku, wspólnie z Sachą, wydał oficjalny rozkaz o włączeniu NOW do AK. Dzień później złożył przysięgę na ręce generała Stefana Roweckiego. W kolejnych tygodniach Rokicki nadzorował zaprzysiężenia komendantów okręgowych oraz wdrażanie wspólnej struktury organizacyjnej. Prowadził inspekcje terenowe, oceniając stan wyszkolenia, morale i gotowość oddziałów do działania pod jednolitym dowództwem. Równocześnie musiał łagodzić konflikty personalne i utrzymywać jednolitość ideową.

Scalenie stało się faktem, ale jednocześnie doprowadziło do pęknięcia – część narodowców opuściła szeregi NOW i powołała Narodowe Siły Zbrojne. Rokicki pozostał wierny idei wspólnej walki i obowiązkom wobec żołnierzy. Jako inspektor Komendy Głównej AK prowadził działania organizacyjne na terenie Okręgu Krakowskiego, koncentrując się na utrzymaniu morale, łączności i gotowości bojowej oddziałów.

Powstanie Warszawskie i dramat wyboru

Latem 1944 roku Józef Rokicki znalazł się w centrum wydarzeń, które miały zdecydować o losach stolicy i wielu jego podkomendnych. Po wybuchu Powstania Warszawskiego 1 sierpnia, początkowo działał na Śródmieściu jako oficer Oddziału III Komendy Okręgu AK. Już 18 sierpnia został mianowany komendantem Obwodu Mokotów, co oznaczało objęcie odpowiedzialności za jeden z najciężej walczących rejonów miasta. niedługo potem – 20 września – powierzono mu funkcję p.o. dowódcy 10 Dywizji Piechoty AK im. Macieja Rataja.

Warunki walki na Mokotowie były niezwykle trudne. Słabe uzbrojenie, niedobory amunicji, przeludnione schrony, głód i ciągłe bombardowania – to była codzienność jego żołnierzy. Rokicki nie był typem wodza zza biurka. Przemieszczał się po rejonach walki, kontaktował z dowódcami odcinków, osobiście nadzorował umocnienia. Ranny 24 września, meldował następnego dnia:

“Będę się bronił na gruzach.”

Ale sytuacja była beznadziejna. Teren zajmowany przez oddziały AK na Mokotowie skurczył się do około jednego kilometra kwadratowego. Zapanowało wyczerpanie fizyczne i psychiczne. Wśród żołnierzy narastały nastroje defetystyczne. Jak sam raportował w depeszy:

“Nastroje wśród wojska paniczne. Chęć wywieszenia białej flagi, jeden dowódca oddziału nie wykonał rozkazu.”

26 września 1944 roku Józef Rokicki podjął decyzję, która przeszła do historii jako jedna z najbardziej kontrowersyjnych w całym Powstaniu. Zadecydował o ewakuacji oddziałów mokotowskich kanałami do Śródmieścia. Działał w przekonaniu, iż dalszy opór oznacza bezsensowną śmierć setek żołnierzy, a jednostki mogą się jeszcze przydać do walki gdzie indziej.

“On był odpowiedzialny za ludzi. Zdawał sobie sprawę, iż umrzeć czasem jest dużo łatwiej niż potem żyć, a życie jest wartością, którą trzeba uznać za ważną, bo Polak może oddać ojczyźnie jeszcze niejedno. Ci żołnierze jeszcze mogli przydać się w Śródmieściu…” – komentuje prof. Jan Żaryn.

Decyzji tej sprzeciwił się gen. Antoni Chruściel „Monter”, który nie wyraził zgody na ewakuację i wydał rozkaz walki do końca. Jednak odpowiedź ta, nadana w kilku depeszach, nie dotarła na czas do Rokickiego. W nocy z 26 na 27 września podpułkownik przekazał dowodzenie ewakuacją mjr. Kazimierzowi Szternalowi i wraz z około 700 żołnierzami opuścił Mokotów.

Chruściel, nie uznając decyzji Rokickiego, rozkazał mu powrócić kanałami do Mokotowa. Ten rozkaz również nie został zrealizowany – kanały były już pod kontrolą niemiecką. W międzyczasie Mokotów skapitulował. 27 września, w odpowiedzi na ewakuację, gen. Chruściel powołał specjalną komisję „o charakterze sądu wojskowego”, która negatywnie oceniła działania Rokickiego.

„Walczył ze sobą. Bohaterska śmierć pociągała. Odpowiedzialność kazała postąpić inaczej.” – pisał o nim Jan Dobraczyński, towarzysz broni.

Rokicki nie walczył o reputację. Nie odpowiadał na zarzuty, nie tłumaczył się. W jego późniejszych wspomnieniach pojawia się obraz dowódcy świadomego ceny swojej decyzji, ale pewnego jej słuszności. Wśród żołnierzy i oficerów opinie były podzielone – dla jednych był tchórzem, dla innych człowiekiem, który ocalił setki istnień.

