Письма в редакцию "Ангоры" (19.01.2025)

angora24.pl 12 часы назад

Immunitet poselski

Złości mnie, iż posłowie tak chętnie korzystają z ustanowionego przez NICH SAMYCH prawa do immunitetu poselskiego, a nie wracają do prawa ustanowionego w 1935 roku. W Konstytucji kwietniowej z 1935 roku nastąpiło drastyczne ograniczenie immunitetu parlamentarnego – posłowie „korzystają tylko z takich rękojmi nietykalności, jakich wymaga ich uczestnictwo w pracach Sejmu”. Dziś – choćby gdy po pijaku Jaśnie Wielmożny Pan Poseł jedzie samochodem – chroni go immunitet. Takie prawo ustanowili posłowie wolnej od komuny Polski, chroniąc własne i kolegów siedzenia. Najwyższy czas to zmienić. Czyżby dzisiejsi posłowie nie wiedzieli, co znaczą słowa HONOR I ODPOWIEDZIALNOŚĆ? Takie słowa i sposób zachowania wynosi się z rodzinnego domu. Z poważaniem K. GRUSZEWSKI

Nie wyrażam zgody, czyli rzecz o immunitecie

Pierwszą częścią tytułu, czyli słowami: „Nie wyrażam zgody na pociągnięcie mnie do odpowiedzialności”, miał się posłużyć Jarosław Kaczyński w sprawie dotyczącej jego odpowiedzialności za niszczenie mienia i uderzenie aktywisty w twarz, a tak naprawdę za comiesięczną szarpaninę pod pomnikiem swojego brata. Zresztą nazywanie słynnych schodów na placu Piłsudskiego pomnikiem ofiar katastrofy smoleńskiej jest lekkim nadużyciem, albowiem tylko niewielka część rodzin czuje jakąkolwiek więź z tym miejscem. Największą czuje oczywiście Kaczyński, no, może jeszcze Macierewicz, który, jak wiadomo, natychmiast po katastrofie uciekł stamtąd, by pilnować spuścizny, która mogłaby mu zagrażać. Słowa protestu przeciw wzięciu odpowiedzialności za czyny może by były choćby śmieszne, gdyby nie to, iż one wyrażają pełnię przekonań Kaczyńskiego co do jego możliwości sprawczych.

W kontekście katastrofy smoleńskiej można powiedzieć, iż 10.04 też prawdopodobnie nie wyraził zgody na lądowanie na lotnisku zapasowym. On to wie, a inni się domyślają, iż taka była treść rozmowy braci. Wszyscy natomiast wiedzą, jakie były tego skutki. Ale zostawmy katastrofę smoleńską w spokoju i pomyślmy o tym, czym naprawdę jest instytucja immunitetu i czy aby jest naprawdę potrzebna. Odpowiadając na drugą część pytania, można powiedzieć: immunitet być powinien. Natomiast czy powinien on mieć zastosowanie do każdego przypadku i każdej sytuacji – uważam, iż zdecydowanie nie. Oto chcąc pociągnąć posła do odpowiedzialności, prokurator musi wystąpić do Sejmu o pozbawienie nietykalności. Tam są co najmniej dwie dyskusje, potem głosowanie plenarne. To wszystko trwa. Czy zatem mając świadomość, iż dochodzenie będzie bardzo kłopotliwe, trudne i czasochłonne, nie prowokuje się wręcz posiadacza immunitetu do tego, by lekceważył przepisy prawa? Zwłaszcza w stosunku do osób, z którymi ma cokolwiek na pieńku. Przecież ten poseł jest świadom, iż guzik mu zrobią.

Jedyne niebezpieczeństwo jest wtedy, gdy nie zostanie wybrany na następną kadencję i immunitet straci. Kilku posłów poprzedniej kadencji jest w takiej sytuacji. W każdym innym przypadku poseł bimba na to, co mu mogą zrobić jego oponenci – na przykład pobici. Sprawa wykroczeń komunikacyjnych. To też powinien być obszar absolutnie wyłączony z działania jakiegokolwiek immunitetu. Nie tylko poselskiego, ale również sędziowskiego, prokuratorskiego czy innego.

