„Dlaczego panowie nie zostają ojcami?”
Bo panie ich zniechęcają…
W nawiązaniu do artykułu Pana Cezarego Boryszewskiego pt. „Dlaczego panowie nie zostają ojcami?” (ANGORA nr 3) chciałbym dopowiedzieć aspekt i wyjaśnienie, które zostało pominięte lub nierozpoznane. Pan Cezary odważnie zadeklarował, iż przyjrzy się zjawisku z perspektywy mężczyzn i połowicznie mu się to udało, gdyż zgadzam się, iż „do tanga trzeba dwojga”. Zalew pornografii, wygórowane oczekiwania kobiet wobec mężczyzn jako mężów i ojców lub zwykłe wygodnictwo zniechęcają do ojcostwa.
Niestety, Autor zapomniał o dwóch innych ważnych powodach, dla których polscy mężczyźni nie decydują się na potomstwo, a choćby na małżeństwo. Po pierwsze – olbrzymie koszty zakupu mieszkania, bieżących wydatków i wychowania co najmniej dwójki dzieci (uwzględniając wskaźnik zastępowalności pokoleń 2,1). Mieszkanie 3-pokojowe w małym mieście kosztuje kilkaset tysięcy złotych, samochód i naprawy, ciągłe podwyżki rachunków (np. prądu), trudności z darmowym przedszkolem, ryzyko wygaśnięcia świadczenia 800+ i dziesiątki podobnych zjawisk skutecznie zniechęcają młodych mężczyzn do tej życiowej decyzji.
Nawet nisko oprocentowany kredyt na 25 lat nie jest rozwiązaniem, gdyż wiadomo, iż wskaźnik rozwodów sięga 30 proc., więc ryzyko rozstania z ukochaną jest realne i duże mimo trwającej teraz miłości. Drugim powodem jest narastająca presja, roszczeniowość i negatywna strona emancypacji kobiet, szczególnie tych najmłodszych (21 – 30 lat) wobec mężczyzn, które oglądają na wszelkich social mediach setki wpisów i filmików influencerek mówiących im, jak traktować mężczyznę, czego od niego oczekiwać i jak nie ustępować mu na krok. Zerknąłem na te treści dedykowane tylko kobietom: przeraziła mnie nie tylko ich głupota, ale i ilość lajków, pozytywnych komentarzy. Młode kobiety ulegają wizji: „Niech on udowadnia każdego dnia, iż jest ciebie wart!”, „Jesteś wyemancypowana, więc nie ustalaj, ale sama zdecyduj, jak będzie w waszym związku”, „Nie musisz o nic pytać, bo tobie się należy, i jeżeli on się wkurzy, to ten palant nie zasługuje na kolejną randkę” – setki zgubnych rad kreują charakter i postawę dziewczyn, które skutecznie zniechęcają lub odstraszają partnera na wczesnym etapie przekształcania znajomości w poważny związek.
Nie twierdzę, iż mężczyźni są bez winy, ale narastająca arogancja i rzekoma „samowystarczalność” kobiet coraz częściej ujawniają bezcelowość zawierania małżeństw i posiadania potomstwa. Dramat dzieje się także w pokoleniu kobiet 40+, które z różnych powodów, po wielu latach małżeństwa (jak tylko podrosną dzieci) chcą się nagle rozwodzić lub formułują kosmiczne, nowe oczekiwania wobec dotychczasowego męża – sam tego doświadczyłem i widzę to u większości par, które znam. Naprawdę strach, a przede wszystkim szkoda czasu i zdrowia na szukanie relacji z takimi kobietami, gdyż samotność (i przyjaciele) jest po prostu dla mężczyzn lepszą alternatywą, a powyższe zjawiska są odpowiedzią na tytułowe pytanie artykułu. TOBIASZ
Łowiectwo raz jeszcze
Przeczytałem z zainteresowaniem listy czytelników z nr. 4. ANGORY, w którym rozpala się dyskusja na temat polowań i myślistwa jako takiego. Ta nagonka na myśliwych trwa od dłuższego czasu i protestują ludzie, którzy zwykle nie mają styczności z dzikimi zwierzętami, a cała ich wiedza ogranicza się do tego, co widzą w filmach przyrodniczych. Ja nie jestem myśliwym, ale mieszkańcem wsi, gdzie ta dzika zwierzyna praktycznie żyje i żeruje, i wiem, iż jeżeli nie będziemy regulować liczby zwierząt dziko żyjących, to uprawy rolne zjedzą nam przed zbiorami. Już teraz ilość dzików jest taka, iż jak wpadną na ziemniaczysko, to przeorzą je tak, iż nie ma co zbierać. Niedawno widziałem reportaż o naszym skarbie narodowym – żubrze.