Po kapitulacji powstania trafił do niewoli niemieckiej, najpierw w Sandbostel, potem w Murnau. Tam przebywał aż do wyzwolenia przez wojska amerykańskie w kwietniu 1945 roku. W obozie cierpiał na przewlekły bronchit, chorobę, która wpłynęła na jego stan zdrowia do końca życia. Losy decyzji Rokickiego to klasyczny przykład wojennego dylematu: pozostać i zginąć, by podtrzymać legendę oporu, czy ratować ludzi dla dalszej walki. Wybór, którego nikt nie chce podejmować, a który ktoś musi podjąć.

W cieniu powojnia: emigracja, powrót, zapomnienie

Po wyzwoleniu obozu jenieckiego w Murnau przez Amerykanów w kwietniu 1945 roku, Rokicki nie zdecydował się na powrót do kraju. Wybrał emigrację, świadom konsekwencji, jakie mogłyby go spotkać ze strony nowej, komunistycznej władzy. Osiedlił się w Paryżu, gdzie gwałtownie zaangażował się w działalność kombatancką. Od 1948 roku był członkiem Komisji Rewizyjnej Oddziału Paryż Koła AK, a od 1954 przewodniczącym Okręgu Francja tegoże Koła. Działał również w środowiskach narodowych, utrzymując kontakt z dawnymi towarzyszami walki oraz redakcjami emigracyjnych pism.

Jego publicystyka (listy do redakcji, wspomnienia drukowane w „Placówce” i „Myśli Polskiej”) miała charakter nie tyle obronny, co dokumentacyjny. Chciał zachować dla potomnych obraz walki, w której uczestniczył. Jego najważniejsze dzieło „Blaski i cienie bohaterskiego pięciolecia” zostało wydane na emigracji w 1949 roku. To opowieść nie tylko o Powstaniu Warszawskim, ale także o codzienności konspiracji, lojalności i cenie odpowiedzialności dowódcy. W Polsce książka ukazała się dopiero kilka lat temu, dzięki Instytutowi Dziedzictwa Myśli Narodowej, którą to instytucją kierował prof. Żaryn.

W 1957 roku Rokicki zdecydował się wrócić do Polski. Motywy tej decyzji nie są do końca znane, ale można przypuszczać, iż zaważyła na niej chęć zakończenia życia w ojczyźnie. Powrót nie był triumfalny. Przeciwnie – Rokicki znalazł się pod stałą obserwacją Służby Bezpieczeństwa, choć nigdy nie został formalnie aresztowany. Był traktowany z nieufnością, jak wielu żołnierzy AK, zwłaszcza tych związanych z obozem narodowym. Ciężko chory na płuca, do pracy zawodowej wrócił dopiero w lipcu 1959 roku. Pracował w Zjednoczonych Zespołach Gospodarczych INCO (był to unikatowy w rzeczywistości PRL koncern stworzony przez środowisko PAX, a więc dawnych falangistów Bolesława Piaseckiego), a następnie jako starszy referent-planista w warszawskiej Bazie Usług Transportowych. Nigdy już nie powrócił do służby wojskowej ani nie odzyskał pozycji, którą miał przed wojną. Jego życie toczyło się na uboczu, bez rozgłosu i bez oficjalnych honorów.

W 1966 roku złożył maszynopis swoich wspomnień wojennych w Instytucie Wydawniczym Pax. Rękopis nie został wydany za jego życia. Dopiero dziesięć lat po jego śmierci fragment listu do „Wojskowego Przeglądu Historycznego” opublikował R. Bartodziejski. Był to jeden z ostatnich śladów Rokickiego jako uczestnika i świadka historii.

Zmarł nagle 6 października 1976 roku podczas uroczystej inauguracji roku akademickiego na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Spoczywa na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, w kwaterze batalionu NOW-AK „Gustaw”. Choć historia nie obeszła się z nim łaskawie, a legenda Powstania Warszawskiego przez lata go pomijała, Rokicki był jednym z tych, którzy nie ugięli się ani pod naporem ideologii, ani pod ciężarem samotnych decyzji.

„Zdawał sobie sprawę, iż umrzeć czasem jest dużo łatwiej niż potem żyć, a życie jest wartością, którą trzeba uznać za ważną, bo Polak może oddać ojczyźnie jeszcze niejedno” – podkreśla prof. Jan Żaryn.

Dziś powoli wraca do pamięci zbiorowej jako postać tragiczna, ale konsekwentna. Jego życie pokazuje, iż historia nie jest czarno-biała, a decyzje podejmowane w cieniu wojny nie zawsze pozwalają na wybór między dobrem a złem – czasem jedynie między tragedią a odpowiedzialnością.

Tomasz Kawalec

Читать всю статью