Nie wiem, kto jeszcze w Polsce jakiś posiada. Sprawca powinien mieć stawiane zarzuty niezależnie od tego, czy zasłania się immunitetem, czy nie. Przecież jazda po pijanemu nie może wiązać się z wykonywaniem mandatu posła, a immunitet stworzony po to, by chronić osobę pochodzącą z wyboru przed nieuzasadnionymi wystąpieniami w sprawach, które mogą być nie na rękę obywatelowi czy choćby grupie obywateli. Nie mogą dotyczyć też zwykłych chuligańskich wybryków i wielu innych wykroczeń i przestępstw.

Ostatnio związkowi policjanci postanowili, iż w ramach protestu będą dokuczać rządzącym, sprawdzając na przykład, gdzie i jak parkują. Oto poseł jeździ bez prawa jazdy, parkuje, gdzie chce, badać na trzeźwość się nie daje, bo ma immunitet. Czy po każdym tym „protestowym” wykroczeniu policja będzie występowała o uchylenie immunitetu? To przecież jakaś kpina i absurd do sześcianu. Trzeba coś zrobić z immunitetem – nie mam w tym względzie żadnych wątpliwości. Oczywiście najprostszym wyjściem byłoby zniesienie w ogóle instytucji immunitetu, ale jestem na tyle rozsądnym człowiekiem, iż nie wierzę, aby którykolwiek z posłów, niezależnie od opcji politycznej, zagłosował za tym rozwiązaniem. Dyskusje, jakie są toczone przy okazji wniosków o zniesienie konkretnego immunitetu, sprowadzają się tak naprawdę do argumentowania, iż posłowie są winni albo niewinni. A przecież o winie lub jej braku decydować ma sąd. Należy posła wysłać do sądu, by tam toczył batalię o swoją niewinność.

Dyskusje o uchyleniu immunitetu są zatem czystą stratą czasu, albowiem z góry jest wiadomo, iż ten, kto ma większość, ten przeforsuje swoje stanowisko. ARTUR BUKAJ

Wybawca(y)?

Ależ ten premier Węgier to myślący i przewidujący człowiek – mimo nieżyczliwych mu internautów, którzy uważają go za „stetryczałego łajdaka i szubrawca”. Dopiero co zapowiedział, iż przyjmie każdego prześladowanego, a już tego samego dnia przyjął w Budapeszcie Marcina Romanowskiego. Ba! Już na drugi dzień u nas pojawiło się ogłoszenie: „Aaaaaktywnie wszystkim politykom PiS udzielę za darmo lekcji węgierskiego”. A i tak premier Węgier będzie lepszy od Aleksandra Łukaszenki (tenże przyjął Szmydta jako pierwszy) w wyścigu o rozwój swojego kraju do pozycji silniejszego i za ileś tam lat bogatszego od każdego sąsiadującego, idąc wzorem… Australii. Bo Australia też zaczynała karierę jako miejsce zsyłki skazańców. I jak pięknie się rozwinęła!

Nie wiem, czy węgierska ambasada u nas czyta „Angorę”, ale w ramach braterskiej polsko-węgierskiej współpracy posyłała na bieżąco meldunki o tym, co PiS przez te 2 + 8 lat robił. Musi się pan premier Węgier zatem liczyć z tym, iż miesięcznice będą, a i placu na kolejne „schody do nieba” z kamienia pan premier Węgier prezesowi przecież nie pożałuje. W każdym razie obiecany na początek wóz strażacki – za Marcina Romanowskiego – już ma jak w banku. Tylko, Panie Premierze Węgier, proszę się nie spieszyć. W kolejce u nas czekają następni. Prokuratura wystąpiła już o uchylenie kolejnych trzech immunitetów, a to dopiero początek. Do samej wierchuszki też dotrą. A w ogóle to najlepiej poczekać i zabierać naszych pisowców dopiero wtedy, gdy już zostaną osądzeni i skazani. Uniknie Pan ryzyka, iż wśród azylantów zaplącze się przypadkowo jakaś niewinna osoba. Jakaż to będzie dla nas ulga, kiedy Pan weźmie na Węgry wszystkich uchodźców politycznych!