Nie wiem, czy ktoś zauważył, iż te stada wypasają się na chłopskich polach, jest ich po prostu za dużo i las ich nie wyżywi. Ale oczywiście, gdyby ktoś zaproponował odstrzał ich części, to podniosłaby się wrzawa pod niebiosa! Skoro nie można ich zabić, to może odłowić i odsprzedać? Wiem, iż wiele państw chętnie by je kupiło. W tym miejscu ktoś powie: Przecież rolnicy dostają odszkodowania. Tak i to od kogo – od kół łowieckich. O wycenach nie wspomnę, bo to inna historia, ale zainteresowanych odsyłam do rolników zamieszkałych w pobliżu jakiegokolwiek lasu. Te działania, mające na celu ochronę zwierząt za wszelką cenę, doprowadziły do tego, iż dziki spacerują po miastach, a gdzie jest zwierzyna, tam niedługo przyjdą drapieżniki, wilki, rysie.
A tak przy okazji, zauważyłem, iż w wielu oknach w blokach zawieszone są różne tasiemki, sznurki itp. Zainteresowałem się, czemu służą? Ano są po to, aby jaskółki nie zakładały gniazd, bo bardzo brudzą, i to jest właśnie ta ochrona, ale własnych okien i cudzych sumień. Zostawmy myśliwych w spokoju, odstrzał selekcyjny jest potrzebny i to wszystkich zwierząt – od wilków poczynając – bo zaczynają być groźne, przestały bać się ludzi. WŁADYSŁAW GÓRNY
Zabytek kultury
Ostatnio nasiliła się akcja mająca na celu zakazanie łowiectwa jako barbarzyństwa nieodpowiadającego dzisiejszym ucywilizowanym czasom. Na pierwszy rzut oka, gdzie niedźwiedzie nie chodzą po ulicach, a lodówka jest pełna mięsa „rosnącego” na półkach sklepowych, pozyskanego z całkowicie odhumanizowanych hodowli, kultywowanie łowiectwa czy wędkarstwa wydaje się anachronizmem. Rzeczywiście, w odróżnieniu od czasów komunistycznych, kiedy mięso było na kartki i możliwość zdobycia dodatkowych kilogramów była istotnym uzupełnieniem jadłospisu, dziś ten aspekt staje się nieistotny. Dlaczego wobec tego tych kilkaset tysięcy „prymitywów” traci swój czas, niekiedy cały urlop, i siedzi nad wodą czy w lesie, wydając duże pieniądze na zakup nowego sprzętu łowieckiego, który nigdy nie zwróci się w formie pozyskanych „łupów”, zamiast zabrać się do jakiegoś „pożytecznego” zajęcia?
Od czasów, kiedy „każdy kłos był na wagę złota” i nie wolno było prowadzić dokarmiania zwierzyny w lesie, aby ograniczyć szkody na polach uprawnych, liczba zwierzyny zwiększyła się 3-, 5-krotnie (łoś z 2 do 35 tys. szt.) i jest ściśle monitorowana, a zaplanowana liczba zwierzyny do pozyskania jest ustalana przez gminę lub nadleśnictwo. Niewykonanie planu przez koło łowieckie jest karane (jeleń – ok. 1 tys. zł za szt.) lub zabierane jest prawo dzierżawy obwodu łowieckiego. Rzadko się zdarza, żeby myśliwi wnioskowali o zwiększenie liczby odstrzelonej zwierzyny ponad wyznaczony plan. Pomimo postawienia ambon przy nęciskach strzelenie zwierzyny nie jest sprawą łatwą. Zastrzelenie dwóch, trzech sztuk zwierzyny w ciągu roku wielu myśliwym zajmuje choćby 500 godzin pobytu w lesie, a zwierzynę spotyka się w przypadkowych miejscach i sytuacjach, co stanowi atrakcyjność łowiectwa. Wielu myśliwym, mimo starań, nie udaje się nic upolować: pozostają im koszty i przyjemność z samego pobytu i obserwacji przyrody. Zarzut picia alkoholu na polowaniu jest takim samym problemem jak picie kierowców i niczym nie wyróżnia myśliwych.
