Żołnierz z USA, który stacjonuje w bazie wojskowej na Mazurach zaalarmował policję w Piszu, iż jego żona, która mieszka w Teksasie, prawdopodobnie potrzebuje wsparcia medycznego. Policja wezwała do kobiety karetkę, chora trafiła do szpitala.
Żołnierz stacjonujący w bazie wojsk amerykańskich w Bemowie Piskim na Mazurach kilka dni temu zaalarmował dyżurnego policji w Piszu, iż jego żona źle się czuje. Podał, iż kobieta jest w Teksasie, mieszka sama i ma pod opieką dwoje małych dzieci. O sprawie poinformowała we wtorek policja w Piszu.
Oficer prasowa piskiej policji Anna Szypczyńska powiedziała PAP, iż po telefonie od żołnierza dyżurny piskiej policji poinformował o zdarzeniu Biuro Współpracy Międzynarodowej Policji, które działa w Komendzie Głównej Policji i przy jego pomocy do kobiety w Teksasie wysłano karetkę.
Komenda Główna Policji, do czasu nadania tej depeszy, nie podała PAP, w jaki sposób zaalarmowano pomoc medyczną w Stanach Zjednoczonych, ani też ile czasu trwało wezwanie pomocy medycznej do żony żołnierza USA, który stacjonuje w Polsce.
Szypczyńska dodała, że żona żołnierza rzeczywiście potrzebowała wsparcia medycznego i trafiła do szpitala. Dwoje małych dzieci, którymi opiekowała się kobieta, trafiło do babci.
Pomoc po telefonie z Polski
Andrzej Jurkun z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie przekazał PAP, iż policjanci alarmują Biuro Współpracy Międzynarodowej Policji nie tylko w sprawach takich, jak w przypadku amerykańskiego żołnierza stacjonującego pod Piszem, ale także podczas prowadzenia pooszukiwań, czy wyjaśniania spraw kryminalnych. Jurkun podał PAP, iż w tym roku z takiego wsparcia regionalna policja korzystała już 12 razy.
Oficer prasowa policji w Piszu przyznała w rozmowie z PAP, iż żołnierze z bazy USA nie alarmują często polskiej policji. "To chyba była pierwsza tego typu sytuacja, odkąd żołnierze USA są na Mazurach. Całe szczęście, wszystko skończyło się dobrze" - przyznała Szypczyńska.
Źródło: PAP