Dotąd żyłem w przekonaniu, iż ciąży nad nami jakieś fatum i nic się nie da zrobić, a tu taka wielkoduszność! Łza wdzięczności się w oku kręci, iż zabierze Pan przestępców Kaczyńskiego do Budapesztu. Jest Pan wybawcą. To wielka ofiarność i solidarność braci Węgrów uwalniających nas od tego brzemienia. Ekstrapołączeń niech Pan nie uruchamia. Z południowej granicy Polski do Węgier to zaledwie 2,5 godziny jazdy. Autokary u nas pan Obajtek, który jako pierwszy przetarł szlak, już zamówił i czekają na sygnał. A czy coś Pan im wydzieli nad Balatonem, to już Pana decyzja. Ale warto i nie za darmo, bo kasy mają jak lodu. Tylko niech Pan uważa z jednym – w przejmowaniu władzy są mistrzami i za dwa lata może mieć Pan problem. A gdyby ktoś zapalczywy o tym zapomniał, to trzeba im przypominać (amnezja to u nich choroba dziedziczna): „Chcecie wracać? Proszę bardzo. Cele na was czekają”. No i niech Pan się nie da wyprzedzić A. Łukaszence, bo PiS mamy jeden, ale za to duży. I warto z Łukaszenką pogadać, bo ma lepsze rozeznanie od Pana, kto jest kim i co ma za uszami. Powodzenia, Panie Premierze Węgier! ZBIGNIEW

Kandydat na prezydenta – wyjątkowy!

Pamiętam, jak podczas Nocy Muzeów w Gdańsku Piotr Kosewski, solista Gdańskiej Kapeli Podwórkowej, miał z zespołem wykonać wiązankę piosenek z okresu drugiej wojny światowej, w tym niezwykle popularny kiedyś utwór „Ciemna dziś noc” w języku rosyjskim. Tę wzruszającą ludzi piosenkę podczas wojny napisał Włodzimierz Agatów, muzykę skomponował Nikita Bogosłowski, a śpiewał ją Mark Berners w filmie „Dwaj żołnierze”, zaś na froncie żołnierzom – Leonid Utiosow. Na język polski genialnie przetłumaczył ją Julian Tuwim. Piotr Kosewski ani tej piosenki, ani żadnej innej nie wykonał… Piosenka mówiąca o uczuciach, rozstaniu, samotności, wzruszała ludzi do łez, gdy słyszeli: „Wiem, iż tę noc Znowu spędzisz do świtu bez snu Przy łóżeczku dziecinnym i znów W oczach łzy, moja miła”. Dyrektor muzeum Karol Nawrocki zabronił jej odśpiewania.

Nie tylko nie wzruszyła go treść, ale uznał ją za „bolszewicką propagandę”. Można nie znać się na muzyce ani na poezji, ale jak można – mając przed sobą proste słowa o ludzkich uczuciach, a za sobą tytuł doktora – dopatrywać się w tekście „bolszewickiej propagandy”? Czy to właśnie nie pachnie bolszewizmem? W latach 2008 – 2017 dyrektorem Muzeum Drugiej Wojny Światowej w Gdańsku był profesor Paweł Machcewicz, człowiek o dużej wiedzy historycznej i szerokich zainteresowaniach. Kierował placówką naukowymi zasadami, starał się obiektywnie ukazywać w muzeum obraz drugiej wojny światowej. Nie podobało się to pisowskiej władzy, więc chciała na tym stanowisku mieć swojego człowieka i uprawiać swoją politykę historyczną. I takiego wypatrzyła: bezpartyjnego, ale sercem i umysłem oddanego partii. Dyrektorem został doktor Karol Nawrocki, od 2009 roku związany z IPN-em. Rzeczywiście zrobił w muzeum porządek, jakiego partia chciała: dyrektora Machcewicza i jego współpracowników zwolniono, dokonano zmian w ekspozycji wystawowej, część eksponatów usunięto, część przemieszczono, w części zastąpiono je nowymi, zgodnie z wytycznymi partii.