To samo dotyczy dodatkowych badań dla starszych myśliwych z powodu wypadków z użyciem broni – nie odróżnia się ich od wypadków w wojsku czy policji i zwykle dotyczy osób młodszych. Polska jest jednym z państw o najmniejszej liczbie broni w rękach osób cywilnych (130 tys. myśliwych i ok. 80 tys. broni krótkiej), co jest liczbą kilkakrotnie niższą niż w innych krajach w przeliczeniu na liczbę ludności, co z kolei w połączeniu z brakiem powszechnej służby wojskowej powoduje, iż jako społeczeństwo stajemy się analfabetami strzeleckimi. Ostatnie lata z powodu ASF i nadmiernej liczby wilków (10-krotny wzrost) są ciężkie dla łowiectwa, zwierzyna jest płochliwa i trudna do spotkania, co powoduje, iż wielu myśliwych ograniczyło swoją aktywność.
Podsumowując, apeluję, aby osoby wnioskujące o „zlikwidowanie” łowiectwa najpierw zapoznały się z wszystkimi jego aspektami, a nie operowały jakimś detalem i na jego podstawie wyciągały nieadekwatne wnioski. Nigdzie w świecie nie zlikwidowano łowiectwa z prostej przyczyny: zwierzyna nieredukowana zwiększa swoją liczebność od 30 do 100 proc. rocznie, co w skali pięciu lat stanowi 4- do 30-krotnego (dziki) wzrostu populacji. Aktualnie doświadczalnie ustanowiona liczba zwierzyny stada podstawowego zasadniczo powinna wyżywić się w lesie, wszelka jej nadwyżka będzie szukać karmy na polach i w miastach, powodując szkody, za które nikt nie byłby w stanie zapłacić. Sugeruję traktować łowiectwo i myśliwych jako nieodzowny relikt odległej przeszłości i jako zabytek kultury, który dba o to, żeby zwierzyny w lesie było jak najwięcej przy jak najmniejszych szkodach łowieckich na polach, za które myśliwi sami płacą. JERZY SADURSKI
No i… mamy!
Mamy kampanię opluwania, kłamstw, wyzwisk i niebywałej obłudy, zionięcia jadem niczym rozwścieczona kobra w wykonaniu, jakby inaczej, pisowskich speców od wyborów. Zamiast rzeczowych argumentów – bzdury i kłamstwa, zamiast dyskusji – obrzucanie błotem nie tylko kandydata z KO, ale i całego rządu z największym wrogiem premierem Donaldem Tuskiem na czele. A cóż takiego zrobił pan premier? Ośmielił się wygrać wybory! Toż to niesłychane!
Jak można odsunąć wiadomo kogo od koryta i straszyć odpowiedzialnością za przekręty, za zmarnowane miliardy złotych? Takiego potopu nienawiści to jeszcze w naszym pięknym kraju (to nie sarkazm) nie było. To, co się stało w Lęborku, to już nie są przelewki, ale coś znacznie gorszego, bo zachęcanie do zbrodni, jakby było mało zamordowanie przez podjudzonego zbrodniarza prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Oczywiście w tej kampanii nienawiści biorą czynny udział media popierające słusznie minioną partię. A najgorszy i wręcz obrzydliwy jest udział w tym szatańskim korowodzie rzekomo obywatelskiego (ciekawe, kto uwierzy w te brednie?) kandydata na prezydenta. Następną ofiarą niesłychanego hejtu został pan Jerzy Owsiak.
Dlaczego? Bo zrobił to, czego nie potrafiła przez osiem lat zrobić rzekomo zjednoczona prawica – zmobilizował tłumy i to bez żadnego dawania „plusów”. Sympatyczny Pan w czerwonych spodniach i śmiesznych okularkach stał się najbardziej popularnym człowiekiem nie tylko w Polsce, ale i poza granicami naszego kraju. A tego już wszyscy zwolennicy faceta, który ma kota, ścierpieć nie są w stanie. Więc co? Gdzie błoto, gdzie gnojówa, trzeba obrzucić pacynami, oblać gnojówą! A co się będzie puszył!
Panie Premierze, Panie Jurku, nie popuśćcie im! Jak zafasują solidne kary sądowe, to może zrozumieją, iż gnojówa i błoto to bardzo niezdrowe argumenty, zwłaszcza dla kieszeni. RYSZARD PORĘBSKI
Kilka refleksji
Nie jestem fanem nowego prezydenta USA, ale z podziwem odnotowałem jego przygotowanie do przejęcia władzy w Białym Domu. Wszak w chwili wyborów nic nie było pewne, a sondaże nie wskazywały na tak przekonujące zwycięstwo Donalda Trumpa. Mimo to jego zapowiedzi przedwyborcze, niezwłocznie po objęciu prezydentury, nabrały realnego kształtu. Oczywiście, można dyskutować nad zasadnością wielu podpisanych przez D. Trumpa dekretów, ale najważniejszy był fakt, iż wcześniej zostały one przygotowane. Zupełnie inny obraz zaprezentowała po wyborach polska scena polityczna.
W czasie, gdy koalicja startowała w wyborach z licznymi propozycjami, a prezydent dał jej jeszcze czas na doszlifowanie ewentualnych rozwiązań, to trudno nie odebrać wrażenia, iż nowy rząd do objęcia władzy totalnie nie był przygotowany (zadaniu jedynie sprostał minister Sienkiewicz, rozbijając chory układ medialny). No i następne miesiące też wiele nie zmieniły. Bez zdziwienia przyjmę zatem wyniki czekających nas wyborów, które mogą pokazać, iż sposób kierowania rządem przez europejskiego męża stanu, na jakiego lansowany jest nasz premier, okaże się dla obywateli mniej atrakcyjny niż autokratyczne decyzje wyśmiewanego, ale skutecznego prezesa. J.M.
Szukam bohatera
W Polsce jest ponad sto partii politycznych reprezentujących wszelkie opcje, walczących o poklask nie tyle sobie podobnych, co dających się omamić. Scena polityczna dzieli się na lewicę, centrum, prawicę i zakamarki z zakładkami ugrupowań, będących bardziej… od innego lub mniej… od tamtego (ugrupowania). Strona polityczna obdziela nas, scenę społeczną, tym, co ulepi z naszych podatków, i rozwiązaniami na miarę ich wyobraźni. Jest jednak czas przedwyborczy, teraz przedprezydencki, w którym garść partii wysuwa na czoło polityków z festiwalem obiecanek cacanek.
Dlaczego zawsze chcą oni wejść w rolę sroczki (tej, co warzyła kaszkę) i na siłę chcą czymś obdarować wyborców? Pretendenci do fotela Prezydenta RP przedstawiają swoje kandydatury, siląc się na oryginalność, niezależność i sprawczość oraz negację konkurentów. Robią to w sposób utarty od lat, pozycjonując się na oczekiwania publiki i „grając” pod publikę. Oto, co wam dam…! A tamtym to ja…, wy już wiecie, co! Zagwarantuję – jak tu stoję! Obiecuję – iż nie wiem co!
Plus inne pierdoły, byle tylko o ich autorach mówić. Ja szukam kandydata wiarygodnego, któremu mogę zaufać. Chcę usłyszeć o tym, czego on (ona) nie będzie robił. Że nie powie po wyborach, iż wygrał, bo przecież wybory to nie mecz! Nie będzie kradł państwowego, nie przymknie oczu na grabienie kasy przez kolesi, nie wykorzysta stołka do prywaty. Nie będzie zdradzał(a) współmałżonka w czasie państwowych wizyt zagranicznych, dłubał w nosie w filharmonii, dzielił włosa na czworo w sprawach wagi „piórkowej” lub „papierowej”, zawracał kijem Wisły mniemanologią stosowaną, wystawiał urzędu na drwinę i kpinę – jak azylową melinę. Nie będzie relatywizował deklarowanych zobowiązań, falandyzował prawa i Konstytucji RP.
Nie ułaskawi członka rodziny, partii politycznej ani urzędnika państwowego. Nie prześpi się z aktorką porno, nie kupi gofrów na Krupówkach lub nad morzem. Nie program partii będzie programem narodu, nie PRL-owskie przyzwyczajenia i wzorce będą drogą wyboru i obsady KRS, TK i SN. „Aby (Du…y nie robiąc z siebie w rozmowach bezpośrednich w języku niepolskim z obcokrajowcami) język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa…” (Juliusz Słowacki) – jego głowa, urzędującego prezydenta. Który z kandydatów da słowo, iż nie pójdzie w dyktatorsko-oligarchiczne ślady V. Orbána, autokratyczne J. Kaczyńskiego i prowadzące na manowce M. Morawieckiego lub separatystyczne (od UE) polexitowców? Nie będzie, wzorem prezydenta Brazylii (dopuścił niszczenie lasów deszczowych w Amazonii), zezwalał na wycinkę w Puszczy Białowieskiej, Augustowskiej, Boreckiej, Piskiej, Niepołomickiej, Napiwodzko-Ramuckiej, Knyszyńskiej, Nidzickiej i w 28 innych.