W maju 2023 roku na ulicach Olsztyna pojawiły się roznoszone przez młodzież propagandowe, ciemnoczerwone ulotki z napisem: „Szubienice straszą w mieście”, wydane przez miejscowy oddział IPN-u. W pierwszej z nich są wybrane cytaty o działaniach Armii Czerwonej na Warmii i Mazurach: mordowaniu miejscowej ludności, rujnowaniu miast, wywózce wszystkiego, co miało jakąś wartość, grabieżach, napadach, gwałtach. Druga ulotka – ze zdjęciami i cytatami o morderstwach na tutejszej ludności i niszczeniu budynków – poprzedzona jest wstępem prezesa IPN-u dr. Karola Nawrockiego pt. „Piekielne wyzwolenie”, w którym jedno zdanie, końcowe: „Nie ma zgody na zniekształcenie prawdy historycznej”, jest na pewno prawdziwe. Reszta, specjalny dobór przykładów i cytatów, wiadomo, jakiemu celowi służy. Ulotka zawiera treść referatu dr. Krzysztofa Kierskiego pt. „Armia Czerwona na Warmii i Mazurach”, a w nim już w pierwszym zdaniu czytamy: „Wkraczała Armia Czerwona. Żołnierze palili, zabijali, rabowali, robili, co im się spodobało”.

I tak przez cały referat. A wszystko po to, by doprowadzić do zburzenia w Olsztynie pomnika poświęconego żołnierzom radzieckim. W maju 2023 roku w gmachu Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie odbyła się konferencja poświęcona działaniom Armii Czerwonej na Warmii i Mazurach. Wyświetlono film ukazujący niszczenie pomników poświęconych żołnierzom radzieckim. Zebrani wysłuchali dyskusji czterech przewodniczących oddziałów IPN w Polsce oraz referatów wygłoszonych przez dr. Karola Nawrockiego i wojewodę Artura Chojeckiego, który mówił o konieczności likwidacji pomnika poświęconego żołnierzom radzieckim w Olsztynie. Monument ten – mówiono – musi być natychmiast z miejsca publicznego usunięty. Podczas spotkania nie padło ani jedno słowo o zbrodniach hitlerowskich dokonanych na tej ziemi; o zamordowanych Polakach w obozie w Działdowie, o jenieckim obozie w Olsztynku, o więzieniu w Lubawie.

Nie wspomniano o cmentarzu w Braniewie, na którym spoczywa ponad trzydzieści tysięcy oficerów Armii Czerwonej wyzwalających od faszyzmu tę ziemię, ani o ponad czterystu tysiącach polskich robotników wywiezionych z rodzinnych stron i zmuszonych do pracy w Prusach Wschodnich, ani słowem nie wspomniano, iż Xawery Dunikowski, więzień Auschwitz, został wyzwolony przez Armię Czerwoną i był jej wdzięczny za uratowanie życia, ani o tym, iż papież Polak Jan Paweł II najdłużej modlił się nad grobem żołnierzy radzieckich – wyzwolicieli Oświęcimia i innych miast. Na koniec warto zapamiętać, iż nikt nie pytał mieszkańców Olsztyna w sprawie pomnika – decyzję podjął IPN z panem doktorem Nawrockim na czele. E.W.