W przeciwieństwie do znanych rasistów, nie zażąda deportacji z kraju osób rasy niebiałej. Nie ugnie kolan ze strachu przed swoimi wyborcami i społeczeństwem i wyegzekwuje (art. 25 ust. 3 Konstytucji RP) zasady poszanowania autonomii państwa i Kościoła oraz ich wzajemną niezależność, każdego w swoim zakresie. Czy nie wypełniając chociażby kilku przyrzeczeń, prezydent zrzekłby się urzędu lub wyszedł z prezydencką inicjatywą rozpisania referendum (art. 125 Konstytucji RP) w swoistym rodzaju votum zaufania w połowie kadencji, aby naród mógł uwolnić etat? Chciałbym poznać bohatera. JANUSZ G.
Adrian Zandberg to poputczik Jarosława Kaczyńskiego!!!
Towarzysz Włodzimierz Lenin, niekwestionowany znawca i wyznawca realpolitik, zdefiniował tzw. użytecznych idiotów i pokrewnych im tzw. poputczików. W największym skrócie: to tacy działacze polityczni i społeczni, którzy – aczkolwiek sami bardzo dalecy od idei i poglądów bolszewickich – swoją równoległą aktywnością na forum międzynarodowym obiektywnie bolszewików wspierali. W dążeniu do własnych egoistycznych celów, bynajmniej nie komunistycznych, było im jednak z bolszewikami po drodze. Stąd właś nie termin poputczicy. Adrian Zandberg swoim zachowaniem idealnie wpisuje się w tę definicję.
Rozwala środowisko lewicy, dotychczas lojalnie uczestniczącej w rządzącej koalicji partii demokratycznych. W sytuacji niewybrednych ataków opozycji swoimi lewackimi bredniami dolewa oliwy do ognia. Zamiast w grudniu 2023 r. przyjąć oferowany mu (partii Razem) udział w tworzeniu rządu, zdystansował się i od czasu do czasu wygłaszał komentarze polityczne godne wsiowego męd rka, aczkolwiek, przyznaję, czynił to z miną wielkomiejskiego, akademickiego filozofa.
Teraz postanowił zostać Prezydentem RP. Narobi tylko zbędnego zamieszania i zdezorientuje lewicowy elektorat (ten mniej wyrobiony politycznie). 18 maja br. zagłosuje na niego jakieś 2 proc. wyborców. Analogicznie prawdopodobnie postąpi w 2027 roku podczas wyborów do parlamentu (o ile te nie odbędą się wcześniej). Wtedy jednak już owe Zandbergowe dwa procent (a konkretnie jego partii Razem) może okazać się na wagę złota. „Razemki” nie przekroczą progu wyborczego i nie znajdą się w Sejmie RP. Głosy oddane na nich będą głosami zmarnowanymi. W sytuacji wyrównanej rywalizacji politycznej może to przynieść zwycięstwo partii Jarosława Kaczyńskiego i jego ewentualnym narodowcowym koalicjantom. Czyli nastąpi powtórka z rozrywki i Adrian Zandberg okaże się politycznym recydywistą!
Przypomnijmy, iż już w 2015 roku wtrącił do wyborów parlamentarnych swoje marne trzy grosze, jego partyjka g…o osiągnęła, ale oddzielnie startująca ówczesna koalicja lewicowa przez to także nie znalazła się w parlamencie. Do przejścia progu wyborczego zabrakło jej bowiem dosłownie ułamka procentu, tj. akurat niedużej puli głosów lewicowych wielbicieli Zandberga. W rezultacie Platforma Obywatelska nie miała z kim utworzyć koalicji i mieliśmy rządy PiS. No i niech mi ktoś powie, iż Adrian Zandberg nie wystąpił wówczas w roli poputczika Jarosława Kaczyńskiego! A teraz zaczyna ponownie być im obu „po drodze”. K.R.