Czy zasługuje?

Mam poważne zastrzeżenia do tego, czy Pan Nawrocki prezentuje adekwatny poziom moralny, by być prezydentem Polski. Otóż zdarzyło się, jakiś czas temu, iż podczas koncertu w Muzeum Wojny w Gdańsku w repertuarze znalazła się piękna piosenka radzieckiego żołnierza, właśnie z czasów drugiej wojny, pod tytułem „Ciemna dziś noc”. Pan Nawrocki postanowił przerwać koncert, bo – jako patriota polski i na dodatek szef Instytutu Pamięci Narodowej – nie mógł znieść takiego despektu, by śpiewano po rosyjsku! I jeszcze do tego ten radziecki żołnierz! To nic, iż treść utworu mówi o tęsknocie żołnierza za żoną, za małym dzieckiem: „Jakże bym chciał,/Gdy tak płaczesz, scałować te łzy,/Jakże bym chciał/Właśnie teraz przytulić czule” (…)./Ciemna dziś noc,/Step rozdzielił nas czarny i zły/I dlatego nie słyszysz mych słów,/Gdy wiatr świszcze i kule”.

Ta treść, według pana Nawrockiego, zagroziła suwerenności Polski. Ile trzeba mieć w sobie nienawiści, by tak sądzić i by przerywać koncert z tego powodu? Ta nienawiść to groźne uczucie, skoro przetrwało kilkadziesiąt lat. Obawiam się, iż może ono mieć wpływ na pełnienie funkcji prezydenta. Mało tego! Jako iż jest ono zaraźliwe, może być przekazywane dalej. Czy takie przesłanie ma dla nas Pan Nawrocki jako kandydat na najwyższy urząd w państwie? Jestem starym człowiekiem, mam 87 lat. Byłem nauczycielem i wychowawcą przez blisko 50 lat. Pamiętam wiele, między innymi to, z jaką euforią witano wyzwolenie spod niemieckiej niewoli w naszej wsi nad Liwcem. Działo się to w sierpniu 1944 roku. Żołnierze radzieccy kwaterowali u nas aż do grudnia 1944 roku, bo front stanął nad Wisłą.

Byli to w większości prości ludzie, których los rzucił na wojnę i zmusił do opuszczenia rodzin, przyjaciół i bliskich. Jedną z broni, jaka pozwalała im przetrwać w tych trudnych chwilach, były piosenki. A śpiewali pięknie. Kwaterował u nas starszy żołnierz, Kazach. W cywilu był hodowcą owiec i jego światem były właśnie zwierzęta. Nie chciał choćby nocować w domu, ale w oborze, obok krów. Kiedyś dostał list od żony i popłakał się, mówiąc, iż w domu żyje się bardzo kiepsko. Inny radziecki żołnierz, o imieniu Wania, woził mnie na rowerze do kościoła na nauki przed I komunią św. To było prawie 3 kilometry, a ja miałem w tym czasie skaleczoną nogę. Wania, nauczyciel z zawodu, twierdził, iż tak trzeba i iż jest mi to potrzebne (…).

Mam nadzieję, iż Pan Nawrocki jest w stanie zrozumieć, iż tęsknota, żal, wspomnienia bliskich ludzi są niezależne od ustroju, iż to po prostu normalne ludzkie uczucia, szczególnie ważne w trudnych wojennych czasach. Dopatrywanie się niecnych, wrogich treści świadczy o ubóstwie moralnym tego Pana. Pozdrawiam JAN OGONOWSKI

PS Ciekawe, dlaczego podczas Apelu Poległych 11 listopada przed Grobem Nieznanego Żołnierza zapomniano czy też świadomie pominięto polskich żołnierzy walczących na froncie wschodnim? Ani słowa o walkach na Wale Pomorza, o zdobyciu Kołobrzegu, o znaczącym dla Polski fakcie, iż na gruzach Berlina powiewała polska flaga. Chyba nie chce się również pamiętać, iż podczas forsowania Wisły przy próbie pomocy Powstaniu zginęło więcej polskich żołnierzy niż w czasie bitwy o Monte Cassino. Tak ma być?!

Zabrakło instynktu?

Ustawodawca wprowadza coraz to bardziej rygorystyczne przepisy obowiązujące kierowców i jednocześnie podnosi się wysokość mandatów za wykroczenia. Miało to w założeniu zdyscyplinować kierowców i poprawić fatalne statystyki wypadków drogowych, a szczególnie tych najbardziej tragicznych. Niestety, nie ma dnia, aby media nie donosiły o tragicznych wypadkach, w których giną ludzie. Codziennie słyszymy o potrąceniu pieszych na pasach. I tu chciałbym wyrazić swoją opinię. Od wielu lat, między innymi przy pomocy mediów, zwraca się uwagę kierowców, jednocześnie strasząc ich konsekwencjami wynikającymi z coraz bardziej rygorystycznych przepisów, iż pieszy na pasach, a w tej chwili choćby zbliżający się do przejścia, ma bezwzględne pierwszeństwo.

Prym w mediach na ten temat wiedzie pan Marek Konkolewski, były policjant, a w tej chwili ekspert od spraw bezpieczeństwa na drogach. Nieustannie gani i straszy on kierowców, a jednocześnie zapewnia pieszych, iż mają bezwzględne pierwszeństwo i w pobliżu przejść dla pieszych są „świętymi krowami”. Takie „pranie mózgów” doprowadziło do tego, iż ludzie zatracili INSTYNKT SAMOZACHOWAWCZY. Pieszy nie bierze pod uwagę tego, iż kierowca może się zagapić, może go oślepić słońce lub inny samochód, może nie respektować przepisów, może być pod wpływem.

Pieszy, nauczony, iż jest PANEM na drodze, nie upewnia się, iż kierowca się zatrzyma, tylko wchodzi choćby 10 m przed jadącym samochodem. Wchodzą matki z wózkami, wchodzą młodzi w kapturach i z telefonami przy uchu, starsi z laskami. Jestem 70-letnim kierowcą, jeżdżę codziennie, respektuję przepisy i widzę, jak zachowują się piesi. Gdy miałem 7 – 8 lat i chodziłem do szkoły, a musiałem pokonać główną ulicę w mojej dzielnicy, gdy jeszcze choćby nie było pasów dla pieszych ani sygnalizacji świetlnej, rodzice i nauczyciele uczyli dzieci prostej zasady. Przed wejściem na jezdnię popatrz najpierw w lewo, potem w prawo, potem jeszcze raz w lewo i przechodź. Natężenie ruchu, oczywiście, było mniejsze, ale akurat przechodziłem przez dwupasmową drogę, rozdzieloną torowiskiem tramwajowym. Przez 16 lat nie było tam śmiertelnego wypadku. Jestem kierowcą, ale głównie jestem pieszym i mam taką zasadę, którą polecam wszystkim. Stoję jako pieszy przed przejściem i czekam na zielone światło. Gdy się zapali, sprawdzam, czy zatrzymali się kierowcy samochodów. Wtedy dopiero wchodzę. Inni piesi tego nie robią.

Niedawno byłem świadkiem mrożącego krew w żyłach incydentu. Stałem na światłach w towarzystwie trzech osób. Zapaliło się zielone i kobieta natychmiast weszła na przejście, a w tym czasie z dużą szybkością opuszczał skrzyżowanie dostawczak, który wcześniej wjechał na „późnych żółtych”, a opuszczał skrzyżowanie już na czerwonych. Cud, iż nie doszło do tragedii, bo chwyciłem kobietę za rękaw. Zachowanie kierowcy karygodne, ale kobiecie zabrakło instynktu samozachowawczego. Pozdrawiam STANISŁAW RUDZIŃSKI

Читать всю статью